piątek, 25 maja 2018

Rozdział 16

***Zayn***

Siedziałem w salonie, oczekując na powrót Nialla z zakupów. Teraz, gdy o tym myślę, zaczynam odczuwać, że to był błąd. Wysłać Nialla do sklepu? Okej. Horan to nie dziewczyna, więc nie musi spędzać w nim kilku godzin na wybieraniu pasującej torebki do butów i sukienki, które zdążyła już dobrać. A przynajmniej z tego co wiem, nie jest dziewczyną... Ale wysłać Nialla do sklepu po jedzenie? Z dużym naciskiem na jedzenie rzecz jasna. Inna sprawa. Kupi o wiele więcej niż było zamierzone, a za nim dojdzie do domu, wszystko będzie już zjedzone. Następnym razem to ja idę na zakupy, bo w końcu nic się od razu z Emily nie stanie, jak na moment wyjdę z domu...
Wypowiadając to w swoich myślach, usłyszałem trzask tłuczonego szkła. Huk wyraźnie dochodził gdzieś z góry. Co to mogło być? Skoro ja jestem na dole, Horan jeszcze nie wrócił, cała reszta domowników leci obecnie samolotem to... O, cholera!
Natychmiast podniosłem swoje cztery litery i biegiem ruszyłem w stronę, z której niedawno zabrzmiał tajemniczy dźwięk. Po części bałem się rozwiązać tę tajemnicę, ponieważ poczułem jakiś dziwny dyskomfort i niepokój.
Wbiegłem schodami na górę i od razu skierowałem swoje kroki do pokoju zamieszkiwanego przez siostrę Liama. Gwałtownie wparowałem do pomieszczenia, ale już po sekundzie zdałem sobie sprawę, że było ono puste. Wzrok pokierowałem na kolejne drzwi, prowadzące do łazienki, z której dochodziły pojedyncze, ciche odgłosy. Pewnym krokiem przeszedłem odległość dzielącą mnie z łazienką. Gdy przystanąłem, wyciągnąłem rękę, aby otworzyć drzwi.
Nagle serce zaczęło mi szybciej bić, a dłonie pocić. Do końca nie rozumiem, co się wtedy ze mną działo, ale było to jakieś dziwne uczucie. Moje serce galopowało i w pewnym momencie myślałem, że zaraz wyskoczy mi z piersi, a adrelina szumiała w uszach.
Niepewnie nacisnąłem na klamkę i prawie bezszelestnie uchyliłem wejście. To co zobaczyłem przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Tak jak wcześniej serce biło z prędkością światła, tak teraz praktycznie stanęło. Po prostu wryło mnie w podłogę i nie mogłem zrobić ani jednego kroku. Przez cały czas miałem tylko nadzieję, że za moment ktoś wyskoczy mi zza pleców i krzyknie "mamy cię!". Niestety rzeczywistość była inna.
- Kurwa! - wyrwało mi się z ust, gdy przekroczyłem próg łazienki.
Na podłodze leżała cała zakrwawiona Emily z ogromną raną na ręce. Wokół niej leżało pełno maleńkich odłamków szkła i sporej wielkości rozbite lusterko. Nie patrząc na niebezpieczeństwo skaleczenia się, dobiegłem do dziewczyny.
- Hej, Emily, słyszysz mnie? Odezwij się - mówiłem do niej, ale wydawała się być nieprzytomna. - Nie odpływaj. Zostań ze mną. Błagam!
- Zayn? - powiedziała ledwo słyszalnie. Nie byłem nawet do końca pewny, czy się nie przesłyszałem, ale gdy poczułem ruszające się ciało na moich dłoniach, upewniłem się, że to jednak prawda. Swoją drogą, dopiero w tamtej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że trzymam brunetkę w ramionach. Wszystko działo się tak szybko, że ani trochę nie zwracałem uwagi na swoje poczynania, ponieważ nie miałem na to czasu. Teraz liczyła się tylko krwawiąca Emily.
- Hej, Emily, patrz na mnie. Nie zamykaj oczu - przemawiałem do niej spokojnym głosem mimo to, że w środku aż buzowałem od targających mną emocji.
- Ja jestem w niebie? - Kolejny raz się odezwała przestraszona, ale też jakby lekko uradowana? Co to ma znaczyć?
- Oczywiście, że nie. Żyjesz normalnie z nami wszystkimi na ziemi - odpowiedziałem jej. Czyżby na jej twarz wkradł się grymas? Nic z tego nie rozumiem.
- A już myślałam, że problemy się rozwiązały... - burknęła pod nosem sama do siebie.
- Słucham? Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że... Japierdole... Dziewczyno, co ty chciałaś najlepszego zrobić? - zacząłem trochę panikować. Kto wie, co by się stało, gdybym nie usłyszał tego hałasu. Na całe szczęście już tu przy niej jestem.
Gdybyś sam z siebie przyszedł sprawdzić czy na pewno z nią w porządku, to do niczego by nie doszło. Ale nie... Bo po co?
Skąd miałem wiedzieć? Bardzo mi przykro, ale nie mam żadnego wykrywacza samobójców.
Wystarczyłoby się nią odrobinę zainteresować. Liam ci zaufał, a ty co?
O cholera... Co Liam na to powie?
A może najpierw byś tak sprawdził, co sama Emily na to powie?
Fakt, dobry pomysł.
- Emily, spójrz na mnie. Nie zamykaj oczu. Emily... - mówiłem, ale jej drobne ciało jedynie stawało się coraz bardziej obezwładnione. I co teraz? - Dobra, dzwonię po karetkę.
To jedno pierdolone zdanie było jak kubełek zimnej wody. Dziewczyna od razu podniosła powieki, dzięki czemu mogłem zauważyć jej rozszerzone źrenice.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Żadnych karetek - broniła się. Tylko dlaczego?
- Muszę zadzwonić, bo krwawisz. To szkło musiało przeciąć żyły. Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.
- Proszę, nie. Bo przyjadą faceci, a oni gw...
- Niech ci będzie - przerwałem jej wypowiedź.
Widziałem, że każde słowo wypowiadała z coraz większym trudem, a ja nie miałem czasu na kłótnie. Musiałem zacząć działać. Nareszcie nauka pierwszej pomocy mogła się przydać.
Złapałem za pierwszy lepszy ręcznik wiszący obok na wieszaku i stworzyłem z niego opaskę uciskową na zranioną rękę. Owinąłem materiał i mocno uciskałem prawą dłonią. Natomiast lewą wyjąłem komórkę z kieszeni i napisałem pospiesznego sms-a do Nialla.

Wstąp dodatkowo do apteki i kup wodę utlenioną, gaziki i jakiś bandaż. Wracaj jak najszybciej.

Odłożyłem telefon na podłogę, ale kilka sekund później zawibrował. Okazało się, że to blondyn odpisał, więc szybko odczytałem wiadomość i schowałem komórkę spowrotem do kieszeni spodni.

Coś się stało?  Będę za 10 minut.

