piątek, 23 lutego 2018

Rozdział 3

***Zayn***

Kiedy wyszliśmy z kuchni, usadowiliśmy się wygodnie na kanapie i fotelach. Zastanawiało mnie, o co może chodzić, ale szybko wybiłem sobie z głowy pomysł, aby podsłuchiwać. W końcu to ich prywatne, rodzinne sprawy. Poza tym Liam na pewno nam powie. Zawsze wszystko nam mówi, a szczególnie mi. Zresztą ja robię to samo. Nasz daddy ma najlepsze rady, po które do niego przychodzę za każdym razem, gdy mam jakiś problem. Jest dla mnie czymś w rodzaju mentora.
Nagle usłyszeliśmy podniesiony głos męski. Jego właścicielem oczywiście był Liam. Ich wcześniejsza, spokojna rozmowa przerodziła się w ostrą wymianę zdań. Nie słyszeliśmy dokładnych słów, ponieważ drzwi i ściany wszystko dobrze tuszowały, ale dało się słyszeć podniesione głosy.
- Coś długo to trwa - zaczął Niall.
- To prawda, zaczynam się już niepokoić. To wyglądało na poważną sprawę. Jak myślicie o co może chodzić? - włączył się do rozmowy Louis.
- Nie mam pojęcia. Może spróbujemy coś podsłuchać? - zaproponował Harry.
- Lepiej nie. Jak Liam będzie chciał, żebyśmy wiedzieli to nam powie. Ty też byś nie chciał, żebyśmy podsłuchiwali jakieś twoje prywatne rozmowy. - czułem się trochę jak hipokryta mówiąc to. Jeszcze przed chwilą sam o tym myślałem. Skoro nie ma tu teraz z nami Liama to ja muszę przejąć rolę tego rozsądnego. Czasem myślę, że gdyby go nie było to dawno byśmy wszyscy ześwirowali. Ześwirowali to chyba zbyt łagodne słowo. Wiem jedno, nie dotarlibyśmy do tego miejsca, w którym jesteśmy.
- No w sumie racja, ale to czekanie jest takie... takie... takie... taki
- No wysłów się wreszcie, Harr...
Nie zdążyłem dokończyć zdania,  ponieważ w tym momencie rozsunęły się drzwi od kuchni, z których wyleciał jak strzała zdenerwowany Liam.
- I jak? - wypalił Louis, ale został zignorowany.
Chłopak po prostu nas wszystkich wyminął i wybiegł z domu. Jednak zanim to zrobił, strącił ręką wazon stojący na komodzie. Naczynie upadło na ziemię z wielkim hukiem rozpryskując się na miliony kawałeczków. Dźwięk tłuczonego szkła połączył się z głośnym stukotem butów o posadzkę, a później trzaskiem zamykanych drzwi. Chociaż nie jestem pewien czy "zamykanych" jest tutaj trafnym określeniem. Staliśmy osłupiali, nie wiedząc co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji. Nastała cisza, którą przerwała wybiegająca z sąsiedniego pomieszczenia blondynka.
- Liam! Wróć tutaj! Porozmawiajmy! - zaczęła wykrzykiwać Karen.
W zasadzie to nie wiem po co krzyczała skoro chłopaka od dawna z nami już nie było. Jedyne co mogła na tym zyskać to zdarte gardło.
- Coś się stało? - po wypowiedzeniu tego zdania przez Louisa, spojrzałem na niego i zgromiłem go wzrokiem. Spostrzegłem, że reszta chłopaków zrobiła dokładnie to samo. Myślę, że gdyby nasze spojrzenia mogły zabijać to leżałby już na podłodze nieżywy. Chociaż przyznam szczerze, że nikogo zbytnio to nie zdziwiło. No w końcu to Louis - człowiek, który nigdy nie wie kiedy się zamknąć. - No co? - dodał jeszcze, a Harry kopnął go w piszczel. Syknął lekko z bólu, ale chyba wreszcie zrozumiał aluzję i się przymknął.
