piątek, 16 marca 2018

Rozdział 6

***Emily***

Wszędzie wokół tylko szum otaczających mnie drzew i gdzieś z daleka dało się usłyszeć dzięcioła pukającego w pień. Szłam trzymając się za rękę z moim chłopakiem i rozkoszując się spokojem jaki panował. Partner raz po raz opowiadał mi jakieś kawały, a ja trzymałam się mocno za brzuch, który z powodu zbyt dużej ilości śmiechu zaczął mnie boleć. Wskazywał mi rzadkie gatunki ptaków, opowiadał o mijanej przez nas roślinności i straszył pająkami czyhającymi gdzieś głęboko ukrytymi w krzewach. Nagle gwałtownie się zatrzymał i przyciągnął mnie do torsu.
- Jesteśmy już ze sobą bardzo długo, prawda? - zagadnął, gładząc kciukiem mój policzek. Zdziwił mnie ten prosty gest, bo nigdy wcześniej coś takiego się nie wydarzyło.
- To prawda, już pół roku - odrzekłam.
Napawałam się tą przyjemną chwilą, ponieważ nie wiedziałam, kiedy znowu będzie do tego okazja.
- No właśnie. A nie uważasz, że ciągle stoimy w miejscu?
- Co masz na myśli?
- A to, że to odpowiedni moment, żeby wejść na wyższy poziom.
- Co masz na myśli? - Tak, wiem. Powtarzam się, ale nie mam pojęcia o co chodzi. Wyższy poziom? Myślałam, że dobrze jest nam tak, jak jest teraz. Nie chcę jak na razie niczego zmieniać, bo obecnie układa się między nami świetnie.
- No jak to co? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Przebieg tej wymiany zdań obierał jakiś zły kierunek. Do głowy zaczęły napływać mi obawy, gdy Chris lekko popychał mnie w stronę drzewa aż do momentu zetknięcia się moich pleców z korą. Kolejny raz dzisiaj dotknął opuszkami palców mojego policzka i musnął swoimi wargami moje. Po chwili jednak zjechał z pocałunkami na szyję, a dłonie ułożył mi na biodrach.
- Chris, co ty wyprawiasz?
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, a zachowanie chłopaka się w ogóle nie zmieniało, więc postanowiłam oddać się nowym doświadczeniom. Nagle w jednej sekundzie cały czar prysł jak bańka mydlana. Christopher zwinnym ruchem obrócił mnie tyłem do siebie, a moja twarz przeżyła niemiłe spotkanie z wystającą gałązką. Na miejsce czułego zachowania weszła brutalność. Przybliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się każdym centymetrem naszych ciał. Czułam jego ciepły oddech na moim karku, a dłonie zsunęły się na moje pośladki, lekko je ściskając.
- Chłopaki, pomóżcie mi. Chris chyba zwariował - zawołałam, gdy w polu widzenia pojawili się znikąd kumple mężczyzny. Oni nic sobie nie robiąc z mojej prośby, zbliżyli się do nas i stanęli metr dalej.
- No co tak stoicie? Naszs zabaweczka jest gotowa - odezwał się Christopher.
