piątek, 27 kwietnia 2018

Rozdział 12

***Emily***

Chcecie mnie zagłodzić, tak? O, nie, nie. Tak się bawić nie będziemy. W końcu jestem Emily nienormalny, jeszcze do niedawna żyjący w psychiatryku, nic nie znaczący człowieczek Payne. Radziłam sobie sama w gorszych momentach mojego, jakże cudownego życia, więc czemu teraz miałabym sobie nie poradzić? Nie umiem sobie jakiegoś żarełka skombinować? Co ja jakaś niepełnosprytna jestem? No dajcie spokój. To, że spędziłam ostatnie miesiące w izolatce, nie oznacza od razu, że zapomniałam jak się żyje. No przecież podkradało się w dzieciństwie wiśnie z drzewa sąsiadów. Potem pani Mariolka narzekała, jak to te "przebrzydłe wrony-srony" zjadały jej wszystkie owoce. "To jeno wykastrować takie urwipołcie. A gdybym ja złapała w swoje łapska tego kreta, co mi zajumał wszystkie forsycje, to bym mu chyba...". Na tym lepiej zakończę, bo jestem grzeczną dziewczynką i zawsze ładnie się wyrażam. Dobrze, że pani Mariolka nigdy nie znalazła tych wcale nie zwiędniętych kwiatów na półeczce w moim pokoju. Tyle się kiedyś robiło, a teraz nie załatwię jedzonka? Koń by się uśmiał. Oczywiście taki prawdziwy, jak i sztuczny stworzony z dwóch debili.
A tak wracając... Głodnaaa. Komputer za ileś tysięcy to mi załatwili, ale jedzenia mi nie przyniosą. A Danielle była taka miła i tak się o mnie troszczyła. I co? I gónwoo.* Nie uwierzę, że ich nie stać. Jako piosenkarze zarabiają miliony, a może nawet więcej. Nie wiem, nie znam się. Jestem tylko nic nieznaczącym, nienormalnym człowieczkiem. Zapomniałam jeszcze dodać, że głodzonym człowieczkiem. Dodatkowo ten laptop ma narysowane jabłko. Jabłko, którego nie mogę zjeść, bo nie jest prawdziwe. Co za ironia losu. To trochę tak, jakby powiedzieć do głuchego "E ty, słuchaj...". Ciekawe, który to śmieszek sprawił mi taki prezent. Brakuje mi tu ewentualnie sztucznych owoców na jakiejś kolorowej misie. Najlepiej postawionej na pustej półce. Może przynajmniej nie byłaby taka pusta, a ja katowałabym się patrzeniem na jedzenie, nie mogąc go spożyć.
Dobra, tak być, nie będzie. Zapewne gwiazdeczki, wielcy celebryci poszli gdzieś, więc mogę pobuszować w kuchni. Napewno mają tam pełno papu. Nie wytrzymaliby z Niallem, gdyby ten nie miał, co zjeść. Już widzę te bogate zapasy, które obecnie jedynie się marnują. Ja im chętnie znajdę zastosowanie, a pomoże mi w tym mój brzuszek.
Nie ma co odwlekać tego w nieskończoność. Idę do kuchni, żeby wreszcie się nażreć. Ahoj, przygodo!
Szybko zerwałam się z łóżka, zanim zdążyłabym się rozmyślić. W jedną sekundę pokonałam całą odległość, dzielącą mnie od wyjścia z pomieszczenia i z bijącym sercem delikatnie wysunęłam rękę w stronę klamki.
Naprawdę, Emily? Naprawdę? Co jest z tobą nie tak? Akurat kiedy się zdecydowałaś, to zaczęłaś się tego obawiać? To jest jakiś żart.
Jednak głód bardziej mi doskwierał, dlatego drżącą dłonią otworzyłam drzwi i powoli wynurzyłam się z "mojego" królestwa. Nasłuchiwałam chwilę, żeby mieć pewność, że jestem w domu sama. Nie słyszałam żadnych dźwięków, więc musiało to oznaczać, że po raz kolejny mnie opuścili, zostawiając na pastwę losu. Teraz, gdy miałam już stu procentową pewność, że nikogo nie spotkam na swojej drodze, ruszyłam swobodnym krokiem do schodów. Zeszłam, przeskakując co dwa, trzy stopnie i znalazłam się w salonie.
- Poszli sobie gdzieś, a mnie mają w dupie. Najpierw mnie tu wywożą, a potem co? Zapominają o Emily. No, bo po co pamiętać, prawda? Po co dać jeść? Niee, lepiej zagłodzić na śmierć. Kanibale. Emily jest nieważna, dlatego, po cholerę, o niej pamiętać? E tam. Takie gówno to nawet nie zasługuje na to, by żyć.
Wypowiadałam podniesionym głosem taki monolog, przemieszczając się w kierunku kuchni.
Wszystko byłoby dobrze, ale... Jakoś tak nudno się zrobiło, dlatego przystanęłam.
- Hmm... Co by tu...? - zadałam sama sobie pytanie. - No jasne!
Zaczęłam skradać się tak, jak robili to zawsze złoczyńcy w bajkach - przeskakiwałam z jednej nogi na drugą. Wyglądałam chyba trochę jak surykatka. Nie można pominąć też faktu, że znowu byłam jak ninja. No w końcu jestem w tym boska. Po chwili jednak zaczęłam wydawać także dźwięki, brzmiące podobnie do odgłosów godowych waleni. No, bo czemu nie? Kto mi zabroni?
Gdy wreszcie docieram do celu, rozglądam się i natychmiast zabieram się do pracy. Podbiegam do lodówki, z której wyjmuję jogurty, mleko i kabanosy. Następnie z szafek zabieram paczkę chipsów i  płatków, dwa opakowania ciastek oraz worek jabłek. Kocham jabłka. Mogłabym ich jeść po kilka dziennie. Rzecz jasna nie te, które znajdują się na komputerach!
W porządku, jak na razie tyle powinno mi wystarczyć.
Nagle do moich uszu dotarły odgłosy jakiejś rozmowy.
O, nie. Tylko nie to. Wrócili. Jesteśmy zgubieni!
Szybko złapałam za przygotowane przez siebie zapasy i biegiem skierowałam się spowrotem tam, skąd przybyłam. Udało mi się dobiec do salonu, kiedy na drodze pojawiła się przeszkoda. Mój wróg. Tak, dokładnie. Właśnie ona. Wpadłam z impetem na kanapę, która pojawiła się przede mną niewiadomo skąd.
No ja mówię serio. Nie wiem, co oni z nią robią. Przestawiają ją co chwilę, czy co? Wcześniej jej tu nie było!
 - Emily? - Czy to Liam? - Co ty tu robisz? - Tak, to Liam.
Odwróciłam głowę w prawą stronę i zastałam całe One Direction, Danielle, Eleanor i... jakąś dziewczynę. Bardzo ładną dziewczynę, ale nie miałam pojęcia, kim mogłaby być.
Nastała cisza. Głucha, ciągnąca się w nieskończoność cisza. Nie byłam w stanie ani się odezwać, ani się ruszyć. Ta sytuacja kompletnie mnie sparaliżowała i odebrała zdolność logicznego myślenia. Po prostu przyglądałam się każdej osobie po kolei, prześwietlając ich milimetr po milimetrze. Gdy natrafiłam na pierwszego przedstawiciela płci męskiej, ogarnęła mnie panika. Ta sama panika, nawiedzająca mnie za każdym razem, jeśli znajdowałam się w pobliżu mężczyzn. Ta sama panika, która powodowała powrót wspomnień. Wspomnień z najgorszego dnia w moim życiu. Wspomnień, jakie w całości zalały mój umysł, przenosząc do tamtego wydarzenia. A ja się temu bezwiednie poddałam, bo nie potrafiłam tego powstrzymać.
Przede mną ponownie pojawił się Christopher wraz ze swoimi kumplami, zbliżając się do mnie w zastraszającym tempie. Rozprzestrzeniał się po mnie coraz większy strach, pomieszany z bólem, smutkiem i obrzydzeniem do samej siebie. Cichutko płakałam, zasłaniając się rękoma, lecz nic to nie dawało i wystarczył moment, abym poczuła palący dotyk na skórze ramion. Tylko... Tym razem było inaczej. Czułam to intensywniej. Tak jakby działo się to naprawdę. Nie zwracałam jednak na to większej uwagi, ponieważ przerażenie zawładnęło każdym skrawkiem mojego umysłu.
W pewnym momencie doszło do czegoś niemożliwego. W oddali usłyszałam czyjś głos i zauważyłam sylwetkę... Zayna? Zayna, który wyrwał mnie z rąk Chrisa. Przez przypadek lekko musnął mój łokieć swoją dłonią, wywołując wewnątrz mnie burzę. Wiele sprzecznych uczuć napłynęło mi do mózgu, a miejsce, którego dotknął, zaczęło pulsować. Nie wiedziałam, dlaczego zareagowałam akurat w ten sposób. Powinnam się przestraszyć, tak jak robiłam to w ostatnim czasie, ale przez moje ciało przeszła jedynie fala spokoju. Natychmiast przestałam wierzgać nogami i wydawać jakiekolwiek odgłosy, jak gdyby ktoś wziął pilota, nakierował go na mnie i wcisnął pauzę.
Wydawało mi się, że nic dziwniejszego wydarzyć się nie może. Byłam w błędzie.
Mimowolnie rzuciłam się w ramiona Zayna, a moim ciałem wstrząsnął niepohamowany szloch. Najbardziej w tym wszystkim zdziwiło mnie to, że dzięki temu poczułam się bezpieczna. Wreszcie, po raz pierwszy od momentu gwałtu poczułam się bezpieczna.

