***Emily***
Graliście kiedyś sami w łapki? Nie? Ale dlaczego? Świetna zabawa, mówię wam. A już w ogóle opowiadanie sobie samemu żartów. Dawno się tak nie uśmiałam. Woaaah, karuzela śmiechu! Zabawa na całego! Może jeszcze rozkręce imprezkę? I uwaga... 3.. 2.. 1.. podpieramy sufit! Kogo ja oszukuje...
Moją żałosną próbę zabicia czasu przerwały jakieś dziwne odgłosy dochodzące zza drzwi. Po chwili zamek w drzwiach został przekluczony i wrota lekko się rozwarły.
- Oto i ona. - usłyszałam kobiecy głos wydobywający się za ścianą.
Dziwne - pomyślałam. Przecież dopiero dostałam leki. Nie możliwe, żeby ten czas tak szybko zleciał. Może jedzenie? Niee, to jeszcze nie ta pora. A może za długo już tu siedzę i naprawdę zaczynam świrować?
Siedziałam i gapiłam się na sufit, wsłuchując się w coraz głośniejsze kroki stawiane na kafelkach. Nie chciałam patrzeć na drzwi, bo mało mnie interesowało kto i czego ode mnie chce. Niech sobie nie myślą, że mnie obchodzą.
- Emily? - wydobył się męski głos. Skądś go znam... Tylko skąd? Już słyszałam ten głos. Bałam się spojrzeć, więc uparcie wpatrywałam się w ten sam punkt. - Ej, słyszysz mnie? Emily, to ty?
Kiedy po raz kolejny usłyszałam ten głos, świetnie wiedziałam do kogo należy. Byłam tego pewna. Jeden z najważniejszych dla mnie dźwięków, oczywiście kiedyś. To Liam...
Postanowiłam się przemóc i spojrzeć na mojego gościa. Gdy uniosłam wzrok okazało się, że to nie jest jeden gość, a dwóch. Napotkałam oczy, te ciepłe oczy, które widziałam przez całe dzieciństwo, które należą do mojego braciszka. Zanim stał jakiś mężczyzna, ale był trochę ukryty, więc nie mogłam się domyślić kto to.
- Jezu, Emily! - Mój brat zaczął do mnie podchodzić i natychmiastowo mnie to otrzeźwiło. To był taki kubełek zimnej wody, którą ktoś na mnie wylał. Zdałam sobie sprawę z tego, że w jednym pomieszczeniu razem ze mną jest dwóch mężczyzn. No właśnie... Mężczyźni... Płeć przeciwna... Ci co gwałcą... Gwałcą! Rzuciłam się w ucieczkę do najbardziej oddalonego kąta w tym pomieszczeniu. Postanowiłam rzucić jeszcze jedno spojrzenie w kierunku przybyłych, ale ich już tam nie było. Widziałam tylko JEGO, zbliżającego się do mnie krok po kroku z tym chytrym uśmieszkiem. Tuż za nim szli jego koledzy z dokładnie takimi samymi wyrazami twarzy. Podszedł do mnie i próbował mnie dotknąć, więc zaczęłam krzyczeć i szarpać się. On jednak zacieśniał uścisk na moim nadgarstku, po czym usiadł na mnie okrakiem. Szamotałam się coraz mocniej i mocniej, żeby wyrwać się z jego uścisku.
- Puść mnie! Zostaw! Nie chcę! - zaczęłam wykrzykiwać tak głośno jak tylko mogłam. Widziałam tylko ten chytry uśmieszek na jego ustach i czułam palce powoli wślizgujące się pod cienki materiał mojej bluzki. Wiłam się i wrzeszczałam w niebogłosy. Nie byłam już w izolatce, byłam w lesie. Nie z moim bratem tylko z nimi. Dotyk bolał i wręcz palił moją skórę, gdy przemierzał ją swoją obleśną ręką. Aż nagle poczułam krótkie ukłucie w ramię i jak za machnięciem magicznej różdżki wszystko zniknęło. Pojawiła się tylko ciemność, która mnie w całości pochłonęła.
- Jezu, Emily!
Nie mogłem uwierzyć, że to ona. Strasznie się zmieniła od momentu, w którym widziałem ją po raz ostatni. Bardzo schudła i zmizerniała. Pojawiły się u niej wystające żebra i uwydatniły obojczyki. Zawsze była radosną dziewczyną, a teraz wygląda jak czterdzieści kilo nieszczęścia. Mocno skołtunione i przetłuszczone włosy, zapadnięte policzki i podkrążone oczy. W sumie to mógłbym nawet powiedzieć, że to nie ona. Poznałem ją tylko dzięki tym błękitnym oczom. Głęboki, morski odcień tęczówek błyszczący przez cały czas. To jej wizytówka, znak rozpoznawczy, tylko i wyłącznie jej.
Dziewczyna przez chwilę na mnie patrzyła, aż nagle wstała z łóżka i biegiem przemieściła się w kąt. Zaczęła krzyczeć, wierzgać nogami i ciągnąć się za włosy. Próbowałem do niej podejść i ją uspokoić, lecz dało to odwrotny skutek. Sprawiło to, że wrzeszczała jeszcze głośniej i okładała powietrze pięściami. Jej początkowo cichy płacz przerodził się w histerię, a ja nie wiedziałem co się stało. Nie miałem pojęcia, dlaczego zareagowała na mnie w taki sposób.