Mama Liama rozejrzała się po pomieszczeniu i zdała sobie sprawę z tego, że my tu nadal jesteśmy i wszystko słyszymy, i widzimy. Zapewne gdyby nie nasz kochany Louis i jego niewyparzona gęba to wcale by o nas nie wiedziała. Może dzięki temu dowiedzielibyśmy się czegoś więcej...
Miałeś się nie wtrącać. Liam jak będzie chciał, żebyś wiedział to ci powie przypomniała mi moja podświadomość.
Kobieta na samym początku w ogóle nie drgnęła, ale chwilę później szybko ruszyła ze swojego dotychczasowego miejsca i podbiegła do schodów, którymi skierowała się na górę. Nikt z nas nie wiedział jak zachować się w takiej sytuacji. Liam by wiedział... No właśnie! Liam! Zupełnie o nim zapomniałem. Natychmiast się poderwałem z miejsca i ruszyłem ku wyjściu z domu. Jednak Niall złapał mnie za ramię i zapytał:
- A ty gdzie idziesz, Zayn?
Mimo to nawet nie zaszczyciłem go spojrzeniem ani odpowiedzią. Gdy już łapałem za klamkę, usłyszałem lekko stłumiony głos. Nie byłem pewny do kogo on należał, ale udało mi się wysłyszeć dokładnie słowa.
- No gdzie on lezie? Wszyscy tylko gdzieś wychodzą i nie potrafią odpowiedzieć na nawet jedno, głupie pytanie. Szlag by ich wszystkich trafił!
Zignorowałem to jednak i wybiegłem z budynku na chodnik. Zastanawiałem się gdzie mógł podziać się Liam i gdzie powinienem go szukać. Myślałem, że znalezienie zguby może okazać się ogromnym wyzwaniem aż do momentu, w którym zauważyłem poszukiwany obiekt opierający się o maskę mojego samochodu. Postanowiłem nie marnować więcej czasu i ruszyłem w jego kierunku. Prawie biegiem zmniejszyłem odległość między nami do minimum.
- Chcesz pogadać? - zapytałem go. Tak naprawdę to po prostu nie wiedziałem jak zacząć rozmowę. To on zawsze był najlepszy w te klocki. Nic nie odpowiedział, tylko przekręcił głowę w moją stronę. Zlustrowałem całą jego twarz, zatrzymując się trochę dłużej na oczach. Zauważyłem, że są już nieco zaszklone i zaczyna się w nich zbierać coraz więcej łez. Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem Liama w takim stanie - płaczącego, przepełnionego bólem i smutkiem. Staliśmy tak w zupełnej ciszy do momentu, gdy usłyszałem cichy płacz.
- Co ja mam teraz zrobić, Zayn? - w końcu odezwał się pierwszy.
- Nie wiem co się wydarzyło. Jeżeli mam ci pomóc, musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć.
- Jest w psychiatryku...
- Gdzie?
- No w psychiatryku...
- Ale kto tam jest?
- Emily...
- Emily? Twoja siostra?
- Taa.. - głośno westchnął, zanim dokończył. - Właśnie ona.
- Co? Al.. Ale... Ale jak to? Twoja siostra w psychiatryku? Nie wierzę... Nie może być..
- Moja matka właśnie mi to powiedziała. Okazało się, że jest tam od półtora miesiąca, a ona nie miała w ogóle zamiaru mi o tym mówić. A wiesz dlaczego? Nie uwierzysz. A dlatego, że - uwaga, uwaga - uciekła z domu i zaczęła świrować. I to tylko jakaś głupota, więc nie jest to ważna informacja. Jeszcze miała czelność mnie uciszać i była wielce zdziwiona, że coś mi nie pasuje. Do psychiatryka nie trafia się bez powodu! - z każdym zdaniem coraz głośniej krzyczał. Na całe szczęście nie było tu żadnych ludzi, więc nie mieliśmy żadnej publiczności. Zrobił krótką przerwę, po czym kontynuował już załamanym głosem. - Moja siostrzyczka.. Moja malutka.. A ja nic nie wiedziałem. I nawet nie wiem jak mogę jej pomóc. - miałem wrażenie, że te słowa bardziej kierował do siebie niż do mnie.
