poniedziałek, 14 października 2019

Rozdział 24

***Zayn***

Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umysł płata mi figle, albo śnię na jawie. Może to wszystko jest tylko złudzeniem, a ja nie jestem żadnym Zaynem Malikiem, wokalistą jednego z najsławniejszych boysbandów, jaki kiedykolwiek istniał? Może na imię mam Max i zbieram śmieci z ulicy, a po godzinach przycinam krzaczki i koszę trawę w ogródku jakiegoś buca? Może całe moje dotychczasowe życie to jedna wielka ściema i sobie to wszystko uroiłem? Może to tylko moja wyobraźnia i zaraz się obudzę w jakiejś starej ruderze, która służy mi za dom, bo na nic lepszego mnie nie stać? Jest tylko cienka bariera między rzeczywistością a iluzją, a ja właśnie ją przekraczam. Pytanie tylko brzmi: po której stronie bariery się znajduję? Nie, to wszystko jest zbyt prawdziwe, by mogło być jednym wielkim kłamstwem mojej podświadomości. Więc co mi pozostaje?
Co ja pierdolę...
Chyba powinienem umówić się na jakąś wizytę u laryngologa, bo właśnie usłyszałem śpiewającą do telefonu Emily. Właśnie. Emily! Zupełnie o niej zapomniałem. Już sama rozmowa z bratem, o ile można tak to nazwać, była dla niej emocjonującym przeżyciem, a co dopiero po tym? No właśnie, po czym? Emily zaskoczyła tym chyba nawet samą siebie. Powinienem sprawdzić, co się z nią dzieje, bo kto wie, jakie pomysły mogą jej jeszcze przyjść do głowy.
Nie tracąc ani chwili, wstałem z zajmowanej dotychczas kanapy i zacząłem kierować się w stronę schodów. Jednak gdy do nich dotarłem poczułem, że ręka mi wibruje. Co jest, do cholery? Spojrzałem na swoją dłoń i zrozumiałem, że owe dziwne wibracje wykonywał mój telefon, który zaciskałem w pięści. Na wyświetlaczu widniało imię "Liam". Na pewno jest tak samo zdezorientowany jak ja, więc jeśli nie odbiorę, to postawi wszystkich na równe nogi i łamiąc wszystkie prawa fizyki, czasoprzestrzeni, czy chuj wie czego,  zjawi się tutaj za minutę. Nie chcę psuć mu wakacji, więc lepiej będzie, jeśli do tego nie dopuszczę. No cóż, młoda Payne będzie musiała chwilę zaczekać. Mam nadzieję, że nie zrobi w tym czasie nic głupiego.
Ooo, to słodkie.
Tylko ciebie mi tu brakowało... Niby co jest takie słodkie? Na pewno nie ty.
Milutki jak zawsze.
A ty irytujący jak zawsze. A w dodatku niekulturalny. Nikt cię nie nauczył, że odpowiada się na pytania?
Słodkie jest to, jak się o nią martwisz.
Wcale się nie martwię. Ja tylko... Dobra, martwię się o nią.
Z moich myśli wyrwał mnie ponownie dzwoniący telefon.
- Halo?
- Zayn? Chyba mam halucynacje, bo przed chwilą wydawało mi się, że usłyszałem w słuchawce moją siostrę - odezwał się oszołomiony Liam.
- To żadne halucynacje. Naprawdę rozmawiałeś z Emily - odpowiedziałem, zastanawiając się, czy "rozmawiać" jest tu odpowiednim określeniem.
- Ale, ale, ale jak to? - jąkał się.
- Gdy zadzwoniłeś, była akurat w pobliżu, więc zaproponowałem, żeby odebrała, ale jak widać, trochę się pospieszyłem - wyjaśniłem. - Nie jest na to gotowa.
- Ale co to było?
- Sam chciałbym to wiedzieć - przyznałem. - Sorry, stary, ale pójdę sprawdzić co u niej, a ty się ciesz, bo mimo wszystko zrobiliśmy jakiś kolejny krok.
Bardziej tip top.
- Jasne, dzięki za wszystko co dla mnie robisz. - Nie tylko dla ciebie. - I powodzenia. 
- Baw się dobrze. - Szybko zakończyłem połączenie, wciskając czerwoną słuchawkę.
Pospiesznie schowałem komórkę do kieszeni i ruszyłem przed siebie w kierunku pokoju brunetki. Przeskakiwałem z jednego schodka na drugi, pomijając połowę, aby jak najszybciej znaleźć się obok niej. Kiedy dotarłem do drzwi od jej pokoju, bez zbędnych ceregieli nacisnąłem klamkę i wpadłem do pomieszczenia jak huragan. Rozejrzałem się wokół i od razu zauważyłem skuloną dziewczynę na łóżku.
- Emily? - Cisza. - Emily? - Dalej nic.
Delikatnie zamknąłem drzwi i powoli zacząłem zbliżać się do brunetki. Gdy znalazłem się tuż obok zajmowanego przez nią mebla, usadowiłem się tuż obok niej.
- Emily? - Ponowiłem próbę, ale znowu odpowiedziała mi cisza. - Spójrz na mnie, proszę.
Nie zareagowała, dlatego złapałem palcami jej podbródek i nakierowałem w swoją stronę. Niechętnie podniosła na mnie wzrok i mogłem ujrzeć te piękne niebieskie oczy, w których czaiło się przerażenie, zdezorientowanie i... wstyd? Tak mi się przynajmniej wydawało, ponieważ nie myślałem zbyt dużo, tylko zatapiałem się coraz głębiej w tym niesamowitym kolorze.
- Jaka ja jestem głupia! I beznadziejna!
Emily odwróciła wzrok i odsunęła się ode mnie na tyle daleko, na ile pozwoliła jej krawędź łóżka, przywracając mnie swoim wybuchem do rzeczywistości.
- Nie jesteś ani głupia, ani beznadziejna i nie mów tak więcej - odpowiedziałem, przybliżając się do niej.
- Właśnie, że jestem! Nie słyszałeś tego? Co on sobie o mnie musiał pomyśleć?
- Nie jesteś, rozumiesz? I słyszałem. Dlaczego zaczęłaś śpiewać? - Zadałem frustrujące mnie pytanie.
- Sama nie wiem, spanikowałam i jakoś tak wyszło. - Podniosła na mnie wzrok.
- Zabawna jesteś - zaśmiałem się pod nosem.
- Ja? Zabawna? - zdziwiła się. - Dziwna albo nienormalna bardziej do mnie pasuje.
- Przepraszam, chyba się pospieszyłem. Myślałem, że dasz radę z nim pogadać - spochmurniałem.
- To ja przepraszam za to, że jestem taka beznadziejna.
- Nie jesteś beznadziejna, rozumiesz? I nie chcę więcej od ciebie słyszeć takich głupot. To ja nie powinienem naciskać - powiedziałem ze skruchą i się do niej uśmiechnąłem, żeby dodać jej trochę otuchy czy coś.
Ona także odpowiedziała mi delikatnym uśmiechem, ale po chwili zwiesiła głowę i zaczęła bawić się swoimi paznokciami.
To pierwszy raz, kiedy zobaczyłem na jej twarzy uśmiech. Szkoda, że trwało to jedynie moment, bo wygląda uroczo, gdy się uśmiecha. I ma takie piękne błękitne oczy. Czemu nigdy wcześniej nie zwróciłem na to uwagi? Przecież widziałem ją tyle razy.
Bo byłeś ślepy.
Niechętnie, ale muszę przyznać ci rację. Kimkolwiek jesteś, głosie.
- Zaśpiewaj to jeszcze raz. - Przerwałem ciszę.
- Co? - zdziwiła się.
- No zaśpiewaj jeszcze raz tę piosenkę.
- Ale po co? - zapytała, nadal na mnie nie patrząc.
- Bo była zabawna.
Już chciałem coś dodać, ale nie zdążyłem, gdyż przerwała mi, ponownie mnie zadziwiając.
- Jestem wesoły Romek. Mam na przedmieściu domek, a w domku wodę, światło, gaz. Powtarzam zatem jeszcze raz! - zaśpiewała niepewnie.
- Masz śliczny głos.
- Nieprawda. - Od razu zaprzeczyła speszona.
- A właśnie, że prawda. Jak ty w ogóle wymyśliłaś ten tekst? Jest boski - zaśmiałem się.
- Ja go nie wymyśliłam. To z filmu - odpowiedziała.
- Z jakiego filmu?
- "Miś". Nie znasz? - Aż podniosła głowę ze zdziwienia.*
- Nigdy o nim nie słyszałem - przyznałem szczerze.
- To musisz kiedyś obejrzeć. - Spowrotem opuściła głowę, by tym razem przyglądać się swoim stopom.
- Póki co, chciałbym obejrzeć twoją twarz, ale mi na to nie pozwalasz, bo ciągle ją przede mną ukrywasz.
Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale nagle małe ciałko wślizgnęło mi się w ramiona, którymi zaraz je szczelnie oplotłem, przywierając do mojego torsu. Delikatnie opuszkami palców masowałem plecy dziewczyny, kołysząc nią lekko.
- Czemu to właśnie mi zaufałaś? - wyrwało mi się pytanie, które nurtuje mnie już od dawna.
- Nie mam pojęcia. Jakoś po prostu przy tobie czuję się bezpiecznie. Nie wiem czemu i sama próbuję znaleźć odpowiedź. - Na czas mówienia odsunęła się ode mnie, ale zaraz przyciągnąłem ją do siebie i dalej tuliłem.
Zakochałeś się, panie Malik.
Zamknij się.

***Emily***

Nie jestem pewna, ile czasu minęło, ale już dobre kilkanaście minut trwałam w szczelnym uścisku Zayna i... nie chciałam przestać. W jego ramionach jest mi tak dobrze, że nie chciałam, by kiedykolwiek mnie z nich wypuścił. Powinnam uciekać, bać się go, a tymczasem siedziałam wtulona w jego klatkę piersiową i nie zamierzałam tego przerywać. Biło od niego przyjemne ciepło i spokój. Czułam się przy nim tak bezpiecznie. Próbowałam to jakoś wyjaśnić na wszelkie możliwe sposoby, ale nie mogłam wymyślić nic, co miałoby jakikolwiek sens. Tak po prostu było, a ja nie miałam w tym temacie nic do gadania.
Owszem, dziwi mnie to, ale bardziej zastanawia mnie, czemu on nie protestuje. Przecież od zawsze był w stosunku do mnie negatywnie nastawiony i jawnie okazywał mi niechęć do mojej osoby. Więc czemu pozwala mi się przytulać? Czemu ze mną rozmawia? A może...
- Wróciłem! - Z dołu było słychać krzyk Nialla.
Nialla... Facet...
- Oo, Niall wrócił. - Napływające mi do umysłu myśli odgonił głos Zayna tuż przy moim uchu. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, lecz nie na długo, gdyż mnie od siebie odsunął, kontynuując swoją wypowiedź. - Pójdę na razie do niego, bo mam do niego sprawę, ale wrócę do ciebie wieczorem. Gdybyś czegoś potrzebowała czy coś, to będę na dole.
Puścił mnie, po czym podniósł się z łóżka i bez spoglądania w moją stronę wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą. Zabrał ze sobą to przyjemne ciepło i niezrozumiałe poczucie bezpieczeństwa, które mnie otaczało.
A już myślałam, że komuś na mnie zależy, że on może naprawdę się mną przejmuje. Myliłam się. To wszystko gówno prawda. Cały czar prysł jak bańka mydlana.
A co myślałaś, idiotko? Że ktoś taki jak on będzie się tobą przejmował? Że go obchodzisz? Głupia jesteś. Robi to z litości. Chociaż nie, pewnie Liam go o to prosił. Przecież on cię nawet nie lubi! Głupia, głupia, głupia. Jeszcze musi znosić to, że ciągle się do niego przytulam. Pewnie rzygać mu się chce od tego, ale jakoś wytrzymuje. 
- Zayn, jesteś? - Dotarł do mnie z dołu kolejny krzyk Horana.
Horana... Nialla... Faceta... Christopher był facetem... Zgwałcił mnie... Niall jest facetem... A faceci gwałcą...