- Lepiej nie podchodź do niej. To nic nie da, może zrobić się jeszcze gorzej. - usłyszałem Zayna tuż za moimi plecami.
- Pewnie masz rację. Chyba powinniśmy kogoś zawołać, żeby ją uspokoili.
- Pójdę po tą babkę, co nas tu wpuściła.
Mój przyjaciel opuścił pomieszczenie, a ja obserwowałem poczynania mojej siostry. Wyglądała na potwornie przerażoną, ale miałem wrażenie, że nie z mojego powodu. To znaczy z mojego, ale... Sam nie wiem. Nie uciekała przede mną, raczej przed... No właśnie. Przed kim? Może ma jakieś urojenia? Nie panikowała od pierwszego momentu, w którym na mnie spojrzała. Mój wewnętrzny monolog przerwało przyjście czarnowłosej, która bez zbędnych ceregieli wbiła igłę i wpuściła do żył płyn ze strzykawki. Ciało dziewczyny powoli, bezwładnie opadało na podłogę.
- Co było w tej strzykawce? - zapytał Zayn.
- Lek usypiający. Będzie spała przez najbliższe pięć godzin, więc możecie już stąd iść, bo nic tu po was. - Miałem wrażenie, że chce się nas stąd pozbyć, jednak mało mnie to obchodziło. To czego byłem przed chwilą świadkiem było przerażające. Muszę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
- Ma pani rację. Chodź, idziemy Liam. - zadecydował za nas Zayn.
- Nigdzie nie pójdę dopóki nie dowiem się o co tu chodzi. Dlaczego moja siostra tu jest? Dlaczego tak na nas zareagowała? Kiedy stąd wyjdzie? Jak mogę jej pomóc? A co mo...
- Nie wiemy! - przerwała mi. - Jej matka przywiozła ją do nas półtora miesiąca temu, ponieważ do nikogo się nie odzywała i kiedy tylko widziała jakiegoś mężczyznę, wpadała w panikę tak jak przed chwilą. Nie chce brać leków, nie je i z nikim nie rozmawia. Nie wiemy jak można jej pomóc.
- Liam, naprawdę nic tu po nas. Wróćmy do domu i tam pomyślimy co dalej. - Poczułem dłoń Zayna na moich plecach. Pokiwałem głową i ruszyłem za nim do drzwi. Przebyliśmy drogę do auta, jak i do domu w zupełnej ciszy. Słychać było tylko jak samochód gładko sunął po asfalcie. W przeciągu dwudziestu minut przybyliśmy do celu. Przekroczyliśmy próg, a wszelkie rozmowy ucichły i zapadła grobowa cisza. Chłopacy siedzieli w salonie wyczekując jakichkolwiek wyjaśnień na temat naszego zniknięcia. Nie można im się dziwić, bo przecież nie było nas szmat czasu.
- Powiecie w końcu o co chodzi i co tu się do cholery dzieje? Zostawiliście nas samych na ponad godzinę! Wyszliście sobie bez żadnych wyjaśnień. Fajnie, że wysłaliście przynajmniej tego pieprzonego sms-a - wybuchł Niall.
- Spokojnie, już w... - próbowałem wytłumaczyć.
- Spokojnie? Poszliście sobie gdzieś, a my tu siedzimy jak debile!
- Harry uderzył pięścią w stół, a jego twarz lekko się zaczerwieniła od gniewu.
- Przepraszam... Po prostu nie wiedziałem co robić. W sumie to nadal nie wiem - zacząłem mówić.
- No my też nie wiemy co robić, a wiesz dlaczego? A dlatego, ż...
- Przymknij się już, Harry! Liam teraz potrzebuje wsparcia od nas, a nie krzyku. Nie widzisz, że jest w kiepskim nastroju? - Już myślałem, że Zayn go pobije, ale na szczęście skończyło się tylko na tym.
- Może damy w końcu coś powiedzieć Liamowi? - dołączył się Niall.
- Okej... Chodzi tu o moją siostrę. Bo ona... Ona... Ona jest... No onn... Ee.. ona jes
- No wysłów się wreszcie! - ponaglił mnie zirytowany Harry.
- Jest w psychiatryku!
Zapadła cisza. Głucha, ciągnąca się w nieskończoność cisza.
- O kurde... Liam, stary... Przepraszam, nie wiedziałem. To dlatego się z nią nie zobaczymy? Ale to gdzie wy.. wy byliście? - jąkał się Harry.
- Pojechaliśmy ją szukać. Tutaj jest tylko jedno takie miejsce, więc odnalezienie jej nie było trudne.
- Czyli spotkaliście się z nią? - dopytał Louis.
- Tak... - Od razu przypomniałem sobie zachowanie siostry, to jak bardzo była przerażona. Ten widok był dla mnie bolesny, ponieważ to moja malutka siostrzyczka, przy której mnie nie było.
Moją żałosną próbę zabicia czasu przerwały jakieś dziwne odgłosy dochodzące zza drzwi. Po chwili zamek w drzwiach został przekluczony i wrota lekko się rozwarły.
- Oto i ona. - usłyszałam kobiecy głos wydobywający się za ścianą.
Dziwne - pomyślałam. Przecież dopiero dostałam leki. Nie możliwe, żeby ten czas tak szybko zleciał. Może jedzenie? Niee, to jeszcze nie ta pora. A może za długo już tu siedzę i naprawdę zaczynam świrować?