Po raz kolejny nastała głucha cisza. Analizowałem w spokoju jego słowa. Nie mogłem w to uwierzyć. Jego siostra w psychiatryku? Tylko dlaczego? Kompletnie nie wiedziałem co poradzić Liamowi. Chwila zaczynała się przeciągać, a ja nie odpowiadałem. To wszystko nie chciało do mnie dotrzeć. Skoro ja tak zareagowałem, to jak dopiero musi czuć się Liam? No w końcu to jej brat, najbliższa rodzina.
- Wiesz... Myślę, że powinniśmy ją znaleźć, pogadać z nią, dowiedzieć się o co dokładnie chodzi, co było powodem, że trafiła do takiego miejsca. A bez powodu się tam nie trafia. Spokojnie, stary. Znajdziemy ją. Pomogę ci, nie jesteś z tym sam. Masz mnie i chłopaków - twoich czterech braci. Będzie dobrze.
Przyciągnąłem go do siebie za łokieć i zamknąłem w żelaznym uścisku. Chłopak mocno mnie objął i czułem jak po kilku, może kilkunastu minutach się uspokaja.
- Dzięki, stary. Tylko proszę... Niech to na razie zostanie między nami, okej? Nie chcę na razie mówić chłopakom.
- Chcesz okłamywać chłopaków?
- Nie okłamywać. Powiem im, ale jeszcze nie teraz. Najpierw chcę się z nią zobaczyć. Jak już ją znajdę to wszystko im opowiem. Obiecujesz, że zostawisz to dla siebie i nic im nie powiesz?
- Obiecuję. Buzia na kłódkę. - mówiąc to, udawałem, że przekręcam usta udawanym kluczem, który włożyłem przyjacielowi do kieszeni. Dla dodania otuchy, poklepałem go po plecach. - Od czego zaczniemy poszukiwania?
- To chyba nie będzie aż takie trudne, bo w Wolverhampton jest tylko jeden psychiatryk.* Nie sądzę, że wywiozłaby ją poza miasto.
- Wiesz, gdzie on dokładnie się znajduje?
- Wiem tyle, że jest gdzieś na obrzeżach miasta. Poszperajmy w necie to się dowiemy.
- No dobra, to lepiej nie marnować czasu i jedźmy. - natychmiast wyciągnąłem kluczyki i przekręciłem nimi zamek od auta, wsiadając na miejsce kierowcy. Liam uczynił tą samą czynność, wyjmując w między czasie telefon. Kiedy chłopak wystukiwał coś w telefon, zauważyłem jaki spokój tu panuje i przypomniałem sobie, że zostawiliśmy w domu zdezorientowanych chłopaków.
- Ej, a co z chłopakami? Oni tam sami zostali.
- Wolałbym, żeby nie jechali z nami. Im nas mniej tym lepiej. Nie wiem nawet jak Emily zareaguje... - wymawiając ostatnie zdanie, ściszył głos i zmarkotniał.
- Nie martw się. Nie widzieliście się tak długo, że napewno mimo miejsca, w którym się znajduje, ucieszy się, że cię widzi. Przecież jesteście rodzeństwem. - dotknąłem jego lewego ramienia i wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Do czego ci telefon? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Chcę napisać do chłopaków.
- Co im napiszesz?
- Hmm... W sumie to nie wiem. Wymyślę coś.
- To zdam się na ciebie. Tylko nie pisz im gdzie jedziemy. Jak tylko zobaczę się z siostrą to wszystko wyjaśnię.

