piątek, 9 marca 2018

Rozdział 5

***Zayn***

- To może weźmiemy ją ze sobą do Londynu?
Co? Zamurowało mnie.
Mamy zabrać ją do Londynu? Skąd mu w ogóle to przyszło do głowy? Owszem, trzeba jej jakoś pomóc, bo przecież to siostra Liama. Nie zostawię przyjaciela, wiem jakie to dla niego ważne, ale nie mam zamiaru zabierać ją ze sobą do Londynu. Może jeszcze miałbym ją tam niańczyć? Mam tam swoją dziewczynę, a Gigi i tak już narzeka, że spędzam z nią za mało czasu. Ciągle nagrywamy w studiu, mamy wywiady albo wyjeżdżamy w trasy. Kto miałby się nią tam opiekować? A poza tym jak może z nami mieszkać skoro nie mówi i reaguje histerią na sam nasz widok? Co za różnica czy będzie siedziała sama w izolatce, czy w swoim pokoju w Londynie? Jedynie ona miałaby wyższe standardy życiowe, a my większe wydatki. Wiem, że nie powinienem tak mówić, ale jakoś nigdy nie przepadałem za Emily. Nie to, że ją nienawidziłem czy coś, ale po prostu nie polubiłem jej zbytnio. Jest młodsza o kilka lat i zawsze była dość irytująca - taka idealna i spokojna. Denerwowała mnie ta jej cnotliwość i podporządkowywanie pod wszystkich, brakowało w niej jakiegokolwiek życia. Podczas spotkania w psychiatryku jednak nie widziałem żadnej z tych cech, więc trzeba jej pomóc, żeby wróciła do denerwującej wersji siebie. Psychiatryk wydaje się nie najlepszym miejscem, ale napewno nie zabiorę tej małej smarkuli do Londynu!
- Jak miałoby to wyglądać? - przerwał ciszę Harry. O, nie, nie. Nawet o tym nie myśl!
- No mamy jeden wolny pokój, co nie? - z każdym słowem mówił coraz wolniej i bardziej wyciszał głos. - Możnaby przerobić go na sypialnię i...
- Chciałoby się wam nią zajmować? Przecież ona ześwirowała! - wtrąciła się Karen. Dziękuję ci Boże! Niech im wybije ten pomysł z głowy. To siostra Liama - usłyszałem karcący głos w mojej głowie, jednak co on tam może wiedzieć. To ja będę musiał ją znosić, nie on!
- Ja zawsze uwielbiałem Emily, więc czemu nie...? - odpowiedział nieśmiało blondyn.
- O, tak, malutka była świetna. A wiecie co jest najważniejsze? Ona też kocha marchewki! - Louis od razu się ożywił i aż podskoczył na kanapie.
- Ha! I co? To nie tylko ja gadam o jedzeniu. Widzicie, widzicie? - żarłok również powrócił do życia.
- A teraz co niby zrobiłeś? - postanowiłem, że jak trochę pociągnę ten temat to może wszyscy zapomną o tej propozycji.
- Oj, tam. Oj, tam.
- Dobra, może powróćmy do tematu mojej siostry?
- Ach, tak. Trzeba pomyśleć i znaleźć dla niej najlepsze rozwiązanie - próbowałem jak najdalej odciągnąć ich od tamtej części rozmowy.
- Znaleźć najlepsze rozwiązanie? Przecież już je znaleźliśmy. - naprawdę Harry? Naprawdę? Ty też przeciwko mnie?
- No i super! Trzeba dograć już tylko szczegóły, zabrać Emily i sprawić, żeby znowu była sobą. - Gdyby tylko to co powiedział Louis było takie łatwe... Niestety nie jest.
- Ale... - zawahał się trochę Liam - jesteście pewni? To nie będzie łatwe. Ona jest w strasznym stanie.
- I jak wy jej niby chcecie pomóc? Przecież ona się was boi. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję pani.
- Przecież trzeba stawiać czoła lękom - podtrzymywał się swojego zdania Niall.
- Boi się mężczyzn, tak? - zaczął Harry.
- A jakie ma znaczenie to kogo się boi? Ważne, że tak jest.
- Eleanor i Danielle są dziewczynami, więc może uda się im dotrzeć do Emily. - No ciekawe jak on to sobie wyobraża.
- A jak ją niby przewieziecie? Hę? - Trzymaj tak dalej, Karen! To ważne dla Liama. Zrób to dla niego. To twój przyjaciel - znowu ten wkurzający głosik. Wiem, że to mój przyjaciel, ale nie ma nawet takiej mowy, żebym zgodził się na ten głupi plan. Sam jesteś głupi. Siedź cicho!