Siedziałam i gapiłam się na sufit, wsłuchując się w coraz głośniejsze kroki stawiane na kafelkach. Nie chciałam patrzeć na drzwi, bo mało mnie interesowało kto i czego ode mnie chce. Niech sobie nie myślą, że mnie obchodzą.
- Emily? - wydobył się męski głos. Skądś go znam... Tylko skąd? Już słyszałam ten głos. Bałam się spojrzeć, więc uparcie wpatrywałam się w ten sam punkt. - Ej, słyszysz mnie? Emily, to ty?
Kiedy po raz kolejny usłyszałam ten głos, świetnie wiedziałam do kogo należy. Byłam tego pewna. Jeden z najważniejszych dla mnie dźwięków, oczywiście kiedyś. To Liam...
Postanowiłam się przemóc i spojrzeć na mojego gościa. Gdy uniosłam wzrok okazało się, że to nie jest jeden gość, a dwóch. Napotkałam oczy, te ciepłe oczy, które widziałam przez całe dzieciństwo, które należą do mojego braciszka. Zanim stał jakiś mężczyzna, ale był trochę ukryty, więc nie mogłam się domyślić kto to.
- Jezu, Emily! - Mój brat zaczął do mnie podchodzić i natychmiastowo mnie to otrzeźwiło. To był taki kubełek zimnej wody, którą ktoś na mnie wylał. Zdałam sobie sprawę z tego, że w jednym pomieszczeniu razem ze mną jest dwóch mężczyzn. No właśnie... Mężczyźni... Płeć przeciwna... Ci co gwałcą... Gwałcą! Rzuciłam się w ucieczkę do najbardziej oddalonego kąta w tym pomieszczeniu. Postanowiłam rzucić jeszcze jedno spojrzenie w kierunku przybyłych, ale ich już tam nie było. Widziałam tylko JEGO, zbliżającego się do mnie krok po kroku z tym chytrym uśmieszkiem. Tuż za nim szli jego koledzy z dokładnie takimi samymi wyrazami twarzy. Podszedł do mnie i próbował mnie dotknąć, więc zaczęłam krzyczeć i szarpać się. On jednak zacieśniał uścisk na moim nadgarstku, po czym usiadł na mnie okrakiem. Szamotałam się coraz mocniej i mocniej, żeby wyrwać się z jego uścisku.
- Puść mnie! Zostaw! Nie chcę! - zaczęłam wykrzykiwać tak głośno jak tylko mogłam. Widziałam tylko ten chytry uśmieszek na jego ustach i czułam palce powoli wślizgujące się pod cienki materiał mojej bluzki. Wiłam się i wrzeszczałam w niebogłosy. Nie byłam już w izolatce, byłam w lesie. Nie z moim bratem tylko z nimi. Dotyk bolał i wręcz palił moją skórę, gdy przemierzał ją swoją obleśną ręką. Aż nagle poczułam krótkie ukłucie w ramię i jak za machnięciem magicznej różdżki wszystko zniknęło. Pojawiła się tylko ciemność, która mnie w całości pochłonęła.
***Liam***
- Jezu, Emily!
Nie mogłem uwierzyć, że to ona. Strasznie się zmieniła od momentu, w którym widziałem ją po raz ostatni. Bardzo schudła i zmizerniała. Pojawiły się u niej wystające żebra i uwydatniły obojczyki. Zawsze była radosną dziewczyną, a teraz wygląda jak czterdzieści kilo nieszczęścia. Mocno skołtunione i przetłuszczone włosy, zapadnięte policzki i podkrążone oczy. W sumie to mógłbym nawet powiedzieć, że to nie ona. Poznałem ją tylko dzięki tym błękitnym oczom. Głęboki, morski odcień tęczówek błyszczący przez cały czas. To jej wizytówka, znak rozpoznawczy, tylko i wyłącznie jej.
Dziewczyna przez chwilę na mnie patrzyła, aż nagle wstała z łóżka i biegiem przemieściła się w kąt. Zaczęła krzyczeć, wierzgać nogami i ciągnąć się za włosy. Próbowałem do niej podejść i ją uspokoić, lecz dało to odwrotny skutek. Sprawiło to, że wrzeszczała jeszcze głośniej i okładała powietrze pięściami. Jej początkowo cichy płacz przerodził się w histerię, a ja nie wiedziałem co się stało. Nie miałem pojęcia, dlaczego zareagowała na mnie w taki sposób.
- Lepiej nie podchodź do niej. To nic nie da, może zrobić się jeszcze gorzej. - usłyszałem Zayna tuż za moimi plecami.
- Pewnie masz rację. Chyba powinniśmy kogoś zawołać, żeby ją uspokoili.
- Pójdę po tą babkę, co nas tu wpuściła.
Mój przyjaciel opuścił pomieszczenie, a ja obserwowałem poczynania mojej siostry. Wyglądała na potwornie przerażoną, ale miałem wrażenie, że nie z mojego powodu. To znaczy z mojego, ale... Sam nie wiem. Nie uciekała przede mną, raczej przed... No właśnie. Przed kim? Może ma jakieś urojenia? Nie panikowała od pierwszego momentu, w którym na mnie spojrzała. Mój wewnętrzny monolog przerwało przyjście czarnowłosej, która bez zbędnych ceregieli wbiła igłę i wpuściła do żył płyn ze strzykawki. Ciało dziewczyny powoli, bezwładnie opadało na podłogę.