- Halo, mów do mnie - odezwałem się, kiedy spostrzegłem, że brunetka ponownie zamknęła oczy.
- Nie mam siły - jęknęła cichutko.
- Musisz mieć siłę. Dasz radę. Tylko cały czas patrz na mnie. Prosto w oczy. Nie zasypiaj. Zaraz się tobą porządnie zajmę.
Pozycja, w której siedziałem, zrobiła    się niesamowicie niewygodna, dlatego postanowiłem ją zmienić. Zamiast przykucania, uklęknąłem i położyłem sobie na kolanach głowę brunetki, nieustannie ściskając rozcięcie. Wolną dłonią, dla uspokojenia, głaskałem ją po włosach. Co najdziwniejsze, wcale jej to zbytnio nie przeszkadzało. Czy ona nie powinna się mnie bać i uciekać?
Ciebie się nie boi.
Jak to możliwe?
Nie mnie pytaj.
Nagle z dołu dało się słyszeć tupanie nóg.
- Zayn? Gdzie jesteś? - wydarł się Horan.
- W pokoju Emily. Pospiesz się - odkrzyknąłem.
Kroki stawały się głośniejsze, aż w końcu moim oczom ukazał się zdyszany Niall, trzymający buteleczkę i jakieś pudełka.
- Powiesz mi w końcu łaskawie, co się st... - Nie dokończył, ponieważ dopiero zdał sobie sprawę z obecności siostry Liama i stanu w jakim się znalazła.
- O co chodzi? - Emily postanowiła sprawdzić, co się dzieje i powolnie rozejrzała się wokół siebie. Niestety okazało się, że nadal nic się nie zmieniło i byłem jedynym przedstawicielem płci męskiej, który jej nie przeraża. W jej oczach dostrzegłem rysujący się strach i... ból? Oznaczało to tylko jedno. Kolejny atak furii. - Nie! Nie! Ja nie chce! Zostaw mnie! - Zaczęła się szarpać i wyrywać, a po jej policzkach spływały pojedyncze łzy.
- Niall, zostaw mi to wszystko, o co prosiłem i zostaw nas samych. Wyjdź do jej pokoju. Tam do ciebie przyjdę - poprosiłem.
Chłopak rzucił mi wspomniane przeze mnie przedmioty i bez słowa się wycofał. Chociaż coś poszło łatwo.
Szloch Payne się wzmagał, więc nie zastanawiając się, po prostu przytuliłem ją do siebie. Początkowo biła pięściami w moją klatkę piersiową, ale gdy zacząłem pocierać jej plecy dłonią, jak na zawołanie się uspokoiła. Spokojnie chlipała mi w ramię, przywierając do mnie mocniej. Czy ja znowu ją przytuliłem?
Dokładnie tak.
Co się ze mną dzieje?
Myślę, że w tym momencie powinieneś się zainteresować, co się dzieje z tą małą istotką, znajdującą się w twoich ramionach, a nie sobą. A w szczególności tą krwią, która powoli przemacza twoje ubrania.
Co?
Spojrzałem na siebie i zobaczyłem na ciuchach sporawą, czerwoną plamę. Nosz kurwa mać! Dobra, trudno. Mam teraz inne rzeczy na głowie.
Wziąłem buteleczkę leżącą tuż za mną na podłodze i opakowanie gazików. Oderwałem od swojej szyi rękę brunetki, aby móc swobodnie oczyścić ranę. Polałem rozcięcie wodą utlenioną, a Emily natychmiast poderwała się i próbowała wyszarpnąć się z mojego uścisku. Na szczęście trzymałem ją w ramionach dosyć mocno, więc nie miała żadnych szans. Syknęła najprawdopodobniej z powodu szczypania, ale zignorowałem to. Naważyła sobie tego piwa, to niech je teraz wypije. Mogła nie chcieć się zabić... To jest zjebane.
Kiedy skończyłem przemywać ranę, wylałem trochę cieczy na gazik i delikatnie przyłożyłem go do jej skóry w celu starcia zasychającej krwi. Po skończeniu tej czynności wyciągnąłem z ostatniego pudełka bandaż, którym obwiązałem wszelkie miejsca, z jakich popłynęła krew.
- Gotowe - oznajmiłem. - Rana wcale nie była taka ogromna i nie przecięłaś żył. Gdyby tak było, wykrwawiłabyś się na śmierć. Twoje przerażenie jedynie to wyolbrzymiło. A teraz trzeba tu posprzątać.
Wziąłem dziewczynę "na pannę młodą" i razem z nią podniosłem się z podłogi. Przeszedłem przez łazienkę i odstawiłem samobójczynię na deskę klozetową.
- Posiedź tu chwilę - zwróciłem się do niej, a następnie opuściłem pomieszczenie.
- I jak? - Niall od razu poderwał się na równe nogi.
- Jak na razie nic. Oczyściłem rany, a teraz przyszedłem po jakieś ciuchy dla niej na zmianę. Tamte już raczej nie nadają się do noszenia.
- A co się tak dokładnie stało? - dopytywał.
- Jeszcze nie wiem - westchnąłem. - Ale się dowiem.
- Trzeba zadzwonić do Liama.
Właśnie! Zupełnie zapomniałem o Liamie. Tylko czy to dobry pomysł, żeby do niego dzwonić?
No na żywo mu w obecnej sytuacji nie powiesz. No chyba, że posiadasz moc teleportacji.
Będzie się tylko niepotrzebnie martwił.
Przypominam ci, że to jego siostra.
Popsuję mu tym wyjazd.
Ma prawo o tym wiedzieć.
Będzie chciał jak najszybciej wrócić.
To jego decyzja.
Wszystko już opanowane, więc nie ma takiej potrzeby. Opowiem mu, kiedy wróci, a teraz muszę kontynuować zajmowanie się Emily.
- Dajmy Liamowi w spokoju odpocząć na wakacjach. Po powrocie mu to przekażemy.
- To jego siostra, więc powinien wiedzieć. - No nie! Kolejny!
Hehe.
Przymknij się!
- No i się dowie. - Zrobiłem pauzę. - Tylko, że później.
- Skoro tak uważasz... - Blondyn nadal wydawał się niepewny, ale niechętnie przystał na moją propozycję.
- Poszedłbyś po jakąś miotłę i mopa? Trzeba tam posprzątać. Wszędzie leżą kawałki szkła.
- Jasne, zaraz wracam.
- Gdyby mnie tu nie było, to zapukaj do łazienki - uprzedziłem i zabrałem się za szukanie jakiś ubrań dla dziewczyny.
Przejrzałem całą szafę i znalezienie czegoś nie było trudnym zadaniem. Na półkach prawie nic nie było, więc wybrałem pierwszy lepszy czarny dres i go wyjąłem. Ponownie wróciłem do Emily, która, na szczęście dla niej, siedziała dalej w miejscu, gdzie ją zostawiłem.
- Masz. - Rzuciłem jej przyniesione przeze mnie odzienie. - Umyj się trochę z tej krwi i przebierz. Jak to zrobisz, przyjdź do swojego pokoju. Będę tam na ciebie czekał. Tylko bez żadnych numerów. - Pogroziłem jej palcem i bez słowa wyszedłem.
- Przyniosłem wszystko. Mam coś jeszcze zrobić? - Do pokoju powrócił Horan z z przyborami do czyszczenia.
- Dzięki, stary. Teraz jak się przebierze, chciałbym z nią na spokojnie porozmawiać i wyjaśnić całą tę sprawę.
- Spoko, rozumiem. Zostawię was samych, bo mnie by się tylko wystraszyła. Może zabiorę się za ten obiad, skoro nie mam nic lepszego do roboty?
- Byłbym ci wdzięczny.
- Co mam zrobić?
- Ugotuj makaron do spaghetti, pokrój pomidory i zetrzyj trochę sera żółtego. Resztą zajmę się sam - wyliczałem.
- Powodzenia - rzucił na odchodne i opuścił pokój.
Za to na jego miejscu pojawiła się młoda Payne.

***Emily***

- Już jestem - odezwałam się do niego, od razu po wyjściu z łazienki. - Powiesz o wszystkim Liamowi? - Walnęłam prosto z mostu.
Od samego początku martwiłam się o to. Wiedziałam, że w ten sposób popsułabym mu wakacje. Nie chciałam tego. A już w szczególności, żeby ucierpiała na tym Danielle. W pełni zasłużyła na ten wyjazd, a ja czułabym się jak gówno, gdybym to spieprzyła. W końcu przez cały czas była dla mnie miła i po raz pierwszy w życiu ktoś zainteresował się tym, co ja myślę, zamiast decydować za mnie i stawiać przed faktem dokonanym. To niezwykle fajne uczucie.
- A chcesz, żebym mu powiedział? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
No chyba gdybym chciała, to bym nie pytała, co nie? Zayn, jest coś takiego jak mózg i logiczne myślenie. Radziłabym ci się z nimi zaprzyjaźnić.
- Wolałabym nie... - przyznałam szczerze.
Wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha, ale zawsze warto spróbować.
- Więc nic mu nie powiem. Buzia na kłódkę. - Mówiąc to, udawał, że zapina niewidzialny zamek na swoich ustach, a moje wargi mimowolnie wygięły się w delikatny łuk.
- Dziękuję. - Skuliłam się.
Od kiedy ludzie biorą pod uwagę moje zdanie? Pewnie robią to tylko z litości. No tak... A ja głupia myślałam, że ich obchodzę. Może jednak szkoda, że Zayn mnie uratował, bo tak przynajmniej nie musieliby się ze mną użerać. Świetnie wiem, że Malik od pierwszej chwili, gdy się poznaliśmy, nie polubił mnie i nigdy nawet nie próbował tego ukryć. Dlatego logiczne, że musi to robić z litości. Innej opcji tu nie widzę.
- Siadaj, musimy chyba szczerze porozmawiać...

———————————————————

Witajcie! :)
Dzisiaj taki super dzień, więc wstawiam (nie)super rozdział.
Miał być inny, a moja początkowa koncepcja jak zawsze poszła w las. Jest be, jest zły i kompletnie mi się nie podoba.
Jak myślicie, Emily wyjawi prawdę Zaynowi?
A teraz chciałabym podsumować sondę.
Niall - 7
Zayn - 2
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy oddali swój głos.
Od razu mówię, że od samego początku miałam przemyślane kto wygra zakład, a ta sonda nie wpływa na moją decyzję ;)
Widzimy się dzisiaj wieczorem u Was pod rozdziałami.
Następny za tydzień w piątek!
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Buziaki💋