***Liam***

Do pokoju weszła... a raczej wbiegła Emily. Przechadzała się powolutku, takim odrobinę tanecznym krokiem.
Ale moment... Jak to możliwe? Przecież to nie może być Emily. Tyle się tu dzieje, że chyba zaczynam mieć jakieś halucynacje albo coś. A może Harry dosypał mi czegoś do zapiekanki? Tak, napewno tak właśnie było. Moja siostra jest w fatalnym stanie, więc nie uwierzę, że to ona. W końcu ani razu jeszcze nie przekroczyła progu swojego pokoju. Nie, nie, nie. To nie ona. Ogarnij się, Liam.
- Poszli sobie gdzieś, a mnie mają w dupie. Najpierw mnie tu wywożą, a potem co? Zapominają o Emily. No, bo po co pamiętać, prawda? Po co dać jeść? Niee, lepiej zagłodzić na śmierć. Kanibale. - Kanibale? Że co? - Emily jest nieważna, dlatego, po cholerę, o niej pamiętać? E tam. Takie gówno to nawet nie zasługuje na to, by żyć - wygłosiła swoją przemowę.
Miałem wrażenie, że była lekko poirytowana. Na wszelki wypadek rozejrzałem się po innych, aby sprawdzić, czy oni również ją widzą, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni. Jednak miny reszty wyrażały więcej niż tysiąc słów i już wiedziałem, że to wszystko prawda.
Nagle po prostu przystanęła i zaczęła o czymś intensywnie myśleć.
- Hmm... Co by tu...? - zapytała samą siebie. - No jasne!
To co zrobiła później, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Zaczęła skakać z jednej nogi na drugą, tak jakby chciała się skradać. Wyglądało to tak zabawnie, że ledwo się powstrzymywałem, by nie parsknąć głośno śmiechem i nie przestraszyć dziewczyny. Na sam koniec jeszcze zaczęła wydawać z siebie jakieś dziwne odgłosy godowe, po czym zniknęła w kuchni.
- Co... To... Było? - wydukał Harry.
Cała reszta jedynie stała z szeroko otwartymi ustami, próbując zrozumieć, co się tak właściwie stało.
- Co tu się odjebało? - Jako pierwszy doszedł do siebie Zayn, dlatego przerwał panującą ciszę.
- Sam chciałbym to wiedzieć - odpowiedziałem.
- Muszę wam przyznać, że odwaliliście kawał dobrej roboty. Nie myślałem, że w tak krótkim czasie uda wam się doprowadzić ją do normalności. Zapomniałem was pochwalić już ostatnim razem, kiedy ją spotkałem w salonie - kontynuował Malik, a mnie znowu zatkało.
- Spotkałeś ją w salonie? - powtórzyłem, bo te słowa do mnie nie docierały.
- No tak. Nie wiedzieliście, że ona wychodzi z pokoju? - zdziwił się.
- Jak na ciebie zareagowała? - zapytałem, ignorując jego pytanie.
- W sumie to nijak. Stała i się gapiła, a ja poszedłem do kuchni i tyle ją widziałem. Jak wróciłem, już jej nie było.
Tylko kiwnąłem głową, ponieważ nie było mnie stać na nic więcej.
Po chwili z kuchni wybiegła Emily obładowana przeróżnym jedzeniem. Miała jakieś chipsy, jogurty, jabłka i wiele innych produktów. Biegła tak szybko, jakby ktoś ją gonił, ale wpadła na kanapę, od której się odbiła i z hukiem upadła na podłogę. Jedzenie oczywiście również się rozsypało po całym salonie.
 - Emily? Co ty tu robisz? - odezwałem się.
Moja siostra prędko się podniosła i zaczęła rozglądać. Stanęła jak wryta  i zlustrowała uważnie każdego z nas. Gdy miałem już nadzieję, że rzeczywiście jej się poprawiło i sama się wyleczyła, wpadła w taką histerię jak przy pierwszej wizycie w psychiatryku. Momentalnie się rozpłakała, zaczęła krzyczeć i wierzgać nogami. Jej drobne ciało miotało się na wszystkie strony, a jej usta opuszczały wrzaski przerażenia i błaganie o pomoc. Nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. W końcu to moja młodsza siostrzyczka, którą niestety mocno zaniedbałem. Jeżeli nie uda mi się do niej dotrzeć i przywrócić do jej dawnej wersji, nie wybaczę sobie tego. Nigdy, przenigdy w życiu sobie tego nie wybaczę. Bez względu na wszystko muszę jej pomóc. Widok mojego kochanego maleństwa łamał mi serce. Nawet nie zauważyłem, w którym momencie zaszkliły mi się oczy. Zamrugałem szybko powiekami, aby powstrzymać wyciek łez. Nie mogłem się teraz rozkleić. Dla niej. Musiałem być silny. Za Zayna się wziąłem i mu pomogłem, teraz pora na Emily.
Nie zwracając na nic uwagi, podszedłem do spanikowanej brunetki i przytuliłem do siebie. Tak po prostu bez żadnych ceregieli przytuliłem. Chciałem ją tym uspokoić, pokazać, że jestem przy niej i nie ma się czego obawiać, bo się nią zajmę, ale niestety dało to odwrotny do zamierzonego skutek. Mój impulsywny ruch spowodował jedynie większy atak furii i donośniejszy płacz. Jej stan z każdą sekundą, którą spędzała w moich ramionach, się pogarszał. A było to tylko i wyłącznie moją winą.
- Zostaw ją, Liam - powiedział Zayn.
Chłopak zrobił kilka kroków w moją stronę i poklepał mnie po plecach.
- To nie ma sensu. Tylko pogarszasz sprawę - kontynuował spokojnym tonem. - Puść ją.

***Zayn***

- Puść ją - nakazałem.
Payne jednak nic sobie z tego nie zrobił, więc wziąłem sprawy w swoje ręce. Złapałem go od tyłu, lekko szarpnąłem i oderwałem od dziewczyny. Odciągając go, przez przypadek delikatnie musnąłem łokieć Emily. Pod wpływem mojego dotyku brunetka zadrżała, a przez moje ciało przeszła jakaś dziwna fala uczuć, których nie potrafiłem nazwać. Trwało to jednak sekundę i po chwili czułem się już normalnie. Natychmiast wrzaski, ryczenie i te wszystkie inne gówna ustały. W całym pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Wydawało mi się jednak, że to tylko cisza przed burzą. Nie pomyliłem się.
Emily rzuciła mi się na szyję, mocno do mnie przywierając. A ja automatycznie otuliłem ją ramionami i jeszcze bardziej przyciągnąłem do siebie. Był to dla mnie zupełnie naturalny odruch, dlatego nie zdziwiło mnie, że tak postąpiłem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłem. Przecież ona boi się mężczyzn, idioto.
Zaczęła ponownie wyć, dlatego lekko nią kołysałem i jedną ręką gładziłem po plecach. Przyczepiła się do mnie jak bluszcz i wypłakiwała w moją koszulkę. Świetnie, będę musiał dać ją do prania. A to moja ulubiona czarna! Japierdole, czemu ja?
No właśnie. To jest bardzo dobre pytanie. Dlaczego akurat ja? Przecież Liam to jej rodzina. Jest jej bliższy, a to, że nie mieli ostatnio kontaktu, nic w tym nie zmienia. Przestraszyła się brata, a mnie nie? Nie rozumiem tego. Ja jej nie lubiłem, a ona nie darzyła mnie sympatią, więc czemu? Coś czuję, że tylko sama Emily może odpowiedzieć mi na to pytanie. Oznacza to, że jak na razie pożyję w niewiedzy.
Mijały sekundy, minuty... A może godziny? W sumie to nawet nie wiem. Całkowicie straciłem poczucie czasu. Jest też opcja, że czas najzwyczajniej w świecie się zatrzymał. Gdy tak trzymałem ją w swoich objęciach, każda inna sprawa straciła sens. Dziwne to wszystko.
Sam jesteś dziwny.
No nieeee! Znowu ty? Wypierdalaj.
Myślałeś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Przykro mi. Tak łatwo nie będzie.
Nie jesteś mi do niczego potrzebny.
Owszem jestem.
Tak, tak, a ja jestem królową Elżbietą.
No, no. Zmieniłeś płeć, Zayn?
Wkurzasz mnie.
Ty mnie też. Jesteś strasznie uparty.
Jesteś strasznie uparty - przedrzeźniłem.
Zamiast gadać sam ze sobą, może lepiej zainteresowałbyś się tym, co dzieje się w realu?
Nie rozkazuj mi! Tylko ja mogę sobie rozkazywać!
Ale ja jestem tobą.
I tak nie mam zamiaru cię słuchać.
Rozejrzałem się po zgromadzonych, którzy obserwowali mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Obróciłem głowę w kierunku drobnej osóbki przyklejonej do mojego ciała. Nie zauważyłem, kiedy przestała ryczeć i moczyć moją ulubioną koszulkę. Teraz jej oddech się unormował, a klatka piersiowa równomiernie podnosiła i opadała. Zwinęła się w kłębek i wtulała twarz w zagłębienie mojej szyi.
- Śpi - stwierdziłem na głos.
- Ale jak to? Dlaczego tak na mnie zareagowała? A ty...? Przecież... Ale... Co? - jąkał się Li. Chyba jeszcze nie przetrawił tej sytuacji.
Ja tylko wzruszyłem ramionami, ponieważ sam nie rozumiałem, co tu się właśnie odjebało.
- A czyli to z nią mnie zdradzałeś? Krzyczysz na mnie, a sam święty nie jesteś! Ty dupku!
To są jakieś żarty. Serio, Gigi? Serio? Romans z siostrą przyjaciela? Nigdy w życiu. A poza tym młoda Payne nie jest w moim typie. Nie wytrzymałbym z nią nawet pięciu minut.
A teraz trzymasz ją w ramionach i przytulasz.
Ugh, przymknij się wreszcie!
- No co to za zdzira? - kontynuowała. - Jakoś jej nie kojarzę, więc zbytnio dużej kariery nie zrobiła. Nie wiedziałam, że masz taki kiepski gust Zayn. - Tak, uwierz mi, że ja też nie wiedziałem. Dlatego sam się sobie dziwię, że byłem z kimś takim jak ty. - Jest brzydka!
- Uważasz, że moja siostra jest brzydka? - wtrącił się Liam.
- Twoja... Co?
- Siostra - odpowiedziałem za niego.
- No tak. Jest śliczna! Tak sobie żartowałam. To co, kochani? Idziemy na tą sesję? Chyba nie chcecie się spóźnić?
- Pierdolę tą całą sesję. Nigdzie nie idę, a już na pewno nie z tobą.
- Ale, Zayniś, co ty mówisz? - zapytała słodkim głosikiem, trzepocząc rzęsami. Nie działało to na mnie. Już nie.
- Gigi, zerwałem z tobą. Z nami definitywny koniec. Zrozumiałaś? - Nie siliłem się ani trochę na bycie miłym. Miałem na to totalnie wyjebane.
- To nie może się tak skończyć, kochanie. Porozmawiajmy na spokojnie. Najlepiej w sypialni. - Spojrzała na mnie znacząco. Okej, była dobra w łóżku, ale bez przesady.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Znikaj z mojego życia.
- Ale...
- Tam są drzwi. - Wskazałem ręką przedpokój.
- Pożałujesz tego. Jeszcze za mną zatęsknisz - fuknęła i wybiegła z domu.
W końcu podjąłeś dobrą decyzję.
Po raz pierwszy zgodzę się z tobą. Kimkolwiek jesteś rzecz jasna.
- Zayn... - zaczął niepewnie Niall. - Ale ona miała rację... - Co? - Musimy iść na tą sesję. W przeciwnym razie Paul nas ukatrupi.
- Już powiedziałem. Mam powtórzyć? W porządku. Nigdzie nie idę. Zadzwońcie do niego i powiedzcie o zaistniałej sytuacji. Ja idę zanieść Emily.
Nie czekałem na odpowiedź, tylko łagodnie wziąłem dziewczynę "na pannę młodą" i wyruszyłem do sypialni nowej lokatorki. Gdy doszedłem do celu, położyłem brunetkę na łóżku i odkryłem kołdrą.
Tak na nią patrzyłem i uświadomiłem sobie, że... Ona wcale nie jest taka brzydka jak mi się zawsze wydawało. Pogłaskałem czule jej policzek, a przez moją dłoń przebiegł jakiś dziwny prąd. Natychmiast odskoczyłem od niej i czym prędzej opuściłem pomieszczenie.
Puściłem się biegiem do mojego królestwa. Wyszedłem na balkon, w między czasie łapiąc za paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Odpaliłem jednego papierosa i zaciągnąłem się. Tego mi trzeba było. Powolnie wypuściłem dym, usadawiając się na chłodnych kafelkach.
Nie wiem, co to było, ale podobało mi się i tego się najbardziej obawiam...

* Gónwo - błąd zrobiony specjalnie. To po prostu "powiedzonko" Emily

———————————————————

Witam! :)
Dzisiaj krótko i w sumie nic ciekawego się nie dzieje. Coś ostatnio wena i kreatywność mnie opuściły. A to są właśnie tego efekty. W przyszłym tygodniu obiecuję poprawę. ;)
Co teraz będzie z sesją? Co myślicie o zachowaniu Zayna i Emily? Czekam na wasze opinie!
Ciągle walczę z długością moich rozdziałów, ale niestety chyba przegrywam tą walkę. :/
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Życzę wszystkim miłego tygodnia!
Pozdrawiam💋

