sobota, 30 czerwca 2018

Rozdział 21

***Zayn***

"On mnie zgwałcił". To zdanie odbijało się w moim umyśle już dobrą chwilę. Jak to zgwałcona? Nie, nie, nie. To nie może być prawda.
Siedziałem z otwartą buzią, wpatrując w zanoszącą się coraz większym płaczem drobną brunetkę. To co usłyszałem tak mną sparaliżowało, że kompletnie nie wiedziałem, co w takim momencie powinienem zrobić. W głowie miałem totalny mętlik. Ta informacja jeszcze do mnie nie docierała i do końca wierzyłem, że może jednak się przesłyszałem i to wcale nie prawda. Teraźniejszość była niestety inna, a zapłakana dziewczyna powtarzająca w kółko jak mantrę: "Ja tego nie chciałam", nie pozostawiała mi już żadnych złudzeń. Emily Payne, siostra mojego przyjaciela została zgwałcona...
Widok zapłakanej dziewczyny natychmiast mnie ocucił i już po chwili trzymałem ją w swoich ramionach, mocno przyciskając do swojej piersi. Delikatnie gładziłem dłonią jej włosy, czekając aż chociaż trochę się uspokoi.
- Cii, cichutko. Nie płacz, maleństwo - szeptałem jej do ucha. - Już dobrze. To się więcej nie wydarzy.
- A co jeżeli on mnie znajdzie? - wybuchnęła, zaskakując i mnie, i siebie swoim podniesionym tonem. - I znowu to powtórzy?
- Nic nie powtórzy, bo ja na to nie pozwolę. Już nikt cię nie skrzywdzi, maleństwo - powiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy.
Po tych słowach ufnie się we mnie wtuliła i cicho łkała w moją koszulkę.
W głowie kłębiło mi się od różnych pytań, które chciałbym jej zadać, ale wiedziałem, że nie jest to najbardziej odpowiedni moment. Samo powiedzenie mi o tym, co się jej przydarzyło, musiało być dla niej wyczynem. Zresztą nikomu wcześniej nie wyznała, dlaczego stała się taka, jaką się stała. Chwila... Czy to oznacza, że tylko ja wiem? Jestem jedyną osobą, która poznała prawdę? Ło japierdole... Tego się nie spodziewałem. Tylko co w takim razie powinienem teraz zrobić? Powiedzieć Liamowi? Chyba tak, w końcu to jej brat.
Gdyby Emily chciała, to by sama mu powiedziała.
Ugh, to znowu ty. No cóż... Może chociaż raz przydasz mi się na coś. Co byś zrobił na moim miejscu?
Po pierwsze najlepiej będzie, jeśli zachowasz to dla siebie. Nie możesz zawieść zaufania Emily. Po drugie ta dziewczyna potrzebuje teraz twojego wsparcia. Znając jej sekret, stajesz się odpowiedzialny za niego, jak i za nią.
Masz rację, muszę się nią zaopiekować. Dzięki, dziwny i wkurzający głosie z mojej głowy.
Ej, ej, ej. Wcale nie jestem dziwny i wkurzający.
Możesz już sobie iść.
Spławiasz mnie? Ja ci tu pomagam, służę dobrą radą, a ty co?
Powiedziałem spierdalaj.
Ja cię zaraz...
Siedź już cicho!
- Emily... Hej, maleństwo... - odezwałem się, odsuwając ją odrobinę od siebie.
Przeszywała mnie jakimś dziwnym spojrzeniem, którego nie mogłem w żaden sposób odczytać. Jej błękitne oczy mówiły tak wiele, że aż nic.
- Co tak na mnie patrzysz? - spytałem.
Poruszyła się niespokojnie, ciągle siedząc mi na kolanach.
- Bo...
- Powiedz mi... - zachęciłem.
- Już któryś raz nazwałeś mnie maleństwem - wymruczała nieśmiało, jakby obawiając się mojej reakcji. Miałem wrażenie, że nadal nie ufała mi bezgranicznie, ale liczyłem na to, że w najbliższej przyszłości uda mi się to zmienić. Bez tego mogę tylko pomarzyć, że Emily będzie w stanie opowiedzieć mi dokładnie o tym wydarzeniu. Gdy tylko o tym pomyślę, to aż krew we mnie buzuje i mam ochotę odnaleźć tego gościa, który jej to zrobił, by najpierw porządnie obić mu mordę, a w późniejszej kolejności urwać jaja.
- Bo jak dla mnie jesteś takim maleństwem. - Zaśmiałem się cicho pod nosem i spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem na ustach. - Obiecuję ci, że teraz jesteś już w pełni bezpieczna. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
- Dlaczego? - wyrwało jej się. Po jej minie widziałem, że nie chciała, aby cokolwiek opuściło jej gardło, lecz rzeczywistość okazała się inna.
- Chyba nie rozumiem pytania.
- Nie musisz niczego udawać. Dobrze wiem, że cię nie obchodzę. Nie potrzebuję od nikogo litości.
- Dziewczyno, jakiej litości? O czym ty mówisz? Gdybym miał cię w dupie, to na pewno bym cię nie przytulał. - Kompletnie nie czaję jej toku rozumowania. Ciężko będzie ją przywrócić do normalności...
- Oj, Zayn, możesz być ze mną szczery. Domyśliłam się już, że robisz to tylko dlatego, że jestem siostrą Liama. Nie musisz się mną przejmować, naprawdę. Każde niech rozejdzie się w swoją stronę. - Pociągnęła nosem.
Otarłem prawym kciukiem łzy, jakie pozostały na jej policzkach oraz posłałem w jej stronę zdziwione spojrzenie.
- Co ty pierdolisz? Ja się o ciebie po prostu martwię, a to co cię spotkało... To... Po prostu aż nie mam słów! - wykrzyknąłem.
- Czyli jednak to - westchnęła.
- Niby co? - Kolejny raz miałem minę mówiącą "wtf?".
- Litość...
- A ty znowu o tym?
Odpowiedziała mi niestety jedynie cisza.
- Emily? - Odczekałem kilka sekund, czekając na jakąkolwiek reakcję z jej strony, jednak nie żadnej się nie doczekałem. - Czy ja mam zaraz sprawdzić, gdzie się podziewa twój język?
- Nie trzeba - wychrypiała.
- Emily, ty naprawdę tego nie czujesz? Nie wiem, jak to nazwać, ale coś się między nami zmieniło. Nie jesteś dla mnie już tylko wkurwiającą małolatą, którą muszę tolerować, bo jest siostrą mojego przyjaciela. Na jakimiś popierdolony sposób zaczęło mi na tobie zależeć i chcę się tobą zaopiekować...
Kurwa. Co ja właśnie najlepszego zrobiłem?
No już myślałem, że nigdy się tego nie doczekam. Wreszcie się do tego przyznałeś. Tylko ale żeś moment wybrał... No romantykiem to ty nie jesteś.
- Nikomu już nie pozwolę cię skrzywdzić - kontynuowałem. - Nie rozmyślaj nad tym. Po prostu zaufaj mi, maleństwo, dobrze?
Patrzyłem na nią z wyczekiwaniem, aż zauważyłem ledwo zauważalne kiwnięcie głowom.
Młoda Payne ponownie się we mnie wtuliła, a ja jak na zawołanie objąłem ją szczelnie ramionami, starając schować ją przed złem całego świata.
Co się ze mną dzieje? Przecież Emily ma rację. Od zawsze jej nie trawiłem, a teraz co? Chyba się starzeję. Innego wytłumaczenia nie widzę.