- Co było w tej strzykawce? - zapytał Zayn.
- Lek usypiający. Będzie spała przez najbliższe pięć godzin, więc możecie już stąd iść, bo nic tu po was. - Miałem wrażenie, że chce się nas stąd pozbyć, jednak mało mnie to obchodziło. To czego byłem przed chwilą świadkiem było przerażające. Muszę się dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
- Ma pani rację. Chodź, idziemy Liam. - zadecydował za nas Zayn.
- Nigdzie nie pójdę dopóki nie dowiem się o co tu chodzi. Dlaczego moja siostra tu jest? Dlaczego tak na nas zareagowała? Kiedy stąd wyjdzie? Jak mogę jej pomóc? A co mo...
- Nie wiemy! - przerwała mi. - Jej matka przywiozła ją do nas półtora miesiąca temu, ponieważ do nikogo się nie odzywała i kiedy tylko widziała jakiegoś mężczyznę, wpadała w panikę tak jak przed chwilą. Nie chce brać leków, nie je i z nikim nie rozmawia. Nie wiemy jak można jej pomóc.
- Liam, naprawdę nic tu po nas. Wróćmy do domu i tam pomyślimy co dalej. - Poczułem dłoń Zayna na moich plecach. Pokiwałem głową i ruszyłem za nim do drzwi. Przebyliśmy drogę do auta, jak i do domu w zupełnej ciszy. Słychać było tylko jak samochód gładko sunął po asfalcie. W przeciągu dwudziestu minut przybyliśmy do celu. Przekroczyliśmy próg, a wszelkie rozmowy ucichły i zapadła grobowa cisza. Chłopacy siedzieli w salonie wyczekując jakichkolwiek wyjaśnień na temat naszego zniknięcia. Nie można im się dziwić, bo przecież nie było nas szmat czasu.
- Powiecie w końcu o co chodzi i co tu się do cholery dzieje? Zostawiliście nas samych na ponad godzinę! Wyszliście sobie bez żadnych wyjaśnień. Fajnie, że wysłaliście przynajmniej tego pieprzonego sms-a - wybuchł Niall.
- Spokojnie, już w... - próbowałem wytłumaczyć.
- Spokojnie? Poszliście sobie gdzieś, a my tu siedzimy jak debile!
- Harry uderzył pięścią w stół, a jego twarz lekko się zaczerwieniła od gniewu.
- Przepraszam... Po prostu nie wiedziałem co robić. W sumie to nadal nie wiem - zacząłem mówić.
- No my też nie wiemy co robić, a wiesz dlaczego? A dlatego, ż...
- Przymknij się już, Harry! Liam teraz potrzebuje wsparcia od nas, a nie krzyku. Nie widzisz, że jest w kiepskim nastroju? - Już myślałem, że Zayn go pobije, ale na szczęście skończyło się tylko na tym.
- Może damy w końcu coś powiedzieć Liamowi? - dołączył się Niall.
- Okej... Chodzi tu o moją siostrę. Bo ona... Ona... Ona jest... No onn... Ee.. ona jes
- No wysłów się wreszcie! - ponaglił mnie zirytowany Harry.
- Jest w psychiatryku!
Zapadła cisza. Głucha, ciągnąca się w nieskończoność cisza.
- O kurde... Liam, stary... Przepraszam, nie wiedziałem. To dlatego się z nią nie zobaczymy? Ale to gdzie wy.. wy byliście? - jąkał się Harry.
- Pojechaliśmy ją szukać. Tutaj jest tylko jedno takie miejsce, więc odnalezienie jej nie było trudne.
- Czyli spotkaliście się z nią? - dopytał Louis.
- Tak... - Od razu przypomniałem sobie zachowanie siostry, to jak bardzo była przerażona. Ten widok był dla mnie bolesny, ponieważ to moja malutka siostrzyczka, przy której mnie nie było.
- I...? Jak było? - zainteresował się Niall.
- Źle? Przygnębiająco? Przerażająco? Ugh, nawet nie wiem jak to określić. Kiedy zobaczyła mnie i Zayna, uciekła do kąta i zaczęła krzyczeć, płakać, totalna histeria. Im bliżej podchodziłem i chciałem ją uspokoić tym gorzej było. - zrobiłem krótką przerwę. - Wiecie co jest najgorsze? Byłem tam, ale nadal kompletnie nic nie wiem. Nie wiem dlaczego tam jest, dlaczego tak zareagowała, co się wydarzyło kiedy mnie nie było. Na dodatek Emily do nikogo się nie odzywa. Co ja mam zrobić, chłopaki?
Już sam nie wiem, który to raz dzisiejszego dnia, kiedy stoimy tacy osłupiali. Ten wyjazd miał wyglądać zupełnie inaczej. Chciałem odbudować więzi z rodziną, poznać nowego partnera mamy i spędzić fajne chwile wśród najbliższych. Tymczasem zdążyłem pokłócić się z rodzicielką, odwiedzić psychiatryk i mam spinę z chłopakami.
- Myślicie, że pobyt w psychiatryku jej pomaga? - Louis podrapał się po głowie.