piątek, 20 kwietnia 2018

Rozdział 11

***Następnego dnia***

***Liam***

- Niall, ile mogę ci powtarzać, że masz sobie wybić ten pomysł z głowy? - Byłem już strasznie zirytowany. Uwielbiam Nialla, ale czasem kiedy się na coś uprze... Szkoda gadać.
- No, Liam, no... No nie bądź taki... - błagał mnie ciągle, robiąc te swoje "oczy szczeniaczka". Dla podkreślenia słów i wywarcia na mnie większego wrażenia, złapał mnie za ramiona, lekko potrząsając.
Niestety zawsze to na mnie działa. Tym razem także. A Daddy musi być przecież stanowczy. Echh, taka już moja rola. Mógłbym się tym nie przejmować, ale wolałbym mieć dach nad głową i przyjaciół w jednym kawałku.
Teraz do tego dochodzi także poprawa stanu mojej siostry. Udało nam się pójść sporo naprzód, a nie chcę tego zaprzepaścić. Zabranie Emily na sesję, nie wydaje mi się być dobrym pomysłem. Czuję, że skończyłoby się to tragedią i cofnęlibyśmy się ze wszystkimi postępami. Musimy pamiętać o tym, że w razie czego w naszym posiadaniu nie ma żadnego leku uspokajającego. Gdyby doszło do kolejnego ataku paniki... Mamy związane ręce. Nie będziemy potrafili jej uspokoić, a tak naprawdę nie wiemy, czy Emily potrafi sama dojść do siebie. Przyznam szczerze, że wolałbym się nie dowiadywać.
- Liaaaaaaam - przeciągał moje imię, a ja powoli zaczynałem mięknąć. Nie potrafiłem oprzeć się tym smutnym oczkom, które bacznie mnie obserwowały. Miałem już się zgodzić, ale...
- Nie, Niall. Nie słyszałeś, co powiedział Liam?
Moim wybawicielem okazał się Zayn. Gdyby się tu nie pojawił w tej sekundzie, to zdążyłbym przystać na prośby blondyna. Zee od zawsze lepiej sobie radził w takich sytuacjach. Jako jedyny umiał nie reagować na "oczy szczeniaczka". Nawet Harry'ego z łatwością potrafił przekabacić na swoją stronę. Szczególnie jeżeli chodzi o jedzenie. Czasem się zastanawiam, czy przypadkiem ktoś nie popełnił błędu badając go. Dałbym sobie rękę uciąć, że on ma dwa żołądki, bo innej opcji nie widzę! Jak można tyle jeść?
- No słyszałem, ale...
- Nie ma żadnego "ale". Skoro Liam mówi ci, że się na coś nie zgadza, to oznacza, że nie. Słuchamy się daddy'ego, tak? - nie pozwolił mu dokończyć Zazza.
- O, no właśnie! Że się "na coś" nie zgadza. Nawet nie wiesz na co! - upierał się blondyn.
- Za to wiem, że Liam zawsze ma rację i skoro czegoś ci zabrania, to musi mieć jakiś powód.
- Nie mów do mnie jak do pięciolatka - obruszył się Ni.
- I tak weźmiemy Emily ze sobą! - dołączył także Lou, który pojawił się niewiadomo skąd. No to pięknie...
- Otóż nie weźmiecie - dołączyłem się do dyskusji. - Jestem jej bratem, więc wiem, co jest dla niej najlepsze. - Widziałem, że Tomlinson chciał mi przerwać, dlatego dodałem - Mojej siostry nie będzie na sesji.
- Słyszeliście? Liam mówi: nie. Mam wam to dodatkowo przeliterować? - zapytał Zee.
- Zrozumieliśmy. - Żarłok westchnął pokonany i spuścił głowę, wpatrując się w swoje buty tak, jakby były najciekawszą rzeczą ze wszystkich, które widział w całym swoim życiu.
- Serio? Serio, Niall? Już się poddajesz? - Dalej awanturował się Louis.
- A co mogę zrobić? Chodźmy lepiej coś zjeść.
Dosłownie sekundę później usłyszeliśmy stłumiony głos Hazzy dochodzący najprawdopodobniej z kuchni.
- Zapiekanka gotowa!
- Jedzonko! - wydarł się niebieskooki i tyle go widzieliśmy. Razem z Zaynem zaśmialiśmy się cicho pod nosem. Strasznie mi tego w ostatnim czasie brakowało. Widuję Malika chyba tylko na posiłkach albo wtedy, kiedy przez godzinę okupuje łazienkę. Kiedyś to były czasy...
- A ty nie idziesz, Lou? - podpytał podejrzliwie Zee. Najwyraźniej nie tylko ja czułem, że Tommo coś kombinuje i nadal nie porzucił pomysłu "Emily na sesji".
- Jakoś nie mam ochoty - odpowiedział.
- Nie masz ochoty, powiadasz...
- Louis! Ten żarłok zżera ci wszystkie marchewki! - krzyknął gdzieś w oddali Styles.
- Biegnę!
Natychmiast zerwał się ze swojego dotychczasowego miejsca i biegiem ruszył w stronę kuchni.
- Dzięki za pomoc, stary - odezwałem się do przyjaciela.
Niby to ja jestem tym najporządniejszym, ale w rzeczywistości czasem bez Malika nie dałbym sobie rady. Na moje nieszczęście Louis i Niall to mistrzowie wymyślania głupich pomysłów. Za każdym razem ktoś musi ostudzić ich zapał. Głównie zajmujemy się tym razem z Zaynem. A raczej zajmowaliśmy...
Gigi skutecznie omotała go wokół palca i chłopak lata jak w zegarku. Kiedyś to on się śmiał, że ja jestem pantoflarzem i robię wszystko, co chce Danielle. Teraz role się odwróciły. Malik jest na jej każde zawołanie, wszystko jej kupuje i chodzi z nią na te nudne gale, od których starał się wykręcać, bo ich nienawidził. Muszę z nim poważnie porozmawiać, bo to wszystko idzie w złą stronę i odbija się również na nas i naszej karierze. Już któryś z kolei raz to mówię, a nadal nic nie zrobiłem. Wiem o tym. Od teraz zmieniam strategię. Zamiast gadać, zaczynam działać. Oo nawet mi się zrymowało. Po sesji się tym zajmę. Albo nie! Najlepiej od razu teraz. Im szybciej to załatwię tym lepiej. Może wtedy nawet Hadid nie wzięłaby udziału w sesji. Spełnienie marzeń, ale tak łatwo napewno nie pójdzie.
- No ty chyba żartujesz. Nie masz za co dziękować. Nic wielkiego nie zrobiłem.
- Zrobiłeś, zrobiłeś. Wystarczyłby moment, a bym zmięknął - przyznałem się.
- Oj, tam. Oj, tam. Drobnostka. A tak w ogóle to o co im chodziło? Wyłapałem jedynie coś o Emily i sesji.
- Tak. Chcieli, żeby moja siostra pozowała z nami do zdjęć.
- Co? Skąd niby taki pomysł?
- Sam chciałbym wiedzieć, skąd oni je biorą. Powoli zaczynam się zastanawiać, czy to przypadkiem ich nie powinnyśmy wysłać do psychiatryka.
- Wiesz co? Ja myślę, że dla nich nie ma już ratunku. To nieuleczalna choroba, która nazywa się "bezmózgia" - mrugnął do mnie okiem, a ja parsknąłem śmiechem na jego słowa. Gdy już skończyłem się śmiać, przypomniałam sobie, że planowałem porozmawiać z Malikiem o jego dziewczynie.
- Słuchaj, Zayn... - zacząłem niepewnie. - Moglibyśmy chwilę pogadać?
- W sumie to wychodziłem właśnie do Gigi.
- Jak to do Gigi? To nie pojedziesz z nami? - Nie ukrywałem mojego zdziwienia. Chociaż z drugiej strony... Mogłem się domyślić takiego obrotu sprawy.
- Sorry, stary, ale już jej obiecałem, że pojedziemy we dwójkę.
- Myśleliśmy, że pojedziemy twoim autem. Tak jak zawsze. Poza tym Gigi ma swoje auto. Przypomnę ci, że sam go jej kupiłeś jakiś czas temu.
- No wiem, ale powiedziała, że woli jechać ze mną. Dacie sobie radę przecież.
- No raczej się nie pomieścimy w szóstkę w jednym samochodzie. Przypomnę ci, że mój samochód ma tylko pięć miejsc.
- Nie musicie jechać jednym. Harry i Louis też mają swoje auta - powiedział to tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz. Szkoda, że nie wiedział o kilku bardzo ważnych sprawach.
- Gdybyś nie przebywał ciągle u swojej dziewczyny, to wiedziałbyś, że Harry pożyczył swoje auto Gemmie*, a Louis oddał swoje na przegląd. Obecnie auta mamy tylko ty i ja.
- Kurde, nie wiedziałem. Dobra to zadzwonię do Gigi, że będzie musiała jechać sama - westchnął i wyjął telefon z kieszeni spodni.
- Nie no, jeżeli ona tak bardzo nie chce jechać sama, to możemy po nią podjechać po prostu.
Gdyby Zayn nie pojechał z Hadid, nie obyłoby się bez awantury, a jakby tego było mało, to nie miałby innego wyjścia i musiałby znowu dawać jej jakieś prezenty. Na to nie pozwolę. Ta jędza i tak ma już za dobrze. Wystarczy, że ma takiego świetnego faceta.
- No dobra. A jak się dzielimy? Kto bierze kogo?
- Tak jak zawsze? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Spoko, ja dzwonię do Gigi, a ty idź już jeść, bo zaraz nic tam nie zostanie. - To akurat trafna uwaga. Te żarłoki nawet talerze wyliżą. Zwłaszcza Niall.
- A ty nie jesz?
- Jest zbyt wcześnie, żeby jeść. Rano nic nie jest smaczne - skrzywił się.
- Śniadanie to najważniejszy posiłek każdego dnia. Powinieneś nauczyć się je jeść. - Wiele razy wałkowałem już z nim ten temat, ale zawsze z marnym skutkiem. Malik to ciężki przypadek. Dokładnie tak samo jak moja siostra. Z nią także przez wiele lat walczyłem. Domyślam się, że teraz nic z tej walki nie zostało i wszystko poszło na marne.
- Tak, tato - odpowiedział mocno akcentując ostatnie słowo. - To skoro zostaję, mamy całkiem dużo czasu.
- No tak, a do czego zmierzasz? - spytałem.
- Mówiłeś, że chcesz pogadać. Zdążymy w takim razie przed wyjściem.
- A, tak! To chodźmy może do mojego pokoju. Tam będziemy mieli spokój i nikt nie będzie nam przeszkadzał. - Zdążyłem zrobić parę kroków, gdy zostałem złapany za ramię i pociągnięty spowrotem na miejsce, w którym przed chwilą stałem. - Co?
- Nie miałeś podobno najpierw iść zjeść zapiekankę? Śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia, a ty masz zamiar go pominąć? - upomniał mnie. Oczywiście użył do tego wypowiedzianych przeze mnie wcześniej słów. Stary Zayn Malik powrócił. Niestety za długo ze mną nie zostanie. Szczególnie po tym, jak poruszę pewne tematy.
- To najpierw pójdę zjeść, a potem zajmiemy się rozmową.
- Jak się najesz, wbijaj do mnie do pokoju. Smacznego - dodał na odchodne i odszedł.
Ja też podążyłem w swoim kierunku, chcąc jak najszybciej przeprowadzić tą pogadankę. Łatwo nie będzie. Znając Zayna, wkurzy się na mnie. Jego partnerka i związek to temat tabu, ale ktoś musi się tym zająć.

***Emily***

Sto tysięcy osiemset dziewięćdziesiąt sześć. Sto tysięcy osiemset dziewięćdziesiąt siedem. Sto tysięcy osiemset dziewięćdziesiąt osiem. Jeść! Sto tysięcy osiemset dziewięćdziesiąt dziewięć. Sto tysięcy dziewięćset.  Sto tysięcy dziewięćset jeden. Głodna! Sto tysięcy dziewięćset dwa. Sto tysięcy dziewięćset trzy. Ja chcę żryć! Sto tysięcy dziewięćset cztery. Sto tysięcy dziewięćset pięć! Jestem, kuźwa, głodna! Dajcie mi w końcu żreć!
No ile można czekać? Co jest z wami nie tak? Daliście mi komputer, puste półki, dywan, ale jedzenia to już mi nie przyniesiecie? To za trudne? Rozumiem. Myślenie nie jest waszą mocną stroną. Okej. Zapamiętam. Te gofry miały mi wystarczyć na kilka dni? A może na tydzień? Miesiąc? To już w psychiatryku mnie lepiej karmili.
Cholerny Zayn! Jakby wtedy się nie napatoczył, to pożyczyłabym sobie jakieś jedzonko z kuchni. Gdyby im jakoś strasznie zależało, to nawet mogłabym oddać. Nie od razu, bo musiałoby przejść najpierw do brzuszka i tak dalej, ale przecież kiedyś by wyszło...
No, ale oczywiście! Wielki pan Zayn nie przerażający mnie Malik musiał przywlec swoją dupę i mi przeszkodzić! A ja się tak starałam... Moje bolesne spotkanie z kanapą poszło na marne. Oj, Malik, Malik. A żeby ci delta ujemna wyszła, ty hultaju!
A byłam takim boskim ninją. Powinnam zacząć trenować to... No to... No mam to na końcu języka... Te sztuki walki... No jak to się zwało... Tsunami! O! Będę tsunamczykiem! Bo tak to się nazywało, prawda...? Prawda, napewno prawda.
Jeść! Może oni chcą mnie zagłodzić? O, nie tak nie będzie. Tak łatwo nie będzie. Wy kanibale!