***Harry***

Moją przyjemną pogawędkę z siostrą przerwał głośny krzyk, roznoszący się po całym domku
- Wróciłam!
Należał on oczywiście do mojej najlepszej, najkochańszej, jedynej i niepowtarzalnej...
- Mama! - Również krzyknąłem, a raczej wrzasnąłem i pobiegłem do korytarza, w której znajdowała się kobieta, dzięki której jestem na tym świecie.
Kiedy nareszcie się przy niej znalazłem, rzuciłem się prosto w jej matczyne ramiona, których tak strasznie mi brakowało podczas naszej rozłąki.
- Mój mały synuś w końcu w domciu. - Pociągnęła lekko nosem.
- Oj, mamo, ja już nie jestem mały - zaśmiałem się cicho, wyswobodzając się z uścisku.
- Dla mnie na zawsze pozostaniesz moim małym synkiem. - Anne* pogłaskała mnie po policzku, wiedząc, że bardzo mnie irytuje, gdy to robi. - Chodź do salonu, nie będziemy tak stać w przejściu.
- A właśnie, Gemma mówiła, że miałaś wrócić dopiero po kilku godzinach - zauważyłem.
- No tak - odparła z lekką powściągliwością w głosie.
- To czemu wróciłaś szybciej?
- Jak to szybciej? Przecież jest już dwudziesta. Nie było mnie pięć godzin - powiedziała beznamiętnie.
- Co? Jak to dwudziesta? - wypowiedziałem to w tym samym momencie co moja siostra. - Przecież ja dopiero przyjechałem. - Dalej ciągnąłem już sam.
- Musieliśmy sie nieźle zagadać - dodała Gemm.
- Dobra, dzieciaki. Pewnie jesteście głodni, więc pójdę zrobić kolację, a wy tu posiedźcie - zaproponowała moja rodzicielka, zaczynając kierować się w stronę kuchni.
- O, nie, nie, nie. Skoro tutaj jestem, to zajmę się gotowaniem. Widzę, że jesteś zmęczona. Jak wszystko będzie gotowe, to zawołam was do jadalni. Ty cały czas gotujesz, więc tym razem ja cię wyręczę, a ty odpocznij. Ktoś musi to zrobić, bo ten mały gnom, gapiący się w telefon, nie może tego zrobić.
Siostra od razu zrozumiała, że to o niej mowa, dlatego podniosła wzrok znad komórki.
- Ej, ej, przypominam ci, że jestem od ciebie starsza, więc to ty jesteś małym gnomem - wytknął mi ten smarkacz.
- Ale to ja jestem w tym rodzeństwie doroślejszy.
- Doroślejszy? Przecież twój mózg zatrzymał się na etapie przedszkolaka.
- Ohoho, zaczyna się. To ja się lepiej zmywam i czekam na jakieś pyszności - zabrała głos mama.
- Kolacja! - przypomniałem sobie i ruszyłem szybkim krokiem do kuchni.
Z lodówki oraz szafek wyciągnąłem wszystkie potrzebne mi produkty i zabrałem się do pracy.
Coś czuję, że ten wyjazd będzie bardzo udany. Ciekawe tylko co u Emily. Tak... Ta drobniutka brunetka odkąd zobaczyłem ją w tym psychiatryku, ciągle zajmuje moje myśli. Od zawsze ją lubiłem, zresztą jak wszyscy chłopacy. Najchętniej sam zostałbym, by się nią zająć, ale zbyt długo nie byłem w rodzinnym domu i strasznie się za tymi okolicami stęskniłem. Poza tym planowałem te odwiedziny od dawna, więc nie mogłem już z tego zrezygnować. Mama napewno byłaby zawiedziona, a ja nie potrafiłbym jej tego zrobić. Wiem, jak dużo ją to kosztuje, bo sam odczuwam to na własnej skórze.
Tak sobie rozmyślałem, dopóki nie poczułem, że coś śmierdzi, dlatego rozejrzałem się wokół.
- Moje omlety!

***Liam***

- Liam... - Usłyszałem Louisa za plecami, lecz zignorowałem go i w spokoju kontynuowałem czytanie lokalnej gazety. - Liam... Ej, stary... Liam, kurwa! - wydarł się na cały głos wprost do mojego ucha. Ja go kiedyś zamorduję...
- Czego? - warknąłem.
- Nudzi mi się. Zrób coooś - przeciągał ostatnie słowo do chwili, kiedy zamknąłem z hukiem książkę i zerwałem się z fotela.
- Dobra, idź po dziewczyny i idziemy do parku wodnego. Jest tu niedaleko - powiedziałem zrezygnowany.
- Jej! Dziewczyny zakładać bikini i... - Reszty już nie dosłyszałem, ponieważ Tomlinson zniknął za drzwiami pokoju.
Pokręciłem głową, wzdychając i poszedłem do mojej i Danielle sypialni. Szybko znalazłem kąpielówki, strój kąpielowy Dan, ręczniki i kilka innych rzeczy potrzebnych do zabrania. Wpakowałem wszystko do torby, po czym przerzuciłem ją przez ramię i ruszyłem do wyjścia, gdzie czekała już na mnie cała ekipa. Widziałem, że moja dziewczyna chciała się odezwać, dlatego uprzedziłem ją, wiedząc o co chciała zapytać.
- Tak, dla ciebie też wziąłem. A teraz idziemy. - Brunetka w odpowiedzi cmoknęła mnie przelotnie w usta, a ja złapałem ją za rękę.
- Jak myślicie? Co u Emily? - przerwała ciszę Eleanor. Emily! Zupełnie o niej zapomniałem! - Liam, dzwoniłeś do chłopaków?
- Kompletnie wyleciało mi to z głowy, ale zaraz to naprawię - odparłem i wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni.
Wybrałem numer do Zayna i przyłożyłem iPhona do ucha. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał... Czemu on, do cholery, nie odbiera?!

* Anne - mama Harry'ego

———————————————————

Witajcie! :)
Kolejny z serii: krótkie i beznadziejne.
Bycie zadowoloną z rozdziału przeminęło z wiatrem... :(
Po ciężkim rozdziale, który zaserwowałam Wam  w zeszłym tygodniu, postanowiłam tym razem napisać coś przyjemnego. Czy mi to wyszło? Sami oceńcie.
Dzisiaj nie będę się rozpisywać. Widzimy się jutro na Waszych blogach.
Ostatnio coś Nas mało... Kto jeszcze czyta te wypociny?
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Buziaki💋

niedziela, 24 czerwca 2018

Rozdział 20

***Emily***

Ej, lala, nie chcesz się zabawić? - Usłyszałam za plecami niski, męski głos. Zignorowałam go jednak i przyspieszyłam jedynie kroku, licząc, że dadzą sobie ze mną spokój. Niestety się przeliczyłam.
Nie zrobiłam nawet pięciu kroków, kiedy poczułam silny uścisk na prawym nadgarstku. Od razu zaczęłam się wyrywać, ale dłoń, która mnie przytrzymywała była stanowczo zbyt silna. Obróciłam się w stronę mojego prześladowcy i spostrzegłam obleśnego mężczyznę z pokaźną nadwagą, który na oko mógł mieć już jakąś czterdziestkę na karku. Z daleka  zalatywało od niego alkoholem i jakimiś tanimi papierosami. Tuż za nim stało dwóch jego kolegów z flaszkami w rękach.
- Nie uciekaj, piękna. - Zanim zaczął dalej kontynuować, przyciągnął mnie bliżej do swojego wielkiego brzucha. Do moich nozdrzy dodatkowo dotarł zapach potu. - W tych twoich szpileczkach i tak za daleko nie uciekniesz. Ale nie martw się, bo i tak zaraz się ich pozbędziemy wraz z resztą ciuszków.
Jedną dłonią zasłonił mi usta, a drugą dotknął mojego biustu, mocno go ściskając. Wyrwał mi się jęk spowodowany bólem, lecz został stłumiony przez spoconą rękę. 
- Chodźcie tu chłopaki. Niezła sztuka - zawołał do kolesi stojących nadal w tym samym miejscu, gdzie poprzednio. 
Nie musiał ich długo zachęcać, ponieważ natychmiast odstawili butelki z piwem na ziemię i zbliżyli się do mnie, lekko się zataczając. Jeden z nich ani trochę się nie hamował i z potężną siłą klepnął mnie w pupę. 
Było już grubo po północy, a ja znajdowałam się w wąskiej uliczce na obrzeżach mojego miasta. Lubiłam tu przychodzić, bo mogłam być wtedy zdala od mojej znienawidzonej matki i jej idealnego partnera. Miałam wtedy szansę na ucieczkę od wszystkich problemów i codzienności. Nieraz spotykałam na swojej drodze jakichś meneli proszących o jakieś drobniaki lub dobierających się do siebie nastolatków, najpewniej pod wpływem jakichś dupalaczy. Jednak nigdy nie zdarzyło mi się wpaść w niebezpieczną sytuację. 
Przestraszona rozejrzałam się wokół, ale nie dostrzegłam w swoim otoczeniu żadnej żywej duszy, która mogłaby wybawić mnie z opresji. Poczynania mężczyzn stały się coraz śmielsze, a mną ogarnęła panika. Szamotałam się, co spowodowało jedynie większą ilość zadawanych mi klapsów. Kiedy już myślałam, że nic mi nie pomoże, a trójka oprawców dopnie swego, usłyszałam krzyk.
- Ej, zostawcie ją!
Trzymający mnie ciągle oblech został ode mnie odepchnięty i rzucony na ścianę, natomiast ja straciłam równowagę, co poskutkowało upadkiem na ziemię. Kątem oka widziałam jedynie zakapturzonego chłopaka, zadawającego ciosy niedoszłym gwałcicielom. 
- A teraz spadać stąd! - wydarł się na cały głos.
Cała trójeczka zwiała, przytrzymując się siebie nawzajem, by nie upaść.
- Nic ci nie jest? - Podszedł do mnie mój wybawiciel i pomógł mi się podnieść. 
- N-nie - wychrypiałam tak cicho, że obawiałam się, że mógł mnie nie usłyszeć. 
- Hej, nie musisz się mnie bać. - Dotknął delikatnie mojego ramienia, ściągając równocześnie kaptur z głowy. Moim oczom ukazała się postać przystojnego, młodego chłopaka o niezwykle ciemnych oczach. - Jestem Christopher.
- A ja Emily - wyszeptałam.