- Po tym co widziałem? Nie wydaje mi się - odpowiedział Zayn po chwili namyślenia. - Jest tam półtora miesiąca i nie widać żadnej poprawy. To znaczy nie wiem jak było wcześniej, ale gorzej już chyba być nie mogło.
Chciał chyba jeszcze coś dodać, ale usłyszeliśmy skrzypienie schodów. Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem moją matkę stojącą na najniższym schodku. Stała tak chwilę i przyglądała mi się. Próbowała z mojej twarzy wyczytać czy nadal jestem na nią zły, czy jestem gotowy na ponowną rozmowę. W końcu ruszyła w stronę stołu, przy którym siedzieliśmy. Powoli podnosiła obydwie nogi jedna za drugą, mozolnie przesuwając nimi po panelach, jakby na siłę chciała odwlec konfrontację ze mną.
- Liam, ja...
- Nie tłumacz się. - Ton mojego głosu wyszedł zbyt szorstki, nie tak jak chciałem.
- Synku, proszę. Porozmawiajmy.
- Już porozmawialiśmy.
- Ale nic nie wyjaśniliśmy. Mo..
- Ja myślałem, że nie chcesz nic wyjaśniać. Powiedzieć o tym, że moja siostra jest w psychiatryku też nie chciałaś - drugie zdanie bardziej zaakcentowałem, wyszczególniając niektóre słowa.
- I chcę cię teraz przeprosić. Głupio mi, wybacz mi, syneczku.
- I dobrze, że ci głupio. Jak mogłaś w ogóle coś takiego powiedzieć? Przecież to twoja córka!
- No i niestety coś mi się ta córka nie udała. Ty wyrosłeś na takiego porządnego, przystojnego chłopca i masz taki talent, robisz karierę. Nawet nie wiesz jaka jestem z ciebie dumna!
- Jak? Powiedz mi jak?
- Ale co jak? - Widać było, że była lekko zdezorientowana i nie wiedziała co mam na myśli.
- Jak możesz mówić takie rzeczy o niej? Nie gryzą cię żadne wyrzuty sumienia ani nic? Emily nie jest w niczym ode mnie gorsza! - cedziłem przez zęby każde słowo z takim jadem, że Karen aż dostała lekkich dreszczy i dostała gęsiej skórki.
- Nie kłóćcie się, proszę! - wstąpił między nas Zayn.
- Zayn ma rację. Powinniśmy chyba teraz wszyscy razem pomyśleć co dalej - wciął Harry.
- To może zrobię herbatę dla każdego? - zaproponowała blondynka.
- A ma pani jakieś marchewki? - mentalnie klepnąłem się otwartą dłonią w czoło, kiedy to pytanie opuściło usta Louisa.
- Louis, to chyba nie jest odpowiedni moment. - Zayn chyba miał takie same odczucia.
- Zawsze jest odpowiedni moment, żeby coś zjeść!
- A Niallerek jak zawsze o jedzeniu - zażartował Zayn. - Chociaż myślę, że nie jest to taki zły pomysł. Niall z pustym brzuchem raczej nic nie wymyśli.
- Trafna uwaga, Zayn - przyznał mu blondynek.
- Zmęczeni też nic nie wymyślicie. Może prześpijcie się, a ja coś upichcę.
- Co ona ci takiego zrobiła, mamo? Im bardziej będziemy to odkładać, tym dłużej Emily będzie się męczyła. - Aż we mnie wrzało. Poczułem na barkach czyjąś dłoń. Okazało się, że należy ona do Zayna.
- Liam, a może twoja mama ma rację? Wszyscy jesteśmy zmęczeni i głodni. Prześpimy się, zjemy i wspólnie wymyślimy co robić.
- No dobra... Niech będzie. - Nie podobał mi się ten pomysł, ale rzeczywiście poczułem się trochę senny. Było pięciu na jednego, więc i tak bym nie wygrał.
- To idźcie na górę, a ja upiekę szarlotkę i...
- I pieczeń! - wyrwał się łakomczuch.
- I pieczeń - dokończyła kobieta.
- Pójdę po nasze torby - oznajmił Louis i zabrał kluczyki z ręki właściciela.
Każdy rozszedł się w swoją stronę. Wszedłem schodami na piętro i skręciłem w prawo, wchodząc do pierwszego pomieszczenia - mojego pokoju. Nic się tam nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Niebieskie ściany i dywan w tym samym kolorze. Drewniane biurko z krzesłem, a obok niego szafa i niewielka biblioteczka. Przy równoległej ścianie ustawiono jednoosobowe łóżko, które teraz było idealnie zaścielone, a na ostatniej ścianie wisiały stare plakaty i okno z firanką. Bez zastanowienia wyjąłem swoją starą piżamę, przebrałem się w nią i położyłem spać.
Co się dzieje z Emily? Nikt nie wie co tak naprawdę się wydarzyło, nic nie mówi i jej reakcja na mnie i Zayna. Albo raczej na mnie. Wydawało mi się, że nawet nie zwróciła na niego uwagi. Dlaczego wpadła w taką histerię? Mam jakieś dziwne przeczucie, że to wcale nie na mój widok się tak przeraziła. Spokojnie na mnie patrzyła, głęboko w oczy i nagle... Nagle wpadła w szał. Tak jakby miała omamy. A może to ja mam omamy, może sobie to wmawiam? Sam już nie wiem. Co było powodem, że przestała mówić i zaczęła się tak zachowywać? Tylko na mnie tak zareagowała? Babka z recepcji nie mówiła nic o takich napadach. Moja mama też o tym nie wspominała. Chyba, że mówiąc "świrowała", miała na myśli takie ataki furii. Będę musiał ją o to potem zapytać. Tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. A skoro Emily nie mówi to raczej tak szybko ich nie zdobędę. Zasnąłem z jedną myślą: Co mam zrobić?