***Liam***

- Jak poszło z Gigi? - zapytałem od razu po przekroczeniu progu pokoju przyjaciela.
- Jakoś poszło. Najważniejsze, że załatwione - wypuścił ze świstem powietrze z płuc i przeczesał wolną ręką włosy. Natomiast w drugiej ręce trzymał telefon, w którym czegoś szukał. Był zdenerwowany, a to zły znak. Zaczynałem mieć coraz większe obawy. Nie chciałem wywołać żadnej kłótni, ale miałem nikłe szanse na powodzenie mojego zadania. Z tego też powodu nie dopytywałem już więcej o przebieg rozmowy telefonicznej, bo mogłoby to pogorszyć jego humor. Nie jest to trudne z taką zrzędą, jaką jest Zee. - Więc o czym chcesz pogadać?
Będzie dobrze, Liam. Przecież co mogłoby pójść nie tak? Ewentualnie wszystko, ale to taki maleńki szczegół. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Do dzieła!
- A więc... No... To ten... Chciałem... Ee... No chciałem... - jąkałem się. Totalnie odebrało mi mowę. Nie byłem w stanie sklecić ani jednego zdania, które miałoby jakiś sens.
- Wysłów się w końcu, Liam! - pospieszył mnie Zayn.
- Chodzi o ciebie i twoją partnerkę! - Prawie krzyknąłem. Przez twarz chłopaka przebłysnął widoczny grymas. Nie spodobało mu się...
- Liam... Ugh, dobrze wiem, co masz do powiedzenia na ten temat. Nie lubisz jej, wszyscy jej nie lubicie i ja o tym wiem. Daliście mi to do zrozumienia wystarczająco dużo razy, dlatego nie wiem, po cholerę, chcesz znowu to zaczynać. Nie zerwę z nią, bo wy tak chcecie.
- Zayn, ale ty nie rozumiesz... - próbowałem się wciąć, lecz kiepsko mi to wyszło.
- To ty nic nie rozumiesz, Liam. Aż tak ci to przeszkadza, że w końcu jestem szczęśliwy? Od zerwania z Perrie minęło już trochę czasu i nareszcie stanąłem na nogi, i znalazłem sobie kogoś. Co ci w tym przeszkadza? Gigi ma swoje wady, ale każdy je ma. Ja je mam, ty je masz i nie zaprzeczysz temu. Przy niej mogę trochę odetchnąć, bo ostatnie miesiące były ciężkie oraz wymagały wielu poświęceń i wyrzeczeń. Koncerty, wywiady, gale, paparazzi, skandale... Kocham to, kocham was, ale potrzebuję też trochę relaksu. Znalazłem to właśnie u Hadid.
- Raczej u niej w łóżku - mruknąłem pod nosem, ale nie umknęło to ciemnowłosemu.
- Nawet jeśli to co? Do tego to jest.
- Naprawdę? No popatrz. Całe życie w kłamstwie. A ja głupi myślałem, że łóżko jest do spania.
- Japierdole, nie o to mi chodziło. Dlaczego nie pozwolisz mi być szczęśliwym?
- Bo ty nie jesteś teraz szczęśliwy - odpowiedziałem z największym spokojem, na jaki było mnie stać w tym momencie.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo cię znam! - Ponownie zaczynałem krzyczeć. Sytuacja z każdym wypowiedzianym słowem się pogarszała. Moje obawy zaczynały być nie bezpodstawne. - Prawdziwy Zayn nienawidził chodzenia na każdą pojedynczą galę, tylko po to, aby rozpisywano się nad jego kreacją. Teraz to robisz. Dlaczego? Bo tak chce Hadid. Prawdziwy Zayn nie lubił szumu wokół swojej osoby i cenił sobie prywatność. Teraz w internecie huczy od wstawianych przez twoją dziewczynę zdjęć z tobą. Każdy portal społecznościowy i plotkarski o was mówi. Dlaczego? Bo tak chce Hadid. Prawdziwy Zayn nie wydawał niepotrzebnie pieniędzy na jakieś głupoty. Teraz ciągle coś kupujesz i to wcale nie takie tanie rzeczy. Dałeś jej samochód w prezencie! Nowiutki! Dlaczego? Bo tak chce Hadid. Prawdziw...
- Po pierwsze, chyba o to chodzi, żeby robić coś dla drugiej połówki i wyrzekać się czasem swojego szczęścia.
- Nie, Zayn. Wcale nie o to chodzi w związku - powiedziałem cicho i wziąłem głęboki oddech dla uspokojenia nerwów.
- Nie ważne. Wracając... To, że wydaję pieniądze to moja sprawa. Płacę ze swojego portfela, więc was to nie dotyczy.
- Owszem, jeśli płacisz ze swojego portfela, to nie jest to nasza sprawa. Jednak jeżeli używasz pieniędzy ze wspólnego konta One Direction to co innego.
- Nigdy nie użyłem kasy z konta One Direction na zachcianki mojej dziewczyny.
- Naprawdę? I myślisz, że uwierzę, że dla siebie kupowałeś bieliznę w Victoria's Secret za kilka tysięcy, sukienki z Prady, byłeś na masażach w spa i u kosmetyczki na manicurze, pedicurze czy innym gównie.
- No właśnie, że nie, kurwa. Za takie rzeczy zawsze płaciłem ze swoich. Od kilku miesięcy nie używałem forsy z naszego wspólnego konta. Karta leży w szufladzie w biurku, bo jej nie potrzebuję i nie noszę w portfelu.
- To dlaczego wyciąg z konta pokazuje co innego? - Rozumiem, to nie tylko nasze konto i on ma pełne prawo do wypłacania z niego pieniędzy, ale mógłby się przynajmniej przyznać!
- Jaki, kurwa, wyciąg?
- Jaki? Zaraz ci pokażę.
Wyjąłem z kieszeni bluzy zwiniętą kartkę. Włożyłem ją tam wcześniej na wszelki wypadek, gdyby Malik próbował się wykręcić. Podałem mu, a on wyrwał mi papier z dłoni, gorączkowo przeglądając. Wystarczyło zaledwie pół minuty, a Zaynowi zrzedła mina.
- To jest jakiś żart, prawda? Powiedz, że to żart, a wyciąg z konta jest podrobiony. No mów, kurwa!
- To nie jest żart. Byłem niedawno w banku, bo mnie wzywali z powodu zbyt dużej kwoty wypłaconej w ostatnim czasie.
- Ale... Ale... Ale... To nie ja. To naprawdę nie ja. Według tego gówna wypłaciłem w ciągu ostatnich miesięcy kilkaset tysięcy! To jakaś pomyłka! - Dobrze go znałem i po jego zachowaniu byłem pewny, że nie kłamie. Jednak dokumenty także nie kłamały. Zaczęło się robić ciekawie...
- A może Hadid ma z tym coś wspólnego... - niepewnie zaproponowałem.
- Nie, nie, nie. Napewno nie. Zaraz ci pokażę, że moja karta leży w szufladzie.
Wstał z łóżka i podbiegł do drewnianego biurka ustawionego w przeciwległym kącie pomieszczenia. Otworzył z impetem jedną z mniejszych szufladek i przeszukiwał ją, wyrzucając z niej zawartość. Nagle zaprzestał wszelkich działań i stanął jak sparaliżowany. Kiedy odwrócił się do mnie przodem, zauważyłem, że cały zbladł. Złapał się za głowę, a ja myślałem, że zaraz zemdleje, dlatego powtórzyłem jego ruchy i podszedłem do niego.
- Liam... - odezwał się cichutko, chyba odrobinę przestraszony. - Nie ma jej. Nie ma tej karty.
- Przykro mi, stary... - Poklepałem go po plecach, a później przyciągnąłem do siebie, mocno przytulając.
Teraz mogłem się cieszyć, ponieważ Zee nareszcie dowiedział się, jaka w rzeczywistości jest jego "ukochana", ale jednak było mi go szkoda. Takiego zakończenia nie przewidywałem. - Co teraz zrobisz? - zapytałem, gdy się ode mnie odsunął.
- No jak to co? Wyjaśnię to. - Ponownie przeczesał dłonią włosy, zawzięcie nad czymś rozmyślając. Ja jedynie przypatrywałem mu się i wsłuchiwałem w tykanie zegara. - I chyba nadeszła idealna okazja do tego - dodał, kiedy w domu rozległ się dźwięk dzwonka, dającego znać o przybyciu gościa.
Zegarek wskazywał godzinę dziesiątą trzydzieści, co oznaczało, że gościem musiał być nie kto inny jak modelka.
Zayn wystrzelił jak z procy i tyle go widziałem. Pospiesznie ruszyłem za nim, aby w razie czego nie dopuścić do jakiejś katastrofy. Dawno nie widziałem go tak wkurzonego. Nie wiedziałem, co chodziło mu po głowie, po usłyszeniu takich informacji o własnej dziewczynie.
- Nic mi nie powiesz? Odjęło ci mowę czy co, kurwa? - usłyszałem, kiedy akurat wchodziłem do salonu. Znajdowali się w nim wszyscy domownicy, bacznie przyglądający się rozgrywanej scence pomiędzy Zaynem a Gigi. Harry spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja ruchem ust próbowałem mu przekazać, aby słuchał. Nie byłem pewny, jak Zee chce rozwiązać tę sprawę. Oby pomyślnie. Rzecz jasna dla nas, nie dla złodziejki kart płatniczych.
- Ja naprawdę nie wiem o czym ty mówisz, kochanie. - Dziewczyna próbowała go pocałować, ale odsunął się od niej o kilka kroków, skutecznie jej to uniemożliwiając.
- Dobrze wiesz. Okradłaś mnie! Zabrałaś moją kartę do wspólnego konta One Direction. Myślałaś, że się nie dowiem? Wypłaciłaś kilkaset tysięcy! Nie wystarczająco dużo wyłudzałaś ode mnie pieniędzy? Musiałaś jeszcze do tego mnie okraść?
- Zayniś... To wszystko nie prawda. Pewnie oni ci tak powiedzieli. Oni po prostu chcą nas skłócić, bo mnie nie lubią. Nie wierz im, kochanie. - Całkiem niezła z niej aktorka. Gdybym jej nie znał, to bym się nawet na to nabrał. Wybrała zły zawód. Powinna być aktorką, a nie modelką.
- Nie mów tak do mnie! Daj torebkę.
- Po co ci moja torebka? - zapytała w połowie zdziwiona, w połowie przestraszona. Czyżby chłopak trafił w sedno i zaczęła się obawiać, że odkryje prawdę?
- Dawaj mi ją!
Malik wyrwał jej z ręki torebkę i zaczął przeszukiwać. Po chwili wyrzucił całą zawartość na podłogę. Podniósł jedynie portmonetkę, która była celem jego poszukiwań.
- Oddaj! To moje!
Kłamczucha starała się wyrwać mu przedmiot, ale nie była na tyle silna, by udało jej się pokonać piosenkarza. Kiedy złapała portmonetkę w swoje łapska, było już za późno. Zazza zdążył wyjąć należącą do niego kartę.
- I co mi teraz powiesz? - Pomachał jej przed twarzą malutkim prostokącikiem. Chciała chyba dalej protestować, mimo że świetnie wiedziała, iż jest na straconej pozycji.
- Przepraszam cię, skarbie. Ja nie chciałam. Proszę cię, wybacz mi, Zayniś - prosiła błagalnym tonem. Sprytna zmiana strategii, lecz nie z Zaynem takie numery.
- Ja cię przed każdym broniłem, a ty mnie okradłaś? - Wydawało mi się, że Zee nadal nie mógł w to uwierzyć.
- Kochanie... - zaczęła.
- Nie mów do mnie "kochanie" już nigdy więcej. Nie chcę cię znać!
- Co chcesz przez to powiedzieć?
No właśnie... Co chcesz przez to powiedzieć? Chyba nie...?
- Z nami koniec.
Tak! Wreszcie nasze marzenia się spełniły i mamy ją z głowy. Dzięki ci, Boże!
W pokoju zapanowała cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć i czy w ogóle wypada się odzywać. Nawet Hadid stała osłupiała z otwartymi szeroko ustami. Słychać było jedynie ciężki i niespokojny oddech Zazzy, który nie doszedł jeszcze do siebie po tej ostrej wymianie zdań.
Współczułem mu, bo to z pewnością nie było dla niego proste. Takiej decyzji nie podejmuje się, od tak. Przyda mu się wsparcie w najbliższym czasie. Gwarantuję mu, że może na mnie liczyć o każdej porze dnia i nocy. Wiem, że trochę pocierpi, ale tak będzie lepiej. Nie dla mnie, nie dla One Direction, nie dla  domowników, ale dla niego samego. Miał z tego związku korzyści, ale to nie wystarcza. Zabrakło miłości. Gigi akurat nie zasłużyła na miłość Zayna, a on nie zasłużył na takie traktowanie. Niech ta złodziejka znika z naszego życia, z życia Zee raz na zawsze.
Myślałem, że tego dnia już nic mnie nie zaskoczy, gdy po pomieszczeniu rozległ się huk, a potem głos pewnej osoby. Osoby, której nie spodziewał się zupełnie nikt.