~*~

- Wszystkiego najlepszego, kochanie! - W momencie kiedy usłyszałam to zdanie, zostałam gwałtownie obrócona i przyciśnięta do piersi najważniejszej osoby w całym moim nędznym życiu. A przynajmniej wtedy jeszcze mi się tak wydawało. Chwilę później czyjeś usta brutalnie wpiły się w moje, przechodząc do namiętnego pocałunku. W moje dłonie został wepchnięty bukiet czerwonych róż i małe czarne pudełeczko. - Oto prezent dla ciebie. - Uśmiechnął się do mnie Christopher.
- Dziękuję, ale dobrze wiesz, że nie musiałeś. 
- Lepiej sprawdź, co dostałaś zamiast narzekać. - Puścił mi oczko.
Otworzyłam podarunek, a moim oczom ukazała się... Moneta. Jedna, malutka moneta. 
No tak... Czego mogłam się spodziewać? Christopher słynął z dawania najgorszych prezentów. A to było tego świetnym przykładem.
- Dziękuję, Chris - powiedziałam, siląc się na jak najbardziej zadowolony głos, dobrze ukrywając rozczarowanie.
- To twój nowy amulet na szczęście. - Uśmiechnął się jak głupi ze swojego jakże fantastycznego pomysłu i po raz kolejny mnie do siebie przytulił. 
Myślę, że ten podarunek mogę ustawić na pierwszym miejscu wraz z tym od mojej matki w kategorii: Najgorszy prezent.
Dostałam od niej babeczkę migdałową. Wszystko super świetnie, tylko że mam na migdały silną alergię.

~*~

Usta. Zimne, popękane usta brutalnie atakujące moje. Ręka. Szorstka ręka zwiedzająca drogę od samej góry pleców aż do pośladków. Wokół ciemność okalana przez ciszę, którą zakłócały tylko nasze przyspieszone i ciężkie oddechy. 
Wszystko było idealne. Idealna atmosfera, idealny moment, idealny mężczyzna. Więc w czym problem?
Gdy wyczułam, że Chris wsuwa swoją dłoń pod moją bluzkę i próbuje odpiąć mi stanik, od razu zareagowałam, odsuwając się od niego.
- Wiesz, że to dla mnie za szybko - westchnęłam. 
- Ale kochanie, jesteśmy 
 razem kilka miesięcy. Czas już, żeby wejść na wyższy level.
- Jeszcze nie teraz. Nie jestem na to gotowa - powtórzyłam. 
Christopher w ostatnim czasie zaczął coraz bardziej na mnie naciskać i wywierać presję. No, ale skoro jesteśmy parą, to chyba nie powinnam go tak ciągle odpychać, prawda? 
- Idę do domu - powiedział ponurym głosem mój chłopak, wychodząc z mieszkania z obrażoną miną. 
- Przepraszam, Chris.
Odpowiedział mi jedynie trzask zamykanych drzwi i późniejsza cisza.

~*~

Wtedy jeszcze było dobrze... Świetnie się dogadywaliśmy. Wreszcie ktoś chociaż w jakiejś części zalepił pustkę po stracie rodziców. Może i matka żyła, ale dla mnie ona już nie istniała.

~*~

Było październikowe popołudnie. Za oknem padał deszcz, kompletnie zniechęcający do jakiekolwiek pracy. Ze szkoły wróciłam już jakiś czas temu, a wszystkie zadania domowe zdążyłam już odrobić, dlatego postanowiłam zejść do salonu i poszukać czegoś fajnego w telewizji. Najpierw jednak poszłam do kuchni, aby zwinąć jakieś ciasteczka, które posłużyłyby mi jako przekąska i nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego. Później rozłożyłam się na kanapie, trzymając w ręku naczynie i włączyłam telewizor. Przeglądałam wszystkie kanały, ale nigdzie nie było nic ciekawego, więc zostawiłam na pierwszym lepszym serialu, jaki akurat był emitowany. Co jakiś czas podgryzałam kawałek ciastka i popijałam to sokiem, relaksując się po ciężkim dniu szkolnym. Mój samotny relaks nie trwał zbyt długo, ponieważ po zakończeniu pierwszego odcinka usłyszałam dźwięk wkładanego klucza do zamka. Minęła chwila, gdy do pomieszczenia wparowała nie kto inny jak moja matka. 
- Cześć, mamo - odezwałam się pierwsza.
- A ty co się tak tutaj wylegujesz? Nie masz nic lepszego do roboty? Może być tak łaskawie lekcje chociaż odrobiła? - A wystarczyłoby "Cześć, córeczko. Jak ci minął dzień?"
- Odrobiłam już lekcje - odpowiedziałam.
- I co? Jak wrócisz ze szkoły i rozprawisz się jakoś z zadaniami domowymi, to nie masz nic do zrobienia? Liam od razu poszedłby spotkać się ze znajomymi albo na jakieś zajęcia dodatkowe. Twój brat ciężko pracował i widzisz do czego doszedł? Jest wielką gwiazd i śpiewa w zespole. A ty co? A ty nic! Wzięłabyś się przynajmniej za siebie, zamiast dalej się obżerać tymi ciastkami. To same puste kalorie i nic więcej. Lepiej zjadłabyś jakieś porządny posiłek. Może wtedy nie byłabyś taka gruba, bo powiem ci, że ostatnio chyba mocno przybrałaś na wadze. Jak tak dalej będziesz żreć, to nie będziesz mogła się ruszać i zgnijesz na tej kanapie. 
- Może najlepiej od razu nie zmieszczę się w futrynie? - spytałam z przekąsem.
- Jesteś taką samą nieudacznicą jak twój ojciec!

~*~

Mój tata... Mój kochany tatuś nie żyje. Ten cholerny wypadek zabrał mi go już na zawsze.

~*~

- Tatusiu, wyżej! - krzyczałam, bujając się na huśtawce. - Jeszcze wyżej! 
- Słoneczko, jeśli będę huśtał cię mocniej, to wylecisz aż do nieba - odpowiedział mi tata.
- Chcę do nieba! Chcę do nieba! 
- Oj, jeszcze nie na to pora, mój mały aniołku. A teraz chodź, bo mama za momencik zawoła nas na obiadek. 
Kiedy zatrzymał huśtawkę, wziął mnie na barana i zaczął biegać ze mną wokół ogródka.
- Tatusiu, zaraz spadnę! - zawołałam.
- Nie spadniesz, myszko. Twój tatuś nigdy na to nie pozwoli.
- Jesteś moim bohaterem - odparłam, nie powstrzymując szerokiego uśmiechu, jaki zagościł na mojej pięcioletniej twarzy.
- Kocham cię, córeczko.
- Ja też cię kocham, tatusiu.

~*~

Dlaczego jego już tu z nami nie ma? Był najważniejszą osobą w całym moim życiu. Zawsze mogłam na niego liczyć. 

~*~

- Ale, mamo, będziemy grzeczne! - powiedziałam zrezygnowana.
- Córeczko, powtórzę ostatni raz. Nie możesz iść sama na ten koncert. 
- Tato, mama nie chcę się zgodzić - zawołałam, gdy w polu widzenia pojawił się drugi rodzic.
- Zgodzić na co? - zapytał.
- Chciałam iść z Sophią na koncert, ale mama się nie zgadza. 
- Jesteś za młoda, żeby chodzić sama na koncerty - powiedziała rodzicielka.
- Daj spokój, kochanie. Kto powiedział, że sama? Zawiozę obie dziewczynki i będę na nie czekał przy wyjściu. Gdyby coś się działo, będę blisko i zawsze mogą do mnie zadzwonić. 
- Czyli mogę? - ożywiłam się.
- Pewnie, że możesz, słoneczko. - Zaśmiał się, gdy rzuciłam się na niego, by go wyściskać. 
Kiedy już wybiegałam z pomieszczenia, aby pochwalić się Sophie radosnym obrotem sprawy, usłyszałam jeszcze fragment rozmowy rodziców.
- Za bardzo ją rozpieszczasz, skarbie - powiedziała mama.
- Oj, kochanie. Przecież to moje maleństwo - odparł tata.
Niby to tylko puste słowa, ale dla mnie znaczyły tak wiele...