Obudziło mnie delikatne skrzypienie drzwi. Zamrugałem i powoli zacząłem podnosić powieki. Nie wiedziałem gdzie jestem, a wokół mnie była tylko ciemność. Nagle wszystko do mnie powróciło. Emily. Psychiatryk. Atak furii.
- Wszyscy się już obudzili i czekamy na ciebie w salonie. - usłyszałem Harrego za plecami.
- Okej, już idę.
Mój przyjaciel wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Pospiesznie przebrałem się w moje wcześniejsze ubrania i pobiegłem do salonu. Okazało się, że rzeczywiście wszyscy już tam siedzieli, a na stole porozkładane były półmiski z ziemniakami, pieczenią i surówką. Nałożyłem sobie sporą porcję i w spokoju zjedliśmy. Gdy wszystko zostało spałaszowane, nadeszła oczekiwana przeze mnie chwila.
- Co zrobimy z Emily?
- Myślę, że powinna zostać w psychiatryku. Ma tam profesjonalną opiekę i ludzie tam wiedzą jak się nią zająć - powiedziała moja matka.
- Nie jestem co do tego pewien. Emily jest tam bardzo długo, a nie ma żadnych rezultatów - dodał Zayn.
- Popieram Zayna. Powinniśmy ją stamtąd zabrać. Pobyt tam nic nie daje, a kto wie? Może nawet pogarsza. - Przewinął mi się przez myśl widok mojej wychudzonej siostry i stwierdziłem, że zdecydowanie pogarsza.
- Jak nie tam to gdzie? - Louis wyjął mi to z ust.
- Nie znam innego miejsca - powiedziała Karen.
- To może... - urwał Niall.
- To może co? - wszyscy zgodnym chórem zapytaliśmy.
- To może weźmiemy ją ze sobą do Londynu?
- Źle? Przygnębiająco? Przerażająco? Ugh, nawet nie wiem jak to określić. Kiedy zobaczyła mnie i Zayna, uciekła do kąta i zaczęła krzyczeć, płakać, totalna histeria. Im bliżej podchodziłem i chciałem ją uspokoić tym gorzej było. - zrobiłem krótką przerwę. - Wiecie co jest najgorsze? Byłem tam, ale nadal kompletnie nic nie wiem. Nie wiem dlaczego tam jest, dlaczego tak zareagowała, co się wydarzyło kiedy mnie nie było. Na dodatek Emily do nikogo się nie odzywa. Co ja mam zrobić, chłopaki?
Już sam nie wiem, który to raz dzisiejszego dnia, kiedy stoimy tacy osłupiali. Ten wyjazd miał wyglądać zupełnie inaczej. Chciałem odbudować więzi z rodziną, poznać nowego partnera mamy i spędzić fajne chwile wśród najbliższych. Tymczasem zdążyłem pokłócić się z rodzicielką, odwiedzić psychiatryk i mam spinę z chłopakami.
- Myślicie, że pobyt w psychiatryku jej pomaga? - Louis podrapał się po głowie.
- Po tym co widziałem? Nie wydaje mi się - odpowiedział Zayn po chwili namyślenia. - Jest tam półtora miesiąca i nie widać żadnej poprawy. To znaczy nie wiem jak było wcześniej, ale gorzej już chyba być nie mogło.
Chciał chyba jeszcze coś dodać, ale usłyszeliśmy skrzypienie schodów. Spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem moją matkę stojącą na najniższym schodku. Stała tak chwilę i przyglądała mi się. Próbowała z mojej twarzy wyczytać czy nadal jestem na nią zły, czy jestem gotowy na ponowną rozmowę. W końcu ruszyła w stronę stołu, przy którym siedzieliśmy. Powoli podnosiła obydwie nogi jedna za drugą, mozolnie przesuwając nimi po panelach, jakby na siłę chciała odwlec konfrontację ze mną.
- Liam, ja...
- Nie tłumacz się. - Ton mojego głosu wyszedł zbyt szorstki, nie tak jak chciałem.
- Synku, proszę. Porozmawiajmy.
- Już porozmawialiśmy.
- Ale nic nie wyjaśniliśmy. Mo..
- Ja myślałem, że nie chcesz nic wyjaśniać. Powiedzieć o tym, że moja siostra jest w psychiatryku też nie chciałaś - drugie zdanie bardziej zaakcentowałem, wyszczególniając niektóre słowa.
- I chcę cię teraz przeprosić. Głupio mi, wybacz mi, syneczku.
- I dobrze, że ci głupio. Jak mogłaś w ogóle coś takiego powiedzieć? Przecież to twoja córka!
- No i niestety coś mi się ta córka nie udała. Ty wyrosłeś na takiego porządnego, przystojnego chłopca i masz taki talent, robisz karierę. Nawet nie wiesz jaka jestem z ciebie dumna!
- Jak? Powiedz mi jak?