- No chyba samolotem, nie? - Tyle to chyba każdy wie Lou...
- No tak, samolotem. No, ale skoro reaguje na was histerią to jak chcecie ją zmusić do wspólnego lotu?
- Można podać jej leki usypiające - zaproponował Li. - Obudzi się dopiero w swoim nowym pokoju. A tam pójdą do niej Eleanor i Danielle. To może się udać! Tylko... zrobilibyście to dla mnie? Moja siostra może być dla was ciężarem.
- Jakim ciężarem? Od zawsze wszyscy uwielbialiśmy twoją siostrzyczkę - zaznaczył Hazza. Kto uwielbiał, ten uwielbiał.
- No jasne! To mój mały króliczek! - pan marchewka oczywiście nie mógł być dłużny.
- No, więc mamy postanowione. Teraz trzeba ją tylko stamtąd zabrać i gotowe.
- Muszę was zasmucić, chłopcy, ale to nie jest takie proste jak wam się wydaje.
- No jak to nie? Oczywiście, że proste. - Przykro mi Niallerku, ale zrobię wszystko, żeby nie było proste. A co z Liamem? Oj, przecież nie chodzi o Liama, tylko o jego siostrę. No właśnie. Siostrę Liama. Kurde...
- Niestety, muszę przyznać mojej mamie rację. A ty co myślisz, Zayn? Od jakiegoś czasu siedzisz taki zamyślony.
- Wiem, przepraszam. Po prostu zastanawiam się, co będzie najlepsze dla Emily. - Albo dla mnie.
- I co wymyśliłeś?
- Wymyśliłem, że... - Zrób to dla Liama. Echh, niech będzie. - Że musimy jak najszybciej zabrać ją z psychiatryka i jechać z nią do Londynu. Najlepiej zrobić to dziś, od razu. Nie ma sensu tracić czasu.
- Naprawdę? Ale.. ale..
- Nie ma żadnego "ale". Wszyscy jesteśmy jedną, wielką rodziną i musimy się wspierać.
- Tak! - krzyknęli razem wszyscy chłopacy, wstając ze swoich miejsc. Postanowiłem uczynić to samo i całą grupą podeszliśmy, żeby go przytulić. Kobieta jedynie na nas fuknęła i wyszła z pomieszczenia.
- Dzięki, chłopaki. To teraz idę zadzwonić do Paula.*
- A ja do Eleanor. Powiem, żeby razem z Danielle przygotowały pokój. - Obydwoje wyszli, a ja postanowiłem zanieść wszystkie torby spowrotem do samochodu.
Wszedłem na górę, zabrałem kilka toreb i ruszyłem w kierunku pojazdu. W salonie zatrzymał mnie Harry i Niall.
- Pomóc ci, stary?
- Weźmiecie resztę?
- Jasne, już bierzemy.
- A ty, Louis?
- A ja tu posiedzę i popilnuję kanapy na wypadek, gdyby chciała uciec.
Parsknąłem śmiechem na jego odpowiedź i wznowiłem swoje plany zaniesienia pakunków. Załadowaliśmy wszystko do bagażnika i wróciliśmy do mieszkania. Li właśnie opuszczał kuchnię, a w ręce niósł duży worek.
- Spakowałem trochę jedzenia, które zostało, bo za półtorej godziny będziemy mieli podstawiony nasz samolot na pas startowy. Do tego czasu musimy zdążyć zabrać Emily i ją tam dowieźć - odpowiedział na moje niezadane pytanie.
- No to chodźmy! - Louis zerwał się ze swojego miejsca i zmierzał do wyjścia.
- A co z kanapą? - zapytałem, a na moje usta wdarł się chytry uśmieszek.
- Jak to co z nią? - Był wyraźnie zdezorientowany.
- No jak nie będziesz jej pilnował to ucieknie. - Cały zespół zaczął się śmiać, tylko biedny Payne nie był wtajemniczony.
- Lepiej nie pytaj. A teraz chodźmy po Emily! - starałem się, żeby mój głos był entuzjastyczny, ale nie do końca mi to wyszło.
- Zaczekajcie, chciałbym się jeszcze pożegnać z mamą. - O wilku mowa. Do pomieszczenia weszła Karen.
- Jak to? Już jedziecie? Synku, nie zdążyłeś poznać Billa.
- Muszę zająć się Emily.
- Ale ona ześwirowała! Lepiej jej będzie w psychiatryku. Chcecie sobie robić dodatkowy kłopot? - Ja nie chce. To dla Liama. Wiem, wiem, przecież ją bierzemy.
- Tak, chcemy, proszę pani - odezwałem się.