sobota, 19 maja 2018

Rozdział 15

***Zayn***

- Tooo... - zaczął Niall. - Idziemy na plac?
W tym momencie mentalnie strzeliłem sobie otwartą dłonią w ryj. Boże, czy ty to widzisz?
Tak, widzę. I miło, że się tak do mnie zwracasz, ale wystarczy "lordzie".
Chyba sobie kpisz. Jest tylko jeden jedyny sposób, w jaki mógłbym się do ciebie zwracać, a brzmi on: "wkurwiające gówno siedzące w mojej głowie".
I ktoś taki ma problem do Emily?
Ale ja nie mam żadnego problemu do Emily. Po prostu jej nie lubię. Tak ciężko to zrozumieć?
Tego się nie da zrozumieć.
A co? Myślenie jest zbyt wymagające jak na twój mały móżdżek?
Nie wiedziałem, że tak bardzo lubisz prawić sobie komplementy. Chociaż mogłem się tego domyślać po twoim wysokim ego.
Jakie komplementy? Co ty pierdolisz?
No w sumie masz rację. Komplement to raczej nie był. Aż dziwne, że twoje ego na tym nie ucierpiało.
Że niby co?
Powiedziałeś, że masz mały móżdżek, prawda?
Nie, nie prawda. Powiedziałem, że ty masz mały móżdżek. - Postawiłem duży akcent na słowo "ty", aby do tego bezmózga w końcu dotarło, co do niego mówię.
Tylko, że ja jestem tobą. Więc biorąc to na logikę... Skoro ja jestem tobą, a ja mam mały móżdżek to oznacza to, że ty również masz mały móżdżek. Czy jest to może zbyt trudne do pojęcia dla ciebie?
Ha ha ha, bardzo śmieszne. Normalnie boki zrywać.
A ty se zrywaj co chcesz.
Spierdalaj. Wolę porozmawiać z Niallem. Przynajmniej on jest normalny.
Ja bym nie był tego taki pewien.
Racja... Ale Niall przynajmniej jest człowiekiem. Moim przyjacielem.
- Niall, brachu. Nie pamiętasz, co mówił Liam? Nigdy mamy nie zostawiać Emily zupełnie samej w domu. Możemy wychodzić tylko pojedynczo - wytłumaczyłem mu.
- Ale obiecałeś mi, że pójdziemy na plac zabaw... - Czy on kiedyś dorośnie? Chyba nie doczekam takiego momentu. - Miałeś pokręcić mnie na kręciołku.
- A ty obiecałeś Liamowi, że się dobrze zaopiekujesz Emily - przypomniałem mu.
- Czemu tylko ja? Ty także mu to obiecałeś. - Niestety. I to był mój błąd.
Pomoc przyjacielowi nazywasz błędem?
A ty znowu zaczynasz? Zajmij się w końcu czymś innym. Nie masz nic lepszego do roboty niż zatruwanie mi życia?
Wierz mi, że nie. Obecnie jest to moja ulubiona atrakcja.
Oj, zaraz będziesz miał atrakcję. Jak ci przyłożę, to dopiero będzie zabawa.
I jak niby chcesz to zrobić?
Jeszcze nie wiem, ale...
Ale się dowiem?
Ale coś wymyślę.
Myślenie to chyba nie jest twoja mocna strona, więc lepiej się za to nie bierz.
A idź pan.
- Tak, owszem, ja też. Zajmiemy się nią razem.
- Będziemy najlepszymi niańkami pod słońcem! - krzyknął Horan i aż podskoczył z wrażenia. Szkoda tylko, że ja nie podzielałem jego entuzjazmu.
Od kiedy pamiętam, pomiędzy mną a Emily był jakiś zgrzyt. Od pierwszej chwili, gdy ją poznałem, nie polubiłem jej. Sam nie wiem czemu. Po prostu jej sposób bytu był tak irytujący, że nie potrafiłem wytrzymać w jej towarzystwie. Zawsze sztywna pani idealna. Zachowywała się jakby miała kija w dupie.
A może wcale jej nie znałeś?
Znałem, przecież przyjeżdżaliśmy tam wiele razy.
No właśnie... Ty ją znałeś, ale nie poznałeś. I tu jest pies pogrzebany.
A co to za różnica?
Ogromna.
- Tak więc najlepsza niańko pod słońcem, trzeba ugotować jakiś obiad dla Emily - powiedziałem.
- Tak jest, sir - Niall stanął na baczność, po czym zasalutował jak jakiś marny żołnierzyk. - Tylko co przygotujesz?
- Jak to "co ja przygotuję"? - zapytałem. - To ty tu jesteś od jedzenia.
- Ja jestem od pochłaniania jedzenia, a nie przygotowywania jedzenia. - Puścił mi oczko, mówiąc to.
- Może i racja. Gdybyś ty miał robić posiłki, to zanim byś w ogóle skończył gotować, żarcia już by nie było. - Zaśmiałem się. Oczywiście nie dlatego, że był to żart, lecz dlatego, że to cała prawda. Zbyt dobrze znam Niallera, żeby tego nie wiedzieć.
- A jak już mówimy o jedzeniu... - Ech, zaczyna się. - Zjadłbym coś.
- Przecież dopiero co wpieprzałeś zapiekankę.
- Ale to już było dawno temu - zbulwersował się. No tak. Jeżeli Horan nie zjadł czegoś od ostatnich pięciu minut to zaczyna się robić nerwowy. No, bo jak to tak nie jeść od pięciu minut. Skandal!
- No głodzą tu biednego Niallerka, oj biedactwo nasze.
Chciałem go jeszcze bardziej wkurzyć, więc zacząłem głaskać po włosach. Natychmiast strzepnął moją dłoń i obrażony założył ręce na klatce piersiowej.
- Tak rozmawiać nie będziemy. Teraz to ja wychodzę i ja nie wiem kiedy wrócę. - Ruszył niezadowolony w kierunku kuchni, mamrocząc coś pod nosem.
- A co jeśli zrobiłbym spaghetti na obiad? - krzyknąłem za nim.
- Bolognese? - wychylił się zza ściany.
- Tylko takie mniej więcej umiem.
- To bierz się za gotowanie.
Podbiegł do mnie i popychał mnie rękoma do kuchni.
- Niestety jest jednak jeden problem.
- Jaki? - przestraszył się.
- Nie mam odpowiednich składników - powiedziałem. - Z samych chipsów, kabanosów i jogurtów raczej spaghetti nie powstanie.
- No jak to nie? Kabanosy zastępowałyby makaron, a sos byłby zrobiony z jogurtów i chipsów. - Czasem myślę, że Niall nie może wymyślić głupszego pomysłu niż te, które już zrealizował. Jednak potem przychodzi taki moment, że słyszę coś takiego i... Brak słów.
- Ohyda. Nigdy w życiu bym czegoś takiego nie zjadł. Mam odruchy wymiotne, gdy tylko o tym pomyślę, a co tu dopiero mówić o zjedzeniu. To już chyba babeczki z surową marchewką, które wymyśliliście z Louisem były normalniejsze niż to. - Od razu sobie przypomniałem smak tamtych babeczek i prawie się zerzygałem.
- Gdybyśmy nie dali do każdej babeczki połowy marchewki to wcale nie byłyby takie okropne... - Ta... Na pewno. Spojrzałem na niego przenikliwie, dlatego dodał - No dobra, byłyby. Co nie zmienia faktu, że takie spaghetti mogłoby być smaczne.
- Puściłbym pawia od samego patrzenia na to - skwitowałem.
- E tam, wybredny jesteś. Ja bym posmakował.
- Naprawdę? - dopytałem.
- Naprawdę.
- Okej, a założysz się? - Uniosłem lekko brew wyzywająco.
- O co? - zaciekawił się i skrzyżował ramiona.
- Jeżeli zjesz cały talerz takiego spaghetti, które ci zrobię, to wygrywasz. Ale jeżeli nie uda ci się zjeść całości, to ja wygrywam.
- Co czeka przegranego?
- Hmm o tym jeszcze nie pomyślałem. - Zacząłem się intensywnie zastanawiać, przeczesując włosy. - Wiem! Przegrany będzie musiał wykonać zadanie przydzielone mu przez Louisa. - Lou wymyśla zawsze najgorsze zadania, dlatego będzie to idealna kara.
- Zgoda. - Wysunąłem ku niemu dłoń, którą on złapał i potrząsnął w geście przyjęcia wyzwania. - Tylko, że nie ma tu obecnie Louisa. Wyjechał z Eleanor, Danielle i Liamem.
- Więc wykonamy wyzwanie, kiedy wrócą. Im więcej widzów, tym lepiej. A teraz idź do sklepu i kup makaron do spaghetti, puszkę pomidorów i ser. Reszta składników powinna się gdzieś znaleźć.
- A nie możemy pójść razem? Po wyjściu za próg domu, wszystko za zapomnę - marudził. Tak to jest poprosić kogoś o coś...
- Przypomnę ci po raz kolejny, że nie możemy zostawić Emily samej.
- Niech ci będzie. Kupię przy okazji coś na deser - zaproponował. - Idę, pa.
- Na razie!
Po chwili usłyszałem trzask drzwi wyjściowych, a w następnej kolejności pisk opon samochodu blondyna.
No to wreszcie jestem sam.
No tak nie do końca.
Ciebie nie zaliczam do grona ludzi.
A Emily też nie zaliczasz do tego grona?
Kurwa, zapomniałem o niej. Zapewne powinienem sprawdzić co u niej, ale nie chce mi się. Później pójdę. Przecież co by się mogło stać?