***Niall***

***Godzinę wcześniej***

Czego Kendall może jeszcze ode mnie chcieć?
- Niall, możemy porozmawiać? - zapytała.
- Niby o czym? Jeśli ma to związek z Gigi lub Zayn'em, to lepiej daruj sobie.
Wiem, że byłem dosyć niemiły, ale byłem już zmęczony zakupami i nie miałem najmniejszej ochoty na użeranie się jeszcze z Kendall.
- Spokojnie, to nie ma żadnego związku z Gigi i Zayn'em - zapewniła mnie. Interesujące.
- To z kim?
- Z samym Zayn'em.
Ależ różnica...
- Więc nie mamy o czym gadać. Narazie, Kendall. - Szybko pożegnałem się z dziewczyną i pognałem do swojego samochodu.
Wygrzebałem kluczyki z tylnej kieszeni spodni i nacisnąłem przycisk otwierający drzwi. Zwinnym ruchem wygodnie usadowiłem się w fotelu i ruszyłem do domu.

***Godzinę później***

Mam już dość zakupów na najbliższy czas i mam nadzieję, że zbytnio prędko nie będę do nich zmuszony. Jak dziewczyny mogą to lubić? Co w tym fajnego? A już szczególnie takie pokroju Gigi czy Kendall. Galerie handlowe to ich drugi dom! Do szczęścia potrzebny jest im tylko jakiś baran, który będzie nosił za nie torby i, co najważniejsze, płacił za te wszystkie rzeczy. Podziwiam Zayn'a za to, że wytrzymał z Hadid tak długo. Ja bym chyba zwariował. Przecież włóczenie się od jednego sklepu do drugiego jest strasznie nudne. A w dodatku jakie męczące! Aż się głodny od tego zrobiłem. Głodny!
Przerwałem mój wewnętrzny monolog w momencie, gdy skręciłem i wjechałem na podjazd. Zaparkowałem tuż obok sportowego auta Malika i wyłączyłem silnik. Pospiesznie wyciągnąłem zakupy z bagażnika i ruszyłem ku wejściu. Wygrzebałem z kieszeni klucze i przekręciłem zamek, powtarzając po chwili tę samą czynność od drugiej strony.
- Wróciłem! - wydarłem się tak głośno, jak tylko potrafiłem.
Zdjąłem buty z nóg i byle jak rzuciłem je w kąt przedpokoju. Nasłuchiwałem jakiejkolwiek odpowiedzi, lecz niczego takiego się nie doczekałem. Gdzie on może być?
- Zayn, jesteś? - zawołałem po raz kolejny. 
Początkowo znowu nie doszukałem się żadnej reakcji ze strony przyjaciela, ale po paru sekundach do moich uszu dotarł stukot butów o podłogę. Nie musiałem długo czekać, by pojawiła się w zasięgu mojego wzroku sylwetka mulata.
- Sorry, byłem u Emily - zaczął. - I jak zakupy?
- A weź, nic nie mów. Jakaś masakra. - Potarłem ręką kark, w którym poczułem lekki, pulsujący ból.
- Aż tak źle? Kupiłeś przynajmniej to, co chciałeś?
- Tak, mam wszystko. Nie zgadniesz, kogo widziałem. Gigi Hadid i Kendall Jenner we własnej osobie. Próbowały namówić mnie na wspólne spotkanie z tobą i nimi - prychnąłem. - Jeszcze na koniec sama Kendall czegoś ode mnie chciała, ale ją spławiłem. Wiem tylko, że coś o tobie.
- O mnie? To ciekawe. Jakiś czas temu do mnie dzwoniła, ale kazałem jej spadać na drzewo.
- Nie zawracaj sobie tym głowy.
- Nie mam takiego zamiaru - przyznał mi rację.
- A tak swoją drogą, zjadłbym coś - zmieniłem temat.
- To akurat żadna nowość - zaśmiał się Zayn. - Zaraz coś przygotuję, bo teraz nie miałem na to czasu. Nawet nie wiesz, ile cię ominęło.
- To zamieniam się w słuch. 

* Wiem, że to polski film, więc logiczne, że go nie zna, ale to tylko na potrzeby opowiadania.

———————————————————

Witajcie, kochani!
Jest tu ktoś jeszcze? Czeka ktokolwiek? Interesują jeszcze kogoś losy Emily?
Wiem, że znowu zawiodłam, więc tym razem się nie tłumaczę. Po prostu zawiniłam.
Mam jednak taką malutką prośbę. Czy mogłabym prosić o to, żeby każdy zostawił linki do swoich obecnie pisanych blogów? Chciałabym znowu być u Was na bieżąco i to mi bardzo ułatwi zadanie.
Mam tylko mały problem z publikowaniem komentarzy, ale mam nadzieję, że jakoś ogarnę, jak to naprawić. Najwyżej pozostanie mi komentować anonimowo. Wierzę, że mi to wybaczycie.
Nie jestem pewna, kiedy pojawi się następny rozdział, ale już zaczęłam go pisać, więc może uda mi się wrócić do starego rytmu - rozdział co tydzień w piątek.
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Do napisania💋

niedziela, 24 lutego 2019

Rozdział 23

***Niall***

- Oo, Gigi Hadid i Kendall Jenner. Jak miło was widzieć, dziewczyny. - Nie. Co one tu robią? Dlaczego spośród tylu osób, które znam, musiałem spotkać tutaj akurat te? - Kopę lat!
- Jaką kupę? - zapytała zdezorientowana Hadid, a ja słysząc to, mentalnie strzeliłem sobie otwartą dłonią w twarz.
- A co wy tu robicie? - zapytałem, dobrze znając odpowiedź. W końcu to galeria handlowa - ich drugi dom.
- A przyszłyśmy na zakupy, do fryzjera, potem zaraz biegniemy do kosmetyczki na manicure oraz pedicure, a i jeszcz... - W tym momencie przestałem jej słuchać, bo wszystkie nazwy, których używała mówiły mi mniej niż "balalixttcsabzhau". Poza tym tak samo bardzo mnie to interesowało.
Nie wiem, co jest z tą dwójką nie tak, że nie potrafię wytrzymać w ich towarzystwie dłużej niż pięć minut. Jestem w stanie zaakceptować każdego, ale ich paplanina jest tak nieznośna, że nawet głuchy, by przy nich zwariował. Ciekawe jak udawało się to Zaynowi.  Ach, no tak... W łóżku się nie odzywała. Wszystko jasne.
- Fajnie się gada i w ogóle, ale strasznie się spieszę - zacząłem, mając nadzieję, że jakoś uda mi się od nich uwolnić.
- Jaka szkoda. Chociaż możemy się na przykład jakoś umówić. Zayna wyciągniesz czy coś.
- Byłoby świetnie, tylko teraz naprawdę się spieszę. Więc zadzwońcie do mojej sekretarki i ona nas umówi na jakiś wolny termin. Cześć! - powiedziałem i jak najszybciej odszedłem, a raczej odbiegłem z dala od nich.
- Jasne! Ty masz sekretarkę? - Jedynie tyle usłyszałem gdzieś w oddali.
Chyba muszę znaleźć sobie jakąś inną galerię, w której będę robił zakupy. Ta zdecydowanie jest już skażona. Ciekawe skąd ona ma pieniądze na to wszystko? Przecież Zayn nareszcie z nią zerwał i nie jest już jej sponsorem. Może ma nowego? Współczuję gościowi.
Reszta czasu minęła mi spokojnie, wliczając w to oczywiście kilka dziewczyn, które piszczało na mój widok lub wytykało mnie palcem. Szedłem już w stronę samochodu, by udać się prędko do domu, lecz drogę zagrodziła mi machającą do mnie Kendall. Czego znowu...?