- Chciałem, żeby ten pobyt wyglądał inaczej, mamo, ale to ty go zepsułaś. Nie wiem kiedy teraz przyjadę, ale mam nadzieję, że do tego czasu trochę się opamiętasz. Do zobaczenia. - Podszedł do rodzicielki i lekko ją przytulił, po czym bez słowa odszedł. My również po kolei się pożegnaliśmy i poszliśmy śladami Liama, czekającego na nas w holu. Gdy już mieliśmy opuszczać dom, do naszych uszu dobiegł damski głos.
- I tak jej nie weźmiecie.
- A to niby dlaczego? - zapytał z mocno wyczuwalną irytacją loczek.
- Bo jej nie wypuszczą - Miałem ochotę zedrzeć z jej twarzy ten zwycięski uśmieszek, ale powstrzymałam się ze względu na to, że jest mamą mojego przyjaciela.
- A to niby dlaczego? - powtórzył.
- Tylko za moją zgodą mogą ją wypuścić.
- Więc niech pani im powie, że mają nam ją oddać, bo jak nie to zabiorę ją stamtąd siłą - cedziłem każde słowo oddzielnie. Okej, może nie lubiłem tej smarkuli i nie chciałem jej w Londynie, ale jak jej matka może się tak zachowywać? - Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?
- Ale to jest moja córka i ja o niej decyduję.
- A czy ona przypadkiem nie jest już pełnoletnia?
- Może i jest, ale nadal jest głupia.
- To już wiemy po kim to odziedziczyła. A teraz ma pani wyrazić zgodę albo zabiorę Emily siłą i gówno mi pani zrobi. To jak będzie?
- Macie, tu jest ta zgoda... - Podała mi gruby plik kartek. Po otwarciu zobaczyłem nagłówek "Zgoda na opuszczenie psychiatryka", dalej jakiś rządek liter, który mnie zbytnio nie interesował, a na samym końcu podpis "Karen Payne".
- Dobry wybór. A teraz idziemy, bo zostało niewiele czasu do wylotu. Do widzenia. - Może i byłem hipokrytą, bo też nie chciałem wywozić jej do stolicy, ale to nie oznaczało, że nie chciałem jej dobra.
Bez żadnego więcej słowa zwróciłem się w przeciwnym kierunku, a chwilę później usłyszałem za sobą kroki. Wsiedliśmy do pojazdu, wrzuciłem papiery do schowka i ruszyłem z piskiem opon. Po raz kolejny nie obchodziły mnie żadne światła ani przepisy. Uwielbiałem wysokie prędkości, zawsze mnie relaksowały i uspokajały - a właśnie teraz tego potrzebowałem.
- Zwolnij trochę. - Po słowach Liama spojrzałem na licznik, który pokazywał liczbę "145". Chyba rzeczywiście lekko przesadziłem, więc trochę zwolniłem. Niestety jednak tuż za mną zauważyłem migocące, niebieskie światła, odbijające się w lusterkach. Cholera!
- Mówiłem, żebyś zwolnił.
- Wiem, wiem. Odrobineczkę się wkurzyłem i chciałem jakoś wyładować złość.
- No to teraz będziesz mógł wyładować swoją złość opróżniając portfel z gotówki i płacąc mandat.
Zjechałem na pobocze, zatrzymując się zaraz za radiowozem. Z pojazdu wyszedł policjant, więc obniżyłem szybę w drzwiach, żebym mógł swobodnie z nim rozmawiać. Swobodna rozmowa z psiarnią? O czym ja w ogóle mówię?
- No, panie kierowco, gdzie się tak spieszymy?
- Do psychiatryka. - Gościa nieźle zamurowało. Nie wiedział, co wypada odpowiedzieć na takie oświadczenie.
- Jedziemy odebrać stamtąd moją siostrę - załagodził sprawę daddy. A szkoda, może gdyby trochę faceta zbajerować to uniknąłbym mandatu?
- Chcemy jak najszybciej zabrać bidulkę z tego miejsca. Strasznie się tam malutka męczy i jest w bardzo słabym stanie emocjonalnym. Rozumie pan, prawda?
- Ojej, oczywiście, że rozumiem. Moja kuzynka też kiedyś była w takim miejscu. To tylko pogorszyło jej stan, więc szybko wróciła do domu. Potworne placówki. To proszę jechać jak najszybciej do siostry. Niech ją pan ode mnie pozdrowi i życzy szybkiego powrotu do zdrowia. Tylko trochę wolniej. Miłego dnia!
- Dziękujemy i panu również życzymy miłego dnia. Do widzenia.
Zamknąłem okno i powoli włączyłem się do ruchu, żeby przypadkiem jednak nie kazał mi wrócić po jakiś głupi papierek. Jeszcze mi brakowało, żebym musiał jakieś kary płacić.
- Nieźle to sobie wymyśliłeś - odezwał się Louis.