* Gemma Styles - siostra Harry'ego Stylesa

———————————————————

Witajcie, kochani! :)
Początkowo ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej. Jednak w trakcie pisania przyszedł mi do głowy taki szatański plan. Myślę, że za to nikt mi głowy nie urwie. ;)
Ciężko pisało mi się ten rozdział, więc wyszedł chyba trochę na siłę. Tym bardziej, że zaczęłam go pisać nastawiona na przebieg sesji.
Znowu tajemniczy gość... Kto to może być? Czekam na wasze opinie!
Na koniec chciałabym jeszcze bardzo podziękować za wszystkie komentarze. Każdy z nich daje mi ogromną radość, a także wiem ile osób czyta moje wypociny. Jeszcze raz dziękuję!
Kolejny za tydzień w piątek.
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Miłego tygodnia i do przeczytania!❤

piątek, 13 kwietnia 2018

Rozdział 10

***Emily***

W progu wejścia do salonu pojawił się ciemnowłosy chłopak ubrany w jakieś super drogie wdzianko.
Wystukiwał coś w swoim telefonie, dlatego jeszcze nie zauważył mojej obecności. Chociaż miałam wrażenie, że nie musi nawet na mnie spoglądać, by wiedzieć, że znajduję się razem z nim w jednym pomieszczeniu. Serce biło mi tak głośno, że ludzie po drugiej stronie ulicy mogli, je usłyszeć, więc on napewno nie miał z tym problemu. Galopowało jak koń. Oczywiście nie ten, który odwiedził mnie ostatnio. Chyba bym już nie żyła, gdyby biło tak wolno, jak on się poruszał. Konikowi zdecydowanie przydałoby się trochę potrenować. Jakieś zdrowe sianko, bieganie na pastwisku i ćwiczenia na lonży powinny wystarczyć. Swoją drogą mi również by się to przydało. Nieźle  się zapuściłaś w ostatnim czasie, Emily. Do roboty! Trzeba wziąć dupę w troki i zacząć ćwiczyć. Rzecz jasna, nie można zapomnieć również o dobrej diecie.
No właśnie... Skoro mowa o diecie... Jestem strasznie głodna! No i co to za hotel? Gdzie obiadek, gdzie słodycze? W sumie to zjadłabym lody. Takie ciasteczkowe... I pistacjowe! Z bitą śmietaną! Grunt to dobra dieta i zdrowa żywność. Lody nie tuczą. Ja wiem, że one nie tuczą. One nie mogą tuczyć! Mogą ewentualnie utuczyć, ale co to za różnica. Ważne, że są pyszne. Kto by się przejmował resztą. Oto moje motto: najpierw masa, potem rzeźba! Zacznę od jutra. Będę chodzić z moim konikiem biegać po pastwisku. Chociaż myślę, że bezpieczniej będzie, jeżeli będę miała osobny teren. Nie chodzi tu nawet o to, że ten zwierzak to ogier. Bardziej o to, że mogłabym staranować wszystkich w moim otoczeniu. Sieję spustoszenie w promieniu kilku mil.
Jak już o tym wspominam... Mam nadzieję, że to nastawianie nosa, nie bolało tego chłopaka za bardzo. To naprawdę nie była moja wina! To piłka poleciała, nie tam gdzie miała. Ona zmieniła trajektorię lotu. Wiatr ją zwiał. I Jonathan sam się napatoczył. Gdyby nie stał w tamtym miejscu, to nic by się nie stało. A potem pretensje do mnie. Emily złamała koledze nos. Emily jest niebezpieczna. Emily stwarza zagrożenie. To tylko wina Emily. To on nie powinien tam stać! A fakt, że zajmował tamto miejsce od połowy lekcji, się nie liczy. Kto zwraca uwagę na takie malutkie szczególiki?
Osobiste pastwisko to dobry pomysł. Znając mnie, nawet jeśli będę sama, to i tak coś odwalę. Na początku potknę się o własne nogi, w wyniku czego zacznę śmiać się z własnej głupoty. Natomiast później wpadnę na drzewo, którego oczywiście wcale tam nie ma, odbijając się od niego i teatralnie lądując na tyłku. Moje umiejętności w byciu niezdarą, nie znają granic.
Dobra, zapomniałam o jednym. A mianowicie... Jeść! Głodna! Dosyć tego rozmyślania, pora poszukać kuchni i jakiegoś żarełka. Z takim głodomorem jak Niall i świetnym kucharzem jak Harry muszą mieć tu wielkie zapasy.
Zdążyłam postawić zaledwie dwa chwiejne i niepewne kroki, a już natrafiłam na przeszkodę. Okazała się nią po raz kolejny skórzana kanapa. Ona stała gdzie indziej!
Wiecie, po co nam małe palce u stóp? A po to, żeby boleśnie walnąć się nimi w jakiś mebel. Niestety coś o tym wiem.
Syknęłam z bólu i złapałam za pulsujące miejsce. Do moich uszu dotarł także dźwięk przesuwanych po podłodze nóg. Momentalnie przypomniałam sobie, że nie jestem tutaj sama.
Mój wzrok natychmiastowo powędrował w stronę miejsca, w którym niedawno widziałam przybyłą postać.
Nie miałam już żadnych wątpliwości, że nakrył mnie, nie kto inny jak Zayn Malik. Te tatuaże i zimne spojrzenie rozpoznam zawsze. Nawet za sto lat mając amnezję i przebywając w królestwie tęczy pełnym różowych lamorożców.
Jego oczy intensywnie się we mnie wpatrywały, jakby z lekkim niedowierzaniem. Przeszywał mnie, wypalając wzrokiem dziurę. Stałam jak wryta, on zresztą też. Czekałam na jego ruch, na to co powie, jak zareaguje. Chłopak jednak się nie ruszał, bacznie mnie obserwując. Był taki niewzruszony całą tą sytuację, natomiast ja srałam w gacie ze strachu o dalszy rozwój wydarzeń. Liczyłam na to, że będzie na mnie krzyczał lub przechrzci za panoszenie  się po nie swoim domu. Jakby nie było - to ja jestem tutaj nieproszonym gościem. A on sobie po prostu stał jak ten słup i nic nie robił. Zupełnie nic! Wolałabym, żeby jednak zwrócił mi uwagę i odesłał do pokoju albo coś w tym stylu. Miałabym jasną sytuację. Tymczasem nie znam jego zamiarów wobec mnie, co wzbudzało we mnie coraz większe obawy.
No, ale on przecież nic mi nie zrobi, prawda? Zayn mnie nie skrzywdzi. To najlepszy przyjaciel mojego brata. Nie mógłby. Znam go od wielu lat. Nie zrobiłby tego, nie zrobiłby tego. Zayn mnie nie skrzywdzi. Wszystko będzie dobrze. Zayn mnie nie skrzywdzi. Jestem bezpieczna. On przyjaźni się z Liamem. Znamy się od wielu lat. Zayn mnie nie skrzywdzi.
Jednak Malik to mężczyzna. A oni krzywdzą, sprawiają ból. Gwałcą. Wszyscy. Bez wyjątku. Każdy jest taki sam. Zależy im tylko na jednym. Malik to mężczyzna. Ale Zayn mnie nie skrzywdzi. Malik to mężczyzna, a oni gwałcą. Tak jak Christopher i jego kumple. Wszyscy. Tacy sami. Bez wyjątku. Krzywdzą i sprawiają ból. Malik to mężczyzna, a oni gwałcą. On też.
Zza piosenkarza zaczęła wyłaniać się kolejna sylwetka. Kanapa, ściany, obrazy - wszystko to powoli zanikało, przenosząc mnie do lasu. Do tamtego lasu. Do Christophera, który wraz z Zaynem przybliżał się do mnie.
Próbowałam się wycofać, próbowałam się poruszyć, próbowałam coś zrobić, ale... Nie mogłam. Nogi miałam jak z waty i czułam, że zaraz nie będą w stanie utrzymać całego mojego ciężaru. Chciałam krzyczeć, protestować, wyrywać się z macek zarzuconych na mnie przez oprawców, ale nagle wszystko powróciło do normy wraz z... ze zniknięciem Malika. Sofa spowrotem znalazła się na swoim miejscu, zewsząd otaczały mnie kremowe ściany, a przez okna wpadały lekkie promienie słoneczne. Zmieniła się tylko jedna rzecz. Pomieszczenie opuścił Zayn. Bezceremonialnie się obrócił i wyszedł, skręcając w jakiś nieznany mi zaułek.
Odetchnęłam z ulgą, ale... Co się ze mną, do cholery, dzieje? Co to w ogóle, do chuja wafla, miało być? Dlaczego się go nie przestraszyłam? Bałam się widoku własnego, rodzonego brata, a chłopaka, który nigdy nie darzył mnie sympatią, już nie. To chyba powinno być na odwrót? Jestem jakimś cholernym niewypałem. Bóg postanowił zrobić sobie eksperyment i dlatego stworzył mnie taką? To jest jakiś żart? Jeżeli tak, to ani trochę nieśmieszny. Kiepskie poczucie humoru.
Koniec tego obijania się. Lepiej będzie, jeśli jak najprędzej się da, wrócę do przydzielonego dla mnie pokoju. Nie chciałabym kolejnego spotkania z Zaynem lub jakimkolwiek innym mieszkańcem tej posiadłości.
Wzięłam nogi za pas i biegiem przebrnęłam przez całą drogę powrotną, nie potykając się ani razu. Jak dla mnie to ogromny sukces. No Emily, jestem z ciebie dumna! Złapałam za klamkę, przekręciłam i pospiesznie wpadłam do "mojego" królestwa, tak jakbym przed kimś uciekała. I rzeczywiście tak było. Uciekałam. Przed samą sobą oraz moimi lękami i słabościami.
Posłuchaj mnie uważnie, Emily. Każda pojedyncza rzecz, która znajduje się poza tym pomieszczeniem, jest dla ciebie nie osiągalna. To nie jest twój świat.
A więc powracam do siebie i do mojego ulubionego zajęcia, zapominając o całej sprawie.
Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem... Osiem... Chwila! Ciągle jestem głodna. Przez przyjście Zayna nie zdążyłam znaleźć kuchni i podkraść jedzonka. A niech to szlag! A niech cię, Pepe panie dziobaku!
Trudno, będę musiała pomęczyć się z głodem. Ostatnio udawało mi się to bardzo dobrze. Rzekłabym wręcz, że wzorowo, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Mogę kontynuować moją ukochaną zabawę. Tylko na czym ja skończyłam? Hmm... W sumie to nie ważne. Zacznę od nowa.
Jeden... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć... Sześć... Siedem... Osiem... Dziewięć...

~*~

Dwieście pięćdziesiąt siedem... Dwieście pięćdziesiąt osiem... Dwieście pięćdziesiąt dziewięć... Dwieście sześćdziesiąt... Dwieście sześćdziesiąt jeden... Dwieście sześćdziesiąt dwa... Dwieście sześćdziesiąt trzy...