***Emily***

- Będziemy najlepszymi niańkami pod słońcem! - doszedł do mnie krzyk Nialla z salonu, do którego akurat miałam zamiar wejść.
Nudziło mi się samej w pokoju, po tym jak Danielle mnie opuściła. Udało mi się już doliczyć do kilkunastu tysięcy, więc uznałam, że dosyć tego. Do odważnych świat należy, dlatego postanowiłam opuścić "moje" skromne królestwo i zejść do salonu. W końcu nie będę do końca życia siedziała na dupie w pokoju i liczyła cyfr. Jednak po usłyszeniu takich słów, nie jestem pewna czy był to taki świetny pomysł. "Moje niańki". To strasznie brzmi. Tak jakbym była jakaś niepełnosprytna i musiała mieć opiekunki dwadzieścia cztery na dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ja nie jestem jakaś upośledzona. Jestem tylko nienormalnym człowieczkiem, którego ktoś niedawno wyciągnął z psychiatryka po tym jak został zgwałcony przez - już byłego - chłopaka. To znacząca różnica.
- Tak więc najlepsza niańko pod słońcem, trzeba ugotować jakiś obiad dla Emily. - Tym razem odezwał się Zayn.
Nie podoba mi się taka nazwa. "Niańka". To brzmi tak, jakby robili to z przymusu. Nie chcę być dla nikogo ciężarem.
- Tak jest, sir - zasalutował Horan, podskakując jak jakiś pajac. Pajac, którym oczywiście był.
W jednej chwili moje nogi z niewiadomego powodu same ruszyły się z miejsca. Po prostu biegłam przed siebie, nie zważając na nic aż do momentu, w którym znalazłam się spowrotem w "swoim" pokoju. Kompletnie nie panowałam nad sobą i swoimi ruchami. Przez te dosłownie parę sekund byłam w jakimś dziwnym amoku. Mózg i rozum nie porozumiewał się ani trochę z nogami, które mimowolnie powędrowały jak najdalej od tamtego pomieszczenia, jak najdalej  od tamtych ludzi, jak najdalej od życia.
A może to był znak? Znak, że życie nie jest dla mnie? Że nie pasuje do tego otoczenia i tylko wszystkim tu zawadzam? Dodaję im jedynie kolejny problem, których pewnie mają pełno. Dobrodusznie mnie tu zabrali, dając luksusy i świetną opiekę.
A może Christopher miał rację? Zasłużyłam sobie na to, jak mnie potraktował. Jestem zwykłym śmieciem, który w ogóle nie zasługuje na to by żyć. Bóg stworzył mnie chyba, bo mu się nudziło i chciał mieć kogoś, z kogo będzie mógł się pośmiać. Taki kozioł ofiarny. Los sobie ze mnie kpi i robi żarty. Najwyraźniej taka rozrywka. Zepsujmy życie Emily jeszcze bardziej. Będzie śmiesznie. Będzie bardzo fajnie, gdy sprowadzimy ją na samo dno.
Przykro mi, ale nie. Ja mam już tego dość. Znajdźcie sobie kogoś innego do maltretowania, bo ja wychodzę z gry. Nie mogę tak dłużej. Nie chcę być dla "bliskich" ciężarem i nie mam zamiaru siedzieć im na utrzymaniu. Weszłam im z brudnymi buciorami do życia, rujnując ich codzienność. Trzeba to ukrucić.
Skierowałam się prędkim krokiem do łazienki. Z szafki wyjęłam wzorzystą kosmetyczkę, gdzie ostatnio widziałam małe lustereczko. Odszukałam dany przedmiot i wyjęłam go z materiału.
Wystarczy go jedynie rozbić, aby wszystko się zmieniło. Wystarczy kilka kresek, które zakończą moje cierpienie i zabiorą mnie w lepsze miejsce, równocześnie ułatwiając innym dalszy żywot oraz zabierając kłopot. Te głupie kilka kresek może wszystko rozwiązać.
Bo taki pasożyt jak ja nie zasługuje na życie...
Nawet nie spostrzegłam, że z moich oczu płyną potoki gorzkich łez, uniemożliwiając mi dokładne widzenie. Cały obraz powoli mi się zamazywał, a ja ściskałam w dłoni małe, gówniane lusterko, od którego zależało moje być albo nie być.
Gdy tak płakałam, mój umysł powoli trzeźwiał, a emocje się ze mnie ulatniały.
Co ja chciałam zrobić? Śmierć nie jest rozwiązaniem. Będę dalej walczyć, ponieważ Emily Payne nigdy się nie poddaje. Będę żyła i specjalnie wkurzała wszystkich wokół swoim istnieniem. A co mi tam.
A może jednak nie zasługuję na życie i powinnam zniknąć? Przynajmniej nie musiałabym więcej cierpieć.
Tak intensywnie rozmyślałam, że na chwilę się wyłączyłam z rzeczywistości, a trzymane przeze mnie lusterko wyślizgnęło mi się z rąk, spadając na umywalkę. Przedmiot całkowicie się roztrzaskał, a miliony odłamków szkła utknęły w mojej skórze, rościnając ją. Wszędzie pojawiła się ściekająca obfitymi stróżkami krew. Białe kafelki zamieniały kolor na czerwony, a ubrania doszczętnie przemakały od zalewającej wszystko cieczy. Zaczęło robić mi się słabo, a oczy spowijała przerażająca ciemność.
No to chyba los sam zadecydował i podjął za mnie decyzję...

———————————————————

Witajcie, kochani! :)
Na początku mówię, że nie jest sprawdzony!
Jest mi strasznie głupio, ponieważ to jest mój pierwszy raz, kiedy się nie wyrobiłam, a rozdział nie pojawił się na czas. Chciałabym was za to przeprosić, ale wynika to z mojej ostatniej ciężkiej sytuacji. Mam jednak nadzieję, że więcej się to u mnie nie powtórzy.
Rozdział jak zawsze początkowo miał być inny, ale wyszło jak wyszło. Mimo to wyjątkowo jestem z niego zadowolona i podoba mi się. Jest o wiele za krótki, ale to szczegół. ;)
Jak myślicie, kto wygra zakład? Niall czy Zayn? Robimy sądę! Proszę, aby każdy w komentarzu napisał swojego faworyta. Pod następnym rozdziałem podsumuję wyniki. Jestem ciekawa waszych opinii. :)
Mam nadzieję, że nikt mnie nie ukatrupi za Emily.
Kolejny za tydzień w piątek i jedziemy z tym koksem.
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Miłego tygodnia!
Buziaki💋

piątek, 11 maja 2018

Rozdział 14

***Zayn***

- Czego chcesz, Kendall?
Odebrałem tylko dlatego, że to babsko dzwoniło do mnie już siódmy raz i nie chciało przestać. Jeżeli ktoś odrzuca kilkakrotnie połączenie to chyba oznacza, że nie chce z tobą rozmawiać. Czy to tak ciężko zrozumieć?
Dla kogoś kto ma mózg wielkości orzeszka tak.
Japierdole... Ty znowu?
Stęskniłeś się?
Ani trochę. Ostatnio pojawiasz się w mojej głowie o wiele częściej. To zaczyna być przerażające.
Co jest przerażające? To, że gadasz sam ze sobą w swoim umyśle?
Nie. To, że gadam z jakimś nawiedzonym czymś w moim umyśle, które uważa się za mnie.
Ale ja jestem tobą.
Gdybyś był mną, myślałbyś jak ja.
To nie jest moją rolą.
Myślenie nie jest twoją rolą? Nie martw się, wiele osób ma z tym problem.
Myślenie tak jak ty nie jest moją rolą. Ja mam być twoim głosem rozsądku.
Rozsądku? Gdzie tu rozsądek? Jak na razie pleciesz tylko jakieś farmazony.
Ja plecę farmazony? To ty nie słuchasz swojej rozmówczyni, która wygłasza swój monolog do słuchawki. Dziwne, że uszy ci jeszcze nie odpadły.
Chwila... Co? Zawsze mnie zagadujesz w momencie, kiedy powinienem kogoś słuchać. O! A teraz to się już nie odezwiesz? Nie masz już nic do powiedzenia? A co to się stało? Myślałem, że zawsze musisz wszędzie dorzucić te swoje cholerne trzy grosze. Co tak zamilkłeś? No halo.
Przymknij się wreszcie i słuchaj tej dziuni, z którą rozmawiasz przez telefon.
A właśnie. Zupełnie o niej zapomniałem. To pewnie dlatego, że ktoś taki jak ona nie zasługuje na moją uwagę.
Kendall Jenner to najlepsza przyjaciółeczka Gigi. Moja, teraz już była, dziewczyna z pewnością się jej poskarżyła i z tego właśnie powodu do mnie dzwoni. Zapewne ma zamiar na mnie nakrzyczeć, że jaki to ja jestem zły i jak mogłem zerwać z Hadid, a potem spróbować mnie z nią na nowo spiknąć. Są dokładnie takie same. Dwie piękne modelki zwracające uwagę tylko na wygląd i kasę.
- Zayn! Zayn! No, Zayn, halo! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Odezwij się ty, dupk... - Ups, chyba rzeczywiście powinienem posłuchać, co ona do mnie gada. A przynajmniej wypadałoby.
- No przecież jestem. Czego się drzesz? Powtórz wszystko jeszcze raz - odezwałem się do niej po raz pierwszy. Miałem już dość jej wrzasków. Bębenki w moich uszach też.
- Ha! Czyli jednak mnie nie słuchałeś. - No co ty. Serio? To żeś Amerykę odkryła...
- Po prostu nic nie zrozumiałem z tego twojego jazgotu. - Albo i nie słuchałem, bo mam cię w dupie, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. - Dlatego jeszcze raz zapytam i nie mam zamiaru się więcej powtarzać. Czy szanowna pani byłaby na tyle łaskawa i powtórzyła to, co powiedziała przed chwilą, kurwa? - Ostatnie słowo dodałem na wszelki wypadek, żeby nie wyszło tak kulturalnie. Jeszcze pomyślałaby sobie, że jestem dla niej miły i ją lubię, a co gorsza mogłaby pomyśleć, że mnie to obchodzi i ja ją błagam.
- Skoro tak ładnie prosisz. - Tego się właśnie obawiałem. - Mówiłam, że Gigi przed chwilą do mnie dzwoniła i chciałam...
- Nie interesuje mnie, co chciałaś - przerwałem jej. - Zerwałem z nią definitywnie. Na pewno do niej nie wrócę, więc się nie trudź.
- Ale...
- Nie chcę słuchać twojego marudzenia, jasne? - kontynuowałem, nie dając dziewczynie dojść do słowa. Cokolwiek planowała mi powiedzieć, nie było już moją sprawą. - Nie wiem, czy twoja kochana przyjaciółeczka opowiedziała ci całą prawdę, dlatego na wszelki wypadek ja to zrobię. Nie zdradziłem jej i nie przestałem jej kochać. - Przecież nie można przestać kochać kogoś, kogo się nie kocha.
Sprytnie.
No wiem. Dziękuję za uznanie.
- Gigi mnie okradła i próbowała jeszcze okłamywać. Przez ten jebany cały czas naszego związku wykorzystywała mnie. Łóżko wszystkiego nie wynagrodzi. To koniec.
- Ale ja nie...
- Ta rozmowa nie ma sensu. Cześć, Kendall.
- Zayn, posłuch...
Rozłączyłem się.
Pora zamknąć rozdział pod tytułem "Gigi Hadid" już na zawsze. Teraz żałuję tylko, że w ogóle go zacząłem. Dlaczego ja byłem taki głupi?
Bo jesteś głupi.
Nikt cię nie pytał o zdanie.
Co ja w niej widziałem?
Łóżko.
W niej, idioto.
Dupę i cycki.
Ale w niej, a nie na niej. Czy ty rozumiesz, co ja do ciebie mówię?
W niej? Hmm... To może wątroba albo jelita.
Japierdole.
No na pewno nie serce.
Tym razem się zgodzę. Nigdy nie czułem do Hadid niczego więcej niż zwykłą sympatia.
Nawet nad tą sympatią bym się zastanawił.
Była dla mnie odskocznią.
Kiedy nauczysz się nazywać rzeczy po imieniu?
To znaczy?
Była twoją dziwką.
Nie będę z tobą rozmawiał na ten temat.
A to niby dlaczego?
Ponieważ mamy odmienne zdanie i nigdy się nie dogadamy.
To może porozmawiajmy o czymś innym?
Nie będziemy o niczym rozmawiać, bo nie jestem jakimś świrem, który gada z jakimś wkurwiającym głosem w głowie.
To niech będzie o Emily.
Przecież ci, kurwa, powiedziałem, że nie jestem świrem.
Zostaniesz z nią na pełne dwa tygodnie.
Niestety... Ale będzie z nami także Niall.
I myślisz, że on sam się nią zajmie?
A czemu nie? On ją tu chciał, więc niech się teraz zajmuje.
Zawiedziesz Liama?
Powtarzasz się.
A ty ciągle robisz takie świństwo swojemu przyjacielowi.
Przesadzasz. Z resztą i tak zawsze wychodzi na to, że się na każdą rzecz zgadzam i pomagam.
Pamiętaj, że to na ciebie zareagowała tak dobrze i jedynie twoją obecność może znieść.
No właśnie... Tamta sytuacja była dziwna. Nadal nie do końca rozumiem, co się wtedy stało. To dziwne, że przestraszyła się Liama, a przy mnie się uspokoiła. Na dodatek się do mnie przytuliła.
A tobie to wcale nie przeszkadzało.
I tak jej nie trawię.
Po tamtym wydarzeniu mam inne zdanie.