- Ale teraz jedź już wolniej, dobra?
- Dobrze, daddy. Ile nam zostało do odlotu samolotu?
- Przez to, że jechałeś za szybko i złapała nas policja mamy mniej czasu.
- Przez to, że jechałem za szybko i złapała nas policja, jesteśmy prawie na miejscu. To ile zostało?
- Teoretycznie 40 minut.
- A praktycznie?
- Lecimy naszym samolotem, więc będą czekać tyle ile trzeba.
- A będzie tam jedzonko? - wtrącił Niall.
- I marchewki? - dodał Lou.
- Tak, wszystko będzie. Jak zawsze - odpowiedział Hazz.
Dalsza część drogi upłynęła bez rozmów. Po pięciu minutach byliśmy już na miejscu. Wyłączyłem silnik i prędko wysiedliśmy z auta. Podążyliśmy w znanym już mi kierunku i weszliśmy do środka. Towarzyszyło nam oczywiście skrzypienie, tak jak poprzednim razem.
- Kogo moje oczy widzą? Chłopcy z One Direction! Nie wiem po co chcecie się z nią spotykać, ale jeżeli reszta zespołu również da mi swoje autografy to wpuszczę was do niej na chwilę. Chociaż zapewne skończy się to furią - przywitała nas czarnowłosa.
- My tym razem w innej sprawie. Zabieramy Emily z tego cholerstwa.
- Przykro mi, ale nie możecie.
- A to niby dlaczego? - Nie marudź, tylko nam ją oddaj.
- Nie jesteście do tego upoważnieni.
- Momencik. - Wybiegłem z budynku na parking. Odnalazłem w schowku kartki, które dostałem od blondynki i je wyjąłem. Pośpiesznie zamknąłem wóz i powróciłem do reszty.
- Tyle wystarczy? - Podałem jej to co przyniosłem. Babka szybko zabrała dokumenty i zaczęła czytać. Śledziła tekst wzrokiem, a my tylko czekaliśmy na jej reakcję.
- Jeszcze pani dyrektor placówki musi to zobaczyć i wyrazić ostateczną zgodę czy dziewczyna nie zagraża życiu innych osób. Ale nie rozumiem... Po co chcecie ją zabrać?
- Chcemy i tyle. A teraz proszę nas w tym momencie zaprowadzić do szefowej.
- Ale ona...
- Teraz - próbowałem powiedzieć to w najbardziej poważny sposób, na jaki było mnie stać.
- Dobrze, proszę za mną.
Wyszła zza swojego biurka i machnięciem ręki kazała nam podążać za sobą. Minęliśmy miejsce, w którym ostatnio widzieliśmy się z Emily i na końcu korytarza skręciliśmy w lewo. Było tam kilkanaście tak samo wyglądających drzwi, powoli dostawałem oczopląsu. Piguła zapukała do jedynych drewnianych wrót, jakie można było tu znaleźć. Usłyszeliśmy stłumione "Proszę", więc przekroczyliśmy próg gabinetu.  - Dzień dobry - przywitał się grzecznie Liam.
- No, no dzień dobry. O co chodzi? - odpowiedziała raczej wrogo nastawiona do nas kobieta po 50-dziesiątce.
- Chciałbym zabrać z tego miejsca moją siostrę Emily Payne.
- Emily Payne? A to nie ta świruska, z którą nic się nie da zrobić? - zwróciła się do swojej pracownicy.
- Tak, to ona.
- Gdzie chcecie ją niby zabrać?
- To nie pani sprawa. Macie ją po prostu wypuścić, a reszta nie powinna nikogo obchodzić.
- Przecież ona wpadnie w histerię.
- Więc podacie jej leki usypiające. Takie, które będą działały kilka godzin. Rozumiemy się?
- Z tego co pamiętam, przyprowadziła ją do nas jej matka. Mogę młodą wypuścić tylko i wyłącznie za jej zgodą.
- A zgoda jest tu. - Wskazałem na papiery od Karen.
- Pokaż mi to. - Zabrała to, co przed chwilą jej pokazałem i dokładnie obejrzała.
- Wszystko wygląda w porządku, nie jest sfałszowane. Jeżeli chcecie sobie narobić kłopotów to bierzcie ją. Z nią i tak się już nic nie da zrobić. O jedną gębę do wyżywienia mniej.
- To gdyby była pani taka łaskawa i podała jej zastrzyk to bylibyśmy wdzięczni.
- Oczywiście, już się tym zajmuję.
- Bardzo dziękujemy - wciął się braciszek.
Już drugi raz przemierzaliśmy tę samą drogę. Poszliśmy do poczekalni, a szarooka wzięła fioletowe pudełko i wstąpiła do królestwa podobiecznej.