***Harry***

- Mm pyszności, brakowało mi w domu twojej kuchni - pochwaliła mnie mama.
- Dzięki, mamo. - Uśmiechnąłem się i od razu domyśliłem się, że na moich policzkach pokazały się różowe wypieki, dlatego szybko sięgnąłem po szklankę soku, żeby je ukryć.
- No tak, tak. Takie mocne dwa na dziesięć - odezwała się ta małpa, zwana także moją siostrą.
- Ja przynajmniej w odróżnieniu od ciebie nie spaliłem przy tym całego domu.
Po tych słowach twarz Gemmy zamieniła się w ogromnego pomidora. Gdy już zaczynałem się zastanawiać, czy nie powinienem zacząć uciekać, usłyszałem huk sztućcy spadających na stół.
- Ej! Wcale nie cały dom. To tylko weranda i kawałek ogródka! - awanturowała się Gemm.
- No tak. To tylko płonąca żywym ogniem weranda i kawałek ogródka. To tylko rozprzestrzeniający się w mgnieniu oka ogień i duszący dym. No faktycznie, drobnostka. - Puściłem jej oczko.
- Przecież to była twoja wina! To ty mnie zostawiłeś sam na sam z grillem i kiełbaskami!
- Uwaga, ludzie. Straszne kiełbaski atakują! Kryć się! - zacząłem wrzeszczeć jak opętany, udając przerażenie.
- Wszyscy uciekać! Głupota Harry'ego wychodzi na światło dzienne! To może być zaraźliwe!
- Jak to miło być w domu. Taki zwyczajny posiłek w ciszy i spokoju. - Naszą krótką wymianę zdań przerwała mama. - Wy się tu kłóćcie, a ja pójdę pozmywać naczynia.
- Nie no co ty, mamo. Przecież na pewno jesteś cholernie zmęczona. Ty sobie usiądź, odpocznij, a naczynia pozmywa Gemma.
- Niby czemu ja? A może pozmywa Harry? - wtrącił się ten skrzat.
- A może dlatego, że ty jako jedyna nic dzisiaj pożytecznego nie zrobiłaś?
- Wypowiedział się pracownik roku. - Gem przewróciła oczami.
- No, bo ty to tak ciężko harujesz dniami i nocami. Uważaj, żebyś się przypadkiem nie spociła - odpyskowałem.
- Owszem, haruję ciężej od ciebie!
- Tak, tak. Tak się przy tym spociłaś, że wali w całym domu.
- Nie, spokojnie. To tylko ty. - Puściła mi oczko. - Nie ma się co dziwić, że nadal nie masz dziewczyny.
- Odpowiedziałbym ci na to, ale nie będę się zniżał do twojego poziomu, bo musiałbym się położyć na ziemi. 
- Jak już to musiałbyś podskoczyć.
- Zamiast gadać głupoty, może wreszcie wzięłabyś się za te durne gary?
- Niby za jakie? Te które właśnie umyłam? - odezwała się niewinnie Anne.
- Mamo! Miałaś odpocząć! 
- A co ja jestem? Jakaś stara babcia czy może inwalida, że nie mogę sama naczyń pozmywać?
- Nie, jesteś naszą najukochańszą mamą, która przez całe życie się nami opiekowała i poświęciła wiele lat, żeby nas wychować - odpowiedziałem jej.
- No ty się już tak nie podlizuj. I tak nigdy się nie zreflektujesz za to osranie ściany jak miałeś roczek - odezwał się ten smarkacz.
- Ja? Ja? To przecież ty byłaś i teraz zrzucasz na mnie winę! Ja to bardzo dobrze pamiętam! - zacząłem się bronić.
- Jak ja miałam roczek, to ciebie nawet na świecie nie było, matole! 
- I widzisz jaki jestem zajebisty? Nie było mnie, a pamiętam!
- Weź, ty, się już lepiej zamknij - westchnęła Gemma.
- A właśnie, że się nie zamknę! I co mi zrobisz?
- To. - Mówiąc to, obróciła się i wzięła do ręki fioletowy wazon, stojący na stole tuż za nią. Wyjęła z niego kwiaty i rzuciła nimi we mnie.
- Ał, kolce! Mamusiu - zwróciłem się do matki z miną zbitego pieska.
- No co ty, Harry. Nie bądź baba! - skrytykowała mnie kobieta. Dzięki, mamo...
- Ej, mamo, a gdzie tu kobieca solidarność? 
Moja siostra chciała coś jeszcze dodać, ale nie zdążyła, ponieważ w tej sekundzie wyrwałem jej naczynie z dłoni i wylałem na jej głowę całą jego zawartość. 
- Ty... Ty... Ty... - Zaczął się jąkać mokry szczur.
- O nie. To moja najbardziej ulubiona koszulka ze wszystkich najbardziej ulubionych koszulek. Jest na niej woda. To straszne. Jest teraz całkowicie zniszczona. O mój boże, co ja teraz zrobię? - zacząłem ją parodiować najbardziej piskliwym głosikiem, jaki udało mi się z siebie wydobyć.
Spojrzałem na siostrę, ale zamiast niej zobaczyłem wielkiego buraka, zaciskającego dłonie w pięści.
- Niech ja cię tylko dorwę w swoje łapy, Styles! - wydarła się Gemm. Jak na zawołanie natychmiast ruszyła się z miejsca, w którym stała i rzuciła się za mną w pogoń. Ja nie pozostałem jej dłużny i także zerwałem się do biegu, kierując się w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro. 
- Nigdy mnie nie złapiesz!

***Emily***

- Emily? 
Emily? Co? Nie. Oczywiście, że nie. Niby jaka Emily? To tylko twoja gówniana siostra. Chwila. Co ja w ogóle gadam? Pewnie nawet nie zasługuję na tytuł siostry Wielkiego Pana Idealnego Liama Payna. Jakie pewnie? Na pewno! Przecież to jest oczywiste. Jestem po prostu nikim, niezasługującym na jakikolwiek tytuł. 
Ale... Co ja w ogóle robię? Dlaczego ja się na to zgodziłam? Głupia, Emily, głupia. Dobra, nie odzywaj się, rozłącz, oddaj telefon i wracaj do pokoju. Tak, dokładnie. To jest dobry plan. Tylko nic nie mów. Nie wypowiadaj ani jednego słowa. Niech ci nawet nie przejdzie przez myśl, aby otworzyć gębę i...
- Ja.
Czy ja się właśnie odezwałam? Miałaś siedzieć cicho, Emily! Chwila... Tak właściwie, czemu powiedziałam "ja"? Jak to musiało zabrzmieć? Przecież wyjdę na jakąś nienormalną wariatkę. W sumie to ja jestem nienormalną wariatką, więc co za różnica. Nie mam się czym przejmować.
Moje przemyślenia przerwał Zayn, kładąc dłoń na moim kolanie, lekko je ściskając. Podniosłam wzrok i natknęłam na wpatrujące się we mnie czekoladowe tęczówki. Kurde, zjadłabym czekoladę. Nie! Co ty gadasz? Ogarnij się, Emily. Jak możesz myśleć o czekoladzie w takiej sytuacji? W końcu żadna czekolada nie jest tak smaczna, jak piękne są te oczy Zayna. Cholera, znowu zaczynam bredzić.
Chyba powinnam coś jeszcze powiedzieć. Jakoś tak to sprostować. Myśl, dziewczyno, myśl. Liam tam ciągle jest po drugiej stronie linii, więc się odezwij. Tylko coś takiego mądrego, normalnego jak na przykład...
- Jestem wesoły Romek. Mam na przedmieściu domek, a w domku wodę, światło, gaz. Powtarzam zatem jeszcze raz! - zaśpiewałam do słuchawki.
Jezu Chryste, co ty najlepszego zrobiłaś, debilko? To miało być normalne?
Czym prędzej odsunęłam telefon od ucha i szybkim ruchem nacisnęłam na przycisk z czerwoną słuchawką. Jak oparzona odrzuciłam komórkę na kanapę i natychmiast poderwałam się z miejsca, nawet nie spoglądając na Malika. Biegiem pognałam schodami na górę, po czym z dużym impetem wparowałam do mojego pokoju. Bez zastanowienia po prostu rzuciłam się na łóżko i zawinęłam szczelnie kołdrą, żeby schować się przed całym światem. Szkoda tylko, że nie mogę zapaść się pod ziemię. 
Jestem głupia...

———————————————————

Niespodzianka! Jest tu jeszcze ktoś? Wiem, że długo mnie nie było, a od momentu kiedy wstawiłam ostatnią notkę, minęło strasznie dużo czasu. Bez przerwy zbierałam się do napisania kolejnego rozdziału, ale miałam jakąś wewnętrzną blokadę. Jednak coś mnie dzisiaj tchnęło, aby wejść sobie na bloga i zobaczyłam nowy komentarz. Przeczytałam sobie wszystkie spod ostatniego posta, zrobiło mi się tak miło na serduszku i nagle... Dostałam jakiegoś takiego wielkiego kopa do działania i cała wena do mnie wróciła. 
Jestem... I wracam. Nie oznacza to jednak, że od razu następne rozdziały będą się pojawiać co tydzień w piątek tak, jak to było zawsze. Myślę, że na początku będzie to rzadziej, bo muszę na spokojnie wrócić do regularnego pisania. 
Wiem, że dzisiaj znowu krótko i nie wróciłam z czymś świetnym, ale w następnym rozdziale troszkę się zadzieje. ;) O ile ktoś w ogóle jeszcze tutaj jest i nadal chce to czytać. 
Mam też gorącą prośbę do wszystkich, u których byłam czytelniczką. Przez tę długą przerwę kompletnie się pogubiłam na Waszych blogach. Czy mogłybyście w komentarzach zostawić linki do blogów, które obecnie piszecie? Będę bardzo wdzięczna. :D
Na koniec chciałabym jeszcze podziękować za te wszystkie miłe słowa pod ostatnim postem. To dla mnie naprawdę wiele znaczy.
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
PS. Mam nadzieję, że znacie wesołego Romka z filmu "Miś". Jeśli nie, to polecam posłuchanie sobie jego pioseneczki na Youtubie, bo bez tego końcówka rozdziału może w ogóle nie mieć sensu. 
Do napisania!💋

piątek, 14 września 2018

Wyjaśnienia

Cześć, kochani.
Z góry chciałabym poprosić, abyście doczytali to do końca. O ile ktoś to w ogóle zobaczy...
Zastanawiam się, czy w ogóle ktoś jeszcze tutaj jest, bądź zagląda.
Zawiodłam. Wiem. Pewnie zauważyliście wszyscy, że pod koniec rozdziały zaczęły stawać się coraz krótsze, nudniejsze i tak naprawdę nic się tam nie działo. Zaczęłam też robić spore zaległości u Was na blogach, coraz mniej komentowałam. Aż w pewnym momencie doszło do takiego momentu, kiedy przestałam wstawiać jakiekolwiek rozdziały i komentować Wasze blogi. Po prostu nagle straciłam całą radość, jaką dawało mi pisanie tego opowiadania. Uznałam, że nie chcę robić tego na siłę, bo to nie o to w tym wszystkim chodzi.
Kolejnym z powodów, które odciągnęły mnie od pisania, to były słowa jednej z moich przyjaciółek, która kiedyś przeczytała kilka rozdziałów na moim blogu. Powiedziała mi, że nigdy nie przeczytała całości, ponieważ po prostu ją ta historia nudziła i nie było żadnej ciekawej fabuły. Jako, że mam dosyć... niską samoocenę, zrobiło mi się przykro i uznałam, że to wszystko nie ma sensu i nie mam do tego talentu. Nie chcę, żeby ktokolwiek z Was, pomyślał, że się tutaj użalam nad sobą. Uznałam tylko, że jestem winna Wam wyjaśnienia mojej nieobecności.
Założyłam tego bloga, ponieważ naprawdę kochałam pisać. Przez długi czas pisałam "do szuflady", ale pewnego razu jedna osoba zmotywowała mnie, żebym założyła bloga i pokazała moje "wypociny" światu. Chciałabym w tym momencie bardzo podziękować tej osobie. Gdyby nie Ty, nigdy bym się nie odważyła. ;*
Chciałabym także podziękować wszystkim moim wiernym czytelnikom, którzy regularnie czytali i komentowali każdy rozdział. Czasem jednak zastanawiałam się, czy nie czuli takiego obowiązku, tylko dlatego, że ja komentowałam u Nich. Mimo wszystko i tak ogromnie dziękuję, ponieważ sprawiało mi to naprawdę ogromną radość. Czasem nawet najkrótszy komentarz sprawiał, że od razu się uśmiechałam i poprawiało mi to cały beznadziejny dzień.
Dzisiaj naszła mnie ochota, by sprawdzić, co się dzieje na tym moim blogu. Zobaczyłam, że kilku obserwatorów postanowiło zrezygnować i praktycznie nikt już tego bloga nie odwiedza. Jednak rozumiem, bo to tylko i wyłącznie moja wina, że tak się stało.
I teraz moje pytanie. Czy Wy tak samo uważacie, że to co piszę, nie owijając w bawełnę, jest po prostu nudne i zmuszacie się do czytania? Ciężko się to czyta, bo jest źle pisane? Proszę o całkowicie prawdziwe i obiektywne opinie. Jest to dla mnie bardzo ważne. Nie martwcie się, nie zaważy to na komentowaniu waszych blogów. Będę starała się powrócić do komentowania, jak tylko uda mi się pozbierać. Chcę poznać prawdę i Wasze odczucia.
Jedno jest pewne - bloga nie usunę. Chociażby z sentymentu. To w końcu moje dziecko.
Jednak... Czy ma sens kontynuowanie tego opowiadania? Z tym pytaniem również zwracam się do Was, kochani.
Jeśli doczytałeś do końca, to bardzo proszę, abyś skomentował i odpowiedział na moje pytania. Los tego bloga i opowiadania pozostawiam w Waszych rękach. Ja biję się z myślami i kompletnie nie wiem, co powinnam zrobić.
Bardzo Was za wszystko przepraszam.
Na koniec chcę napisać, że wszystko co tutaj napisałam, było prosto z mojego serca. Dziękuję Wam.
Wasza, Emilyy <3