- Ale co jak? - Widać było, że była lekko zdezorientowana i nie wiedziała co mam na myśli.
- Jak możesz mówić takie rzeczy o niej? Nie gryzą cię żadne wyrzuty sumienia ani nic? Emily nie jest w niczym ode mnie gorsza! - cedziłem przez zęby każde słowo z takim jadem, że Karen aż dostała lekkich dreszczy i dostała gęsiej skórki.
- Nie kłóćcie się, proszę! - wstąpił między nas Zayn.
- Zayn ma rację. Powinniśmy chyba teraz wszyscy razem pomyśleć co dalej - wciął Harry.
- To może zrobię herbatę dla każdego? - zaproponowała blondynka.
- A ma pani jakieś marchewki? - mentalnie klepnąłem się otwartą dłonią w czoło, kiedy to pytanie opuściło usta Louisa.
- Louis, to chyba nie jest odpowiedni moment. - Zayn chyba miał takie same odczucia.
- Zawsze jest odpowiedni moment, żeby coś zjeść!
- A Niallerek jak zawsze o jedzeniu - zażartował Zayn. - Chociaż myślę, że nie jest to taki zły pomysł. Niall z pustym brzuchem raczej nic nie wymyśli.
- Trafna uwaga, Zayn - przyznał mu blondynek.
- Zmęczeni też nic nie wymyślicie. Może prześpijcie się, a ja coś upichcę.
- Co ona ci takiego zrobiła, mamo? Im bardziej będziemy to odkładać, tym dłużej Emily będzie się męczyła. - Aż we mnie wrzało. Poczułem na barkach czyjąś dłoń. Okazało się, że należy ona do Zayna.
- Liam, a może twoja mama ma rację? Wszyscy jesteśmy zmęczeni i głodni. Prześpimy się, zjemy i wspólnie wymyślimy co robić.
- No dobra... Niech będzie. - Nie podobał mi się ten pomysł, ale rzeczywiście poczułem się trochę senny. Było pięciu na jednego, więc i tak bym nie wygrał.
- To idźcie na górę, a ja upiekę szarlotkę i...
- I pieczeń! - wyrwał się łakomczuch.
- I pieczeń - dokończyła kobieta.
- Pójdę po nasze torby - oznajmił Louis i zabrał kluczyki z ręki właściciela.
Każdy rozszedł się w swoją stronę. Wszedłem schodami na piętro i skręciłem w prawo, wchodząc do pierwszego pomieszczenia - mojego pokoju. Nic się tam nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Niebieskie ściany i dywan w tym samym kolorze. Drewniane biurko z krzesłem, a obok niego szafa i niewielka biblioteczka. Przy równoległej ścianie ustawiono jednoosobowe łóżko, które teraz było idealnie zaścielone, a na ostatniej ścianie wisiały stare plakaty i okno z firanką. Bez zastanowienia wyjąłem swoją starą piżamę, przebrałem się w nią i położyłem spać.
Co się dzieje z Emily? Nikt nie wie co tak naprawdę się wydarzyło, nic nie mówi i jej reakcja na mnie i Zayna. Albo raczej na mnie. Wydawało mi się, że nawet nie zwróciła na niego uwagi. Dlaczego wpadła w taką histerię? Mam jakieś dziwne przeczucie, że to wcale nie na mój widok się tak przeraziła. Spokojnie na mnie patrzyła, głęboko w oczy i nagle... Nagle wpadła w szał. Tak jakby miała omamy. A może to ja mam omamy, może sobie to wmawiam? Sam już nie wiem. Co było powodem, że przestała mówić i zaczęła się tak zachowywać? Tylko na mnie tak zareagowała? Babka z recepcji nie mówiła nic o takich napadach. Moja mama też o tym nie wspominała. Chyba, że mówiąc "świrowała", miała na myśli takie ataki furii. Będę musiał ją o to potem zapytać. Tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. A skoro Emily nie mówi to raczej tak szybko ich nie zdobędę. Zasnąłem z jedną myślą: Co mam zrobić?
~*~
Obudziło mnie delikatne skrzypienie drzwi. Zamrugałem i powoli zacząłem podnosić powieki. Nie wiedziałem gdzie jestem, a wokół mnie była tylko ciemność. Nagle wszystko do mnie powróciło. Emily. Psychiatryk. Atak furii.
- Wszyscy się już obudzili i czekamy na ciebie w salonie. - usłyszałem Harrego za plecami.
- Okej, już idę.
Mój przyjaciel wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Pospiesznie przebrałem się w moje wcześniejsze ubrania i pobiegłem do salonu. Okazało się, że rzeczywiście wszyscy już tam siedzieli, a na stole porozkładane były półmiski z ziemniakami, pieczenią i surówką. Nałożyłem sobie sporą porcję i w spokoju zjedliśmy. Gdy wszystko zostało spałaszowane, nadeszła oczekiwana przeze mnie chwila.
- Co zrobimy z Emily?
- Myślę, że powinna zostać w psychiatryku. Ma tam profesjonalną opiekę i ludzie tam wiedzą jak się nią zająć - powiedziała moja matka.
- Nie jestem co do tego pewien. Emily jest tam bardzo długo, a nie ma żadnych rezultatów - dodał Zayn.