***Emily***

Dwanaście tysięcy trzysta sześćdziesiąt pięć. Dwanaście tysięcy trzysta sześćdziesiąt sześć. Dwanaście tysięcy trzysta sześćdziesiąt siedem. Nie ma to jak świetna zabawa! Mogliby chociaż przynieść mi tu jakieś karty to pograłabym sobie sama ze sobą. Kto wie.. może nawet bym wygrała? A teraz powrócę do mojego ostatnio ulubionego zajęcia. Na czym to ja skończyłam? A, tak! Dwanaście tysięcy trzysta sześćdziesiąt osiem. Dwanaście tysięcy trzysta sześćdziesiąt dziewi...
Kogo tu znowu niesie?! No to wracamy do rutyny. Brzdękniecie zamka, otwarcie się drzwi, stalowe spojrzenie i... chwila. A gdzie sztuczny uśmiech? Czy ona ma w ręce strzykawkę? Czyżby zmienili taktykę i zamiast proszenia się, żebym wzięła te gówna, sami będą mi je podawać? Nie zgadzam się! Niczym nikt nie będzie mnie faszerować! Zbliżała się coraz bardziej, a ja nie znałam żadnych jej zamiarów.
- No cóż, przyszła chwila naszego pożegnania, bo widzimy się po raz ostatni.
Co? Pożegnanie? Jakie pożegnanie? Po raz ostatni? Strzykawka? O co w tym wszystkim chodzi? Ona chce mnie zabić?! Z tego wszystkiego zapomniałam o obecności mojego gościa, a gdy chciałam zareagować, poczułam tylko bolesne ukłucie w ramię. Spojrzałam w te zimne tęczówki, które ostatnio były mi całkiem bliskie. Nigdy bym nie pomyślała, że będą ostatnią rzeczą, jaką zobaczę w moim beznadziejnym życiu.
- Żegnaj. - To ostatnie usłyszane przeze mnie słowo.
Zaczęłam słabnąć i spowijała mnie tylko ciemność. A dalej nie było już nic. To koniec.