niedziela, 8 lipca 2018

Rozdział 22

***Zayn***

Sam nie byłem pewny, ile czasu Emily znajdowała się już w moich objęciach, ale nie miało to dla mnie w tamtej chwili żadnego znaczenia. Liczyła się dla mnie tylko ta malutka istotka, oplatająca mnie swoimi drobnymi rączkami, którą od teraz chciałem bronić przed całym złem tego świata. Żałowałem jedynie, że wcześniej byłem dla niej taki oschły i nie miałem jak zapobiec tragedii, jaka ją spotkała. Nawet nie chcę myśleć, co dzieje się w jej głowie. To wydarzenie musiało pozostawić na jej umyśle, sercu, we wspomnieniach sporo "blizn" i nie da się o tym tak łatwo zapomnieć. Co ja gadam... O tym w ogóle nie da się zapomnieć. Teraz te napady strachu na widok jakiegokolwiek mężczyzny mają sens. Tylko dlaczego mnie się nie boi? Dlaczego akurat mnie? W końcu Liam to jej starszy brat, najbliższa rodzina, a nawet jego widok wzbudza w niej falę złych emocji, które doprowadzają do późniejszego ataku furii. Nie mogę pojąć, z jakiego powodu mnie akceptuje. Jestem jakiś mało męski czy jak? Może nie uważa mnie za faceta? No innego wyjścia tutaj nie widzę. Co takiego mam ja, czego nie ma nawet jej własny rodzony brat? Za prędko się chyba niestety tego nie dowiem.
Kolejną rzeczą, która jest zastanawiająca to postawa matki dziewczyny. Dlaczego ona nie próbowała się dowiedzieć, jaka jest przyczyna dziwnego zachowania jej córki? Karen tylko od razu uznała ją za wariatkę i wsadziła ją do psychiatryka. A jakby tego było mało, to mówiła o brunetce w dosyć nieprzyjemny sposób. Nie mogę tego wszystkiego pojąć. Zresztą młoda Payne powinna być bardziej chętna do wyznania tej bolesnej prawdy matce niż mi. Więc dlaczego akurat mi zaufała? Właśnie... Ona mi zaufała. Tylko mi. Obym tego zaufania nigdy nie stracił. Muszę ją chronić. Nikomu nie pozwolę, by ją skrzywdził. Ona na to nie zasłużyła. Jest zbyt delikatna.
Oo, to naprawdę słodkie. Wiedziałem, że jesteś w niej zakochany, ale nie przypuszczałem, że aż tak. 
Co ty pierdolisz? Jaki zakochany?
No zakochany, zakochany. I się mi tu nie wypieraj, bo sam się do tego przyznałeś przed nią niedawno. 
Powiedziałem jedynie, że nie jest mi obojętna, ale o zakochaniu nie było mowy. A wiesz czemu? Bo nie jestem w niej zakochany!
Tak, tak. Wmawiaj sobie. Ja i tak swoje wiem. Mam nadzieję, że sam również przejrzysz na oczy.
Gadasz bzdury, więc lepiej będzie, jeśli się zamkniesz. Mieszasz mi niepotrzebnie w głowie.
To ty nie dopuszczasz do siebie prawdy. A! Wiem, że masz na pewno ochotę znowu zmieszać mnie z błotem, więc żeby sobie tego zaoszczędzić, przypominam ci, że powinieneś zająć się teraz siostrą Liama.
Tu przyznaję ci rację. Kompletnie o niej zapomniałem.
Natychmiast powróciłem do świata żywych i sprawdziłem co z dziewczyną. Mimo, że Emily już od dawna nie płakała, to jej oddech nadal był ciężki i nierównomierny. Mocniej ją do siebie przycisnąłem i powróciłem do rozmyślania.
W głowie miałem tysiące pytań, które chciałbym jej zadać, lecz wiedziałem, że nie to jest to najbardziej odpowiedni moment. Cały czas była roztrzęsiona i nie wydawało mi się, żeby miała ochotę opowiadać mi o tym, co się jej stało. O tym co ten... No właśnie. Kto? To było pierwsze pytanie, które nasuwało mi się na myśl. Jak ja tylko dorwę tego chuja w swoje łapy, to mu chyba nogi z dupy powyrywam! Tak mu tę jego mordę obiję, że nawet jego własna matka go nie pozna! A ze swoimi jajami to może się pożegnać na samym początku! Chociaż patrząc na to, co zrobił, to chyba ich nawet nie ma. To nie jest facet. To jest po prostu skurwysyn, którego tak zajebię, że...
Nie zauważyłem, kiedy zacząłem zaciskać pięści na materiale, jakim była okryta Emily. Dziewczyna musiała wyczuć, że cały się spiąłem, bo jak oparzona się ode mnie odsunęła i próbowała zejść mi z kolan. Jednak natychmiast się ogarnąłem i nie pozwoliłem jej na ten ruch.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć - przeprosiłem skruszony.
- To ja przepraszam. Pewnie ci ciężko, a ja się tu tak rozsiadłam. Poza tym pomoczyłam ci koszulkę - zawstydziła się, po raz kolejny próbując wyswobodzić się z mojego uścisku.
- Ciężko? Jesteś leciutka jak piórko. Chyba cię nie karmili najlepiej w tym psychiatryku, bo wyglądasz na strasznie wychudzoną. A koszulką się nie przejmuj. To tylko kawałek materiału.
Westchnęła na moją odpowiedź, niepewnie się do mnie przybliżając, by ponownie zniknąć w moich ramionach. Miałem zamiar mimo wszystko zapytać ją o coś, ale nie pozwolił mi na to dźwięk dzwoniącego telefonu. Wziąłem go do ręki, a na wyświetlaczu zauważyłem napis "Liam" i zdjęcie, na którym się znajdował.
- To twój brat - powiadomiłem brunetkę, a ona oderwała się od mojego torsu i posłała mi przerażone oraz niepewne spojrzenie. - Odbierz.
- Co? Ale... Czemu ja? Co? - jąkała się.
- Spróbuj z nim porozmawiać. Chociaż chwilę. Spokojnie, będę obok ciebie.
- Ale ja... Nie, ja się boję. Ja nie chcę. - Podkręciła przecząco głową.
- Maleństwo, rozumiem, że się boisz. I teraz w pełni wiem, dlaczego, ale nie możesz w nieskończoność uciekać przed wszystkimi mężczyznami. Musisz przezwyciężyć lęki, a najlepiej będzie jak zaczniesz od brata. W końcu to twoja rodzina. Na pewno się ucieszy, jeśli cię usłyszy. Przez telefon powinno ci być łatwiej, bo nie będziesz go widziała. No spróbuj. - Wsunąłem mojego iPhona do jej malutkiej dłoni i posłałem uspokajający uśmiech. A przynajmniej taki miał wyjść. - Jestem tu z tobą.
Payne jeszcze kilka sekund przyglądała się telefonowi, jakby widziała takie urządzenie pierwszy raz w życiu i nie miała pojęcia, co to jest. Jednak w końcu się przełamała i z lekkim zawahaniem odebrała.
- No wreszcie. Już myślałem, że nie odbierzesz. Zawsze trzymasz telefon w kieszeni, a teraz co? Coś się stało? Wezwaliście straż pożarną albo hydraulika? Karetka jest potrzebna? Mamy wrócić? Wszyscy są cali czy ktoś jest ranny? Co z moją siostrzyczką?
Liam nawijał jak katarynka. Wyraźnie było widać, że był swoim żywiole. Ach, ten nasz daddy.
Jednak byłem bardziej zainteresowany Emily niż moim przyjacielem wyrzucającym z siebie potok słów jak z jakiegoś karabinu maszynowego. Niebieskooka z każdym zdaniem coraz bardziej się spinała, a jej oczy zaczynały się szklić. Gdy tylko to zauważyłem, złapałem jej dłoń, lekko ją ściskając dla dodania otuchy. Tym gestem chciałem chociaż na moment odwrócić jej uwagę, by nie myślała o płci jej brata. Miałem wrażenie, że zaczęła odpływać w swój własny, nieznany dla mnie świat, a do tego dopuścić nie mogłem. Złączyłem nasze palce razem i kciukiem gładziłem jej dłoń.
- Cześć, Liam - wyszeptała, czym mnie pozytywnie zaskoczyła. Byłem pewien, że jednak się pospieszyłem i nie da rady porozmawiać z kimś innym niż ja lub Danielle.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Emily?

***Liam***

Jeśli on zaraz nie odbierze tego pieprzonego telefonu, to nie wiem, co mu zrobię. Po co mu on skoro nie może go odebrać? Przecież to jest pierwszorzędne przeznaczenie komórki - dzwonienie. Tyle potrafi w tym gównie siedzieć, a teraz co? Nie łaska?
Chwila... A co jeżeli coś się stało? Może Niall chciał zrobić coś sobie do jedzenia, bo pół godziny po obiedzie zrobił się głodny i przypalił jakąś potrawę? Kto wie, czy nie wybuchł tam pożar i oni teraz walczą o życie? A może rura pękła i właśnie woda zalewa cały dom, a oni się tam topią, nie mając żadnych szans na opuszczenie budynku? Jezu Chryste, dlaczego ja ich tam samych zostawiłem?!
Nagle pikanie oznaczające czekanie na odebranie ustało. Już byłem przygotowany na wysłuchanie formułki o poczcie głosowej i możliwości nagrania się, lecz nic takiego się nie wydarzyło, czyli... Jednak odebrał!
- No wreszcie. Już myślałem, że nie odbierzesz. Zawsze trzymasz telefon w kieszeni, a teraz co? Coś się stało? Wezwaliście straż pożarną albo hydraulika? Karetka jest potrzebna? Mamy wrócić? Wszyscy są cali czy ktoś jest ranny? Co z moją siostrzyczką? - wyrzuciłem z siebie.
Początkowo nikt nie odpowiadał, ale po jakimś czasie do moich uszu dotarł cichutki głosik, którego nigdy w życiu bym się nie spodziewał usłyszeć.
- Cześć, Liam.
Dwa słowa. Niby nic wielkiego. Jednak jeśli są to jedyne, i przede wszystkim pierwsze, słowa, które wypowiedziała twoja siostra do ciebie, to nagle nabierają głębszego sensu.
Kiedy to do mnie dotarło, przypomniałem sobie, że nadal nic nie odpowiedziałem. Tylko co mogłem odpowiedzieć?
- Emily?
Ależ ty kreatywny, Payne...