***Retrospekcja***

- Puść ją - nakazałem.
Payne jednak nic sobie z tego nie zrobił, więc wziąłem sprawy w swoje ręce. Złapałem go od tyłu, lekko szarpnąłem i oderwałem od dziewczyny. Odciągając go, przez przypadek delikatnie musnąłem łokieć Emily. Pod wpływem mojego dotyku brunetka zadrżała, a przez moje ciało przeszła jakaś dziwna fala uczuć, których nie potrafiłem nazwać. Trwało to jednak sekundę i po chwili czułem się już normalnie. Natychmiast wrzaski, ryczenie i te wszystkie inne gówna ustały. W całym pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Wydawało mi się jednak, że to tylko cisza przed burzą. Nie pomyliłem się.
Emily rzuciła mi się na szyję, mocno do mnie przywierając. A ja automatycznie otuliłem ją ramionami i jeszcze bardziej przyciągnąłem do siebie. Był to dla mnie zupełnie naturalny odruch, dlatego nie zdziwiło mnie, że tak postąpiłem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłem. Przecież ona boi się mężczyzn, idioto.
Zaczęła ponownie wyć, dlatego lekko nią kołysałem i jedną ręką gładziłem po plecach. Przyczepiła się do mnie jak bluszcz i wypłakiwała w moją koszulkę. Świetnie, będę musiał dać ją do prania. A to moja ulubiona czarna! Japierdole, czemu ja?
No właśnie. To jest bardzo dobre pytanie. Dlaczego akurat ja? Przecież Liam to jej rodzina. Jest jej bliższy, a to, że nie mieli ostatnio kontaktu, nic w tym nie zmienia. Przestraszyła się brata, a mnie nie? Nie rozumiem tego. Ja jej nie lubiłem, a ona nie darzyła mnie sympatią, więc czemu? Coś czuję, że tylko sama Emily może odpowiedzieć mi na to pytanie. Oznacza to, że jak na razie pożyję w niewiedzy.
Mijały sekundy, minuty... A może godziny? W sumie to nawet nie wiem. Całkowicie straciłem poczucie czasu. Jest też opcja, że czas najzwyczajniej w świecie się zatrzymał. Gdy tak trzymałem ją w swoich objęciach, każda inna sprawa straciła sens. Dziwne to wszystko.
Sam jesteś dziwny.
No nieeee! Znowu ty? Wypierdalaj.
Myślałeś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Przykro mi. Tak łatwo nie będzie.
Nie jesteś mi do niczego potrzebny.
Owszem jestem.
Tak, tak, a ja jestem królową Elżbietą.
No, no. Zmieniłeś płeć, Zayn?
Wkurzasz mnie.
Ty mnie też. Jesteś strasznie uparty.
Jesteś strasznie uparty - przedrzeźniłem.
Zamiast gadać sam ze sobą, może lepiej zainteresowałbyś się tym, co dzieje się w realu?
Nie rozkazuj mi! Tylko ja mogę sobie rozkazywać!
Ale ja jestem tobą.
I tak nie mam zamiaru cię słuchać.
Rozejrzałem się po zgromadzonych, którzy obserwowali mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Obróciłem głowę w kierunku drobnej osóbki przyklejonej do mojego ciała. Nie zauważyłem, kiedy przestała ryczeć i moczyć moją ulubioną koszulkę. Teraz jej oddech się unormował, a klatka piersiowa równomiernie podnosiła i opadała. Zwinęła się w kłębek i wtulała twarz w zagłębienie mojej szyi.
- Śpi - stwierdziłem na głos.

***Koniec retrospekcji***

Tsaa... Nadal nie rozumiem, co się tam odjebało. To działo się tak szybko, że nawet nie myślałem, co robię. Każdy mój ruchu wykonywałem pod wpływem impulsu.
A gdybyś teraz mógł cofnąć się do tamtego momentu, to zmieniłbyś swoje zachowanie? Odepchnąłbyś od siebie Emily?
Nie. Z całą pewnością bym tego nie zrobił. Ewentualnie przytuliłbym ją mocniej albo w ogóle nie doprowadził do takiego rozwoju sytuacji.
A podobno się nią nie interesujesz.
Bo nie interesuję.
I nie znosisz jej obecności.
Bo nie znoszę.
Tak? Twoje późniejsze czyny mówią coś innego.
Chwila... Jakie późniejsze czyny?

***Retrospekcja***

Nie czekałem na odpowiedź, tylko łagodnie wziąłem dziewczynę "na pannę młodą" i wyruszyłem do sypialni nowej lokatorki. Gdy doszedłem do celu, położyłem brunetkę na łóżku i odkryłem kołdrą.
Tak na nią patrzyłem i uświadomiłem sobie, że... Ona wcale nie jest taka brzydka jak mi się zawsze wydawało. Pogłaskałem czule jej policzek, a przez moją dłoń przebiegł jakiś dziwny prąd. Natychmiast odskoczyłem od niej i czym prędzej opuściłem pomieszczenie.
Puściłem się biegiem do mojego królestwa. Wyszedłem na balkon, w między czasie łapiąc za paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Odpaliłem jednego papierosa i zaciągnąłem się. Tego mi trzeba było. Powolnie wypuściłem dym, usadawiając się na chłodnych kafelkach.

***Koniec retrospekcji***

Nadal będziesz kłamał?
Nie kłamię przecież. Kompletnie nie rozumiem, o czym teraz mowa.
Możesz okłamywać innych. W porządku. Udawaj tą swoją obojętność, okej. Ale mógłbyś się przed samym sobą przyznać, że Emily wcale nie jest tobie obojętna. Przemysl to.
Nie jest mi obojętna? Oczywiście, że jest. A może...? Nie, no co ty, Zayn. Coś ci się popierdoliło. Za dużo ostatnio gadasz z podświadomością i to jest przyczyną tych nienormalnych myśli. Koniec z tym. Od zawsze nie mogę znieść towarzystwa Emily i nic się w tym temacie nie zmieniło. Jak kiedyś, tak i na wieki wieków.