~*~

Trzy tysiące trzysta trzydzieści trzy. Trzy tysiące trzysta trzydzieści cztery. Trzy tysiące trzysta trzydzieści pięć. Trzy tysiące trzysta trzydzieści sześć.

~*~

Szesnaście tysięcy osiemset pięćdziesiąt dwa. Szesnaście tysięcy osiemset pięćdziesiąt trzy. Szesnaście tysięcy osiemset pięćdziesiąt cztery. Szesnaście tysięcy osiemset pięćdziesiąt pięć.

***Liam***

Nareszcie w domu. Myślałem, że ten moment nigdy nie nadejdzie. Spędziłem ostatnie parę godzin na bujaniu Louisa na huśtawce i kręceniu Nialla na kręciołku. Te dzieci nigdy nie dorosną.
- Zaaayn! - wydarł się Lou. A myślałem, że gorzej być już nie może.
- No cześć. Co u was? - zapytał spokojnie popijając colę z puszki. Za spokojnie. Coś mi tu nie pasowało. Chociaż z drugiej strony, od czasu kiedy mój przyjaciel jest z Gigi, diametralnie się zmienił.
- Dlaczego nie poszedłeś z nami? Byliśmy na placu i tym razem to Liam mnie bujał na huśtawce. I było beznadziejnie! Tak strasznie nisko. Tylko ty umiesz porządnie bujać! - Ja cię huśtam, a ty taki jesteś dla mnie?
- Zaraz się doigrasz, Tomlinson - puściła mi oczko Eleanor i cmoknęła swojego chłopaka w policzek.
- Obiecuję, że niedługo z tobą pójdę i ci to wynagrodzę - zaśmiał się Malik.
- A jak mi to wynagrodzisz? - wyszczerzył się.
- Porządnie cię pobujam, a co myślałeś?
- Tylko jego? A co ze mną? Zapomniałeś o mnie? Już mnie nie kochasz? - obruszył się blondyn, penetrujący lodówkę.
- A ciebie zakręcę najmocniej jak umiem. O tobie nie da się zapomnieć, stary.
Niall właśnie wyjmował z lodówki kurczaka, gdy loczek zerwał się na równe nogi i doskoczył do niego, wyrywając mu jedzenie.
- To na obiad specjalnie dla Emily, żarłoku!
- No! Biedaczka z pewnością jest już głodna. Harry, ruszaj do garów! - dołączyła Danielle, usadawiając się wygodnie na moich kolanach.
- No właśnie. Co do Emily... To jak z tą sesją? - zaczął Louis.
- A co ma piernik do wiatraka? - zapytał Zee.
- A to, że wiatrak może się rozpierniczyć - odezwał się Nialler.
- Ale piernik nie może się rozwiatraczyć, głąbie - dodał Zayn.
- Oj tam, oj tam. Idź pan. To co z tą Emily?
- Nie rozumiem powiązania pomiędzy Emily a sesją. Pomysł, aby ona również wzięła w niej udział, możesz sobie wybić z głowy - uprzedziłem go.
- No to przebierzmy Emily za konia! - wypalił żarłok.
- Strój jest na dwie osoby, geniuszu - przypomniał Hazz.
- To wsadzimy tam jeszcze Paula.
- Ona napewno będzie chciała być tak blisko jakiegoś mężczyzny - powiedziała sarkastycznie El, która bardziej była zajęta bananem, który pochłaniała niż nami i naszą konwersacją.
- No to przebierzemy Paula za kobietę! - Ten to ma pomysły...
- Ty się już lepiej zamknij, Niall - westchnąłem.
- Czy ktoś mi może wyjaśnić, o co chodzi z tym cholernym koniem? - Wyczułem w głosie Zayna zdenerwowanie. Albo zirytowanie? Albo to i to na raz. Zrobił się bardzo nerwowy. Kiedyś taki nie był. Ta cała Hadid ma na niego ogromny wpływ i z każdym dniem coraz bardziej nie mogę rozpoznać w tym chłopaku mojego przyjaciela. Mojego niebiologicznego brata. Muszę pilnie z nim pogadać. To nie będzie łatwa rozmowa, ale ktoś musi przemówić mu do rozsądku. Wiem, że powinienem zaakceptować dziewczynę kumpla, ale... Ale to Gigi. Tego czegoś nie da się zaakceptować.
- Kiedyś ci opowiem - odpowiedziałem mu.
- A co gdyby tak Emily miała samą głowę konia...? - kontynuował Ni.
- Nie! - krzyknęliśmy równocześnie. Wszyscy poza Malikiem oczywiście.
Po kuchni rozniósł się dźwięk dzwoniącego telefonu spoczywającego w kieszeni czyichś spodni. Okazało się, że z tych należących do brązowookiego. Oby nie Gigi. Oby nie Gigi. Oby nie Gigi.

***Zayn***

Rozmowę przerwał mój rozbrzmiewający iPhone. Wyjąłem go i spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniał napis: "Gigi <3". Bez większego zastanawiania się, odebrałem go.
- Tak, skarbie? - zacząłem. Na słowo "skarbie" wszyscy głośno westchnęli, okazując swoje niezadowolenie, ale jakoś zbytnio mnie to nie obeszło. Dobrze wiedziałem, że jej nie trawią.
- Zayn, przyjedź szybko! - usłyszałem w słuchawce przestraszony głos mojej dziewczyny.
- Co się stało, kochanie? - spytałem.
- Musisz mi pomóc - odpowiedziała płaczliwie.
- W czym?
- Wyjąć tampon, bo nie mogę tego zrobić. - Prawie parsknąłem śmiechem, gdy wypowiedziała te słowa.
- Niby skąd wyjąć? - zapytałem głupio.
-  A gdzie się go wkłada? Pomyśl, idioto.
- Po jaką cholerę żeś go tam włożyła?
- Bo może mam okres? - No tak. Następne bezsensowne pytanie.
- Jeszcze rano nie miałaś.
- Ale teraz już mam, bałwanie. Może już mnie nie kochasz, co? - Hadid czasami jest niemożliwa. I w dodatku nieznośna.
To czemu nadal z nią jesteś?
Nawet nie zaczynaj!
- Oczywiście, że cię kocham. Zaraz u ciebie będę, skarbie. Nie denerwuj się.
Zerwałem się w pośpiechu z miejsca, wpadając na zdziwionego Harrego trzymającego w ręce jakieś plastikowe pudełko. Odbiwszy się od jego torsu, upadłem na podłogę prosto na mój boski tyłeczek. Niestety zawartością tajemniczego pudełka okazała się surówka z kapusty, która w całości wylądowała na moich ubraniach. Świetnie!
To znak - odezwał się gdzieś w głębi mojego umysłu głos.
Niby jaki znak?
Znak, że nie powinniście być razem.
Taa, pewnie. Pierdol, pierdol, ja posłucham.
Nawet surówka jest przeciwko wam.
No właśnie... Surówka...
Niall Horan nie byłby Niallem Horanem, gdyby nie zeżarłby tego, co wylądowało na mnie.
- Co ty odjaniepawlasz, stary? - zapytałem, strzepując z siebie resztki na ziemię i wstając na równe nogi jednym, szybkim ruchem.
- Nieee! - wydarł się na całe gardło, że myślałem, że bębenki mi wybuchną.
- I czego się drzesz, matole?
- Jak mogłeś zmarnować tyle dobrego jedzenia?! Jesteś potworem!
- No już, już. Spokojnie. Jak chcesz, to po drodze jak będę wracał spowrotem do domu, to kupię ci loda. Chcesz? - zaproponowałem, widząc, że blondyn zaraz się rozryczy z tego powodu.
- Chcę! Jesteś najlepszy, Zaynuś!
Zaynuś? A myślałem, że to Gigi wymyśla najgłupsze skróty. Mianuję tą dwójkę na króla i królową żałosności. Żałosności? Jest w ogóle takie słowo? Za dużo czasu z nimi spędzam i sam zaczynam gadać głupoty...
- Kupisz czy zrobisz? - wciął się loczek ze swoim zadziornym uśmieszkiem.
- Żebym ja ci przypadkiem zaraz czegoś nie zrobił - odpyskowałem niezwykle z siebie dumny. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę powiedziałem i jak to zabrzmiało dla takiego zboczeńca, jakim jest Styles. - Jezu, co ja powiedziałem... Miałem na myśli zrobienie ci porządnego guza na twoim durnym łbie.
Ponownie ruszyłem w stronę drzwi, ale zatrzymał mnie Payne.
- A ty gdzie się znowu wybierasz? - zapytał podejrzliwie Li.
- Wyciągać mojej dziewczynie tampon z dupy - odparłem i puściłem oczko w jego kierunku. Spowodowało to głośny napad śmiechu Hazzy.
Chciałem nareszcie opuścić dom i czym prędzej znaleźć się u Hadid, ale poczułem coś mokrego na mnie i spojrzałem na mój ubiór. No tak. Pierdolona surówka. Zdecydowanie muszę iść się przebrać, zanim wyjdę. Lepiej dla mnie i bezpieczniej dla mojego portfela, jeśli się pospieszę i pojawię już za moment u modelki, a nie za godzinę. Ja mógłbym na nią czekać nawet pół dnia i nic by się nie stało, za to ona nie. Dowiedziałbym się ewentualnie, że jestem niecierpliwy i jak ja śmiem, zwracać jej uwagę. W dodatku na takie "pierdoły".
- Niedługo wrócę! - powiedziałem tylko na odchodne.

~*~

Po wielkich męczarniach udało się. Teraz siedzimy w salonie pogrążeni w "rozmowie". O ile recytowany przez Gigi monolog, którego nawiasem mówiąc powinienem słuchać, można nazwać rozmową.
- A Kendall miała takie ohydne tipsy. No mówię ci, masakra! I nie wiem, jak Taylor mogła założyć sandały do takiej kreacji! Przecież to skandal!
Zapowiadają się długie godziny, a przez ten jebany okres nawet nic mi tego nie wynagrodzi. Tak bardzo się cieszę. Niech mi ktoś pomoże.

———————————————————

Witam, wszystkich! :)
Kolejny dosyć długi rozdział, ale nie jestem z niego zadowolona. Mam wrażenie, że wyszedł taki nijaki :/
W następnym rozdziale szykujcie się na sesje ;) Jak myślicie? Emily weźmie w niej udział? Czekam na wasze opinie!
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Życzę wszystkim miłego tygodnia! U was też taka ładna pogoda? 
Buziaki💋