***Niall***

Przechadzałem się ogromnym korytarzem jednej z największych galerii w Londynie, poszukując czegoś godnego mojej uwagi. Rzecz jasna nie obyło się bez spotkania jakichś fanek. Dopiero tu wszedłem, a zdążyłem już rozdać pierdyliard autografów oraz zrobić sobie kolejny pierdyliard zdjęć. Uwielbiam to, co robię, uwielbiam naszych fanów, ale czasem jest to męczące. Ta cała sława wcale nie jest taka super, jak to się wszystkim wydaje. Owszem, mam pieniądze, wypasioną chatę, znają mnie na całym świecie, ale także nie mam żadnej prywatności i nie mogę spokojnie wyjść na zakupy, bo zaraz obiegnie mnie tłum piszczących dziewczyn. Sam się sobie dziwię, że jeszcze od tego nie ogłuchłem.
- Nialler! Jak dobrze cię widzieć! - No nie! Tylko tego mi brakowało. Zza moich pleców, doszedł mnie skrzeczący głos nikogo innego jak...

———————————————————

Witajcie, kochani! :)
Na początku chciałabym bardzo podziękować za wszystkie komentarze. Wasze słowa bardzo wiele dla mnie znaczą i potrafią poprawić nawet najgorszy dzień. Przy ich czytaniu zawsze na twarz wkrada mi się szeroki banan, dlatego bardzo Wam za nie dziękuję.
Kolejny krótki rozdział, ale uznałam, że tak musi być. Próbowałam wymyślić jeszcze jakiś dodatkowy wątek, żeby to przedłużyć, ale uznałam, że byłoby to naciągane. A przecież nie o to chodzi, prawda?
Emily coraz bardziej się otwiera... Co będzie dalej?
I przede wszystkim, jak myślicie - kogo spotkał Niall?
Następny rozdział powinien wyjść dłuższy, ponieważ pojawi się tam sporo przemyśleń Emily.
Jestem ciekawa ile osób czyta te wypociny, więc proszę wszystkich - łapka w górę! ;)
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Miłego tygodnia!
Buziaki💋

sobota, 30 czerwca 2018

Rozdział 21

***Zayn***

"On mnie zgwałcił". To zdanie odbijało się w moim umyśle już dobrą chwilę. Jak to zgwałcona? Nie, nie, nie. To nie może być prawda.
Siedziałem z otwartą buzią, wpatrując w zanoszącą się coraz większym płaczem drobną brunetkę. To co usłyszałem tak mną sparaliżowało, że kompletnie nie wiedziałem, co w takim momencie powinienem zrobić. W głowie miałem totalny mętlik. Ta informacja jeszcze do mnie nie docierała i do końca wierzyłem, że może jednak się przesłyszałem i to wcale nie prawda. Teraźniejszość była niestety inna, a zapłakana dziewczyna powtarzająca w kółko jak mantrę: "Ja tego nie chciałam", nie pozostawiała mi już żadnych złudzeń. Emily Payne, siostra mojego przyjaciela została zgwałcona...
Widok zapłakanej dziewczyny natychmiast mnie ocucił i już po chwili trzymałem ją w swoich ramionach, mocno przyciskając do swojej piersi. Delikatnie gładziłem dłonią jej włosy, czekając aż chociaż trochę się uspokoi.
- Cii, cichutko. Nie płacz, maleństwo - szeptałem jej do ucha. - Już dobrze. To się więcej nie wydarzy.
- A co jeżeli on mnie znajdzie? - wybuchnęła, zaskakując i mnie, i siebie swoim podniesionym tonem. - I znowu to powtórzy?
- Nic nie powtórzy, bo ja na to nie pozwolę. Już nikt cię nie skrzywdzi, maleństwo - powiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy.
Po tych słowach ufnie się we mnie wtuliła i cicho łkała w moją koszulkę.
W głowie kłębiło mi się od różnych pytań, które chciałbym jej zadać, ale wiedziałem, że nie jest to najbardziej odpowiedni moment. Samo powiedzenie mi o tym, co się jej przydarzyło, musiało być dla niej wyczynem. Zresztą nikomu wcześniej nie wyznała, dlaczego stała się taka, jaką się stała. Chwila... Czy to oznacza, że tylko ja wiem? Jestem jedyną osobą, która poznała prawdę? Ło japierdole... Tego się nie spodziewałem. Tylko co w takim razie powinienem teraz zrobić? Powiedzieć Liamowi? Chyba tak, w końcu to jej brat.
Gdyby Emily chciała, to by sama mu powiedziała.
Ugh, to znowu ty. No cóż... Może chociaż raz przydasz mi się na coś. Co byś zrobił na moim miejscu?
Po pierwsze najlepiej będzie, jeśli zachowasz to dla siebie. Nie możesz zawieść zaufania Emily. Po drugie ta dziewczyna potrzebuje teraz twojego wsparcia. Znając jej sekret, stajesz się odpowiedzialny za niego, jak i za nią.
Masz rację, muszę się nią zaopiekować. Dzięki, dziwny i wkurzający głosie z mojej głowy.
Ej, ej, ej. Wcale nie jestem dziwny i wkurzający.
Możesz już sobie iść.
Spławiasz mnie? Ja ci tu pomagam, służę dobrą radą, a ty co?
Powiedziałem spierdalaj.
Ja cię zaraz...
Siedź już cicho!
- Emily... Hej, maleństwo... - odezwałem się, odsuwając ją odrobinę od siebie.
Przeszywała mnie jakimś dziwnym spojrzeniem, którego nie mogłem w żaden sposób odczytać. Jej błękitne oczy mówiły tak wiele, że aż nic.
- Co tak na mnie patrzysz? - spytałem.
Poruszyła się niespokojnie, ciągle siedząc mi na kolanach.
- Bo...
- Powiedz mi... - zachęciłem.
- Już któryś raz nazwałeś mnie maleństwem - wymruczała nieśmiało, jakby obawiając się mojej reakcji. Miałem wrażenie, że nadal nie ufała mi bezgranicznie, ale liczyłem na to, że w najbliższej przyszłości uda mi się to zmienić. Bez tego mogę tylko pomarzyć, że Emily będzie w stanie opowiedzieć mi dokładnie o tym wydarzeniu. Gdy tylko o tym pomyślę, to aż krew we mnie buzuje i mam ochotę odnaleźć tego gościa, który jej to zrobił, by najpierw porządnie obić mu mordę, a w późniejszej kolejności urwać jaja.
- Bo jak dla mnie jesteś takim maleństwem. - Zaśmiałem się cicho pod nosem i spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem na ustach. - Obiecuję ci, że teraz jesteś już w pełni bezpieczna. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
- Dlaczego? - wyrwało jej się. Po jej minie widziałem, że nie chciała, aby cokolwiek opuściło jej gardło, lecz rzeczywistość okazała się inna.
- Chyba nie rozumiem pytania.
- Nie musisz niczego udawać. Dobrze wiem, że cię nie obchodzę. Nie potrzebuję od nikogo litości.
- Dziewczyno, jakiej litości? O czym ty mówisz? Gdybym miał cię w dupie, to na pewno bym cię nie przytulał. - Kompletnie nie czaję jej toku rozumowania. Ciężko będzie ją przywrócić do normalności...
- Oj, Zayn, możesz być ze mną szczery. Domyśliłam się już, że robisz to tylko dlatego, że jestem siostrą Liama. Nie musisz się mną przejmować, naprawdę. Każde niech rozejdzie się w swoją stronę. - Pociągnęła nosem.
Otarłem prawym kciukiem łzy, jakie pozostały na jej policzkach oraz posłałem w jej stronę zdziwione spojrzenie.
- Co ty pierdolisz? Ja się o ciebie po prostu martwię, a to co cię spotkało... To... Po prostu aż nie mam słów! - wykrzyknąłem.
- Czyli jednak to - westchnęła.
- Niby co? - Kolejny raz miałem minę mówiącą "wtf?".
- Litość...
- A ty znowu o tym?
Odpowiedziała mi niestety jedynie cisza.
- Emily? - Odczekałem kilka sekund, czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, jednak nie żadnej się nie doczekałem. - Czy ja mam zaraz sprawdzić, gdzie się podziewa twój język?
- Nie trzeba - wychrypiała.
- Emily, ty naprawdę tego nie czujesz? Nie wiem, jak to nazwać, ale coś się między nami zmieniło. Nie jesteś dla mnie już tylko wkurwiającą małolatą, którą muszę tolerować, bo jest siostrą mojego przyjaciela. Na jakimiś popierdolony sposób zaczęło mi na tobie zależeć i chcę się tobą zaopiekować...
Kurwa. Co ja właśnie najlepszego zrobiłem?
No już myślałem, że nigdy się tego nie doczekam. Wreszcie się do tego przyznałeś. Tylko ale żeś moment wybrał... No romantykiem to ty nie jesteś.
- Nikomu już nie pozwolę cię skrzywdzić - kontynuowałem. - Nie rozmyślaj nad tym. Po prostu zaufaj mi, maleństwo, dobrze?
Patrzyłem na nią z wyczekiwaniem, aż zauważyłem ledwo zauważalne kiwnięcie głowom.
Młoda Payne ponownie się we mnie wtuliła, a ja jak na zawołanie objąłem ją szczelnie ramionami, starając schować ją przed złem całego świata.
Co się ze mną dzieje? Przecież Emily ma rację. Od zawsze jej nie trawiłem, a teraz co? Chyba się starzeję. Innego wytłumaczenia nie widzę.