***Emily***

- Emily... - zaczęła bardzo niepewnie. - Mam ci coś ważnego do powiedzenia...
Zapadła cisza. Aha, to fajnie. No mów! No dalej. Nie mam całego dnia. Przecież muszę jeszcze zdążyć doliczyć do kilkunastu tysięcy. A nie wiem, ile dokładnie mam czasu, ponieważ nikt nie pomyślał, żeby kupić mi zegar do pokoju! Dobra, Emily, spokojnie. Nie denerwuj się, bo ci jeszcze żyłka pęknie. Ale ja jestem spokojna. Bardzo spokojna. Tsaa... Ja i bycie spokojną? Niezły żart.
Danielle stała pod drzwiami i z każdą sekundą była coraz bardziej blada.
Jeszcze mi tu zaraz zemdleje i co wtedy? Nie ma mowy, żebym biegała gdzieś i szukała pomocy, bo z pewnością wpadłabym na jakiegoś chłopaka albo co gorsza - kanapę. Ona się na mnie po prostu uwzięła!
Kątem oka widziałam, że Dan zaczęła lekko skubać skórę palców ze zdenerwowania. Wyglądała na odrobinę przerażoną. Ciekawe... To coś, o czym chciała powiedzieć było takie straszne czy może obawiała się mojej reakcji? A może jedno i drugie? Teraz ja również zaczynam się bać.
- A więc chodzi o to, że... - O! Czyżby Dan się nade mną zlitowała i jednak postanowiła wreszcie odezwać? Dalej, dalej. Kontynuuj. - Jakiś czas temu zaplanowaliśmy wakacje... - Co? Jakie wakacje? Ja nigdzie nie jadę! - Liam zabiera mnie, a Louis Eleanor na wyspę. Natomiast Harry jedzie do rodziny do Holmes Chapel. - Aaa czyli o mnie nie pomyśleliście i nie chcecie mnie brać ze sobą. To fajnie. - Zostaniesz tutaj sama... - Jej! - Z Niallem i Zaynem.
Słucham? Chyba się przesłyszałam. Mam tu zostać z dwoma mężczyznami? To chyba jakiś żart. Przecież ja tu zwariuje! Jak mam wytrzymać z dwoma mężczyznami pod jednym dachem? Co innego, gdy wiedziałam, że gdzieś tu jeszcze są jakieś dziewczyny, a teraz mają być sami mężczyźni? Nie zgadzam się!
- Emily, powiedz coś - zagadnęła Danielle.
Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa, dlatego pokiwałam jedynie twierdząco głową, aby zakomunikować, że dotarło do mnie to, co mi chwilę wcześniej powiedziała.
Dlaczego pokiwałam twierdząco? Powinnam pokiwać przecząco. Ja się nie zgadzam. Nie zostanę sama z dwoma mężczyznami. Nie ma takiej opcji. Przecież mężczyźni gwałcą. Wszyscy, bez wyjątku. Boję się.
- Bardzo dziękuję. Ten wyjazd jest dla nas bardzo ważny, ale jeżeli nie czujesz się na siłach, żeby zostać z samymi chłopakami to nie pojadę i zostanę z tobą. Obecnie stawiam ciebie na pierwszym miejscu, a nie samą siebie i moje szczęście.
Wow, naprawdę? Ja zawsze byłam tą ostatnią, której nikt nie pytał o zdanie. Liczył się tylko Liam, a ja pozostawałam w tyle gdzieś na szarym końcu. To miłe, że ktoś o mnie pomyślał.
Uśmiechnęłam się sama do siebie po usłyszeniu takich słów z ust kogoś, jakiegoś człowieka. To niezwykle przyjemne uczucie.
- Chciałabym, żebyś dobrze się bawiła. - Spojrzałam na nią i delikatnie uśmiechnęłam się w jej stronę. - Bardzo dziękuję, że zapytałaś mnie o zdanie.
- Oczywiście, że zapytałam. Jesteś tak samo ważna jak my wszyscy i twój głos liczy się w takim samym stopniu jak nasz.
Po raz kolejny kąciki moich ust drgnęły lekko i wzniosły się ku górze.
- Jak to będzie wyglądało? - cichutko wyszeptałam.
Dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy. Zaczynam rozmawiać z ludźmi. Jak na mnie to ogromny postęp, ale nie jestem pewna, czy się z niego cieszę. Mimo wszystko wolałabym pozostać niewzruszona na wszystko i wszystkich z mojego otoczenia tak jak to było do tej pory. Od czasu tamtego feralnego dnia wyłączyłam w sobie zdolność do odczuwania emocji i było mi z tym dobrze. Teraz jednak będąc nie w mojej kochanej izolatce w psychiatryku, lecz w domu mojego brata i jego przyjaciół, niektóre rzeczy ulegają zmianie. Powinnam to chyba zatrzymać, bo w przyszłości może mieć to złe skutki. Nie chcę znowu cierpieć. A ta banda orangutanów, która przygarnęła mnie z niewiadomego powodu pod swój dach, nie umożliwia mi tego. Co za cholery...
- Wyjeżdżamy na pełne dwa tygodnie. - Że co? Nie za dobrze macie? - Jedziemy na wyspę, nie ważne jaką, bo nie jestem w stanie wymówić tej nazwy. - Mówiąc to delikatnie zaśmiała się pod nosem. - Jeżeli chciałabyś ze mną pogadać to zawsze możesz poprosić, któregoś z chłopaków o telefon. - Któregoś z chłopaków, powiadasz? No na pewno. - Albo po prostu Zayna, bo w końcu chyba się go nie boisz. A przynajmniej wtedy w salonie...
No tak... Tamta sytuacja nadal pozostaje dla mnie zagadką, której nie potrafię rozwiązać. Chociaż nie powiem... Byłoby to całkiem fajne doświadczenie.
Nie! Co ty w ogóle pieprzysz, Emily? Wybij to sobie z głowy jak najszybciej. Nonsens. To przez pana Zayna wkurzającego mnie i rujnującego we mnie wszystko, co do tej pory udało mi się zbudować głupiego Malika.
- W porządku. Dziękuję za wiadomość.
Zabrzmiałam chyba odrobinę zbyt formalnie, ale kto by się tym przejmował. Przecież to nie jest ważne. Ważniejsze jest to, że dostałam nareszcie jedzonko. Właśnie... Jedzonko! Dlatego właśnie gadanie jest złe. Moja zapiekanka stygnie, kusząc mnie swoim zapachem, który bez przerwy roznosi się po pomieszczeniu.
Natychmiast złapałam za sztućce i zabrałam się za konsumowanie.
Konsumowanie? Od kiedy ja używam tak mądrych słów? Czyżbym była mądra? Wow, byłoby fajnie być mądrą. Marzenia.
- To ja już pójdę, bo muszę się szykować do wyjazdu. Wyjeżdżamy za pół godziny, więc raczej już nie dam rady do ciebie przyjść. Do zobaczenia za dwa tygodnie. Trzymaj się, Emily!
Obróciła się na palcach i pospiesznym krokiem opuściła "moje" królestwo.
No i mam święty spokój. Ciekawe tylko jak długo ten spokój potrwa.
Ale tym czasem mogę spokojnie jeść, grając jednocześnie w moją ulubioną grę.
Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem... Osiem... Dziewięć... Dziesięć...

***Liam***

- Dziesięć minut. Zostało dziesięć minut. Czy wy to rozumiecie? Tylko dziesięć minut, a mamy jeszcze tyle do zrobienia. A co jeżeli czegoś nie spakowałam? Przecież ja w ogóle nie zapnę tej walizki! - Danielle chodziła w kółko po pokoju ze zdenerwowania i wygłaszała swoją litanię.
- Hej, skarbie, spokojnie. Dan uspokój się - próbowałem ją uspokoić, ale z marnym skutkiem.
- Jak mam się niby uspokoić, co? Jak ty to sobie wyobrażasz? Teraz już... - W tym momencie spojrzała na złoty zegarek zdobiący jej lewy nadgarstek. - Sześć minut! Zostało nam sześć minut do wyjścia. Musimy zdążyć na samolot. Przecież nie będą na nas czekać!
- Kochanie! - Złapałem ją za ręce i przyciągnąłem do siebie. Momentalnie przywarła do mnie całym ciałem, a ja objąłem ją ramionami, mocno przytulając. - Będą na nas czekać, ponieważ lecimy prywatnym samolotem, więc spokojnie. Zaczekają nawet godzinę, bo bez nas nie mają po co lecieć. Nie denerwuj się już, tak?
Cmoknąłem ją w czoło i potarłem dłonią plecy. Po kilkunastu sekundach poczułem, że powoli się rozluźnia.
- Dziękuję - powiedziała brunetka i pocałowała mnie przelotnie w usta. - Teraz jednak muszę się brać za pakowanie, a ta cholerna walizka nie chce się zapiąć!
- Daj mi to.
Podszedłem do bagażu, złapałem za zamek i jednym ruchem całość zapiąłem.
- Gotowi? My już wychodzimy. - Do naszego pokoju weszła Eleanor, wiążąca na głowie wysokiego kucyka.
- Tak, możemy iść - odparłem i złapałem za torby mojej dziewczyny.
- Nie jesteśmy gotowi - sprzeciwiła się Dan.
- A właśnie, że jesteśmy. O niczym nie zapomniałaś, a nawet jeśli to zawsze możemy coś dokupić. Chodźmy.
Ponownie chwyciłem rączki walizek i ruszyłem do wyjścia z domu.

***Niall***

- Wychodzicie? - zapytałem grupkę przyjaciół przemierzających salon.
- Tak, samolot zaraz będzie podstawiony na lotnisko - odezwał się Liam.
- Tylko dbajcie o Emily. Nie zapominajcie jej karmić i sprawdzajcie czy nic jej nie brakuje - zaczęła pouczać nas Danielle. - I kieruję te słowa raczej w stronę Zayna. Nie chcielibyśmy kolejnego ataku furii z jej strony.
- Jasna sprawa. O jedzenie nie masz co się martwić - zapewniłem. Kto inny zająłby się lepiej sprawą jedzenia lepiej niż ja? Nikt, no nikt.
- Tylko wiesz, stary. Fajnie by było, gdyby to jedzenie dotarło do Emily w całości. - Mrugnął do mnie Harry.
- Tak jest, sir! - Stanąłem na baczność, po czym zasalutowałem.
- Dobra, zbieramy się. Do zobaczenia - powiedziała El.
Każdy po kolei pożegnał się szybkim przytulasem i cała zgraja opuściła dom, kierując się w stronę samochodu. Przez pewien czas przypatrywałem im się razem z Zee przez okno. Gdy odjechali, odszedłem od okna i wskoczyłem na kanapę.
- No to, stary, zostaliśmy sami - odezwałem się do Malika.
- Z Emily - dodał.
Zapowiadają się ciekawe dwa tygodnie. Obyśmy tylko je przeżyli.