~*~

Tak strasznie mi go teraz brakuje. Ciekawe, czy gdyby żył mój superbohater, to ochroniłby mnie przed tym, co stało się... Wtedy.

~*~

Zduszone jęki bólu raz po raz opuszczały moje gardło. Czułam dokładnie każdy pojedynczy dotyk. Czułam dłonie jednego z kolesi na moich nagich piersiach. Czułam każdego klapsa na mojej pupie. Czułam jak ktoś ciągnął mnie za włosy. Czułam w tyłku coś, czego nigdy nie chciałabym poczuć.  Czułam "przyjaciela" Christophera w... Sobie. Czułam to wszystko bardzo wyraziście, ale w środku... Nie czułam już nic. Stałam się szmacianą lalką bez jakichkolwiek emocji. Po prostu leżałam jak kłoda i nie miałam nawet siły, by protestować lub próbować jakoś się uwolnić. Poddałam się, a oni robili ze mną, co tylko chcieli. Gdy wpatrywałam się w te ciemne oczy, które kiedyś mówiły mi, że wszystko jest dobrze i dawały mi szczęście, teraz nie widziałam już tej miłości, co kiedyś. Została ona zastąpiona, tak samo jak ten promienny uśmiech na twarzy, który zamienił się w cwaniacki uśmieszek, którego nigdy przedtem nie widziałam. I wolałabym nie mieć okazji, aby go zobaczyć...

~*~

***Zayn***

Siedziałem sobie na kanapie w salonie i sms-owałem z Niallem, który co chwilę wysyłał mi jakieś zabawne fotki z galerii. Byłem tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważyłem obecności Emily ze mną w pomieszczeniu. Dała mi o tym znać, gdy do moich uszu dotarły jej krzyki.
- Nie! Nie! Przestań! Ja nie chcę! Nie rób mi tego! To boli! - wrzeszczała na cały głos. 
Potem jednak umilkła, a ciszę przerywał tylko jej głośny płacz. Nie wiedziałam, co się dzieje, ponieważ nic jej nie robiłem, a poza naszą dwójką nikogo więcej w domu nie było. Czyżby ataki histerii wróciły? 
- Hej, Emily, spokojnie - odezwałem się uspokajającym tonem i bez zastanowienia przytuliłem ją do siebie. Objąłem ją szczelnie ramionami i przycisnąłem do swojego torsu. Delikatnie gładziłem jej włosy, ciągle coś szeptając na ucha. 
Po zaledwie kilku chwilach zaczęło przynosić to efekty. Płacz stawał się cichszy, a dziewczyna powoli się uspokajała. Kiedy wszystko powróciło do normy, a brunetka sama się we mnie ufnie wtuliła, postanowiłem zacząć działać i wreszcie dowiedzieć się, co takiego stało się w przeszłości, że ma na nią tak ogromny wpływ. 
- Emily, chyb...
Nie było mi dane dokończyć to zdanie, ponieważ sama Payne postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i przerwać moją wypowiedź. Czegoś takiego się nie spodziewałem...
- On mnie zgwałcił.

———————————————————

Witajcie, moi drodzy czytelnicy! :D
Na samym początku chciałabym przeprosić za kolejne spóźnienie. Zaczęła mnie trochę łapać choroba, miałam sporo prób i występów w szkole, przez co kompletnie nie miałam siły na napisanie rozdziału. Oczywiście mogłabym to zrobić, ale byłby wtedy na odwal, a zależało mi na nim, ponieważ jest inny niż te co zawsze. Poza tym piszę to opowiadanie, bo jest to moja pasja i uznałam, że nie ma sensu pisać z przymusu. Mam nadzieję, że to rozumiecie. 
Teraz jednak mam wakacje, więc wszystko się zmienia. Zmieni się także moje odwiedzanie Waszych blogów. Tym razem naprawdę będę regularna. 
Kto także ma już wakacje? Z ocen zadowoleni? Wiem, że spora część z Was jest na studiach, więc życzę tym osobom udanej sesji, bo wiem, że nadszedł ten czas. 
Rozdział znowu krótki, ale wyjątkowo jestem z niego bardzo zadowolona. Naprawdę mi się podoba, lecz ocenę pozostawię Wam. Musiałam przerwać w tym momencie... 
Co myślicie o przeszłości Emily? I co teraz zrobi Zayn?
Trochę się rozpisałam, ale chciałabym jeszcze bardzo podziękować wszystkim komentującym. To dla mnie wiele znaczy.
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Buziaki💋

piątek, 15 czerwca 2018

Rozdział 19

***Emily***

Mijały kolejne minuty, a Zayn cały czas nie mógł się uspokoić i opanować wstrząsającego nim śmiechu. Oczywiście kto to wszystko wywołał? No genialna Emily! Bo któż by inny?
I po co ja się w ogóle odzywałam? Co on sobie teraz o mnie pomyśli? A mówiłam ci, Emily, mówiłam. Siedź cicho i się nie odzywaj. Szybko sobie pójdzie, a ty nie zaliczysz żadnej wpadki. Ale nie, bo po co? Przecież lepiej się skompromitować przez Zaynem Panem Nieziemsko Przystojnym Malikie... Co ty pieprzysz, dziewczyno? Jaki przystojny? Ty się naprawdę lepiej już przymknij.
- O jezu, nie mogę...  - Wydusił z siebie piosenkarz.
Powoli dochodził do siebie i odzyskiwał równowagę. Ja jedynie stałam, wpatrując się w jego mocno zarysowane kości policzkowe, które były taki... Przestań!
- Niall się uśmieje, jak mu to opowiem. Ty zabieraj się za jedzenie, a ja za jakiś czas do ciebie wrócę, okej? Tymczasem spadam i smacznego.
Zwinnie obrócił się w stronę wyjścia i w ciągu kilku sekund opuścił "moje" królestwo. Owiało mnie chłodne powietrze i natychmiast poczułam wokół siebie dziwną pustkę. Już długi czas nikt się do mnie nie zbliżył na taką odległość, jak zrobił to Zayn. W tamtej chwili to zaakceptowałam i wręcz pragnęłam, aby został tak blisko już na zawsze. Jednak teraz, gdy zostałam sama, zaczynam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, pozwalając mu na tak wiele. Nieustannie gdzieś z tyłu głowy mam myśl, że on wcale nie robi tego z własnej woli. W końcu dobrze pamiętam, jak traktował mnie od samego początku, kiedy się poznaliśmy. Pałał do mnie nieukrywaną niechęcią, której nigdy nie byłam w stanie zrozumieć, więc dlaczego tak nagle zmienił swoje postępowanie? Dlaczego zrobił się taki troskliwy i opiekuńczy, autentycznie zainteresowany mną oraz moją przeszłością? Jaki ma w tym cel? A może po prostu robi to z litości? Albo mój kochany braciszek go o to poprosił? A co jeżeli Danielle również nie jest taka, jaką ją widzę? Może ona także wykonuje jedynie prośbę jej chłopaka? To możliwe, że aż tak się co do niej pomyliłam? Pojawia się tylko coraz większa ilość pytań, a odpowiedzi brak. Zresztą jak na razie chyba ich nie uzyskam.
To nie jest jedyna kwestia, która mnie nie pokoi. Najdziwniejsze nie jest zachowanie Malika, lecz moja reakcja na niego. Jeszcze do niedawna panikowałam na widok jakiegokolwiek mężczyzny, natomiast ostatnio zdążyłam parę razy przytulać się do mulata. Jakby tego było mało, to nawet w tym momencie mam ochotę pobiec za nim i wtulić się w niego najmocniej jak tylko umiem. Czy to jest dziwne? Tak i zdecydowanie nie na miejscu. Tylko z jakiego powodu ma on na mnie taki wpływ? W jego ramionach od razu zapominam o otaczającym mnie świecie i ciężkiej przeszłości, która bez przerwy ciąży mi na barkach.
Dobra, Emily. Wystarczy tych rozważań. Większość z tego to zwyczajne brednie. Tak poza tym... Cokolwiek dzieje się pomiędzy mną a Zazzą nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ to i tak nic nie zmieni. No, bo niby co? Co mogłoby to zmienić?
Westchnęłam przeciągle, a mój wzrok bezwiednie powędrował w stronę po brzegi wypełnionego talerza. Bez zastanawiania się, podążyłam do biurka i usiadłam na dostawionym obok krześle obrotowym. Złapałam za widelec i nabrałam pierwszy kawałek. Nigdy nie miałam okazji jeść posiłku przygotowanego przez Zayna, więc zastanawiałam się, czego mogę się po nim spodziewać. Ku mojemu zdziwieniu spaghetti okazało się... Wyśmienite! Tak dobrego makaronu to ja w życiu nie jadłam, dlatego cała zawartość naczynia zniknęła niemal po chwili. Już chyba wiem, czemu te wszystkie dziewczyny tak go uwielbiają...