'Musimy załatwić jedną sprawę. Zostańcie w domu, a my postaramy się szybko wrócić.' wysłałem do Nialla, bo uznałem, że jest tym najodpowiedniejszym z całej ich trójki.

- Masz, wpisałem ci drogę w GPS-a.
- Okej, dzięki.
Gwałtownie ruszyłem z podjazdu i wyjechałem na ulicę. Całą drogę spędziliśmy w ciszy. Przekroczyłem prędkość trzykrotnie i przejechałem chyba 5 razy na czerwonym świetle, ale dzięki temu udało nam się dojechać na miejsce w zaledwie niecałe piętnaście minut. Zatrzymałem auto, a Liam od razu z niego wysiadł i biegiem pobiegł do budynku. Zanim pobiegłem za nim, sprawdziłem jeszcze czy Niall czegoś nie odpisał.

'Jaką sprawę? O co w ogóle chodzi? My tu umieramy z ciekawości.' - przeczytałem wiadomość i napisałem krótką odpowiedź.

'Jak tylko wrócimy to Liam wam wszystko wyjaśni.'

Włożyłem telefon do kieszeni i spostrzegłem Liama kłócącego się z jakąś grubą babką, która siedziała za biurkiem. Przeleciałem wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się znalazłem. Nie było tu nic poza biurkiem i kilkoma plastikowymi krzesełkami.
- Ale to jest moja siostra! Proszę mnie tam wpuścić! - dobiegł mnie głos wściekłego Liama.
- Już panu powiedziałam, że nie jest pan upoważniony.
Postanowiłem się wciąć, bo kiepsko mu szło.
- Jestem Zayn Malik, a to Liam Payne.
- Chwila... To wy? Wy jesteście z One Direction? Jestem waszą fanką! Możecie dać mi autografy?
- A powie nam pani gdzie jest Emily Payne i pozwoli nam do niej wejść?
- Oczywiście!
Szybko nagryzmoliliśmy nasze autografy i poszliśmy za kobietą do metalowych drzwi. Wyciągnęła pęk kluczy i przekluczyła zamek.
- Oto i ona. - powiedziała otwierając drzwi.

*Wymyślone na potrzeby opowiadania.

———————————————————

Mamy kolejny rozdział! Od teraz akcja zacznie nabierać tempa.
Jak myślicie? Jak przebiegnie spotkanie rodzeństwa? Co Liam zrobi z tą sprawą?
Jeżeli przeczytałeś, zostaw po sobie ślad. Komentarze bardzo motywują! :)
Kolejny za tydzień w piątek.
Miłego czytania! ;*