Przybysze nie potrzebowali kolejnego zaproszenia, ponieważ natychmiast zmniejszyli dzielącą nas przestrzeń. Bez ostrzeżenia rzucili mnie na ziemię i zaczęli ściągać moje spodnie i sweterek. Kopałam ich i wierzgałam nogami, ale nie przynosiło to żadnych skutków. Kiedy czyjaś ręka wślizgiwała się pod gumkę majtek, obraz się rozmywał i odszedł równie szybko jak przyszedł.
Zaczęło razić mnie jakieś światło, więc zamrugałam kilka razy powiekami i leniwie otworzyłam oczy. Niezidentyfikowane jasne promienie przeszkadzały mi w widzeniu, przez co cały obraz miałam zamazany. Postanowiłam jednak zamknąć ślepia i skupić się na tym, co się właściwie ze mną działo. Początkowo w głowie miałam czarną dziurę i nie mogłam sobie przypomnieć nawet najmniej ważnych elementów, które mogłyby mieć wpływ na chwilę obecną. Aż nagle wszystko do mnie powróciło. Psychiatryk, niespodziewana wizyta, pożegnanie, strzykawka i ciemność. Czyli... Ja nie żyję? Umarłam? Jestem w niebie? Raczej w piekle, bo na niebo to ja zdecydowanie nie zasłużyłam. Uzasadniałoby to dziwną jasność. No cóż, trzeba się przemóc i stawić czoła temu, co na mnie czeka. Diable, nadchodzę!
Po kilkunastu sekundach przyzwyczaiłam swoje oczy do światła i rozejrzałam się. Moje otoczenie było bardzo dziwne. Nie przypominało to piekła, nieba zresztą również. Wyglądało raczej jak... pokój? Zwykły, najzwyklejszy pokój? Nie była to już jednak moja izolatka w psychiatryku.
Pojawiło się okno, niezbędne meble, przyjazne kolory, za to zniknął kibelek i niewygodne łóżko. Za żadne skarby nie mogłam przypomnieć sobie tego miejsca. Z pewnością nigdy tu nie byłam.
- Witaj, Emily. Dobrze spałaś? - usłyszałam jakiś głos. Do kogo on należał? A może to tylko twórczość mojej wyobraźni? Ze mną chyba naprawdę jest źle. Tak, to jakieś urojenia. Weź się, dziewczyno, za siebie w końcu. - Jak ci się podoba nowy pokój? - Znowu to samo. Wyłaź z mojej głowy kimkolwiek jesteś! - Przygotowałyśmy go dla ciebie razem z Eleanor. - Eleanor? A tak się przypadkiem nie nazywała dziewczyna przyjaciela mojego brata? - Mam nadzieję, że trafiłyśmy w twój gust. Zresztą chyba wszystko jest lepsze od psychiatryka, prawda? - No właśnie! Skoro nie jestem w niebie ani piekle, ani psychiatryku to... gdzie?
Postanowiłam podnieść wzrok i rozejrzeć się ponownie. Przyjrzałam się dokładnie i zauważyłam kremowy odcień ścian, drewniane biurko, na którym znajdował się laptop. Apple? Jak taki drogi sprzęt znalazł się blisko mnie? Na ścianie zawieszono półkę, w połowie zapełnioną książkami, a kawałek dalej ustawiono fotel.
- Emily? - Znowu on. Chyba powinnam znaleźć źródło tego dźwięku. Przeniosłam wzrok na łóżko i okazało się, że razem ze mną siedziała na nim jakaś brunetka. Skądś ją znałam, tylko skąd? Chwila moment...
- Danielle? - Powiedziałam to na głos?