***Niall***

Zdążyło minąć jakieś pół godziny, a mojego przyjaciela ciągle nie było. Udało mi się zjeść dwie dokładki, a on nie wrócił. Wiedziałem jednak, że sprawdzanie co się z nim dzieje, nie byłoby dobrym wyjściem. Mógłbym ewentualnie po raz kolejny pogorszyć stan Emily. Przestraszyłaby się niepotrzebnie, a gdyby wpadła w szał i Zee nie potrafiłby jej uspokoić? Bylibyśmy w niezłej dupie.
- Już jestem - dobiegł mnie głos zza pleców.
- No nie takie już - odpowiedziałem, odwracając się w jego kierunku.
- Trochę mi się przedłużyło. W ogóle nie uwierzysz w to, co ci zaraz powiem. - Zaśmiał się pod nosem, a jego ciemne oczy zaświeciły się.
- Opowiadaj - zainteresowałem się.
- Pamiętasz, jak dzisiaj do mnie zadzwoniłeś?
- Yy... No pamiętam - przytaknąłem.
- Emily źle odczytała twoje imię i myślała, że zadzwoniła do mnie jakaś Nika - wybuchnął głośnym śmiechem, a ja dołączyłem do niego po sekundzie. Czyżbym jednak był kobietą? - Widzę, że spaghetti smakowało. Dobrze, że chociaż patelni nie zjadłeś, bo Harry nie byłby zadowolony, gdyby jego ukochana patelnia ucierpiała.
- Chciałem zjeść też twoje, ale się powstrzymałem - przyznałem, puszczając mu oczko.
- Tylko spróbuj. - Pogroził mi palcem mulat.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - zagadnąłem, zmieniając temat.
- Ja nie, ale coś czuję, że ty tak.
- No miałem zamiar zatankować i podskoczyć po jakieś nowe spodnie. Ostatnio Louis wziął się za robienie prania, bo Eleanor zarzuciła mu, że jest nierobem i zepsuł mi dwie pary. - Kąciki ust Zayna od razu powędrowały ku górze, ale zmroziłem go wzrokiem. - Chyba, że to problem to...
- To żaden problem. Zajmę się Emily przez ten czas sam - przerwał mi.
- Nie chcę, żebyś myślał, że cię wykorzystuję czy coś.
- No co ty, stary? Idź, zanim się rozmyślę. - Poklepał mnie po ramieniu i delikatnie popchnął w stronę drzwi. - Możesz przy okazji kupić jakiś popcorn, to zrobimy noc filmową.
- Dobry pomysł. To idę - dodałem jeszcze na odchodne.

***Liam***

- Ja chcę apartament z balkonem! Ja biorę ten z balkonem! - wydzierał się Louis. W ostatnim czasie nie robił nic poza tym.
- Jak już to my chcemy. Nie zapominaj o mnie - wcięła się jego dziewczyna.
- Stary, przecież mamy jeden apartament - przypomniałem mu. W końcu sam wybierał miejscówkę, w której mieliśmy się zatrzymać. I zaczynałem odczuwać, że to był błąd, pozwolić mu na to.
- Słucham? To ja mam spać razem z tobą? Stary, ja nie wiedziałem, że ty lubisz takie rzeczy. Od razu z grubej rury, nie trójkącik a kwadracik. Po tobie bym się tego nie spodziewał. - A podobno to jedynie Harry jest zboczony.
- Mamy jeden apartament, ale osobne sypialnie, pacanie. - Przewróciłem oczami.
- Jeszcze lepiej. Mam spać osobno z El? To żeś sobie wymyślił.
- Osobno pary. Ja z Danielle, a ty z Eleanor. Sam wynajmowałeś nam to miejsce, cymbale.
- A rzeczywiście - zaśmiał się Lou. Za tym to nie nadążysz...
- Kto ostatni w pokoju jest zgniłym jajem! - krzyknął mi przy uchu i zerwał się do biegu.
Nie pozostałem mu dłużny i również ruszyłem, biegnąc tuż za nim.
- Co za dzieci - usłyszałem z tyłu Dan, ale skupiony byłem tylko i wyłącznie na rywalizacji z Tomlinsonem.

***Emily***

Tysiąc dwieście osiemdziesiąt sześć... Tysiąc dwieście osiemdziesiąt siedem... Tysiąc dwieście osiemdziesiąt osiem... Tysiąc dwieście osiemdziesiąt dziewięć... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt jeden... Nudzi mi się... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dwa... Nudzi mi się bardziej... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt trzy... Nudzi mi się o wiele bardziej... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt cztery... Tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt pięć...
Ile można grać w tą samą grę? Zayn mówił, że niedługo znowu do mnie przyjdzie, ale dotychczas się nie pojawił. Nie wiem, ile minęło, ale mogę być pewna, że całkiem sporo. Wiedziałabym dokładnie, gdyby ktoś łaskawie w końcu załatwił mi zegar. Tego się chyba jednak nie doczekam... Tak samo jak wizyty Malika.
Skoro on tego nie robi, to ja się tym zajmę. Z pewnością jest to świetny plan. Ahoj przygodo!
Bez zbędnych ceregieli ruszyłam swoje grube cztery litery i zwlokłam się z łóżka. Opuściłam "mój" pokój i podążyłam dobrze mi znaną drogą. Prędko pokonałam korytarz i schody oddzielające mnie od salonu, w którym planowałam szukać chłopaka.
Moje poszukiwania szybko zakończyły się powodzeniem, gdyż znalazłam go siedzącego na kanapie z telefonem w ręku. O nie... Kanapa... Mój wróg.
Ostrożnie do niej podeszłam, uważając, aby nie mogła wykonać żadnego ruchu. Chwilę jej się przyglądałam, po czym ogarnęłam, że to przecież tylko głupi mebel i nic nie może mi zrobić. Usiadłam na niej, prawie trącając Malika ramieniem. On jednak zapatrzony był w swojego srajfona i nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem.
A czego się spodziewałaś, idiotko?
Kiedy przez przypadek trącił mnie łokciem, przeszedł przez całe moje ciało dreszcz, a do głowy zaczęły napływać wspomnienia. Wszelkie wspomnienia związane z Christopherem - i te dobre, i te złe. Wolałabym zakończyć rozmyślanie tylko na tych pierwszych...

———————————————————

Witajcie, kochani! :)
Przybywam jeszcze punktualnie i oddaję w Wasze ręce następny krótki rozdział. Chciałam dołożyć jeszcze jedną scenę, ale uznałam, że wolę to oddzielić. Zakończenie akurat w tym momencie jest zaplanowane, ponieważ chciałam, aby wszystkie te wspomnienia Emily zostały już zawarte w osobnym rozdziale. Możecie się szykować na dokładniejsze poznanie przeszłości Emily w dwudziestce. ;)
Chciałabym także podziękować wszystkim komentującym. Wasze komentarze dają mi naprawdę dużo radości i porządnego kopa. Te słowa wiele dla mnie znaczą i potrafią w sekundę naprawić beznadziejny dzień. <3
Szkoła i obowiązki się kończą, więc ruszam z kopyta i postaram się wynagrodzić jakoś wszystkie spóźnienia i przykrótkie rozdziały.
Kto jeszcze czyta? :(
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Następny za tydzień w piątek. Powinien pojawić się o porządniejszej porze.
Miłego tygodnia!
Buziaki💋