piątek, 16 lutego 2018

Rozdział 2

***Liam***

Właśnie siedzę na miejscu pasażera w sportowym aucie Zayna. Nie mogę już wysiedzieć, ponieważ nie mogę się doczekać aż w końcu dojedziemy na miejsce. Do domu. Do mojego domu. Tego prawdziwego. Mamy teraz z chłopakami kilkumiesięczną przerwę od koncertów, więc postanowiliśmy w piątkę odwiedzić moją rodzinę. Chciałbym już przytulić się do swojej rodzicielki i siostry, a także poznać nowego chłopaka mojej mamy. Podczas długiej trasy mój kontakt z najbliższymi trochę się popsuł. Tak naprawdę nie mieliśmy żadnego kontaktu poza krótkimi rozmowami telefonicznymi. Cała konwersacja zawsze skupiała się na mnie, więc nie wiem co się dzieje w domu.
Moje przemyślenia przerwał Niall, który stukał mnie w ramię.
- No stary, jesteśmy na miejscu. Wysiadaj.
Podekscytowany wysiadłem z auta i ruszyłem ku drewnianym drzwiom. Wyjąłem z kieszeni mój komplet kluczy i przekręciłem zamek. Wszedłem do pierwszego pomieszczenia jakim był salon, a tuż za mną szli chłopacy.
- Mamo, już jestem!
Z kuchni wybiegła średniego wzrostu blondynka. Tą lekko starszawą kobietą jest oczywiście moja mama. Kiedy jej wzrok spotyka się z moim, szeroko się uśmiecha, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Od razu rzuciła mi się na szyję mocno mnie przytulając.
- Och, synku nawet nie wiesz jak tęskniłam!
- Ja za tobą też mamo. Fajnie być znowu w domu. - odkleiłem się od rodzicielki i szeroko uśmiechnąłem.
Zaraz po mnie chłopacy kolejno podchodzili i witali się z kobietą.
- Wchodźcie chłopcy, zapraszam. Billa akurat nie ma w domu, bo musiał pojechać do pracy. Wróci wieczorem.
- Myślałem, że już teraz uda mi się go poznać. - powiedziałem lekko zawiedziony, ponieważ myślałem, że będzie chciał mnie powitać. Może po prostu jeżdżąc w trasy za bardzo się przyzwyczaiłem do tego, że wszyscy mnie wyczekują.
- Spokojnie, jeszcze zdążycie się poznać. A teraz chodźcie, bo zrobiłam mój słynny gulasz i ciasto marchewkowe. Specjalnie dla ciebie Louis. No chodźcie, chodźcie.
- Gulasz! Mój ulubiony! - Harry wydzierał się na cały głos i chyba słyszało go całe osiedle.
- Ciasto marchewkowe? Kocham panią!
- Wiem, pamiętałam Louis.
- Jedzonko!
- No, a ty Niall zawsze tylko o jedzeniu. - dogryzł mu Zayn. Na te słowa wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Na blondynie ta uwaga nie zrobiła wrażenia, ponieważ już nakładał sobie ogromną porcję gulaszu.
- Nie zjedz wszystkiego żarłoku. My też byśmy chcieli. - zaoponowałem cały czas podśmiewując się z niego.
- Jak coś to zawsze mogę dorobić. Siadajcie i jedzcie. Po długiej podróży napewno jesteście głodni.
- Oj, tak. I to bardzo. - jako pierwszy odpowiedział Niall.
- Ty to zawsze jesteś głodny. - dogryzał mu cały czas Zayn.
- No, ale po podróży jeszcze bardziej. - Niall mówiąc to zrobił taką minę, że wszyscy wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. To już kolejny raz dzisiejszego dnia, a jesteśmy tu dopiero kilkanaście minut. Uwielbiam spędzać czas z chłopakami, są dla mnie jak bracia, ale brakuje mi w trasach rodziny.