- Jejku, ty jednak mówisz! Tak, to ja Danielle. - Dziewczyna momentalnie się rozpromieniła i rzuciła z uściskiem. Na samym początku nie odwzajemniłam go i jedynie mnie on sparaliżował. Po chwili się spostrzegła, że zadziałała zbyt impulsywnie i powróciła na poprzednie miejsce. - Przepraszam. Nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam. - Stęskniła się? Dlaczego? - Nawet nie wiesz jak mi przykro. Musiałaś dużo przejść.
- Nie potrzebuję litości - bąknęłam po nosem. Czy ja naprawdę znowu powiedziałam coś na głos?
Dan chyba również zdziwiło, że wypowiedziałam do niej jakieś pełne zdanie. I to jeszcze składające się z trzech słów. Od prawie dwóch miesięcy milczałam, więc musi być to dla niej zaszczyt, że akurat do niej jako pierwszej się odezwałam. Postanowiła tego nie komentować i zaczęła nowy temat.
- Może zejdziesz na dół na śniadanie? Są twoje ulubione gofry. Dostaniesz podwójną porcję śmietany jeśli chcesz. Chłopaki napewno się ucieszą, jak cię zobaczą. - Po dłuższej, niezręcznej chwili zorientowała się, że trochę się zapędziła. - W porządku, nie musisz. Zejdę i ci przyniosę tutaj.
Brunetka wstała, kierując się powolnym krokiem do drzwi, a gdy już miała nacisnąć na klamkę i wyjść z pomieszczenia, wydarzyło się coś, co zaskoczyło nawet mnie samą.
- Danielle? - Co ty zrobiłaś?! Przecież miałaś się nie odzywać! Okej... Zapytam się tylko o tą jedną rzecz i nic więcej. Tylko jedna jedyna, maluteńka rzecz i spowrotem pogrąże się w mojej ciszy.
- Tak? - Moja rozmówczyni odwróciła się na palcach i starała się najlepiej jak mogła, aby ukryć swoje podekscytowanie nagłym zwrotem akcji.
- Gdzie ja jestem? - zadałam najbardziej nurtujące mnie pytanie, które wkradło mi się do umysłu od pierwszego momentu pobytu tutaj.
- W Londynie. - Co? Czy ona powiedziała, że w Londynie? Chyba się przesłyszałam. Ja jestem w izolatce, w psychiatryku, w Wolverhampton. Sama się oszukuję... Oczywiście, że już tam nie jestem, ale... jak? Przykro mi, Emily, ale tego się nie dowiesz, bo więcej nie wydasz z siebie głosu. Trudno, ta informacja musi ci wystarczyć.
- Ale co ja tu robię? - Siedź cicho! Głupia, głupia, głupia. Dobra... Co się stało, to się nie odstanie. Po prostu więcej już nic nie mów, zrozumiano? Zrozumiano. No i fajnie.
- Mieszkasz. Chłopcy nie mogli cię zostawić w tym potwornym psychiatryku i wspólnie zdecydowali, że chcą ci pomóc, dlatego zabrali cię tu ze sobą. Wszystkim nam bardzo zależy, żebyś znowu stała się tą świetną dziewczyną jaką byłaś. Tylko... nie będziemy mogli ci pomóc, jeśli nie powiesz nam co się wydarzyło. Możesz nam zaufać, możesz mi zaufać.
Zawsze warto z kimś porozmawiać, będzie ci lepiej. - Lepiej? Już gdzieś to słyszałam. Ach, no oczywiście. W psychiatryku, gdy przynosili mi jakieś świństwa do połykania. Ani to, ani to nie było niczym dobrym. - Idę po te gofry.