sobota, 9 czerwca 2018

Rozdział 18

***Liam***

- Loca loca! Loca loca! - Louis śpiewał tysiączny raz ten fragment piosenki, a ja powoli traciłem do niego cierpliwość.
Danielle i Eleanor mając go dość, poszły sobie na ploteczki do jacuzzi, które usytuowane zostało na tyłach samolotu. Jak na gwiazdy przystało musieliśmy mieć je wbudowane, bo to rzecz jasna niezbędna rzecz w samolocie. Każdy potrzebuje akurat podczas lotu posiedzieć sobie w jacuzzi.
Kiedy chciałem do nich dołączyć, spotkało się to oczywiście z ich protestem i wyrzuceniem mnie z pomieszczenia. Tak oto zostałam skazany na tego idiotę, zwanego również moim przyjacielem.
- Czy ty się możesz już przymknąć? - zapytałem rozpaczliwym głosem.
- I jeszcze raz! Loca loca! Loca loca! - wydzierał się jeszcze głośniej niż wcześniej. - Dajesz razem ze mną, Liam! Loca loca! Loca loca!
- Śpiewasz ten sam wers od pół godziny. Zresztą to nawet nie jest wers. Nie znasz nic poza tym jednym, głupim słowem - zauważyłem, podnosząc głos o co najmniej kilka tonów.
- I co z tego? Baw się. Loca loca! Loca loca!
- To nawet nie miało takiej melodii.
- Loca loca! Loca loca! Liam musi iść do klopa!
Tego już za wiele...
- Eleanor Calder, zabierz ode mnie swojego chłopaka! - krzyknąłem w kierunku, z którego wydobył się gromki śmiech dziewczyn, najprawdopodobniej spowodowany nowym tekstem piosenki Louisa. Szkoda tylko, że mnie to jakoś nie śmieszyło... No dobra, może trochę, ale nie aż tak bardzo... Okej, było śmieszne, lecz nie to było teraz najważniejsze.
- Louis, nie wkurzaj Liama - odkrzyknęła El.
- Dzięki za pomoc - mruknąłem pod nosem.
- Polecam się na przyszłość - odpowiedział mi Lou, który dokładnie w tej samej chwili... Ściągnął mi spodnie.
- Tomlinson!
Rzuciłem się za uciekającym brunetem w pogoń. Jako, że przestrzeń w naszym środku transportu była ograniczona, złapanie niebieskookiego nie stanowiło wielkiego wyzwania. Po zaledwie kilkunastu sekundach wskoczyłem mu na plecy, ujeżdżając jak jakiegoś konia.
- Wio, koniku - wydarłem się zadowolony z siebie.
- Widzę, że ciekawie się bawicie. - Swoją obecnością zaszczyciły nas nasze partnerki. Mogły przyjść szybciej. - Wolałabym jednak, żebyś takie zabawy zostawił dla swojej dziewczyny. Pozwól, że Louisem zajmę się ja - Mrugnęła do mnie okiem Calder.
Natychmiast zszedłem z barków przyjaciela, próbując odsunąć się w stronę swojej kobiety, ale przerwało mi silne trzęsienie samolotu. Witajcie, turbulencje!
- Aaaa! - Moje bębenki umarły od wrzasku, jaki wydobył się z paszczy Tommo.
Od razu znalazł się przy mnie i przestraszony wtulił twarz w moje ramię. Jaki z niego twardziel...
- Ej, Tomlinson, z ciebie to dupa, a nie mężczyzna - zażartowała Dan, co wywołało falę śmiechu wszystkich oprócz samego zainteresowanego.
Jednak w momencie, gdy chłopak zaczął drżeć, zaprzestałem i objąłem ciągle wtulonego we mnie Louisa. Pocierałem delikatnie jego plecy, szepcząc uspokajające słowa.
- Przepraszamy za problemy, ale dotarliśmy już prawie do celu i pilot zabrał się do lądowania. Prosimy o chwilowe zajęcie miejsc - przekazała nam komunikat Stewardessa, po czym spowrotem zostawiła nas samych.
- Słyszałeś, Lou? - zagadnąłem. - My po prostu lądujemy i stąd te turbulencje. Nie masz się czego martwić. A teraz chodźmy usiąść tak, jak nas proszono.
Pociągnąłem go delikatnie za łokieć, sadzając na kanapie tuż obok siebie.  Po mojej drugiej stronie usiadła Danielle, która oparła głowę o moje ramię. Pocałowałem ją w czoło i westchnąłem.
No to zabieramy się za lądowanie...

***Zayn***

- Sio mi stąd! - Pacnąłem drewnianą łopatką Nialla w rękę.
Blondyn od kilku minut przymierzał się do ukradnięcia mi choć trochę jakiegoś przygotowywanego przeze mnie jedzenia. Było to jednak nieskuteczne.
Mistrzem w gotowaniu nie byłem, ale jak trzeba było, to umiałem coś na szybko upichcić. Zazwyczaj albo jadamy na mieście, albo posiłkami zajmuje się Harry. Jak dla mnie jest to najlepsze rozwiązanie, ponieważ nienawidzę stania przy garach. Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy to lubią, i których to odpręża. A już szczególnie nie mogę pojąć, jak niektórzy wybierają sobie to jako zawód wykonywany codziennie po kilka godzin. Ja bym chyba zwariował.
Ależ ty już zwariowałeś, a wcale nie pracujesz w tym zawodzie.
To znowu ty?
Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze?
Cały czas mam cichą nadzieję, że w końcu się ode mnie odczepisz i dasz mi święty spokój.
Niedoczekanie.
Nie chciałbyś może wybrać się na jakieś wakacje?
W sumie to mógłbym.
Idealnie by było, gdybyś się wybrał na drugą stronę kuli ziemskiej.
W porządku. Tylko zamiast kuli ziemskiej, wybiorę się na drugą stronę twojego umysłu. Hehe.
Nie śmieszne...
- No daj posmakować. Chociaż odrobinę, odrobinkę, odrobineczkę - prosił mnie żarłok.
- Dostaniesz swoją porcję jak już skończę, a teraz lepiej poszukaj trzech talerzy i wyjmij na nie makaron. Ja już kończę - poinformowałem go.
W czasie, gdy głodomor nakładał makaron na naczynia, ja ostatni raz przemieszałem drewnianą łyżką sos i wyłączyłem ogień. Sięgnąłem po jedno z nakryć i nałożyłem resztę składników. Tak samo postąpiłem z kolejnymi dwoma.
- Bierz, to twoje. Smacznego - odezwałem się do Horana i podałem mu jeden z talerzy. Rzecz jasna ten, na którym znajdowała się największa porcja. Jednak znając Niallera, to i tak będzie za mało, a dokładka będzie potrzebna w stu procentach.
- A ty nie jesz? - zapytał, bo widział, że opuszczałem kuchnię z posiłkiem w reku.
- Zaraz wrócę i zjem z tobą. Idę tylko zanieść to Emily - odparłem i ruszyłem do pokoju siostry Liama.