- Popieram Zayna. Powinniśmy ją stamtąd zabrać. Pobyt tam nic nie daje, a kto wie? Może nawet pogarsza. - Przewinął mi się przez myśl widok mojej wychudzonej siostry i stwierdziłem, że zdecydowanie pogarsza.
- Jak nie tam to gdzie? - Louis wyjął mi to z ust.
- Nie znam innego miejsca - powiedziała Karen.
- To może... - urwał Niall.
- To może co? - wszyscy zgodnym chórem zapytaliśmy.
- To może weźmiemy ją ze sobą do Londynu?
———————————————————
Witajcie, moi drodzy! :)
Bardzo dziękuję za komentarze. To dla mnie ogromna motywacja. :D
Zaskoczeni reakcją Emily? Jak myślicie, zabiorą ją do Londynu czy zostawią w psychiatryku? Co waszym zdaniem byłoby dla niej lepsze? Czekam na wasze opinie i przemyślenia!
Przykro mi, Sabina, ale często będę was maltretować zakończeniami w najbardziej nieodpowiednim momencie. ;)
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad.
Do napisania w przyszły piątek! ;*
Bardzo dziękuję za komentarze. To dla mnie ogromna motywacja. :D
Zaskoczeni reakcją Emily? Jak myślicie, zabiorą ją do Londynu czy zostawią w psychiatryku? Co waszym zdaniem byłoby dla niej lepsze? Czekam na wasze opinie i przemyślenia!
Przykro mi, Sabina, ale często będę was maltretować zakończeniami w najbardziej nieodpowiednim momencie. ;)
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad.
Do napisania w przyszły piątek! ;*
No nareszczcie wstawiłaś rozdział nr 4 ;) Nawet nie masz mojęcia jak bardzo na niego czekałam ;) Z jednej strony jestem zaskoczona reakcją Emily, a z drugiej strony nie do końca. W końcu przeżyła ogromną traumę :( Co do pytania nr 2. to myślę, że ją zabiorą. Chociaż nie wiem. Jak mogłaś skończyć rozdział w takim momencie????!!!! A tak serio, rozdział jest megaaa super!! Chociaż mógł być dłuższy ;) Podoba mi się to przejście akcji z zabawnego początku, do mrożącego krew w żyłach opisu gwałtu. Z każdym kolejnym słowem wciągałam się coraz bardziej i bardziej i bardziej i bym tak mogła czytać do rana, bo tak doskonale trzyma w napięciu ;) Z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej i już nie mogę do czekać się następnego! :) Buziaki :* i Pozdrawiam 😉😍💜
OdpowiedzUsuńNo hej :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest dłuższy niż poprzednie i powiem, że coraz lepiej Ci idzie to pisanie :) Zazdroszczę pomysłu. Mnie jakoś wena opuściła i moje opowiadanie na razie stoi w miejscu.
Ta reakcja Emily była dość przerażająca. Nie widziała brata jakieś półtora miesiąca i w ogóle go nie pamięta... Musiała doświadczyć strasznych rzeczy zanim tam trafiła. Czyżby gwałt? Jest z nią naprawdę źle, ale po takim czymś to zrozumiałe. Ciekawe, co dalej. Ten pobyt w szpitalu na pewno jej nie pomoże. Mam nadzieję, że chłopaki ją zabiorą i wszystko się jakoś ułoży.
"Zawsze jest odpowiedni moment, żeby coś zjeść!" Heh rozwaliło mnie to :D
Biedna Emily. To, co ją spotkało, jest tak bardzo traumatyczne, że nie jest w stanie znieść obecności żadnego mężczyzny. Nawet własnego brata. Na pewno pobyt w tym szpitalu jej nie pomoże. Oni tam w ogóle nie zastanawiają się nad przyczyną jej stanu. Próbują ją tylko faszerować lekami. Jej potrzebna jest terapia i opieka bliskich. Dlatego zdecydowanie powinni ją stamtąd zabrać.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Liam ma wsparcie swoich przyjaciół. Ta cała sytuacja jest na pewno, także dla niego bardzo trudna.
Za to Karen, wciąż nie widzi. Jal źle postępuje. Jej kompletnie nie interesuje los córki, z którą z każdym dniem jest niestety gorzej.
Oby ktoś w końcu znalazł sposób na pomoc Emily. Inaczej dziewczyna naprawdę w końcu zwariuje. 😣
Życzę dużo weny i chęci do pisania. 😀
Do następnego! 😊
Zabiorą! Zabiorą!
OdpowiedzUsuńTak mi szkoda Emily:(
Oni muszą jej pomóc!
Czekam na next!
Buziaki ;*
Karen dosypała im środki nasenne do herbaty, dlatego poszli spać bez woli walki. Pewnie dodała też coś do ciasta i pieczeni, by byli jej podporządkowani... TO WSZYSTKO WINA KAREN! (dobra, ogarniam się)
OdpowiedzUsuńMotywuję cię, eee, Emilyy i mam nadzieję, że to ci pomaga... xd
jejku, biedna tyle przeszła, nawet nie umiem dobie tego wyobrazić... a ich matka, bez urazy, ale jest idiotką. możliwe, ze jeśli by z nią pogadała, dała jej trochę matczynego ciepła i miłości, to wszystko by jej powiedziała i obyłoby się bez psychiatryka...
OdpowiedzUsuńbędę komentować albo pod niektórymi rozdziałami, albo przy ostatnim, gdy będę już na bieżąco ❤️