- Tylko, że na podróż wziąłeś ogromny worek jedzenia i sam cały zjadłeś. - przerwał nasz śmiech Harry.
- Oj tam, taki mały woreczek.
- Mały? On chyba tonę ważył! - ja też coś dopowiedziałem.
- Już dobrze chłopcy, niech je. Ja się bardzo cieszę, że mu smakuje.
- Bardzo smakuje!
W końcu wszyscy zajęliśmy się jedzeniem. Za sprawą naszego blond łakomczucha jedzenie zniknęło ze stołu w mgnieniu oka. Podczas całego posiłku miałem wrażenie, że czegoś mi tu brakuje i o czymś zapomniałem. Nieustannie rozmyślałem nad tym, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Dopiero kiedy zobaczyłem na półce w salonie małego, porcelanowego słonika, którego dostałem od siostry wiele lat temu, odgadłem co to takiego.
- A gdzie jest Emily?
- No właśnie! Gdzie mój mały króliczek?
- A z nią się wam akurat nie uda zobaczyć.
- Dlaczego? - zacząłem się dopytywać, ponieważ czułem, że coś nie gra. Ewidentnie mama coś przede mną ukrywała.
- Bo jej tu nie ma.
- Chłopaki, możecie nas na chwilę zostawić samych? Zaczekajcie w salonie. - z daleka wyczuwałem poważną rozmowę. Trochę się zacząłem obawiać tego co zaraz usłyszę.
Gdy chłopcy wyszli z pomieszczenia, podszedłem do drewnianych, rozsuwanych drzwi i szczelnie je zamknąłem. Uznałem, że potrzebujemy w tym momencie prywatności. Nie mam przed przyjaciółmi tajemnic, ale to sprawy rodzinne.
- Więc o co chodzi?
- O nic, syneczku. Nie wiem po co to wielkie zamieszanie. Chcę się tobą nacieszyć. Tak długo się nie widzieliśmy.
- Mamo, nie zmieniaj tematu. Powiedz mi prawdę. Gdzie jest Emily i dlaczego się z nią nie zobaczymy?
Nastała cisza.
- Mamo?
- Nie zobaczycie się, ponieważ jej tu nie ma.
- A gdzie jest?
Znowu zapanowała cisza. Zaczęło mnie to już drażnić i czułem, że jeżeli zaraz się nie dowiem to wybuchnę. Kiedy chciałem już nakrzyczeć na matkę, zaczęła mówić.
- Jest w psychiatryku.
- Gdzie? - chyba się przesłyszałem. Usłyszałem, że w psychiatryku. O, jejku. Ach, ta moja wyobraźnia. Moja siostrzyczka nie może być w psychiatryku.
- W psychiatryku.
- Mamo, w takich poważnych sprawach się nie żartuje.
- Tylko, że ja nie żartuję. - słysząc to, pobladłem. Liczyłem, że jednak to nie jest prawda.
- Od kiedy tam jest?
- Od półtora miesiąca.
- Od kiedy?!
- Syneczku, chyba powinieneś przebadać swój słuch, bo nie dosłyszysz. - w tym momencie zrobiła pauzę i westchnęła. - Emily jest w psychiatryku od półtora miesiąca.
- I ty dopiero teraz raczysz mi o tym powiedzieć?!
- Liam, nie podnoś na mnie głosu.
- Ja mam nie podnosić na ciebie głosu? Czy ty w ogóle miałaś zamiar o tym wspomnieć?
- Uznałam, że nie jest to jakaś ważna informacja. Cieszę się, że w końcu możemy się spotkać i nie chciałam zawracać ci głowy głupotami.
- Przestań pieprzyć mamo! Uważasz, że to jest głupota?
- A nie? Uciekła z domu i zaczęła świrować. Musiałam ją tam odesłać. Słysząc to wszystko zaniemówiłem.
Nie rozumiałem jak mama może mówić o tym z takim spokojem. Świrować? Odesłać?
To było dla mnie zbyt wiele. Natychmiast wybiegłem z kuchni, minąłem chłopaków i opuściłem dom.