***Emily***

Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt dwa. Nienawidzę Zayna. Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt trzy. Strasznie go nienawidzę. Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt cztery. Ugh, jak ja go nie znoszę. Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt pięć. Nie cierpię. Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt sześć. Jak on mnie wkurza. Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt siedem. Nie wytrzymam tu z nim. Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt osiem. Mam go dosyć. Trzy tysiące pięćset osiemdziesiąt dziewięć. Nigdy więcej się do niego nie odezwę. Trzy tysiące pięćset dziewięćdziesiąt. Nawet na niego spojrzę. Trzy tysiące pięćset dziewięćdziesiąt jeden. Totalna ignoracja. Trzy tysiące pięćset dziewięćdziesiąt d...
Kogo tu znowu niesie?!
Przekręcanie zamka i skrzypienie tych cholernych drzwi powoli zaczynało stawać się najgorszym i najbardziej znienawidzonym przeze mnie odgłosem.
Gdy wrota rozwarły się wystarczająco dużo, spostrzegłam, że "moje" skromne progi nawiedził nie kto inny jak Zayn wkurzający mnie swoim istnieniem Malik. No nie, znowu on...
- Cześć, dziecinko - odezwał się.
"Dziecinko"? Co to ma w ogóle być za tekst? Nie jestem już dzieckiem przecież. Niech się tak niewywyższa.
Zgodnie z danym sobie słowem, nie zaszczyciłam go ani jednym, pojedynczym spojrzeniem. On jednak nic sobie z tego nie zrobił i bez zbędnych ceregieli podszedł do mojego biurka, kładąc na nim jakieś naczynie.
- Przyniosłem ci obiadek. Mam nadzieję, że zrobione przeze mnie spaghetti ci zaskakuje, bo nie jestem jakimś wybitnym kucharzem - zaśmiał się cichutko pod nosem i był to najbardziej uroczy dźwięk, jaki słyszałam w ostatnim czasie. Emily, nawet o tym nie myśl! A już w ogóle to nie zwracaj uwagi na jego umięśnione... Dość!
A wracając... Jak ja kocham spaghetti! Co prawda miałam go ignorować, ale to jedzenie pachniało tak smakowicie, że musiałam się skusić. Grzechem byłoby pozwolenie na zmarnowanie się takich pyszności. Po prostu nie będę się do niego odzywać i na niego patrzeć. Tyle wystarczy.
- Słyszałaś, co powiedziałem? - dopytał Zee, jakby trochę zmartwiony. Nie ze mną te numery. Świetnie wiem, że to nie prawda.
Przeszłam obok niego z pełną obojętnością wymalowaną na twarzy i przysiadłam na obrotowym krześle wysuniętym pod mebel, na którym czekał na mnie obiadek.
- Emily, wszystko okej? Czemu się do mnie nie odzywasz? - Zrobił pauzę, oczekując jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. - Powiedz coś.
Nagle Malik gwałtownie obrócił mnie w swoją stronę. Przez to nasze twarze dzieliło jedynie kilka centymetrów. Jedynie kilka centymetrów, a zetknęlibyśmy się wargami.
- Domyślam się, że nie chcesz, abym sprawdzał czy posiadasz język. Jadnak jeśli nie odpowiesz mi w tym momencie, to będę do tego zmuszony - powiedział ściszonym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Jego oddech owiał moją skórę, wywołując gęsią skórkę i jakieś dziwne uczucie, a niespotykane ciepło rozlało się po moim ciele.
- Dziękuję za posiłek - wychrypiałam tak cicho, że nawet nie byłam do końca pewna, czy to usłyszał.
- Nie ma za co, ale nie o to mi chodziło.
- A o co? - dopytałam.
To na tyle z mojego postanowienia i nie paplania. Gratuluję, Emily...
- Chciałem, żebyś powiedziała co się stało. Nie próbuj nawet mówić, że nic, bo i tak ci nie uwierzę. Takie bajki to ty możesz odpowiadać dzieciom, ale nie mi. Zrozumiano?
Jedyne na co było mnie stać w tamtej chwili to kiwnięcie głową.
- Chyba powinienem sprawdzić, co z tym twoim językiem się dzieje.
- Nie ma takiej potrzeby - przerwałam mu odrobinę zbyt szybko.
- A więc zacznij go używać. To co się stało?
- Nie musisz tu ze mną siedzieć. Możesz spokojnie pójść do Niki. Ja się sama sobą zajmę - powiedziałam, udając, jakby mnie to nie interesowało. Jednak prawda była inna i we wnętrzu aż się we mnie gotowało. Tak naprawdę nie wiedziałam dlaczego.
- Chwila, chwila... Wróć. Mam pójść do kogo?
- No do Niki - powtórzyłem.
- Niby jakiej Niki? Nie znam nikogo takiego.
Jeszcze się wypiera? A to dupek!
Tak okłamywać Emily Payne? O nie! Tak się bawić nie będziemy.
- No tej, która do ciebie dzwoniła.
- Niby kiedy dzwoniła, co? - zadawał kolejne pytania.
Niech nie zgrywa Greka, bo wyraźnie widziałam na wyświetlaczu komórki imię "Nika".
- No wtedy, kiedy rozmawialiśmy. Pytałeś o moją przeszłość, ale nie odpowiedziałam, ponieważ przerwał nam twój dzwoniący telefon. Zupełnie przez przypadek zerknęłam na ekran, gdzie widniało takie imię - wytłumaczyłam, rumieniąc się lekko.
Myślałam, że Zayn zacznie na mnie krzyczeć za naruszanie jego prywatności, lecz nic takiego nie miało miejsca. Nawet w snach nie przewidziałabym, że mężczyzna zacznie się śmiać w niebogłosy. Przez dobre, parę minut za nic nie potrafił się uspokoić, a ja patrzyłam na niego jak na jakiegoś wariata, który chyba właśnie urwał się z choinki.
- Co cię tak śmieszy?
- Bo to nie żadna Nika, tylko Niall! - Ogarnęła nim jeszcze większa głupawka niż przedtem.
Wyciągnął z kieszeni spodni swojego srajfona i pokazał mi listę kontaktów. Ostatnią osobą, z jaką rozmawiał był... Rzeczywiście Niall. I w ciągu dzisiejszego dnia nie kontaktował się z nikim, kto nazywa się Nika.
Upsik...

———————————————————

Witam, wszystkich! :)
Nadal coś Nas mało... :(
Kolejny rozdział z serii "krótkie i beznadziejne", ale jest. Ocenę pozostawię Wam.
Prawda o naszej tajemniczej Nice wyszła na jaw. Jak Wam się podoba taki obrót sprawy?
W najbliższym rozdziale mam zamiar trochę bliżej przyjrzeć się Waszej ulubionej parce. ;)
Staram się nadrabiać u Was zaległości, a jeśli jeszcze tego nie zrobiłam, to spodziewajcie się mnie w ten weekend.
Kto się cieszy z powodu nadchodzących wakacji?
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Następny za tydzień w piątek. 
Życzę wszystkim miłego tygodnia i zdania do następnej klasy lub zaliczenia wszystkiego na studiach! 
Buziaki💋