***Liam***

- Słyszeliście wszyscy te krzyki? - zapytał Hazza, mieszając drewnianą łyżką płynne ciasto na gofry.
- Ta, obudziły mnie. - Do kuchni wszedł zaspany Zayn. To raczej rzadkość, żeby widzieć go o takiej porze w innym miejscu niż łóżko. Przetarł ręką przymknięte oczy i opadł na krzesło, układając głowę na stole.
- Ma ktoś jakąś kartkę i długopis albo coś? Szybko zapiszcie dzisiejszą datę. Zayn Malik wstał o 8 rano. No nie wierzę. To chyba cud! - wykrzykiwał wyraźnie rozbawiony Niall.
- Ha ha ha bardzo śmieszne - odparł ironicznie Zee. Chłopak chciał chyba wstać z dotychczasowego miejsca, ale niefortunnie zaczepiła mu się noga i gdyby nie dobry refleks Nialla to śpioch przeżyłby niemiłe spotkanie z podłogą. - Dzięki, stary.
- Zawsze do usług - odpowiedział uśmiechnięty wybawiciel.
Po chwili wróciła do nas również moja dziewczyna. Poszła sprawdzić, co było przyczyną tych wrzasków, które słyszeliśmy.
Trochę się obawiałem i zaczynałem mieć wątpliwości. Po głowie chodziła mi pierwsza wizyta w psychiatryku i spotkanie z siostrą. Wpadła w szał i gdyby nie leki uspokajające to trwałoby to dłużej. Kto wie jak długo i czy w ogóle by się skończyło. W Londynie u nas w domu nie mieliśmy nic takiego, więc w razie ponownego ataku co zrobimy? Jak ją uspokoimy? Im bardziej się do niej zbliżałem i chciałem jakoś zareagować, tym bardziej wszystko się nasilało. Czy to w stu procentach był dobry pomysł? A poza tym... Jak ma wyglądać nasza pomoc? Zaprowadzenie jej do psychologa albo na jakąś terapię, nie da rezultatów. W końcu gdyby to wystarczyło to nie wzięliby jej do tego cholerstwa, prawda? My nawet nie wiemy co było przyczyną takiego zachowania, a bez tego ani rusz. Chciałbym, żeby to się samo rozwiązało i powróciło do normy. Niestety, ale wiem, że tak łatwo nie będzie, jednak zrobię, co tylko się da, by Emily wyzdrowiała.
- Przygotujcie dla niej śniadanie to zaniosę - powiedziała na wstępie.
- No, ale opowiadaj coś - poprosiłem i objąwszy ją ramieniem w talii, wciągnąłem na swoje kolana.
- Musiało jej się coś śnić, bo kiedy otworzyłam drzwi to spała - zaczęła.
- Ale co jej się śniło? - zapytał Louis, a ja zaśmiałem się pod nosem.
- Naprawdę, Lou? Naprawdę? - dołączył się do rozmowy Zayn, który zrobił się odrobinę czerwony od powstrzymywania śmiechu.
- No, tak. To jest bardzo ważna rzecz i może nam pomóc w rozwiązaniu zagadki, więc co jej się śniło? - ciągnął nasz król przypału.
- A sk...
- Louis, pomyśl. - Zayn wszedł w słowo Danielle, gardłowo się śmiejąc, a ja z resztą osób znajdujących się w kuchni, wturowaliśmy.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? Nie siedzę w jej głowie. Krzyczała tylko jakieś niewyraźne zdania, a to jak na razie nic nam nie daje. Chociaż... jest jedna sprawa - powiedziała Dan.
- Jaka? - zapytaliśmy chórem.
- Ej, coś tu chyba śmierdzi - dodałem.
- Rzeczywiście, to chyba jakieś jedzenie. - Niall chodził po całym pomieszczeniu i obwąchiwał każdy kąt w poszukiwaniu dziwnego zapachu.
- A to pewnie moje gofry - powiedział od niechcenia loczek. Kilka sekund później spoważniał, otworzył szeroko usta, a jego źrenice zrobiły się wielkości piłeczki do tenisa. - Gofry! Jezu, to moje gofry!
Podbiegł szybko i wyłożył jakieś czarne.. coś, co miało przypominać gofry na talerz. Stał nad tym i wnikliwie oglądał swoje danie. Nie było mu dane, zbytnio długo trwać w tejże sytuacji, ponieważ obiekt zainteresowania zmienił swoje położenie. Leżał już nie na talerzu, lecz w brzuszku żarłoka, który ukradł  go, gdy nikt się nie spodziewał, po czym zjadł.
- Niedobre było. - Wykrzywił się blondyn.