***Liam***

- Śpi, możecie ją wziąć.
- Dziękujemy - powiedziałem i ruszyłem w kierunku miejsca pobytu mojej siostry. - Pójdę sam - uprzedziłem chłopaków, bo widziałem, że chcieli ruszyć za mną.
Gdy wszedłem zobaczyłem siostrę, a raczej jej obezwładnione ciało znajdujące się na łóżku. Zlustrowałem ją i nie mogłem odczytać wyrazu jej twarzy. Przebiegały przez nią różne, skrajne emocje. Z jednej strony widziałem przerażenie, zapewne nie spodziewała się czegoś takiego. Z drugiej jednak strony zauważyłem jakby... zadowolenie? Czyżby cieszyła się... no właśnie. Z czego? Może pomyślała, że chcą ją uśpić na zawsze i skrócą jej życie? Oby jednak tak nie było. Chcę, żeby Emily była taka jak dawniej, a nie wyglądała jak wrak człowieka.
Ostatni raz przebiegłem wzrokiem po jej zmizerniałym ciele i podszedłem do łóżka. Najpierw włożyłem rękę pod jej kolana, następnie na plecy i podniosłem przyciągając do swojej piersi. Była tak leciutka i krucha, że bałem się ją mocniej dotknąć, bo mógłbym ją zgnieść. Wróciłem do przyjaciół i nie zważając na nikogo, skierowałem się do auta Zayna. Zee otworzył przede mną przednie drzwi pasażera, żebym swobodnie usiadł na fotelu z siostrą w ramionach. Pomógł mi z zapięciem pasów i tak, jak każdy usadowił się na swoim miejscu. Natychmiast odpalił silnik i włączył się do ruchu. Nie zwracałem uwagi na spokojną rozmowę chłopaków. Jedyne co w tej chwili mnie interesowało to maleństwo, które trzymałem.
Jak ja mogłem pozwolić na coś takiego? Jak mogłem dopuścić, żeby moja mała... Moja mała, kochana siostrzyczka znalazła się w takim stanie?
- Jesteśmy. - Zee szturchnął mnie łokciem. Byliśmy już na pasie startowym, gdzie podstawiony był nasz prywatny samolot.
Wysiadłem i pospiesznie dostałem się do mojego nowego środka lokomocji. Wszystko robiłem mechanicznie w jakimś dziwnym amoku. Nie dochodziły do mnie żadne dźwięki, nie angażowałem się w rozmowy. Robiłem tylko to, co mi kazali. Nie zauważyłem, kiedy znalazłem się w naszym wspólnym domu w Londynie, kiedy ułożyłem Emily na łóżku w jej nowym pokoju, ani kiedy przeniosłem się na kanapę w salonie. Powróciłem do normalności dopiero w momencie, gdy Danielle przysiadła mi na kolanach i pocałowała delikatnie moje skronie.
- Cześć, skarbie. - Przytuliłem ją do siebie i westchnąłem.
- To był długi dzień, co nie? - zapytała Eleanor siedząca u Louisa w tej samej pozycji co Dan.
- Oj, tak. Chyba powinniśmy się przespać - odpowiedział Zayn.
- I coś zjeść - dodał żarłok.
- Niall! - Zaczęliśmy się z niego podśmiewywać.
- Jeżeli marchewki to chętnie - przerwał nam Lou.
- No nie, kolejny! Ej, ludzie, musimy się od nich odizolować, bo to chyba zaraźliwe jest. - Zayn udawał przerażenie, a ja parsknąłem śmiechem.
- A teraz idziemy spać. Dobranoc wszystkim - odezwałem się i łapiąc moją dziewczynę za rękę, zacząłem kroczyć do pokoju.
- Dobranoc! - odkrzyknęła reszta.
W mgnieniu oka umyłem się i przebrałem w spodnie od piżamy. Chwilę później wpakowałem się pod kołdrę, gdzie czekała już na mnie odświeżona Danielle. Objąłem ją ramionami, przyciągając do swojej klatki piersiowej i nie zajęło mi dużo czasu, aby odpłynąć. Zasnąłem z myślą, jak następnego dnia Emily zareaguje na taką zmianę...

* Paul Higgins - menadżer zespołu One Direction.