sobota, 2 czerwca 2018

Rozdział 17

***Emily***

- Siadaj, musimy chyba szczerze porozmawiać...
Pff, no na pewno. Sam ze sobą sobie porozmawiaj, a nie będziesz mi tu dupę truł. - Na całe szczęście powiedziałam to do siebie w myślach, a nie na głos. Chyba wyszłoby lekko dziwnie, gdyby było inaczej. W ostatnim czasie mam coś niewyparzony język i zaczęłam dosyć często mówić, a to zły znak. Odzywam się, nie uciekam od wszystkich... Zdecydowanie coś dziwnego się ze mną dzieje, a sama nie jestem do końca pewna czy podoba mi się to, czy też nie. Jedno wiem na sto procent - zachodzi we mnie zmiana, a ja nie mogę tego zatrzymać.
- O czym? - Ledwo z siebie wydusiłam.
Serio, Emily? Serio? Jeszcze przed chwilą taka mocna w gębie, a teraz co? Mowę odebrało? Bierz się w garść, dziewczyno, a nie jakieś pitu pitu. Takie pierdu pierdu babci sranie to ty sobie co najwyżej w dupę możesz wsadzić.
Chociaż z drugiej strony może to jednak lepiej. Nakrzyczałby tylko na mnie i tyle bym miała z tego mojego gwiazdorzenia. Gdzie ja, taka dziewczyna z psychiatryka, miałabym się mierzyć z Wielkim Bogiem wszystkich fanek One Direction. Przystojny Zayn Malik kontra gówno? Chyba każdy świetnie zna odpowiedź.
Moment... Czy ja przed chwilą powiedziałam, że Zee jest przystojny? Ten pobyt tutaj nie za bardzo mi sprzyja. Zaczynam już nawet powoli bredzić!
- O tym, co się tu stało albo raczej o tym, co mogło się tu stać. - Konkretniej, panie Malik, konkretniej. - Chciałaś popełnić samobójstwo... - Mówiąc to, przyciszył głos tak, jakby bał się to przyznać.
Trochę zbyt konkretnie...
A ja co na to? A ja po prostu milczałam, bo tak naprawdę nic innego nie przychodziło mi do głowy.
- Nie prawda - próbowałam choć odrobinkę się ratować, lecz dobrze wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji.
- Czy ty myślisz, że ja jestem głupi? - Tak. Zdecydowanie tak. - Nie znoszę kłamstw, więc proszę, byś tego nie robiła. Wyraziłem się wystarczająco jasno?
- T-tak - wydukałam.
Ostatnie pytanie wypowiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, przez co lekko się przestraszyłam. Natychmiast rzuciłam się, a raczej moje nogi, do ucieczki. Niestety moje plany zostały pokrzyżowane przez szerokie ramiona, które złapały mnie mocno w pasie i przyciągnęły do klatki piersiowej. Swoją drogą, do dobrze zbudowanej i umięśnionej klatki... Jezu, czy ja właśnie myślę o mięśniach Zayna? Emily, co jest z tobą nie tak?
- Nie uciekaj od problemów, tylko je rozwiązuj. W ten sposób nigdy się nie uwolnisz od dręczącej ciebie przeszłości.
- Nie rozumiem cię... - Czy ja to właśnie powiedziałam na głos? Cholera! Naucz się siedzieć cicho tak, jak kiedyś. I tak nikogo nie obchodzi, co masz do powiedzenia, więc zamilknij.
- A co we mnie jest takiego niezrozumiałego? - zapytał.
Nie odzywaj się, Emily. Najzwyczajniej to przemilcz i sobie pójdzie. Po prostu nie otwieraj buzi.
- Przecież wiem, że mnie nie lubisz. Od zawsze to widziałam. Nawet się z tym za bardzo nie kryłeś. Więc niby dlaczego teraz się mną przejmujesz? Bo jestem siostrą twojego najlepszego przyjaciela i tak wypada? Bo jest ci mnie szkoda i... Nie, z pewnością nie. To już by wymagało jakichkolwiek uczuć z twojej strony, więc odpada. Posłuchaj, ja nie chcę z tobą gadać, ty nie chcesz ze mną gadać, dlatego pójdźmy sobie na rękę i nie gadajmy. Każdy pójdzie w swoim kierunku. Ja zostanę sama ze swoim beznadziejnym i zniszczonym życiem, a ty powrócisz do bycia Twardym Zaynem Malikiem.
No i wybuchłam...
- Wow, po raz pierwszy wygłosiłaś jakąś spójną wypowiedź, która zawierała więcej niż jedno słowo. Jestem z ciebie dumny, Emily. - Czy on się do mnie uśmiechnął? On się właśnie do mnie uśmiechnął. Nie, nie, nie. On nie mógł tego zrobić. Nie do mnie. - A teraz wracając do tematu... - Zrobił pauzę. - Twoje życie wcale nie jest beznadziejne. Masz po prostu spierdoloną przeszłość, w której trwasz. Musisz ją zostawić za sobą i zacząć stawiać czoła lękom. Inaczej nigdy nie odnajdziesz szczęścia, które stoi za rogiem i może być na skinienie twojego palca. Tylko nic nie przychodzi samo, a ty musisz o nie zawalczyć.
Nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że Zayn może powiedzieć coś tak mądrego i prawdziwego. Może źle go oceniam?
- Nic się już nie da zrobić - wybełkotałam tak cicho, że nie byłam pewna, czy w ogóle to usłyszał.
- Da się, tylko musisz tego chcieć. Z tego powodu zabraliśmy cię z psychiatryka.
- Z jakiego? - spytałam, spoglądając na jego twarz.
Dopiero, gdy podniosłam głowę, zdałam sobie sprawę z tego, że od pewnego czasu z oczu wypływają mi cienkie strużki łez, które zatrzymują się na czarnej koszulce Zayna. Kuźwa...
- Przepraszam - dodałam, spuszczając spowrotem wzrok.
- Nic się nie stało. Zabraliśmy cię, żeby dać ci szansę na lepsze życie. Jest jednak warunek: ty sama musisz chcieć tej zmiany.
- Ja chcę, ale... Boję się. - Czy ja właśnie zdradziłam mu jak się czuję? Powinnam poprosić kogoś o zakup kłódki. Może wtedy przestałabym mówić.
- Nie masz czego. Teraz nie jesteś sama. Wszyscy tutaj chcemy ci pomóc.
- Ale ty mnie nie lubisz... - wyszeptałam. Dlaczego ja znowu otworzyłam gębę?
- To nie tak - westchnął i przeczesał dłonią włosy, drugą ręką cały czas mnie obejmując. - Rzeczywiście kiedyś za tobą nie przepadałem, ale teraz... Jest jakoś inaczej. Sam nie wiem co, ale wiem, że coś. - Tak jakby trochę masło maślane... - To nie jest najważniejsze. Aby uwolnić się od przeszłości, musisz ją z siebie wyrzucić. Rozumiem, że stało się coś strasznego, ale jeżeli nie dowiem się co to takiego, nic nie zdziałam.
To jest ten moment. Ten moment, w którym powinnam wyjawić moją tajemnicę. Jednak wahałam się i nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. W końcu co mi to da? Co się stało, to się nie odstanie, a mulat na pewno nie jest tym szczerze zainteresowany.
- Zaufaj mi - wyszeptał wprost do mojego ucha i spoglądnął mi prosto w oczy.
Mocniej przyciągnął mnie do swojego ciała, opierając własne czoło o moje. Jego bliskość trochę mnie przerażała, lecz wcale nie chciałam jej przerwać. Biło od niego jakieś dziwne ciepło, które na swój sposób mnie uspokajało. Moją twarz owiał miętowy z lekką nutką dymu papierosowego oddech Malika. Zazwyczaj nie znosiłam ludzi, którzy palą, a w szczególności niosącego się od nich zapachu, ale dla Zazzy mogłabym zrobić wyjątek.
- Zaufaj mi - powtórzył jeszcze ciszej.
- Bo ja zostałam z...
Przerwał mi dźwięk dzwoniącego telefonu Zayna. Naprawdę? Naprawdę? Ktoś ma niezłe wyczucie.
Malik spojrzał na mnie przepraszająco, po czym odsunął się ode mnie. Cały czar prysł jak bańka mydlana.
Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni komórkę i przyłożył ją do ucha.
- Co jest? - Słuchał przez chwilę rozmówcy po czym ciągnął dalej. - No dobra, to już biegnę. Zaraz będę.
Moim oczom mignęło zdjęcie ładnej blondynki o podpisie... Nika?
Co to za dziewczyna dzwoni do Zayna?
- Muszę teraz iść, ale obiecuję, że dokończymy tę rozmowę.
Szybkim krokiem opuściła "moje" królestwo, zostawiając mnie z jednym pytaniem: Kim jest Nika?

***Harry***

Zatrzymałem samochód, przekręciłem kluczyk, wyjmując go ze stacyjki i wyszedłem z maszyny. Na progu jednorodzinnego domu czekała już na mnie Gemma.* Bez zastanowienia zbiegła po kilku stopniach i rzuciła mi się w ramiona.
- Nawet nie wiesz, jak się stęskniłam, braciszku - wymruczała mi w szyję.
- Ja też, ale teraz zostanę tutaj na calutkie dwa tygodnie.
Od razu ode mnie odskoczyła i wyszczerzyła jak głupia.
- To zabierz szybko swoje bagaże i przyjdź do salonu. Poopowiadasz mi co u ciebie i chłopaków.
Prędko wróciłem się do auta i wyjąłem torby z bagażnika. Pospiesznie zaniosłem wszystko do zajmowanego przeze mnie w dzieciństwie pokoju i zszedłem na parter do salonu.
- Już jestem - zawołałem do siostry.
- A ja przyniosłam sok i ciasteczka.
Weszła do pomieszczenia z pełną tacą, z której zabrałem jedną szklankę napoju i kilka ciastek orzechowych.
- To mów jak życie - zacząłem.
- O, nie, nie, nie. Najpierw ty. Jak to jest mieć wolne? - zaśmiała się. No tak, za często nie zdarza się nam dostawać wakacje od wytwórni.
- Fajne uczucie. W końcu nigdzie nie trzeba się spieszyć i można trochę odpocząć od fanów. Uwielbiam ich wszystkich, ale czasem dają porządnie w kość.
- No dobra... A co tam u Zayna? - Nagle zmieniła temat, strasznie się ożywiając, co było do niej niepodobne.
- Em... No dobrze. Zerwał z Gigi niedaw...
- Co? Zerwał z Gigi? - Podskoczyła na fotelu, niebywale uradowana.
Czy tylko mi się wydaje, że coś tu jest nie tak? Ja też się cieszę z rozstania tej wkurzające parki, ale bez przesady.
- No zerwał. W końcu przejrzał na oczy, bo dowiedział się, że go okradała - wyjaśniłem zdawkowo. Mimo wszystko to sprawy mojego przyjaciela i nie powinienem ich rozgłaszać na około. Gemma zna się z Malikiem, ale to i tak...
- Okradała? - Ze zdziwienia aż rozwarła szeroko usta, a jej szczęka wylądowała na podłodze. - Czyli Zayn teraz jest wolny?
- No tak... - Nie rozumiałem, dlaczego to pytanie było dla niej takie ważne, ale w końcu to dziewczyna. Ja kobiet nigdy nie zrozumiem.
- A właśnie! Zapomniałam ci przekazać. Mama musiała wyjść pomóc sąsiadce w opiece nad dzieckiem. Wróci za kilka godzin.
- No to mamy trochę czasu dla siebie.
Dalej pogrążyliśmy się w miłej, rodzinnej pogawędce. Niby nic wielkiego, ale znaczyło więcej niż ktokolwiek, by pomyślał. Brakowało mi rodziny...

* Gemma Styles - siostra Harry'ego Stylesa

———————————————————

Witajcie, kochani! :)
Oddaję w Wasze ręce nowy rozdział. Nawet dosyć mi się podoba, więc nie będę się nad nim rozwodzić.
Jest niesprawdzony, więc mogą pojawić się jakieś maleńkie błędy. Postaram się je jednak później poprawić.
Przepraszam za wszelkie opóźnienia, ale naprawdę w najbliższym czasie wszystko powinno się unormować i będę regularna. Widzimy się jutro pod Waszymi rozdziałami. ;)
Coś nas tu ostatnio mniej, więc poproszę wszystkich czytających o łapeczkę w górę.
Uznałam niedawno, że trochę zapomniałam o całej reszcie, a skupiłam się głównie na Zaynie i Emily, dlatego w tym rozdziale postanowiłam się zająć Harrym.
Co myślicie o Nice? Kto to może być?
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Następny za tydzień w piątek i ani dnia dłużej.
Trzymajcie się!💋

Rozdział 24

***Zayn*** Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umy...