- Bo było spalone, geniuszu - dogryzał mu jak zwykle Zayn, który wpatrzony był w ekran ciągle dzwoniącego telefonu.
- Daj jeszcze!
- Ej, to jest dla Emily! - Harry złapał za
drewnianą łopatkę i pacnął nią Nialla po rękach.
- Ał!
- No właśnie, może powrócimy do tematu Emily? - zasugerowała Dan.
- Ja wychodzę - oznajmił nagle Zee.
- Gdzie? Nie chcesz wiedzieć, co Danielle chce nam powiedzieć? - Mój przyjaciel zaczynał się robić coraz bardziej tajemniczy. Myślałem, że będą go interesowały nowe wieści o mojej siostrze, ale najwyraźniej się przeliczyłem.
- Idę do Gigi. Raczej dzisiaj się już nie zobaczymy. Do jutra! - odezwał się tylko na odchodne i ruszył ku wyjściu z domu.
- O, cze.. - Usłyszałem, a później nastąpiło łagodne trzaśnięcie drzwiami. W progu pojawiła się uśmiechnięta od ucha do ucha Eleanor z olbrzymią torbą w ręku. Louis prędko do niej doskoczył, składając na jej ustach delikatny pocałunek i zabrał od niej pakunek. - A temu co się stało?
- Poszedł do Gigi - odpowiedział jej chłopak.
- Aa to wiele wyjaśnia. Nieważne... Załatwiłam to, co potrzebujecie. Kilka ciuchów na początek i jakieś babskie pierdułki. A jak tobie poszło, Dan? - nawijała El.
- No próbuję o tym opowiedzieć, ale najpierw Harry spalił gofry, potem Niall mu je zjadł, Zayn wyszedł i przyszłaś ty, więc nie mogę dojść do słowa.
- Harry spalił gofry? - powtórzyła.
- Z tego co powiedziałam, najbardziej interesuje cię akurat to?
- Dobra, gadaj w końcu co z Emily. - Loczek się już niecierpliwił, przysłuchując się tej wymianie zdań, a w między czasie przygotowywał śniadanie dla nowego domownika.
- Na początku jak weszłam to spała, ale po chwili się przebudziła i zaczęła rozglądać na około. I wiecie... Ona wcale nie była przerażona, tylko raczej... zdziwiona? Ja bym się chyba w gacie zesikała, gdybym nagle obudziła się w nieznanym miejscu, a ona... tak jakby po prostu... ugh, nie wiem jak to nazwać, ale... no... jakby spodziewała się czegoś innego, gorszego i tu taka niespodzianka - mówiła trochę nieskładnie, a mnie to zastanowiło. Myślała, że umarła? Jeżeli tak to rozczaruję cię siostrzyczko. Zrobię wszystko, żebyś powróciła do dawnej wersji siebie i zaczęła cieszyć się życiem.
- Miałem nadzieję na jakieś konkrety albo coś ważniejszego. - Grymasił Hazza.
- Ale to był wstęp jak na razie. Dopiero przejdę do właściwej rzeczy, którą chcę wam powiedzieć - wyjaśniła. Jest coś jeszcze? Oby to były dobre wieści i coś co pozwoli nam ruszyć z martwego punktu, w jakim się znaleźliśmy. - Emily się do mnie odezwała. I to kilka razy. Nawet złożyła jakieś porządne zdanie, a mówiliście, że nie mówi od paru miesięcy.
- No, bo nie mówiła. A co powiedziała? - Ożywiłem się i wyprostowałem, żeby wchłonąć dokładnie każde słowo, które wypłynęło z ust mojej dziewczyny.
- Najpierw wypowiedziała moje imię, potem pytała gdzie jest i co tu robi, i.. coś jeszcze, ale teraz wypadło mi z głowy. Straciłam niestety trochę panowanie nad sobą i ją przytuliłam.  Jej reakcja była zadziwiająco dobra. Zesztywniała, ale nie krzyczała i się nie wyrywała. Dobra, dajcie mi teraz śniadanie dla niej i pójdę zanieść.
- Jasne, jest gotowe.
Loczek przysunął w jej stronę talerz wypełniony goframi z górą bitej śmietany i owocami spruszonymi czekoladą. Do tego dołączone było kakao i orzechowa babeczka. Em powinna zacząć jeść i odbudować dawną sylwetkę. Obecnie wygląda jak czterdzieści kilo nieszczęścia, jak jakiś szkielet. Takie przysmaki idealnie odwzorowują jej gust, więc liczę na to, że zje przygotowaną dla niej porcję.
- To idę - rzuciła na odchodne Danielle.