***Harry***

Moją przyjemną pogawędkę z siostrą przerwał głośny krzyk, roznoszący się po całym domku
- Wróciłam!
Należał on oczywiście do mojej najlepszej, najkochańszej, jedynej i niepowtarzalnej...
- Mama! - Również krzyknąłem, a raczej wrzasnąłem i pobiegłem do korytarza, w której znajdowała się kobieta, dzięki której jestem na tym świecie.
Kiedy nareszcie się przy niej znalazłem, rzuciłem się prosto w jej matczyne ramiona, których tak strasznie mi brakowało podczas naszej rozłąki.
- Mój mały synuś w końcu w domciu. - Pociągnęła lekko nosem.
- Oj, mamo, ja już nie jestem mały - zaśmiałem się cicho, wyswobodzając się z uścisku.
- Dla mnie na zawsze pozostaniesz moim małym synkiem. - Anne* pogłaskała mnie po policzku, wiedząc, że bardzo mnie irytuje, gdy to robi. - Chodź do salonu, nie będziemy tak stać w przejściu.
- A właśnie, Gemma mówiła, że miałaś wrócić dopiero po kilku godzinach - zauważyłem.
- No tak - odparła z lekką powściągliwością w głosie.
- To czemu wróciłaś szybciej?
- Jak to szybciej? Przecież jest już dwudziesta. Nie było mnie pięć godzin - powiedziała beznamiętnie.
- Co? Jak to dwudziesta? - wypowiedziałem to w tym samym momencie co moja siostra. - Przecież ja dopiero przyjechałem. - Dalej ciągnąłem już sam.
- Musieliśmy sie nieźle zagadać - dodała Gemm.
- Dobra, dzieciaki. Pewnie jesteście głodni, więc pójdę zrobić kolację, a wy tu posiedźcie - zaproponowała moja rodzicielka, zaczynając kierować się w stronę kuchni.
- O, nie, nie, nie. Skoro tutaj jestem, to zajmę się gotowaniem. Widzę, że jesteś zmęczona. Jak wszystko będzie gotowe, to zawołam was do jadalni. Ty cały czas gotujesz, więc tym razem ja cię wyręczę, a ty odpocznij. Ktoś musi to zrobić, bo ten mały gnom, gapiący się w telefon, nie może tego zrobić.
Siostra od razu zrozumiała, że to o niej mowa, dlatego podniosła wzrok znad komórki.
- Ej, ej, przypominam ci, że jestem od ciebie starsza, więc to ty jesteś małym gnomem - wytknął mi ten smarkacz.
- Ale to ja jestem w tym rodzeństwie doroślejszy.
- Doroślejszy? Przecież twój mózg zatrzymał się na etapie przedszkolaka.
- Ohoho, zaczyna się. To ja się lepiej zmywam i czekam na jakieś pyszności - zabrała głos mama.
- Kolacja! - przypomniałem sobie i ruszyłem szybkim krokiem do kuchni.
Z lodówki oraz szafek wyciągnąłem wszystkie potrzebne mi produkty i zabrałem się do pracy.
Coś czuję, że ten wyjazd będzie bardzo udany. Ciekawe tylko co u Emily. Tak... Ta drobniutka brunetka odkąd zobaczyłem ją w tym psychiatryku, ciągle zajmuje moje myśli. Od zawsze ją lubiłem, zresztą jak wszyscy chłopacy. Najchętniej sam zostałbym, by się nią zająć, ale zbyt długo nie byłem w rodzinnym domu i strasznie się za tymi okolicami stęskniłem. Poza tym planowałem te odwiedziny od dawna, więc nie mogłem już z tego zrezygnować. Mama napewno byłaby zawiedziona, a ja nie potrafiłbym jej tego zrobić. Wiem, jak dużo ją to kosztuje, bo sam odczuwam to na własnej skórze.
Tak sobie rozmyślałem, dopóki nie poczułem, że coś śmierdzi, dlatego rozejrzałem się wokół.
- Moje omlety!

***Liam***

- Liam... - Usłyszałem Louisa za plecami, lecz zignorowałem go i w spokoju kontynuowałem czytanie lokalnej gazety. - Liam... Ej, stary... Liam, kurwa! - wydarł się na cały głos wprost do mojego ucha. Ja go kiedyś zamorduję...
- Czego? - warknąłem.
- Nudzi mi się. Zrób coooś - przeciągał ostatnie słowo do chwili, kiedy zamknąłem z hukiem książkę i zerwałem się z fotela.
- Dobra, idź po dziewczyny i idziemy do parku wodnego. Jest tu niedaleko - powiedziałem zrezygnowany.
- Jej! Dziewczyny zakładać bikini i... - Reszty już nie dosłyszałem, ponieważ Tomlinson zniknął za drzwiami pokoju.
Pokręciłem głową, wzdychając i poszedłem do mojej i Danielle sypialni. Szybko znalazłem kąpielówki, strój kąpielowy Dan, ręczniki i kilka innych rzeczy potrzebnych do zabrania. Wpakowałem wszystko do torby, po czym przerzuciłem ją przez ramię i ruszyłem do wyjścia, gdzie czekała już na mnie cała ekipa. Widziałem, że moja dziewczyna chciała się odezwać, dlatego uprzedziłem ją, wiedząc o co chciała zapytać.
- Tak, dla ciebie też wziąłem. A teraz idziemy. - Brunetka w odpowiedzi cmoknęła mnie przelotnie w usta, a ja złapałem ją za rękę.
- Jak myślicie? Co u Emily? - przerwała ciszę Eleanor. Emily! Zupełnie o niej zapomniałem! - Liam, dzwoniłeś do chłopaków?
- Kompletnie wyleciało mi to z głowy, ale zaraz to naprawię - odparłem i wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni.
Wybrałem numer do Zayna i przyłożyłem iPhona do ucha. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał... Czemu on, do cholery, nie odbiera?!

* Anne - mama Harry'ego

———————————————————

Witajcie! :)
Kolejny z serii: krótkie i beznadziejne.
Bycie zadowoloną z rozdziału przeminęło z wiatrem... :(
Po ciężkim rozdziale, który zaserwowałam Wam  w zeszłym tygodniu, postanowiłam tym razem napisać coś przyjemnego. Czy mi to wyszło? Sami oceńcie.
Dzisiaj nie będę się rozpisywać. Widzimy się jutro na Waszych blogach.
Ostatnio coś Nas mało... Kto jeszcze czyta te wypociny?
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Buziaki💋

niedziela, 24 czerwca 2018

Rozdział 20

***Emily***

Ej, lala, nie chcesz się zabawić? - Usłyszałam za plecami niski, męski głos. Zignorowałam go jednak i przyspieszyłam jedynie kroku, licząc, że dadzą sobie ze mną spokój. Niestety się przeliczyłam.
Nie zrobiłam nawet pięciu kroków, kiedy poczułam silny uścisk na prawym nadgarstku. Od razu zaczęłam się wyrywać, ale dłoń, która mnie przytrzymywała była stanowczo zbyt silna. Obróciłam się w stronę mojego prześladowcy i spostrzegłam obleśnego mężczyznę z pokaźną nadwagą, który na oko mógł mieć już jakąś czterdziestkę na karku. Z daleka  zalatywało od niego alkoholem i jakimiś tanimi papierosami. Tuż za nim stało dwóch jego kolegów z flaszkami w rękach.
- Nie uciekaj, piękna. - Zanim zaczął dalej kontynuować, przyciągnął mnie bliżej do swojego wielkiego brzucha. Do moich nozdrzy dodatkowo dotarł zapach potu. - W tych twoich szpileczkach i tak za daleko nie uciekniesz. Ale nie martw się, bo i tak zaraz się ich pozbędziemy wraz z resztą ciuszków.
Jedną dłonią zasłonił mi usta, a drugą dotknął mojego biustu, mocno go ściskając. Wyrwał mi się jęk spowodowany bólem, lecz został stłumiony przez spoconą rękę. 
- Chodźcie tu chłopaki. Niezła sztuka - zawołał do kolesi stojących nadal w tym samym miejscu, gdzie poprzednio. 
Nie musiał ich długo zachęcać, ponieważ natychmiast odstawili butelki z piwem na ziemię i zbliżyli się do mnie, lekko się zataczając. Jeden z nich ani trochę się nie hamował i z potężną siłą klepnął mnie w pupę. 
Było już grubo po północy, a ja znajdowałam się w wąskiej uliczce na obrzeżach mojego miasta. Lubiłam tu przychodzić, bo mogłam być wtedy zdala od mojej znienawidzonej matki i jej idealnego partnera. Miałam wtedy szansę na ucieczkę od wszystkich problemów i codzienności. Nieraz spotykałam na swojej drodze jakichś meneli proszących o jakieś drobniaki lub dobierających się do siebie nastolatków, najpewniej pod wpływem jakichś dupalaczy. Jednak nigdy nie zdarzyło mi się wpaść w niebezpieczną sytuację. 
Przestraszona rozejrzałam się wokół, ale nie dostrzegłam w swoim otoczeniu żadnej żywej duszy, która mogłaby wybawić mnie z opresji. Poczynania mężczyzn stały się coraz śmielsze, a mną ogarnęła panika. Szamotałam się, co spowodowało jedynie większą ilość zadawanych mi klapsów. Kiedy już myślałam, że nic mi nie pomoże, a trójka oprawców dopnie swego, usłyszałam krzyk.
- Ej, zostawcie ją!
Trzymający mnie ciągle oblech został ode mnie odepchnięty i rzucony na ścianę, natomiast ja straciłam równowagę, co poskutkowało upadkiem na ziemię. Kątem oka widziałam jedynie zakapturzonego chłopaka, zadawającego ciosy niedoszłym gwałcicielom. 
- A teraz spadać stąd! - wydarł się na cały głos.
Cała trójeczka zwiała, przytrzymując się siebie nawzajem, by nie upaść.
- Nic ci nie jest? - Podszedł do mnie mój wybawiciel i pomógł mi się podnieść. 
- N-nie - wychrypiałam tak cicho, że obawiałam się, że mógł mnie nie usłyszeć. 
- Hej, nie musisz się mnie bać. - Dotknął delikatnie mojego ramienia, ściągając równocześnie kaptur z głowy. Moim oczom ukazała się postać przystojnego, młodego chłopaka o niezwykle ciemnych oczach. - Jestem Christopher.
- A ja Emily - wyszeptałam.

~*~

- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - W momencie kiedy usłyszałam to zdanie, zostałam gwałtownie obrócona i przyciśnięta do piersi najważniejszej osoby w całym moim nędznym życiu. A przynajmniej wtedy jeszcze mi się tak wydawało. Chwilę później czyjeś usta brutalnie wpiły się w moje, przechodząc do namiętnego pocałunku. W moje dłonie został wepchnięty bukiet czerwonych róż i małe czarne pudełeczko. - Oto prezent dla ciebie. - Uśmiechnął się do mnie Christopher.
- Dziękuję, ale dobrze wiesz, że nie musiałeś. 
- Lepiej sprawdź, co dostałaś zamiast narzekać. - Puścił mi oczko.
Otworzyłam podarunek, a moim oczom ukazała się... Moneta. Jedna, malutka moneta. 
No tak... Czego mogłam się spodziewać? Christopher słynął z dawania najgorszych prezentów. A to było tego świetnym przykładem.
- Dziękuję, Chris - powiedziałam, siląc się na jak najbardziej zadowolony głos, dobrze ukrywając rozczarowanie.
- To twój nowy amulet na szczęście. - Uśmiechnął się jak głupi ze swojego jakże fantastycznego pomysłu i po raz kolejny mnie do siebie przytulił. 
Myślę, że ten podarunek mogę ustawić na pierwszym miejscu wraz z tym od mojej matki w kategorii: Najgorszy prezent.
Dostałam od niej babeczkę migdałową. Wszystko super świetnie, tylko że mam na migdały silną alergię.