piątek, 6 kwietnia 2018

Rozdział 9

***Zayn***

Dla takiej nocy warto było się troszkę pomęczyć. W końcu Gigi to nie byle jaka dziewczyna.
O mroku i nocy zupełnie już zapomniałem, bo na ich miejsce wkradł się świt i słońce. Ehh, wszystko co dobre szybko się kończy. Ale co to tam za przeszkoda. Przecież mogę, zostać kolejną dobę u mojej partnerki. Chłopakom raczej potrzebny nie będę. W końcu mają się teraz kim zajmować. Chcieli bawić się w niańki? To proszę bardzo! Zgodziłem się na przywleczenie jej tutaj i tyle mi zasług wystarczy.
Ależ ty łaskawy... 
Niee, tylko nie ty! Wypieprzaj z mojej głowy. A już się cieszyłem, że udało mi się ciebie pozbyć.
Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Ale ja cię tu nie chcę!
Potrzebujesz mnie. 
Wcale, ż...
- To ile jeszcze wam zostało wolnego? - usłyszałem cichutki głosik, który wymruczała mi do ucha leżąca na mnie Hadid. Przesuwała powoli opuszkami palców po moim nagim torsie, tworząc jakieś niemające sensu wzorki.
- Równe trzy miesiące wolności i spokoju - westchnąłem, rozkoszując się takimi wiadomościami.
- Równe trzy miesiące spędzone ze mną.
- Równe trzy miesiące w łóżkuuu... - Posłałem jej zadziorny uśmiech i przekręciłem tak, aby teraz to ona leżała pode mną. Wpiłem się gwałtownie w jej usta, zachłannie smakując jej pełnych warg. Po chwili zjechałem z pocałunkami na szyję, a Gigi wydała z siebie pomruk zadowolenia. To był mój drugi ulubiony dźwięk wydawany przez blondynkę, zaraz po wykrzykiwaniu mojego imienia w czasie najlepszego orgazmu, jaki umiem jej ofiarować tylko i wyłącznie ja.
- W łóżku? Chcesz przespać cały wolny czas, który moglibyśmy wykorzystać na tyle różnych sposobów?
Przygryzłem lekko skórę na jej szyji, później dalej zostawiając tam mokre pocałunki. Ona cicho pojękiwała, ocierając się o mojego przyjaciela, który natychmiastowo reagował. Żadne z nas nie miało na sobie ubrań, dlatego z łatwością mogłem zrobić powtórkę z dzisiejszej nocy, jednak najpierw chciałem ją trochę podrażnić moim ociąganiem. Przemierzałem rękoma drogę od jej biustu aż do pośladków, gdy przypomniałem sobie, że wypadałoby odpowiedzieć na jej ostatnie pytanie.
- Mam zamiar uprawiać z tobą gorący s... - Czego, kurwa?!
Przerwał mi wypowiedź dzwoniący telefon. Niestety ten należący do mnie.
- Nie odbierzesz? - zdziwiła się Gigi.
- Nie - uciąłem.
- A to dlaczego?
- Bo nam przerwali.
- A co jeśli chłopaki mają do ciebie ważną sprawę?
- A skąd wiesz, że to chłopaki? - zapytałem odrobinkę zdezorientowany.
- Widzę na ekranie imię Nialla, misiaczku. - Misiaczku? Po co tak zdrabniać? Przecież brzmi to strasznie żałośnie i głupio. Kto w ogóle na to wpadł? Zapewne to ta sama osoba, która wymyśliła szkołę. To takie osoby powinny trafiać do psychiatryka, a nie Emily.
Właśnie... Emily. To pewnie z tego powodu dzwonią. Znudził im się tryb "niańka" i chcą, abym to ja przejął opiekę. Nie ze mną te numery!
Liam by ci pomógł bez mrugnięcia okiem.
Uważasz, że ja mu nie pomagam?
A co przed chwilą powiedziałeś?
No, że nie wspomogę ich w opi... Kuźwa!
No właśnie. Ha ha ha ha.
I z czego się śmiejesz?
Z ciebie. 
Kim ty w ogóle jesteś, żeby mnie poprawiać?
A ty jak się odpłacasz przyjacielowi?
Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie!
Odbierz ten telefon. A może stało się coś złego? Albo są w niebezpieczeństwie?
Ta, niebezpieczeństwo znudzenia się pilnowaniem siostry. A w sumie... Może masz rację, kimkolwiek jesteś. Ugh, dobra odbiorę, ale potem od razu wracam do pieprzenia się z Hadid.
Podniosłem się leniwie z ciała partnerki i sięgnąłem iPhona. Rzeczywiście dobijał się do mnie Niall, więc nacisnąłem na zieloną słuchawkę i przycisnąłem urządzenie do ucha.
- No co jest, stary?
- No nareszcie postanowiłeś odebrać. Próbuję się do ciebie dodzwonić od kilku minut. A mamy ważną sprawę do ciebie.
Oby nie była związana z Emily.
Oby była związana z Emily.
Osz ty! Zapamiętam to sobie!
- Jaką? - Proszę, tylko nie opieka. Tylko nie opieka, proszę. Proszę, ładnie proszę.
- Musicie natychmiast przyjść do... Zaczekaj moment, Zayn. - W oddali dało się słyszeć jego wymianę zdań z Harrym, ale nie mogłem zrozumieć, czego dotyczyła.
- Musimy, czyli ja i kt...
- Przyjedźcie do... - W tle znowu pojawił się Hazza, przeklinając na... doniczkę? - Posprzątasz to później, Liam. Teraz nie mamy czasu.
- Ale to boli! - wykrzykiwał loczek tak głośno, że słyszałem to przez telefon. - Doniczka pierdolona!
- Sam jesteś sobie winny - dołączył również Louis.
- Ejj, ja tu ciągle jestem - przypomniałem.
- Aa sorka, Zayn, zapomniałem - odezwał się blondyn. - No to widzimy się na miejscu, pa!
Coooo? Co to w ogóle miało być? Niby gdzie mamy się spotkać? Z kim? Cholerny, Niall, zniszczył mi plany związane z Gigi, łóżkiem i gorąc...
- Czego chcieli? - zagadnęła Hadid, wyrywając mnie z zamyślenia, spowodowanego dziwną rozmową.
- No właśnie nie wiem.
- Jak moż... - Dalej już nie słuchałem, bo zająłem się ponownym wybieraniem numeru przyjaciela.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, czwarty sygnał... Cześć, tu ja Nia... A idź do diabła!
Dobra, zadzwonię do Liama. Może chociaż on będzie na tyle łaskawy, by odebrać. W końcu to on jest tym najporządniejszym w zespole.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał... A niech c...
- Halo? - W słuchawce wybrzmiał głos Li. No, przynajmniej ty!
- Mówiłem wam, że wybieram się do Gigi i w najbliższym czasie mnie nie będzie.
- Stary, a myślisz, że ja skaczę z radości? Ależ oczywiście. My wszyscy tak bardzo się z tego cieszymy, że aż sramy tęczą. Nie jesteś jedynym, który miał swoje plany, Zayn. Taka już nasza praca.
- Sracie tęczą? Od kiedy nasz daddy się tak brzydko wyraża? Motyla noga! Nadchodzi akopalipsa, wszyscy zginiemy!
- Tu nie ma się z czego śmiać. Ruszaj swoje cztery litery i się pośpiesz. Im szybciej to załatwimy, tym szybciej będziemy mieli wolne i wrócicie sobie z twoją świetną ukochaną do łóżka, czy gdziekolwiek chcielibyście się zabawiać. - Położył ogromny nacisk na słowa "z twoją świetną ukochaną".
No cóż, dobrze wiem, że chłopaki jej nie lubią i ciągle uważają, iż mój związek z modelką opiera się tylko i wyłącznie na jednej rzeczy. Ja mimo to lubię ją. Nie kocham, ale lubię. A to, że mamy dobrą zabawę, to co? Coś złego? Nasz Liaś niby taki grzeczny i ułożony, a ile razy słyszałem w nocy Danielle przez ścianę. Tak się wydzierała, że chciałem ich nawet uciszać. Niech się cieszą, że to ja mam pokój obok Liama! Gdyby to usłyszał Harry albo Lou, to by im żyć nie dali już nigdy!
- Ale przecież my mamy wolne. Całe, równiuśkie trzy miesiące wolności od pracy, więc gdzie, ty, chcesz mnie wyciągnąć?
- A ty nie wiesz? - zdziwił się lekko.
- A uważasz, że gdybym wiedział, to bym się pytał, geniuszu? - ironizowałem. Mam prawo się wściekać, prawda? Przerywają mi w bardzo ważnych sprawach.
- Niall miał do ciebie zadzwonić i ci wszystko wyjaśnić.
- No i zadzwonił, ale powiedział tylko, że mam ja i ktoś, kimkolwiek ten cały ktoś jest, przyjść od razu na miejsce. Oprócz tego to słyszałem jedynie drącego mordę Harrego, o jakiejś pierdolonej doniczce.
- No tak. Dać im coś do załatwienia, to był zły pomysł. Czy zawsze ja muszę się zajmować każdą pierdołą? - westchnął przeciągle, a gdy miał już kontynuować, do moich uszu dotarł głos Dan.
- Misiu, kończ już, bo wychodzimy.
- Sorry, stary, ale muszę już kończyć. Mam nadzieję, że już wyjaśniłem i wiesz, co masz robić, więc do zobaczenia.
I zakończył połączenie. To jest, kurwa, jakiś żart. Jakiś pierdolony żart.
Naprawdę? Ty też, Liam? Myślałem, że chociaż na ciebie można liczyć.
Jakoś Liam na ciebie liczyć nie może.
Ugh, przymknij się wreszcie! Oczywiście, że może na mnie liczyć i to w każdej sprawie. Ani razu go nie zawiodłem.
W kwestii Emily nie.
Zgodziłem się na przywiezienie jej do tego jebanego Londynu! Czego ty, kurwa, jeszcze ode mnie oczekujesz? No? Nic nie odpowiesz? Już nie jesteś taki hop do przodu.
Jesteś żałosny, Zayn. Zastanów się nad sobą.
A co, przepraszam bardzo, w tym momencie robię?
Siedzisz i gapisz się na ścianę jak debil, nie zwracając uwagi na dziewczynę mówiącą o nowej kolekcji bielizny od Victoria's Secret, którą oczywiście musi mieć.
Chwila... Co?
- Ale z siedemnastej strony... Albo szesnastej? Nie, to już z osiemnastej. Chwileczka, pogubiłam się. Skoro ostatnio było z szesnastej strony, to teraz będzie... Ach, no jasne! Jaka ja jestem głupia. Z dziewiętnastej strony tamta była ładniejsza, ale droższa. To chyba nie problem, co nie, kochanie?
- Słucham?
- Może po prostu kupimy każdą? Będę miała jedną na raz. Co ty na to, skarbie?
- Myś...
- Albo to była piętnasta strona. Piętnasta lub tak jak mówiłam przed chwilą - dwudziesta pierwsza. W sumie między tymi liczbami nie ma żadnej różnicy.
- Mhm, tak, tak, tak - przytaknąłem i po raz kolejny wystukałem na klawiaturze cyfry tworzące numer do "pana idealnego", który olał mnie tak samo jak poprzednio żarłok.
Również tak jak ty Liama, jeżeli chodzi o jego siostrę.
Spieprzaj, dziadu!
Tym razem odebrał natychmiast po pierwszym pipnięciu.
- No co jest? Jedziesz już? - zaczął Li.
- Prawdopodobnie bym jechał, gdyby ktoś nareszcie powiedział mi gdzie i po jaką cholerę!
- Nie powiedziałem ci? - zapytał wielce zdziwiony. Nie, kur... Spokojnie, Zayn. Uspokój się. Wdech i wydech. Wdech i wydech.
- Tak jakoś wyszło, widzisz. - Starałem się wypowiedzieć to w sposób najbardziej łagodny, na jaki było mnie stać. - A podobno to Niall nie umie nic załatwić i na ciebie spadają wszelkie obowiązki.
- Oj tam, oj tam. Najlepszym także się zdarza.
- Do rzeczy - ponagliłem go, ponieważ kątem oka zwróciłem uwagę na zniecierpliwioną Hadid.
- Jakiś czas temu zadzwonił do mnie Paul i powiedział, że cały zespół wraz ze swoimi dziewczynami ma przyjść do studia, tak szybko jak tylko się da. Bierz Gigi, wsiadajcie do auta i widzimy się w gabinecie menadżera.
- Jak to? Dał nam "urlop". - Przy tym słowie zrobiłem rękoma cudzysłów, wiedząc, że mój rozmówca i tak tego nie zobaczy. - Czego od nas chce?
- Nic nie zdradził, dlatego się pośpiesz. Prędzej się dowiemy i znowu będzie święty spokój.
- Jasne. To narka.
- Siemka.
Rozłączyłem się. Ha! Byłem pierwszy. Widzisz? Widzisz, jakie to jest uczucie, kiedy ktoś się rozłącza? Fajnie?
- Musimy jechać do studia - powiedziałem do modelki, delikatnie ją z siebie zsuwając.
- Ty i chłopaki? - dopytała.
- Ja i ty. Chłopaki ze swoimi dziewczynami już tam będą.
- Po co? Mieliśmy inne plany, nie pamiętasz?
- Pamiętam, ale to nie zależy ode mnie. Ubieraj się i jedziemy.
Prędko podniosłem się z łóżka, stawiając nogi na zimnych panelach. Schyliłem się, aby podnieść z podłogi porozrzucane po całym pokoju ubrania. Te należące do blondynki rzuciłem w jej kierunku, a resztę zostawiłem sobie. W pośpiechu zakładałem czarne bokserki od Calvina Kleina, rurki w tym samym kolorze oraz granatową koszulkę. Spoglądałem na Gigi, aby sprawdzać jak jej idzie. Żwawym krokiem zbliżyłem się do niej i zapiąłem stanik, z którym męczyła się już dobrą chwilę. Miałem nadzieję, że przynajmniej zaoszczędzimy w ten sposób trochę czasu i nasze spóźnienie nie będzie takie gigantyczne. Najgorsze było to, że Hadid nie była jeszcze umalowana ani uczesana.
- Daj mi pięć minut. Zrobię makijaż i fryzurę - odezwała się.
Oznaczało to jedno. Witajcie długie godziny czekania. Mam nadzieję, że Higgins zlituje się nade mną, kiedy dotrzemy i pozostawi mnie w jednym kawałku. Tak na marginesie, chciałbym jeszcze pożyć parę ładnych lat. Jestem w końcu młody i całe życie przede mną.
Pięć minut, powiadasz? To może napiję się szklankę wody?