———————————————————

Witajcie, czytelnicy! :)
Po raz kolejny nie jestem u Was na bieżąco, a to z powodu wycieczki na jaką pojechałam. Jesteśmy na totalnym zadupiu, gdzie zasięg jest tylko w jednym miejscu oraz co dziesięć minut mam zajęcia. Od niedzieli zacznę nadrabiać u wszystkich nowości. Proszę o wyrozumiałość!
Rozdział miał wyglądać inaczej, ale... Po prostu zapomniałam mojej początkowej koncepcji. Brawo ja!
Tym razem znowu krótki, ale jestem zadowolona. Od następnego zacznie się dziać, a ja nie będę miała żadnego wyjazdu.
Jak myślicie, co się wydarzy przez te dwa tygodnie? Będzie to miało dobre czy raczej złe skutki? Czekam na wasze opinie!
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Kolejny za tydzień w piątek.
Buziaki💋

piątek, 4 maja 2018

Rozdział 13

***Zayn***

Leżałem sobie spokojnie na łóżku, rozmyślając o wszystkim i o niczym, gdy nagle jakiś debil, a jak się później okazało debile, wpakowali mi się z hukiem do pokoju. Zrobili takie wejście smoka, że aż myślałem, że wyrwą drzwi z zawiasów.
- Co tam się w ogóle stało na dole? - rozpoczął rozmowę nadal zszokowany Harry.
No tak, mogłem się spodziewać, że o to chodzi. Cały czas jednak żyłem nadzieją, że wszyscy zapomną o tym wydarzeniu. Ja też bym chciał o nim zapomnieć.
- Sam chciałbym to wiedzieć - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Tak naprawdę do mnie również jeszcze to nie dotarło.
- Ja w to nie wierzę. To się nie wydarzyło. To jest po prostu jakiś dziwny sen. Niech mnie ktoś uszczypnie - odezwał się Niall. - Au! - wydarł się, gdy Louis spełnił jego prośbę i mocno uszczypnął w ramię. - To bolało!
- Sam chciałeś - bronił się Lou.
- Ale ja tylko żartowałem!
- To po cholerę kazałeś się uszczypnąć? - drążył Tommo.
- To nie było na serio! Tak się tylko mówi, idioto!
- Zamknąć ryje! - krzyknąłem, a w całym pomieszczeniu zaległa cisza jak makiem zasiał. Tak to się robi! - Co ode mnie chcecie?
- No bo wiesz, Zayn... - Tym razem niepewnie zaczęła Danielle. - Musimy tak na poważnie omówić sprawę sesji. Jeżeli mamy się nie spóźnić, to musimy wyjechać najpóźniej za dziesięć minut. Tylko, że na sesji miała być też Gigi, bo ona również brała udział w wywiadzie, do którego mieliśmy zrobić te zdjęcia. A więc... Pojawił się maleńki problem.
- Ja tu nie widzę żadnego problemu - odparłem od niechcenia.
Co oni tak ciągle drążą ten temat? Nie wyraziłem się wystarczająco jasno?
- Czyli zrobimy sesję z Gigi? - zapytała lekko przerażona.
Oj, Danielle, Danielle. Myślałem, że jesteś mądrzejsza.
- Nie, zerwałem z nią definitywnie. Nie chcę mieć z nią już nic wspólnego.
- Czyli opowiemy Paulowi, co się wydarzyło, zrobimy nowy wywiad i twoja była nie będzie nam już potrzebna?
Twoja była. Moja była. To tak dziwnie brzmi. Moja dziewczyna. Tak było o wiele lepiej.
Nie, wcale nie było.
A tobie jeszcze się nie znudziło dręczenie mnie?
Dręczenie cię to moje ulubione zajęcie.
Aha, dobrze się bawisz?
Ja świetnie. A co z tobą?
Jak to, co ze mną? Co masz na myśli?
No jak się teraz będziesz bawił? Swoją dziwkę straciłeś.
Jaką dziwkę?!
No Gigi Hadid. Mówi ci to coś? Tak szybko o niej zapomniałeś?
Nie zapomniałem o niej i tak szybko nie zapomnę. Tylko, że ona była moją dziewczyną, a nie tak, jak ją bardzo miło nazwałeś - moją dziwką.
Była twoją dziwką.
Była moją dziewczyną.
Otóż, była twoją dziwką.
Nieprawda.
Prawda, prawda i bardzo dobrze o tym wiesz.
Czego ty, kurwa, nie rozumiesz, kiedy mówię, że nie była żadną pierdoloną dziwką?!
Ależ ona nią była. Ona dawała ci dupy, a ty jej wszystko kupowałeś i spełniałeś zachcianki.
Wcale tak nie było...
Dobrze wiesz, że właśnie tak było. Tak wyglądał ten wasz "związek". Ona była twoja dziwką, a ty jej sponsorem. Nie było żadnej miłości.
Ale ja ją naprawdę lubiłem...
Lubienie nie wystarczy. A teraz może wypadałoby odpowiedzieć coś mądrego Danielle?
Chwila... Co?
Ano tak. Jak zawsze mnie zagadał, a ja stoję jak jakiś idiota i nic nie odpowiadam.
- Tak, nie i nie. Myślałem, że wcześniej wyraziłem się wystarczająco jasno. Na żadną sesję nie idę. To nie ma sensu. Sesja miała być do tamtego wywiadu, ale on jest już nieważny. Niech Liam zadzwoni do Paula, wyjaśni sytuację i odwoła to gówno - wygłosiłem moją przepiękną przemowę. Normalnie minąłem się z przeznaczeniem. Powinniem zostać mówcą, zamiast piosenkarzem.
- Ej! Dlaczego ja? - oburzył się Li.
- Bo jesteś naszym daddy? - Widziałem, że nic to nie dało, więc dodałem - Naszym najlepszym, najcudowniejszym i najukochańszym daddy?
Może słodzenie go złamie. Niallowi się to zawsze udaje, więc czemu mi miałoby się nie udać? To nie może być aż takie trudne. W końcu mam dar przekonywania ludzi.
- No dobra. To dzwonię.
Dar, który mnie nie zawodzi.
Liam wyjął telefon z kieszeni od spodni, po czym wystukał jakiś ciąg cyfr i przyłożył komórkę do ucha.
- Daj na głośnik - odezwała się Eleanor.
W sumie to nawet nie zauważyłem wcześniej jej obecności. Ostatnio rzadko bywała w domu. Na całe szczęście już wróciła i zajmie się tym oszołem Louisem, zwanym także jako jej chłopak.
Brunet spełnił jej życzenie. Odsunął telefon od siebie, poklikał coś i dało się słyszeć dźwięk sygnału.
Piiip... Piiip... Piiip... Zaraz oszaleję. Odbieraj, patafianie!
- Słucham, Paul Higgins przy telefonie - usłyszeliśmy ze słuchawki.
Masz szczęście, Paul! Nie zdążyłem się wkurzyć.
Ty ciągle jesteś na coś wkurzony.
Nie znasz mnie.
Jestem tobą, więc znam.
Nienawidzę cię.
Też cię kocham.
Ooo to takie słodkie, że aż mi się rzygać chce.
- To ja, Liam.
No co ty nie powiesz...
- Aa to ty Liam. Sorki, ale mamy tu niezłe urwanie głowy przed tą sesją. - Poprawka. Pierdoloną, niepotrzebną nikomu sesją. Tak powinno brzmieć to zdanie. - A coś się stało?
- W zasadzie to tak. - Z odległości kilometra mógłbym wyczuć zawahanie i niepewność w jego glosie.
- Jeżeli masz zamiar powiedzieć mi, że się spóźnicie, to lepiej dla ciebie, jeśli w ogóle się tu nie zjawisz albo nie trafisz gdzieś po drodze na mnie.
- Nie, nie chcę powiedzieć, że się spóźnimy, bo się nie spóźnimy.
No! Główka pracuje!
-  A to dobrze. Więc po co dzwonisz? Nie mam obecnie czasu na jakieś pierdoły, bo serio mamy tu niezły zapierdziel.
Pierdoły? Zapierdziel? To jakbym słyszał Liama, który próbuje lub udaje, że umie przeklinać.
- Dzwonię... Dzwonię, żeby... - jąkał się.
- No mów!
- Sesja się nie odbędzie! - wyrzucił z siebie na jednym wydechu.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali reakcji menadżera. Wszyscy oprócz mnie oczywiście. Higgins wybuchł gromkim śmiechem, a my jak na zawołanie zbaranieliśmy. Tego nikt się nie spodziewał. Czekałem raczej na jakiś wybucha, a tu nic. Zero. Kompletnie nic. Może to cisza przed burzą. Oby jednak nie.
- Dobre to było. Dawno się już tak nie umiałem, ale teraz tak zupełnie serio.
Czyli on myśli, że to był żart? Niestety trochę się rozczaruje.
- Sesja naprawdę się nie odbędzie. - Payne powtórzył.
Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, Paul zamilkł i przestał się śmiać. Znowu wyczekiwanie... Ile można? Chcę mieć w końcu spokój, żeby ułożyć sobie parę spraw i przemyśleć kilka rzeczy.
Na przykład sprawę związaną z Emily?
Nie przerywaj mi w takim momencie!
- A to niby z jakiej przyczyny? - zapytał, gdy oprzytomniał.
- Zayn zerwał z Gigi.
I cisza. Po raz kolejny. Czy ludzie z mojego otoczenia potrafią tylko i wyłącznie milczeć? Z tego co widzę, a raczej słyszę to tak.
- No nareszcie! Myślałem, że się nigdy nie doczekam tego momentu. Dzięki ci, Boże!
- A nie ma za co - odparł Liam. - Nas też to zaskoczyło. Ale wracając... To jak będzie z tą sesją?
- Teraz sesja nie ma już znaczenia. Najważniejsze, że pozbyliśmy się Gigi. - Ej! - Odwołam ją, a wy macie wolne. Trzymajcie się!
- Do usłyszenia.
Wolne! I to rozumiem.
- Jest! - wykrzyknęli zadowoleni Liam, Louis, Harry, Danielle i Eleanor.
- Ale co "jest"? - spytał zdezorientowany Horan.
- Po prostu zrealizujemy nasz plan, który przez te zdjęcia mieliśmy odwołać - odpowiedział Li.
- To znaczy? Jaki plan? - przejąłem pałeczkę po żarłoku.
- Zabieram Danielle na romantyczny wyjazd, a Louis zabiera ze sobą Eleanor. Wynajęliśmy domek na wyspie - wyjaśnił.
- Jakiej wyspie? - dopytałem.
- Takiej wyspie, że nie powiem ci jak się nazywa, bo nie jestem w stanie tego wymówić - dołączył się Tomlinson.
- Czemu nic mi wcześniej nie powiedzieliście? - oburzył się blondasek. - To kiedy wyjeżdżamy?
- Ty z nami nie jedziesz, Niall. To romantyczny wyjazd dla par - wytłumaczył mu daddy.
- A Harry to co? On też nie ma partnerki!
- Ale ja jadę sam do Holmes Chapel* - odezwał się Styles.
- Aaaa, to zmienia postać rzeczy. To co ze mną i Zaynem?
- Ja bym inaczej sprecyzował pytanie - zrobiłem przerwę. - Co wtedy z Emily?
- No właśnie o tym chcieliśmy jeszcze z wami pogadać - powiedziała spokojnie Dan.
- Przez ten czas mamy ją niańczyć, tak? - Ależ oczywiście, że tak, Zayn.
- Gdybyście mogli...
- No jasne! Z wielką chęcią się zajmę malutką! - uradował się żarłok. Szkoda, że nie przekazał mi chociaż odrobiny swojego optymizmu.
- A ty, Zayn? - dopytał Liam.
Nie ma nawet takiej opcji - odpowiedziałem sobie w myślach.
Zawiedziesz przyjaciela? Liam na ciebie liczy, Zayn. - Te słowa nieustannie odbijały się echem w moim umyśle.
Nie, nie zawiodę go. Dla przyjaciół zrobię wszystko.
- Ja również chętnie się nią zaopiekuję - westchnąłem.
Brawo.
Spierdalaj.
- Na jak długo jedziecie?
- Planowaliśmy na dwa tygodnie, ale jeśli to za długo to...
- W porządku. Dwa tygodnie - przerwałem Liamowi.
Jeszcze będę tego żałował... Już to czuję.
- Dobra, pora wziąć się do roboty. Idę przygotować jedzenie dla Emily. Ostatnio trochę ją zaniedbaliśmy. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni dostała jakiś posiłek - zmienił temat Hazza.
- Żarełko! - wydarł mordę Nialler.
Kiedyś z nimi oszaleję.
Powoli każdy zaczął opuszczać mój pokój i już po chwili zostałem sam. Wreszcie mogłem się rozkoszować niezakłócanym przez nikogo spokojem.