~*~

Usta. Zimne, popękane usta brutalnie atakujące moje. Ręka. Szorstka ręka zwiedzająca drogę od samej góry pleców aż do pośladków. Wokół ciemność okalana przez ciszę, którą zakłócały tylko nasze przyspieszone i ciężkie oddechy. 
Wszystko było idealne. Idealna atmosfera, idealny moment, idealny mężczyzna. Więc w czym problem?
Gdy wyczułam, że Chris wsuwa swoją dłoń pod moją bluzkę i próbuje odpiąć mi stanik, od razu zareagowałam, odsuwając się od niego.
- Wiesz, że to dla mnie za szybko - westchnęłam. 
- Ale kochanie, jesteśmy 
 razem kilka miesięcy. Czas już, żeby wejść na wyższy level.
- Jeszcze nie teraz. Nie jestem na to gotowa - powtórzyłam. 
Christopher w ostatnim czasie zaczął coraz bardziej na mnie naciskać i wywierać presję. No, ale skoro jesteśmy parą, to chyba nie powinnam go tak ciągle odpychać, prawda? 
- Idę do domu - powiedział ponurym głosem mój chłopak, wychodząc z mieszkania z obrażoną miną. 
- Przepraszam, Chris.
Odpowiedział mi jedynie trzask zamykanych drzwi i późniejsza cisza.

~*~

Wtedy jeszcze było dobrze... Świetnie się dogadywaliśmy. Wreszcie ktoś chociaż w jakiejś części zalepił pustkę po stracie rodziców. Może i matka żyła, ale dla mnie ona już nie istniała.

~*~

Było październikowe popołudnie. Za oknem padał deszcz, kompletnie zniechęcający do jakiekolwiek pracy. Ze szkoły wróciłam już jakiś czas temu, a wszystkie zadania domowe zdążyłam już odrobić, dlatego postanowiłam zejść do salonu i poszukać czegoś fajnego w telewizji. Najpierw jednak poszłam do kuchni, aby zwinąć jakieś ciasteczka, które posłużyłyby mi jako przekąska i nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego. Później rozłożyłam się na kanapie, trzymając w ręku naczynie i włączyłam telewizor. Przeglądałam wszystkie kanały, ale nigdzie nie było nic ciekawego, więc zostawiłam na pierwszym lepszym serialu, jaki akurat był emitowany. Co jakiś czas podgryzałam kawałek ciastka i popijałam to sokiem, relaksując się po ciężkim dniu szkolnym. Mój samotny relaks nie trwał zbyt długo, ponieważ po zakończeniu pierwszego odcinka usłyszałam dźwięk wkładanego klucza do zamka. Minęła chwila, gdy do pomieszczenia wparowała nie kto inny jak moja matka. 
- Cześć, mamo - odezwałam się pierwsza.
- A ty co się tak tutaj wylegujesz? Nie masz nic lepszego do roboty? Może być tak łaskawie lekcje chociaż odrobiła? - A wystarczyłoby "Cześć, córeczko. Jak ci minął dzień?"
- Odrobiłam już lekcje - odpowiedziałam.
- I co? Jak wrócisz ze szkoły i rozprawisz się jakoś z zadaniami domowymi, to nie masz nic do zrobienia? Liam od razu poszedłby spotkać się ze znajomymi albo na jakieś zajęcia dodatkowe. Twój brat ciężko pracował i widzisz do czego doszedł? Jest wielką gwiazd i śpiewa w zespole. A ty co? A ty nic! Wzięłabyś się przynajmniej za siebie, zamiast dalej się obżerać tymi ciastkami. To same puste kalorie i nic więcej. Lepiej zjadłabyś jakieś porządny posiłek. Może wtedy nie byłabyś taka gruba, bo powiem ci, że ostatnio chyba mocno przybrałaś na wadze. Jak tak dalej będziesz żreć, to nie będziesz mogła się ruszać i zgnijesz na tej kanapie. 
- Może najlepiej od razu nie zmieszczę się w futrynie? - spytałam z przekąsem.
- Jesteś taką samą nieudacznicą jak twój ojciec!

~*~

Mój tata... Mój kochany tatuś nie żyje. Ten cholerny wypadek zabrał mi go już na zawsze.

~*~

- Tatusiu, wyżej! - krzyczałam, bujając się na huśtawce. - Jeszcze wyżej! 
- Słoneczko, jeśli będę huśtał cię mocniej, to wylecisz aż do nieba - odpowiedział mi tata.
- Chcę do nieba! Chcę do nieba! 
- Oj, jeszcze nie na to pora, mój mały aniołku. A teraz chodź, bo mama za momencik zawoła nas na obiadek. 
Kiedy zatrzymał huśtawkę, wziął mnie na barana i zaczął biegać ze mną wokół ogródka.
- Tatusiu, zaraz spadnę! - zawołałam.
- Nie spadniesz, myszko. Twój tatuś nigdy na to nie pozwoli.
- Jesteś moim bohaterem - odparłam, nie powstrzymując szerokiego uśmiechu, jaki zagościł na mojej pięcioletniej twarzy.
- Kocham cię, córeczko.
- Ja też cię kocham, tatusiu.

~*~

Dlaczego jego już tu z nami nie ma? Był najważniejszą osobą w całym moim życiu. Zawsze mogłam na niego liczyć. 

~*~

- Ale, mamo, będziemy grzeczne! - powiedziałam zrezygnowana.
- Córeczko, powtórzę ostatni raz. Nie możesz iść sama na ten koncert. 
- Tato, mama nie chcę się zgodzić - zawołałam, gdy w polu widzenia pojawił się drugi rodzic.
- Zgodzić na co? - zapytał.
- Chciałam iść z Sophią na koncert, ale mama się nie zgadza. 
- Jesteś za młoda, żeby chodzić sama na koncerty - powiedziała rodzicielka.
- Daj spokój, kochanie. Kto powiedział, że sama? Zawiozę obie dziewczynki i będę na nie czekał przy wyjściu. Gdyby coś się działo, będę blisko i zawsze mogą do mnie zadzwonić. 
- Czyli mogę? - ożywiłam się.
- Pewnie, że możesz, słoneczko. - Zaśmiał się, gdy rzuciłam się na niego, by go wyściskać. 
Kiedy już wybiegałam z pomieszczenia, aby pochwalić się Sophie radosnym obrotem sprawy, usłyszałam jeszcze fragment rozmowy rodziców.
- Za bardzo ją rozpieszczasz, skarbie - powiedziała mama.
- Oj, kochanie. Przecież to moje maleństwo - odparł tata.
Niby to tylko puste słowa, ale dla mnie znaczyły tak wiele...

~*~

Tak strasznie mi go teraz brakuje. Ciekawe, czy gdyby żył mój superbohater, to ochroniłby mnie przed tym, co stało się... Wtedy.

~*~

Zduszone jęki bólu raz po raz opuszczały moje gardło. Czułam dokładnie każdy pojedynczy dotyk. Czułam dłonie jednego z kolesi na moich nagich piersiach. Czułam każdego klapsa na mojej pupie. Czułam jak ktoś ciągnął mnie za włosy. Czułam w tyłku coś, czego nigdy nie chciałabym poczuć.  Czułam "przyjaciela" Christophera w... Sobie. Czułam to wszystko bardzo wyraziście, ale w środku... Nie czułam już nic. Stałam się szmacianą lalką bez jakichkolwiek emocji. Po prostu leżałam jak kłoda i nie miałam nawet siły, by protestować lub próbować jakoś się uwolnić. Poddałam się, a oni robili ze mną, co tylko chcieli. Gdy wpatrywałam się w te ciemne oczy, które kiedyś mówiły mi, że wszystko jest dobrze i dawały mi szczęście, teraz nie widziałam już tej miłości, co kiedyś. Została ona zastąpiona, tak samo jak ten promienny uśmiech na twarzy, który zamienił się w cwaniacki uśmieszek, którego nigdy przedtem nie widziałam. I wolałabym nie mieć okazji, aby go zobaczyć...

~*~

***Zayn***

Siedziałem sobie na kanapie w salonie i sms-owałem z Niallem, który co chwilę wysyłał mi jakieś zabawne fotki z galerii. Byłem tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważyłem obecności Emily ze mną w pomieszczeniu. Dała mi o tym znać, gdy do moich uszu dotarły jej krzyki.
- Nie! Nie! Przestań! Ja nie chcę! Nie rób mi tego! To boli! - wrzeszczała na cały głos. 
Potem jednak umilkła, a ciszę przerywał tylko jej głośny płacz. Nie wiedziałam, co się dzieje, ponieważ nic jej nie robiłem, a poza naszą dwójką nikogo więcej w domu nie było. Czyżby ataki histerii wróciły? 
- Hej, Emily, spokojnie - odezwałem się uspokajającym tonem i bez zastanowienia przytuliłem ją do siebie. Objąłem ją szczelnie ramionami i przycisnąłem do swojego torsu. Delikatnie gładziłem jej włosy, ciągle coś szeptając na ucha. 
Po zaledwie kilku chwilach zaczęło przynosić to efekty. Płacz stawał się cichszy, a dziewczyna powoli się uspokajała. Kiedy wszystko powróciło do normy, a brunetka sama się we mnie ufnie wtuliła, postanowiłem zacząć działać i wreszcie dowiedzieć się, co takiego stało się w przeszłości, że ma na nią tak ogromny wpływ. 
- Emily, chyb...
Nie było mi dane dokończyć to zdanie, ponieważ sama Payne postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i przerwać moją wypowiedź. Czegoś takiego się nie spodziewałem...
- On mnie zgwałcił.

———————————————————

Witajcie, moi drodzy czytelnicy! :D
Na samym początku chciałabym przeprosić za kolejne spóźnienie. Zaczęła mnie trochę łapać choroba, miałam sporo prób i występów w szkole, przez co kompletnie nie miałam siły na napisanie rozdziału. Oczywiście mogłabym to zrobić, ale byłby wtedy na odwal, a zależało mi na nim, ponieważ jest inny niż te co zawsze. Poza tym piszę to opowiadanie, bo jest to moja pasja i uznałam, że nie ma sensu pisać z przymusu. Mam nadzieję, że to rozumiecie. 
Teraz jednak mam wakacje, więc wszystko się zmienia. Zmieni się także moje odwiedzanie Waszych blogów. Tym razem naprawdę będę regularna. 
Kto także ma już wakacje? Z ocen zadowoleni? Wiem, że spora część z Was jest na studiach, więc życzę tym osobom udanej sesji, bo wiem, że nadszedł ten czas. 
Rozdział znowu krótki, ale wyjątkowo jestem z niego bardzo zadowolona. Naprawdę mi się podoba, lecz ocenę pozostawię Wam. Musiałam przerwać w tym momencie... 
Co myślicie o przeszłości Emily? I co teraz zrobi Zayn?
Trochę się rozpisałam, ale chciałabym jeszcze bardzo podziękować wszystkim komentującym. To dla mnie wiele znaczy.
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Buziaki💋