———————————————————

Mamy drugi rozdział! Nie jest jakiś długi i nie wprowadza za dużo do akcji, ale obiecuję, że z każdym rozdziałem wszystko będzie się rozwijało.
Następny za tydzień w piątek. :D
Jeżeli przeczytałeś zostaw chociaż kropkę czy uśmieszek. Każdy komentarz daje ogromną motywację!
Trzymajcie się! ;*

piątek, 9 lutego 2018

Rozdział 1

Nowe lokum. Nowe życie. Nowa ja.
Siedzę sobie w moim nowym "domu". Wokół mnie są białe ściany i białe ściany oraz białe ściany. Mówiłam już, że są tu białe ściany? A przepraszam... Jest jeszcze łóżko i kibelek. Te kilka metrów kwadratowych jest tylko moje. Mam tu ludzi, którzy wszystko za mnie robią. Przynoszą mi jedzonko, dają tabletki, a nawet zapewniają papier toaletowy. Same luksusy. Po prostu żyć, nie umierać! A gdzie jestem? W psychiatryku. W mojej izolatce. Tylko mojej.
Kim jestem? Jestem Emily. 19-letnia dziewczyna, której obecnym zajęciem jest ukrywanie kolejnych dawek świństw, zwanych lekami. "Weź je, poczujesz się lepiej", "To ci pomoże" i takie tam inne bzdety. Każdego dnia ta sama wykuta na blachę regułka. Mogliby się bardziej postarać.
O wilku mowa. Usłyszałam strzyknięcie zamka i ogromne, żelazne drzwi otworzyły się, skrzypiąc przy tym niemiłosiernie. Na początku mojego pobytu tutaj myślałam, że mi uszy odpadną, ale teraz jestem już do tego przyzwyczajona. Swoją drogą... Kasę na te wszystkie tabletki mają, ale żeby drzwi naoliwić to już nie łaska. No, bo po co? Przecież to tylko nic nieznaczący, nienormalny człowieczek.
- I jak się dzisiaj czujemy? - kolejny standardowy tekst. Jak słyszę ten sztucznie przesłodzony głosik to chce mi się rzygać. Do mojego królestwa weszła czarnowłosa kobieta o zimnych, stalowoszarych oczach. Ubrana jak zawsze w ten sam biały komplecik - spódnica do kolan, koszulka okryta fartuchem lekarskim i buty, które nosi każda pielęgniarka w szpitalu. Wyraźnie widać, że zjadła o jednego kurczaczka za dużo... Szkoda, że jej mózg nie jest tak duży jak jej brzuch. Myślę, że wtedy spokojnie mogłaby się równać z samym Einsteinem. Na oko stwierdzam, że jest już po czterdziestce, bo na jej czole zaczynają pokazywać się zmarszczki. - No dobrze, skoro nie chcesz rozmawiać to weź tylko te lekarstwa. Dzięki nim będzie ci lepiej. Zaufaj mi.
Po tych słowach wyszła, zamykając za sobą drzwi. Znowu zostałam sama. Wstałam z łoża, na którym dotychczas siedziałam i wykonałam swoją codzienną rutynę. Mianowicie złapałam za mojego starego misia, odszukałam rozpruty materiał i włożyłam do środka to co mi przyniesiono. Maskotka jest już prawie w pełni wypełniona lekami. Nie mam zamiaru faszerować się tym gównem, dlatego już na początku wymyśliłam tą skrytkę i każda dawka lekarstw ląduje w mięciutkim ciałku mojego przyjaciela.
Tego pluszaka dostałam na swoje trzecie urodziny od taty. Mój ojciec nie żyje, zmarł rok temu. I właśnie od tego czasu wszystko zaczęło się walić. Tata był dla mnie wszystkim i zawsze mogłam na niego liczyć. Kiedy byłam mała bawił się ze mną lalkami, a jak podrosłam uczył mnie jeździć na rowerze. Ja byłam jego oczkiem w głowie, a on moim najkochańszym tatusiem, moim bohaterem. Teraz już go nie ma, a ja nawet nie wiem dlaczego. Mama nigdy mi nie powiedziała co było powodem jego śmierci. Gdyby żył napewno nie trafiłabym do tego miejsca. Może on w odróżnieniu od matki zauważyłby moją 3-dniową nieobecność. Może on zapytałby co się stało i dlaczego mnie nie było zamiast dawać mi szlaban na jakiekolwiek wyjścia z domu. Może on dowiedziałby się o gwałcie...
Tak, dokładnie. Zostałam zgwałcona. Przez mojego - teraz już byłego - chłopaka i jego kumpli. I nikt o tym nie wie. Zresztą chyba nikt nie chciał tego wiedzieć. Moja własna rodzicielka się tym nawet nie zainteresowała.
Nie mając nic ciekawszego do roboty po prostu położyłam się na łóżku i po niespełna kilku minutach zasnęłam.

———————————————————

Witajcie! I oto jest pierwszy rozdział. Nie ma w nim praktycznie żadnej akcji, ale trochę wyjaśniłam sytuację i poznaliście główną bohaterkę. Od następnego rozdziału zacznie się już coś dziać i pojawi się sporo nowych osób.
Jeżeli to czytasz to zostaw chociaż kropkę w komentarzu. To bardzo motywuje! :D
Następny rozdział za tydzień w piątek.


poniedziałek, 5 lutego 2018

Prolog

Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może życie pokazuje, że jesteś w błędzie. Żyjesz spokojnie i nagle wszystko się wali. Twoje życie zamienia się w istny koszmar, a ty zastanawiasz się czym zawiniłeś.
Ja właśnie tak mam. Do niedawna żyło mi się świetnie. Moja rodzina nie należała nigdy do najzamożniejszych, ale wiodło nam się dobrze i starczało pieniędzy na wszelkie wydatki. Kiedyś miałam kochającą rodzinę, najwspanialszych przyjaciół i chłopaka. Orłem w nauce nie byłam, ale nie narzekałam na stopnie. Teraz wszystko się zmieniło. I nic już nie będzie takie samo...
Co jeszcze zgotuje mi los?

———————————————————

Oto prolog mojego opowiadania. To mój pierwszy blog, więc mam nadzieję, że się nie zanudzicie i ktoś będzie chciał czytać moje wypociny. :) Pierwszy rozdział powinien pojawić się w piątek. I tak samo będzie z każdym kolejnym.
Komentarze mile widziane! :)

Rozdział 24

***Zayn*** Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umy...