———————————————————

Witajcie! :)
Akcja zaczyna się rozwijać, więc mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam. Jestem bardzo ciekawa waszych opinii. Jak myślicie, jak zareaguje Emily na zmianę otoczenia? Zaakceptuje chłopaków? Uda się im pomóc wyciągnąć ją z tego bagna?
Którą z postaci lubicie najbardziej i dlaczego? Cały czas mnie to zastanawia.
Jeżeli przeczytałeś, zostaw po sobie jakiś ślad. To bardzo motywuje!
Następny rozdział za tydzień w piątek. :)
Do napisania! ;*

6 komentarzy:

  1. Oczywiście, że nie zanudziłaś, za to bardzo zaintrygowałaś ;) Emily po obudzeniu się w nowym otoczeniu będzie w wielkim szoku i będzie ciężko, ale w końcu uda im się wyciągnąć ją z tego bagna :) Oj kurcze, trudne pytanie... Hmm, każdą postać lubię :D Niall i Louis są bardzo zabawni :D Spodobał mi się monolog wewnętrzny Zeyna ;) I scena z policjantem też jest świetna. Generalnie rozdział jest meeega świetny, dłuższy od poprzedniego i lepszy technicznie ;) Ach, znowu kolejny tydzień czekania... :/ Ja już nie mogę się doczekać!!! <3 Buziaki ;* Pozdrawiam :) ;) <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wcale nie był nudny, z każdym kolejnym słowem coraz bardziej mnie interesowały wydarzenia w nim zawarte.
    Dobrze, że zabrali Emily z tego okropnego miejsca. Na szczęście Karen im nie przeszkodziła. Co z niej za okropna matka. 😯
    Dziewczyna na pewno będzie w szoku, gdy się obudzi. To dla niej ogromna zmiana. Oby tylko zareagowała na nią pozytywnie i udało jej się stopniowo wrócić do normalnego życia.
    Zdziwiła mnie za to postawa Zayna. Myślałam, że jest przychylniej nastawiony do Emily. Ale na szczęście w końcu zgodził się na zabranie jej do Londynu.
    Jak do tej pory najbardziej polubiłam brata Emily za to, że tak walczy o dobro swojej siostry
    i ją samą. Mimo, że znajduje się w fatalnym stanie, mam wrażenie że kiedyś była świetną dziewczyną i czekam na powrót właśnie tej wersji.
    Życzę Ci dużo weny i czekam na następny rozdział, bo zaczyna się robić coraz bardziej ciekawie. 😁😀😊

    OdpowiedzUsuń
  3. No co by tu napisać?
    Jak myślisz, podobało mi sie?
    No pewnie ze mi się podobało!! Było zajebiste!! ❤
    Strasznie ciekawi mnie reakcja Emi.
    Byłam w szoku na podejście Zayna do tej sprawy, cicho liczę na to, ze to on bedzie jej najbardziej pomagać ^^
    I Zee był taki kochany jak stanął w jej obronie!
    No Liaś jest z Dan, jeeeej! ❤
    Czekam 😍

    OdpowiedzUsuń
  4. No faktycznie, robi się ciekawie. Wybacz, miałam wpaść wczoraj, ale dopadło mnie choróbsko i nie mam na nic siły
    Ta scena z matką Liama była trochę ostra, ale dobrze że udało się chłopakom jakoś dostać tę zgodę. Myślę, że Emily długo bedzie w szoku, ale skoro juz ja zabrali to to musi się dobrze skończyć. Nie ma innej opcji :) Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, Zayn ma złote serduszko... w środku przegniłe przez robaki. To taki zły Bed Boj, który w godzinach szczytu jeździ po zatłoczonych ulicach miasta. Pewnie po chodniku jeździ.
    Louis to Mistrz Życia, koniec kropka (stać teraz będzie koło Papkina i Sheogorata).
    Odpowiedzi na pytania: Oszaleje, a wy nie macie leków nasennych, ups. Nie. Nie. Zayna, bo to BB, które jeździ po chodniku i ma fajną, niszczącą mu życie podświadomość, Louisa, bo jest on Mistrzem Życia i Emily, bo to świr lvl ja.
    Ps. Motywuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć!
    Znalazłam się tutaj przypadkiem, ale mnie zaciekawiłaś, więc możesz być pewna, że zostanę tu na dłużej. ;)
    A w wolnej chwili zapraszam do mnie. :)

    OdpowiedzUsuń

Rozdział 24

***Zayn*** Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umy...