piątek, 15 czerwca 2018

Rozdział 19

***Emily***

Mijały kolejne minuty, a Zayn cały czas nie mógł się uspokoić i opanować wstrząsającego nim śmiechu. Oczywiście kto to wszystko wywołał? No genialna Emily! Bo któż by inny?
I po co ja się w ogóle odzywałam? Co on sobie teraz o mnie pomyśli? A mówiłam ci, Emily, mówiłam. Siedź cicho i się nie odzywaj. Szybko sobie pójdzie, a ty nie zaliczysz żadnej wpadki. Ale nie, bo po co? Przecież lepiej się skompromitować przez Zaynem Panem Nieziemsko Przystojnym Malikie... Co ty pieprzysz, dziewczyno? Jaki przystojny? Ty się naprawdę lepiej już przymknij.
- O jezu, nie mogę...  - Wydusił z siebie piosenkarz.
Powoli dochodził do siebie i odzyskiwał równowagę. Ja jedynie stałam, wpatrując się w jego mocno zarysowane kości policzkowe, które były taki... Przestań!
- Niall się uśmieje, jak mu to opowiem. Ty zabieraj się za jedzenie, a ja za jakiś czas do ciebie wrócę, okej? Tymczasem spadam i smacznego.
Zwinnie obrócił się w stronę wyjścia i w ciągu kilku sekund opuścił "moje" królestwo. Owiało mnie chłodne powietrze i natychmiast poczułam wokół siebie dziwną pustkę. Już długi czas nikt się do mnie nie zbliżył na taką odległość, jak zrobił to Zayn. W tamtej chwili to zaakceptowałam i wręcz pragnęłam, aby został tak blisko już na zawsze. Jednak teraz, gdy zostałam sama, zaczynam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, pozwalając mu na tak wiele. Nieustannie gdzieś z tyłu głowy mam myśl, że on wcale nie robi tego z własnej woli. W końcu dobrze pamiętam, jak traktował mnie od samego początku, kiedy się poznaliśmy. Pałał do mnie nieukrywaną niechęcią, której nigdy nie byłam w stanie zrozumieć, więc dlaczego tak nagle zmienił swoje postępowanie? Dlaczego zrobił się taki troskliwy i opiekuńczy, autentycznie zainteresowany mną oraz moją przeszłością? Jaki ma w tym cel? A może po prostu robi to z litości? Albo mój kochany braciszek go o to poprosił? A co jeżeli Danielle również nie jest taka, jaką ją widzę? Może ona także wykonuje jedynie prośbę jej chłopaka? To możliwe, że aż tak się co do niej pomyliłam? Pojawia się tylko coraz większa ilość pytań, a odpowiedzi brak. Zresztą jak na razie chyba ich nie uzyskam.
To nie jest jedyna kwestia, która mnie nie pokoi. Najdziwniejsze nie jest zachowanie Malika, lecz moja reakcja na niego. Jeszcze do niedawna panikowałam na widok jakiegokolwiek mężczyzny, natomiast ostatnio zdążyłam parę razy przytulać się do mulata. Jakby tego było mało, to nawet w tym momencie mam ochotę pobiec za nim i wtulić się w niego najmocniej jak tylko umiem. Czy to jest dziwne? Tak i zdecydowanie nie na miejscu. Tylko z jakiego powodu ma on na mnie taki wpływ? W jego ramionach od razu zapominam o otaczającym mnie świecie i ciężkiej przeszłości, która bez przerwy ciąży mi na barkach.
Dobra, Emily. Wystarczy tych rozważań. Większość z tego to zwyczajne brednie. Tak poza tym... Cokolwiek dzieje się pomiędzy mną a Zazzą nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ to i tak nic nie zmieni. No, bo niby co? Co mogłoby to zmienić?
Westchnęłam przeciągle, a mój wzrok bezwiednie powędrował w stronę po brzegi wypełnionego talerza. Bez zastanawiania się, podążyłam do biurka i usiadłam na dostawionym obok krześle obrotowym. Złapałam za widelec i nabrałam pierwszy kawałek. Nigdy nie miałam okazji jeść posiłku przygotowanego przez Zayna, więc zastanawiałam się, czego mogę się po nim spodziewać. Ku mojemu zdziwieniu spaghetti okazało się... Wyśmienite! Tak dobrego makaronu to ja w życiu nie jadłam, dlatego cała zawartość naczynia zniknęła niemal po chwili. Już chyba wiem, czemu te wszystkie dziewczyny tak go uwielbiają...

***Niall***

Zdążyło minąć jakieś pół godziny, a mojego przyjaciela ciągle nie było. Udało mi się zjeść dwie dokładki, a on nie wrócił. Wiedziałem jednak, że sprawdzanie co się z nim dzieje, nie byłoby dobrym wyjściem. Mógłbym ewentualnie po raz kolejny pogorszyć stan Emily. Przestraszyłaby się niepotrzebnie, a gdyby wpadła w szał i Zee nie potrafiłby jej uspokoić? Bylibyśmy w niezłej dupie.
- Już jestem - dobiegł mnie głos zza pleców.
- No nie takie już - odpowiedziałem, odwracając się w jego kierunku.
- Trochę mi się przedłużyło. W ogóle nie uwierzysz w to, co ci zaraz powiem. - Zaśmiał się pod nosem, a jego ciemne oczy zaświeciły się.
- Opowiadaj - zainteresowałem się.
- Pamiętasz, jak dzisiaj do mnie zadzwoniłeś?
- Yy... No pamiętam - przytaknąłem.
- Emily źle odczytała twoje imię i myślała, że zadzwoniła do mnie jakaś Nika - wybuchnął głośnym śmiechem, a ja dołączyłem do niego po sekundzie. Czyżbym jednak był kobietą? - Widzę, że spaghetti smakowało. Dobrze, że chociaż patelni nie zjadłeś, bo Harry nie byłby zadowolony, gdyby jego ukochana patelnia ucierpiała.
- Chciałem zjeść też twoje, ale się powstrzymałem - przyznałem, puszczając mu oczko.
- Tylko spróbuj. - Pogroził mi palcem mulat.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zagadnąłem, zmieniając temat.
- Ja nie, ale coś czuję, że ty tak.
- No miałem zamiar zatankować i podskoczyć po jakieś nowe spodnie. Ostatnio Louis wziął się za robienie prania, bo Eleanor zarzuciła mu, że jest nierobem i zepsuł mi dwie pary. - Kąciki ust Zayna od razu powędrowały ku górze, ale zmroziłem go wzrokiem. - Chyba, że to problem to...
- To żaden problem. Zajmę się Emily przez ten czas sam - przerwał mi.
- Nie chcę, żebyś myślał, że cię wykorzystuję czy coś.
- No co ty, stary? Idź, zanim się rozmyślę. - Poklepał mnie po ramieniu i delikatnie popchnął w stronę drzwi. - Możesz przy okazji kupić jakiś popcorn, to zrobimy noc filmową.
- Dobry pomysł. To idę - dodałem jeszcze na odchodne.

***Liam***

- Ja chcę apartament z balkonem! Ja biorę ten z balkonem! - wydzierał się Louis. W ostatnim czasie nie robił nic poza tym.
- Jak już to my chcemy. Nie zapominaj o mnie - wcięła się jego dziewczyna.
- Stary, przecież mamy jeden apartament - przypomniałem mu. W końcu sam wybierał miejscówkę, w której mieliśmy się zatrzymać. I zaczynałem odczuwać, że to był błąd, pozwolić mu na to.
- Słucham? To ja mam spać razem z tobą? Stary, ja nie wiedziałem, że ty lubisz takie rzeczy. Od razu z grubej rury, nie trójkącik a kwadracik. Po tobie bym się tego nie spodziewał. - A podobno to jedynie Harry jest zboczony.
- Mamy jeden apartament, ale osobne sypialnie, pacanie. - Przewróciłem oczami.
- Jeszcze lepiej. Mam spać osobno z El? To żeś sobie wymyślił.
- Osobno pary. Ja z Danielle, a ty z Eleanor. Sam wynajmowałeś nam to miejsce, cymbale.
- A rzeczywiście - zaśmiał się Lou. Za tym to nie nadążysz...
- Kto ostatni w pokoju jest zgniłym jajem! - krzyknął mi przy uchu i zerwał się do biegu.
Nie pozostałem mu dłużny i również ruszyłem, biegnąc tuż za nim.
- Co za dzieci - usłyszałem z tyłu Dan, ale skupiony byłem tylko i wyłącznie na rywalizacji z Tomlinsonem.

***Emily***

Tysiąc dwieście osiemdziesiąt sześć... Tysiąc dwieście osiemdziesiąt siedem... Tysiąc dwieście osiemdziesiąt osiem... Tysiąc dwieście osiemdziesiąt dziewięć... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt jeden... Nudzi mi się... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dwa... Nudzi mi się bardziej... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt trzy... Nudzi mi się o wiele bardziej... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt cztery... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt pięć...
Ile można grać w tą samą grę? Zayn mówił, że niedługo znowu do mnie przyjdzie, ale dotychczas się nie pojawił. Nie wiem, ile minęło, ale mogę być pewna, że całkiem sporo. Wiedziałabym dokładnie, gdyby ktoś łaskawie w końcu załatwił mi zegar. Tego się chyba jednak nie doczekam... Tak samo jak wizyty Malika.
Skoro on tego nie robi, to ja się tym zajmę. Z pewnością jest to świetny plan. Ahoj przygodo!
Bez zbędnych ceregieli ruszyłam swoje grube cztery litery i zwlokłam się z łóżka. Opuściłam "mój" pokój i podążyłam dobrze mi znaną drogą. Prędko pokonałam korytarz i schody oddzielające mnie od salonu, w którym planowałam szukać chłopaka.
Moje poszukiwania szybko zakończyły się powodzeniem, gdyż znalazłam go siedzącego na kanapie z telefonem w ręku. O nie... Kanapa... Mój wróg.
Ostrożnie do niej podeszłam, uważając, aby nie mogła wykonać żadnego ruchu. Chwilę jej się przyglądałam, po czym ogarnęłam, że to przecież tylko głupi mebel i nic nie może mi zrobić. Usiadłam na niej, prawie trącając Malika ramieniem. On jednak zapatrzony był w swojego srajfona i nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem.
A czego się spodziewałaś, idiotko?
Kiedy przez przypadek trącił mnie łokciem, przeszedł przez całe moje ciało dreszcz, a do głowy zaczęły napływać wspomnienia. Wszelkie wspomnienia związane z Christopherem - i te dobre, i te złe. Wolałabym zakończyć rozmyślanie tylko na tych pierwszych...

———————————————————

Witajcie, kochani! :)
Przybywam jeszcze punktualnie i oddaję w Wasze ręce następny krótki rozdział. Chciałam dołożyć jeszcze jedną scenę, ale uznałam, że wolę to oddzielić. Zakończenie akurat w tym momencie jest zaplanowane, ponieważ chciałam, aby wszystkie te wspomnienia Emily zostały już zawarte w osobnym rozdziale. Możecie się szykować na dokładniejsze poznanie przeszłości Emily w dwudziestce. ;)
Chciałabym także podziękować wszystkim komentującym. Wasze komentarze dają mi naprawdę dużo radości i porządnego kopa. Te słowa wiele dla mnie znaczą i potrafią w sekundę naprawić beznadziejny dzień. <3
Szkoła i obowiązki się kończą, więc ruszam z kopyta i postaram się wynagrodzić jakoś wszystkie spóźnienia i przykrótkie rozdziały.
Kto jeszcze czyta? :(
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Następny za tydzień w piątek. Powinien pojawić się o porządniejszej porze.
Miłego tygodnia!
Buziaki💋

Rozdział 24

***Zayn*** Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umy...