***Emily***

Obudził mnie zapach... Zapiekanki? Co jest, do cholery? Ja tu jestem głodna i jeszcze wyobrażam sobie jedzenie? Emily, co jest z tobą nie tak, dziewczyno? No, ale jak już nie śpię, to wypadałoby wstać i coś porobić. Na przykład doliczyć się do miliona. Chociaż w sumie... Żeby to robić, to wcale nie muszę wstawać.
Jeden... Dwa... Trzy... Kocham tą zabawę... Cztery... Pięć... Sześć... I nigdy mi się nie znudzi... Siedem... Osiem... Dziewięć... Dziesięć...
Nagle usłyszałam jakby brzdękniecie szkła. Wypadałoby otworzyć oczy i sprawdzić, co się dzieje. O, nie... Za jakie grzechy?
Chwila... A co jeżeli to znowu koń? Zbytnio by mnie to nie zdziwiło. Może przynieśli mi jedzonko! Jest to wystarczający powód, żeby się do końca rozbudzić i wstać z łóżka.
Na początek zamrugałam kilkakrotnie i spróbowałam leniwie podnieść powieki, lecz mocne promienie słońca zaczęły razić mnie w oczy.
Dlatego właśnie okna zasłania się firankami! A chwila moment... Przecież ja nie mam firanek. No tak, zapomniałam. To powiem inaczej. Komuś, kto dopiero wyszedł z psychiatryka, w pierwszej kolejności kupuje się najpotrzebniejsze przedmioty, takie jak firanki, ubrania, lub zegar, a nie puste półki i komputer z Apple! Daliby mi chociaż prawdziwe jabłko, a nie. Jakby tego było mało, to dali mi nadgryzione! No szlag by ich trafił! Niby takie gwiazdy, celebryci zasrani, a nie stać ich na pełne jabłko? A może to sprawka Nialla? Przecież niezły z niego żarłok, więc mógłby zeżreć moje małe, biedne jabłuszko. O, nie. Tak się bawić nie będziemy. Skoro przyszedł do mnie koń, to oznacza, że przyszedł do mnie Niall. Ja ci pokażę. Zaraz cię dorwę, Horan!
Energicznie podniosłam się do siadu i otworzyłam oczy, ale był to zbyt gwałtowny ruch i zakręciło mi się w głowie. Spowrotem upadłam na poduszkę, lecz tym razem już miałam otwarte powieki.
- Wszystko w porządku?
Kurde, to człowiek. To człowiek. No co ty? Chyba logiczne, że to człowiek. W końcu kto inny mógłby mnie nawiedzić w "moim" królestwie? Koń. No tak.
Gdy mój błędnik się uspokoił, ponownie podjęłam próbę wstania z barłogu.  Bardzo powoli się podniosłam, po czym usiadłam w siadzie skrzyżnym.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w celu zidentyfikowania głosu i roznoszącego się smakowitego zapachu.
Pieprzone słońce! Gdzie te zasrane firanki?
W pierwszym momencie natrafiłam oczywiście na oślepiające promienie słoneczne. Jednak zaraz przeniosłam wzrok na stojącą naprzeciwko mnie dziewczynę, która trzymała w rękach tacę z zapiekanką i sokiem pomarańczowym. O, mój ulubiony!
Czyli to wcale nie koń. Znajdę cię, Horan! Wiem, gdzie mieszkasz!
- Przepraszam, że cię budzę, ale przyniosłam ci jedzenie. - No nareszcie! Myślałam, że nigdy się nie doczekam. - W ostatnim czasie trochę cię zaniedbaliśmy i za to także chciałabym cię przeprosić w imieniu wszystkich. Proszę, zjedz.
Niepewnie do mnie podeszła i wysunęła ręce z tacą w moją stronę. Zabrałam ją od niej i natychmiast wzięłam się za jedzenie. Walić to, że zapewne wyglądam jak prosiak. Jestem głodna!
- Smacznego - powiedziała mi jeszcze.
Postała tak nade mną kolejnych parę minut. Wydawało mi się, że chce mi coś powiedzieć, ale obawia się mojej reakcji. Kompletnie nie rozumiem dlaczego. Czy ja jestem jakimś potworem? No z tą szopą, którą mam na głowie to pewnie tak. Mogłabym iść do zoo udawać klauna albo straszyć małe dzieci na ulicy.
- Emily... - zaczęła bardzo niepewnie. - Mam ci coś ważnego do powiedzenia...
Już się boję.

***W tym samym czasie***

***Zayn***

Moją chwilę dla siebie przerwał odgłos dzwoniącego telefonu. Kurwa mać. Nawet godziny spokoju tu nie mam. Kto i czego ode mnie chce?
Nie chciało mi się zbytnio ruszać tyłka, więc po omacku szukałem komórki na szafce obok łóżka. Nie było to trudnym zadaniem, ponieważ ten szajs wydawał z siebie strasznie irytujący dźwięk. Gdy miałem już telefon w dłoni, spojrzałem na wyświetlacz, a tam wyświetliło się imię, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewał i nie chciałbym widzieć.
Czego, do chuja, ode mnie chcesz?


* Holmes Chapel - rodzinna miejscowość Harry'ego, w której dorastał

———————————————————

Witam! :)
Na wstępie chciałabym wszystkich przeprosić. Jestem u kuzynki, gdzie nie mam ani internetu, ani nawet zasięgu, dlatego zniknęłam z bloggera. Jak tylko wrócę do domu to nadrobię wszystko u wszystkich i skomentuję. Teraz znalazłam jedyny moment, kiedy udało mi się wstawić rozdział, ale więcej nie dam rady. Nie chcielibyście widzieć mnie skaczącej po suficie w poszukiwaniu zasięgu ;)
A teraz krótko, zwięźle i na temat. Rozdział jest be, ale wena powróciła. Od następnego rozdziału ruszamy z kopyta!
Jak myślicie, kto może dzwonić do Zayna? Czekam na wasze opinie!
Błędów nie sprawdzałam, więc z góry za wszystkie przepraszam.
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Życzę miłego tygodnia!
Buziaki💋

Rozdział 24

***Zayn*** Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umy...