***Liam***

Siedzimy już drugą godzinę w biurze menadżera, który jest wyraźnie zniecierpliwiony i zdenerwowany. Zresztą nie tylko on. Zee nadal nie uraczył nas swoją obecnością, a nam zaczynają puszczać nerwy. Z pewnością przyczyną tego jest rzecz jasna jego partnerka. Nie wiem, dlaczego oni w ogóle są razem. Albo powiem inaczej... Dlaczego Zayn postanowił umawiać się z kimś takim? Kiedyś miał lepszy gust. Ona ma na niego zły wpływ. Większość czasu spędza z nią, zupełnie zapominając o nas. Wolę nie wspominać, ile pieniędzy go to kosztuje. Te wszyściusieńkie zachcianki tanie nie są. Zakupy, kosmetyczki, fryzjerzy, wizyty w spa i tak w kółko. Spełnia całość wymogów i "lata" na każde jej wezwanie. Czy ona na to zasługuje? Zdecydowanie nie. Dla mojej miłości byłbym w stanie robić takie rzeczy, ponieważ Dan zasługuje na najlepsze rzeczy, ale Gigi jest zupełnie inna. W rzeczywistości nie pasuje do naszej ekipy. Do Malika zresztą też nie. Szatyn od kiedy pamiętam, stronił od tego typu dziewczyn. Nie rozumiem, co się nagle zmieniło. Czeka nas naprawdę poważna rozmowa. Niewątpliwie zbyt długo z tym zwlekałem. Powinienem był zatrzymać to, zanim się na dobre rozpoczęło. Nasze stosunki nie uległyby pogorszeniu, a portfel Zayna nie ucierpiałby w tak wielkim stopniu.
- Jeżeli nie zjawi się tu w ciągu kilku minut to wywalę go z zespołu - wyparował Paul.
Błagam, chodź tu. Świetnie wiem, że menadżer nie zrobiłby tego, ale wizja One Direction bez Malika nie mieściła mi się w głowie. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.
Moje przemyślenia brutalnie przerwało wejście smoka, jakie wykonał spóźnialski. Wszedł do środka niepewnym krokiem, jakby bał się, że zaraz go udusimy, zaszlachtujemy, to co z niego zostanie spalimy i na koniec zrzucimy z najwyższego klifu, jaki istnieje na całym świecie prosto do oceanu. W zasadzie to miałem ogromną ochotę to zrobić.
- Nareszcie raczyliście się pojawić. Miło z waszej strony - powiedział Higgins. Wyglądał jakby chciał wyłupać tej dwójce oczy.
- Bardzo was wszystkich przepraszamy, że musieliście czekać taki szmat czasu. - Wyraźnie widziałem, że było mu głupio, więc zrobiło mi się go odrobinkę przykro. Odrobineczkę.
- Mów za siebie. Gdybyście dali nam znać szybciej, to nie doszłoby do tego - wypowiedziała się pewna siebie Gigi. Na sam jej widok było mi niedobrze.
- Przechodząc do rzeczy... - wciął się menadżer. - Ściągnąłem was tu po to, by omówić jedną niecierpiącą zwłoki sprawę. Mianowicie wasza ósemka ma wziąć udział w sesji.
- Sesji? Super! Wyjdę na zdjęciach najlepiej, bo w końcu jestem modelką - przerwał znowu niechciany osobnik.
- Pozwolisz, że dokończę? Dziękuję. Wracając do tematu. Porobią wam jakieś fotki, które ostatecznie ukażą się w najnowszym numerze Vogue'a. Przydadzą się do wywiadu, jakiego wspólnie udzielaliście niedawno. Chodzi tu między innymi o pokazanie partnerek w waszym życiu.
- Ale ja i Niall nie mamy partnerek - zauważył Hazz.
- To prawda, ale nie ma to żadnego znaczenia.
- Jak to nie ma? Będziemy wyglądać jak ofiary losu - ciągnął Styles.
- To my zapozujemy z Emily! - wymyślił Niall.
- Chyba na głowę upadłeś, Horan. Przypomnę ci, że moja siostra nadal boi się mężczyzn i dostaje ataku paniki na ich widok. - Pierwszy raz odezwałem się podczas tego spotkania.
- Przebierzemy się za konia! Ostatnim razem się udało. - Wszyscy wtajemniczeni parsknęli śmiechem.
- Nie wiem o co chodzi z tym koniem i nie chcę wiedzieć. Sesja będzie jutro o godzinie dziesiątej w studiu. Tym razem prosiłbym o punktualność. - Z ostatnim zdaniem zwrócił się do Zayna i jego dziewczyny, która nie przejęła się jednak tą uwagą. A szkoda. Nie chcę zmarnować takiej ilości dni wolnych od pracy. Kocham tą robotę, ale czasem trzeba odpocząć od tego.
- Co do minutki - zapewnił Zee.
- Co do sekundy. Do zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia - odpowiedzieliśmy zgodnym chórem. Zgodnym oczywiście poza królewną Hadid.
Wstaliśmy z zajmowanych miejsc i wyruszyliśmy w kierunku wyjścia. Jak dobrze, że to koniec. Myślałem, że zniosę tam jajo, gdyby potrwało to dłużej.
Malik od razu zniknął mi z pola widzenia, a reszta ekipy kierowała się do windy.

***Emily***

Nuda. Nuda. Nuda. Nuda. Nuda. Nuda. Nuda. Nuda. Nuda. Nuda. Wspominałam już coś o nudzie? Nie? Więc teraz to zrobię. Nuuudzi mi się.
Dobrych kilka godzin temu słyszałam zamykające się drzwi piętro niżej, a przez okno udało mi się zauważyć wsiadających domowników do samochodów. Od dawna w domu panuje zupełna cisza, więc oznacza to chyba, że zostałam tu sama. A skoro nikogo tu nie ma, to nie powinno się nic stać, jeśli na momencik opuszczę "moje" królestwo. Raz się żyję! Jestem odważną dziewczynką! Wcale się nie boję, że napotkam kogoś na zewnątrz, a szczególnie jakiegoś przedstawiciela płci męskiej. Przepraszam, poprawka: "pci menskiej". Ani trochę się nie denerwuję.
Dobra. Do odważnych świat należy, więc Emily ruszaj dupę w troki i idziemy. Ahoj przygodo!
Rozwinęłam się z kokona uformowanego z ciepłej kołderki i wyczołgałam z legowiska. Podeszłam do drzwi, zastanawiając się, czy napewno dobrze postępuję. Rozmyślanie nad tym, było beznadziejnym pomysłem, dlatego zebrałam się w sobie i prędko nacisnęłam na klamkę. Powolutku wyszłam z pomieszczenia, w którym dotychczas się znajdowałam. Rozejrzałam się wokół i wzrokiem zarejestrowałam schody. Zejdę nimi na dół. A co mi tam? Może znajdę jakieś dobre jedzonko? Trochę zdążyłam zgłodnieć. Nie pogniewałabym się także, jeżeli udałoby mi się dowiedzieć, jaka właściwie jest godzina.
Wzięłam się w garść i czmychnęłam po cichutku w wybrane miejsce. Niepewnie stawiałam stopy na ziemi, pokonując następne stopnie.
Zejście na sam dół zajęło mi praktycznie wieczność. Dłużyło mi się to niemiłosiernie, a serce biło w klatce piersiowej tak mocno, aż obawiałam się, że wyskoczy na wierzch.
Czułam się prawie jak ninja. W niewiedzy pozostałych domowników zwiedzałam każdy kąt. Nie wiedziałam, kiedy znowu trafi mi się do tego okazja.
Przemierzałam kolejne skrawki domu, nie zwracając  zbytniej uwagi na wygląd pomieszczenia, w jakim się obecnie znajdowałam. Za bardzo władało mną przerażenie, żeby zajmować się takimi pierdołami jak wystrój wnętrza.
Wracając do ninjy. Od zawsze marzyłam, żeby robić takie przewroty jak w filmach. Czemu miałabym nie spróbować? Nie jestem w niczym gorsza od tych wojowników trenujących sztuki walki od urodzenia, a nawet jeszcze wcześniej.
Raz, dwa, trzy... i hop!
To jednak nie był dobry pomysł. W mojej głowie wyglądało to o wiele lepiej. Chciałam z gracją upaść na ziemię i się przeturlać, ale z tego wyszło jedynie tyle, że obiłam sobie kolano oraz uderzyłam głową w kanapę, która wyrosła przede mną z nikąd. Przecież jej tu nie było! Skąd to gówno się tu wzięło? To była napaść na moje życie. Pozwę cię, kanapo, zobaczysz. Pójdę z tym do sądu. Popamiętasz mnie. Ze mną się nie zadziera.
Zaczęłam wykonywać wykopy karate, pokazując, na co mnie stać. Hu! Ha! Ała! Moja nóżka... Uderzyłam się w szklany stolik. Jego również tutaj nie było! Ty, stoliku, też przeciwko mnie? O, nie. Tak się bawić nie będziemy. Ja wam pokażę. Chcecie się bić? To proszę bardzo!
Ustawiłam się w odpowiedniej pozycji i próbowałam naśladować ruchy bokserów bijących się po ryju na ringu. Domyślam się jednak, że wyglądałam bardziej jak kangur, któremu zachciało się sikać, a nigdzie w pobliżu nie było kibelka. Niestety wiem jakie to uczucie. Nie polecam. Emily Payne.
Prawie dostałam zawału, słysząc brzdęk przekręconego zamka. Następnie dźwięk otwieranych wrót i szuranie butami po podłodze. Nagle całkowicie ogarnął mnie paraliżujący strach. Nie mogłam się ruszyć, jakby ktoś przykleił mi nogi na klej. Nie mogłam przetrawić tego, co właśnie się działo. Odpychałam od siebie prawdę, modląc się, aby były to jedynie zwidy. Każdy hałas wydobywający się z korytarza utwierdzał mnie w przekonaniu, że to dzieje się w rzeczywistości. Wiedziałam, że powinnam uciekać czym prędzej na górę, ale jakaś dziwna siła mi na to nie pozwalała. Zdążyłabym, ale coś mnie tu trzymało.
Pora spojrzeć prawdzie w oczy. Ktoś wrócił i zaraz mnie nakryje. Oby to była Danielle. Błagam. Ją jakoś przeżyję. Nie jest w sumie taka zła. Mój nikczemny plan się nie powiódł. Na ścianie pojawił się cień i dzieliły mnie już tylko sekundy od dowiedzenia się, kto wrócił. Stawiane kroki robiły się coraz głośniejsze, aż wyłoniła się cała sylwetka...

———————————————————

Witajcie, kochani!
Oddaję w wasze ręce kolejny rozdział. Dzisiaj trochę dłużej - w ten sposób postanowiłam wynagrodzić wam te ostatnie części.
Mam nadzieję, że przekleństwa, których było tutaj wiele, nikogo nie uraziły. Na samym początku tak wykreowałam w głowie postać Zayna, dlatego będą się tu pojawiać. Oby nikomu one zbyt mocno nie przeszkadzały.
Gratuluję wszystkim, którzy stawiali na to, że do Liama dzwoni Paul, czyli menadżer 1D.
Znowu jakoś tak wyszło, że skończyłam w takim momencie, więc... Jak myślicie? Kto nakryje Emily? Jak na to zareaguje?
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Miłego tygodnia i do napisania!
Buziaki 💋

Rozdział 24

***Zayn*** Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umy...