***Emily***

Długo to trwa. Dan wyszła stąd już ładne kilkanaście minut temu, jak nie więcej. Tak mówił mój "wewnętrzny" czasomierz. A może nawet minęła godzina? W sumie to nie wiem, bo nie ma tu zegara. O drogim komputerze z najwyższej półki pomyśleli, ale o głupim zegarze to nie. Czuję się tu identycznie jak w psychiatryku. Tam nie miałam co robić i tu nie mam co robić. Tam mieli mnie w dupie i tu mają mnie w dupie. Tam byłam sama i tu jestem sama. Różnic jest niewiele, w zasadzie to byłabym w stanie policzyć je na palcach jednej ręki. Tam nie było kibelka i nie zapewniali takich luksusów jak na przykład srajtaśma. Za to tutaj znajduje się okno, wygodne łóżko i otoczenie prezentuje się przytulnie. Gdzie jest mi lepiej? To się okaże.
O, ho ho. Czyżby sobie o mnie przypomnieli? Za drzwiami nastały jakieś szmery, a drzwi do "podobno mojego pokoju" się otworzyły. Stanęła w nich ponownie osoba, której tak wyczekuję. Wyczekuję? Chyba przesadziłam. Dotychczas żadne moje spotkanie z ludźmi nie trwało więcej niż pół minuty, więc kiedy pojawia się ktoś, kto poświęca mi większą ilość swojego jakże cennego czasu, zaczyna mi odbijać. Odezwałam się do kogoś poza sobą. Do, uwaga, uwaga, człowieka! Na dodatek wyczekuję odwiedzin. Dobra, maleńka, bierzemy się w garść. Zero odzywania się, zero emocji, zero przywiązywania się. Zero wydawania z siebie dźwięków!
- To dla mnie? - I to na tyle z tego siedzenia w ciszy...
Brunetka uśmiechnęła się i postawiła przede mną tacę wypełnioną przeróżnymi pysznościami. Jak ja to zjem? Chwila.. nie będę jeść! Postanowienie numer jeden - przestanę kłapać dziobem. Postanowienie numer dwa - nie przywiąże się do nikogo. Postanowienie numer trzy - totalna zlewka. Postanowienie numer cztery - nie ruszę przynoszonego mi jedzenia. Ehh, ewentualnie podgryzę co nieco. Jakoś przeżyć muszę. Albo i nie...
Czy ja przypadkiem nie mówiłam, że nie będę kosztować tych frykasów? Właśnie wpycham w siebie drugiego gofra, umazując sobie całą twarz śmietaną. Ten jeden raz mogę sobie odpuścić. Zacznę od jutra!
- Smacznego! - Dopadło do moich uszu to pojedyncze słowo. Niezidentyfikowane ciepło pojawiło się u mnie w klatce piersiowej, a ja nie wiedziałam, jak się go pozbyć. Tak dawno tego nie słyszałam, że wywołało we mnie burzę. Burzę uczuć, które do reszty ze mnie wyparowały wraz ze łzami, które wylewałam w lesie, w domu, w psychiatryku. Z tymi samymi łzami, które również w tym momencie zaczęły wypływać strumieniem z mych oczu. Bariera budowana przeze mnie przez te dwa miesiące, powoli zaczynała pękać i topnieć. A ja nie byłam pewna czy chcę to zatrzymać, czy też nie.
- Przyjdę do ciebie później. - Gdzieś w oddali za grubą mgłą moich zagmatwanych myśli przebiły się te słowa.
A ja? A ja płakałam. Dlaczego? Nie wiem. Wiem jedno. To nie były łzy smutku. To były łzy szczęścia i nadziei na lepsze jutro. Nadziei na nowy początek. A to przez jedno durne słowo.

———————————————————

Witajcie, moi drodzy!
Przepraszam za opóźnienia, ale dopiero znalazłam chwilę, żeby dorwać się do bloggera.
Ten rozdział wyszedł jakiś taki krótki i nijaki. Nic się tu nie dzieje, całość skupia się na dialogach i niewiele wnosi do akcji. Jednym słowem - beznadzieja. Mam nadzieję, że ktoś jednak dotrwał do końca i się nie zanudził.
Co myślicie o postawie Emily? A co sądzicie o Zaynie, który raczej niezbyt przejmuje się Emily? W jaką stronę to wszystko się rozwinie? Czekam na wasze opinie!
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Życzę wszystkim miłego tygodnia i do napisania! 💋

12 komentarzy:

  1. Hm, myślę że trochę przesadzasz. Rozdział wcale nie jest beznadziejny. Jest całkiem dobry, tylko że dość krótki. I wcale się nie zanudziłam :) Po pierwsze cieszę się, że Emily zaczęła zmieniać postawę. Zaczęła mówić i jeść, a to dobry znak ;) Co do Zayna, to myślę że on zachowuje się dziwnie i coś jest na rzeczy tylko jeszcze nie wiem co dokładnie. Jak się rozwinie? No mam nadzieję, że w dobrym kierunku :) Już nie mogę się doczekać nexta ;) Dziękuję, i Tobie również życzę miłego tygodnia!! 😍 Buziaki i pozdrawiam 😉😍😘💜

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział w żadnym wypadku nie jest beznadziejny! Dla mnie był świetny i zawierał istotną kwestię. Emily się odezwała! Daje to nadzieje, że uda się jej powrócić do normalnego życia.
    Sen, który zawierał traumatyczne wydarzenia z przeszłości, przybliżył nam ich obraz. To, czego dopuścił się Christopher jest niewybaczalne. Powinien ponieść surową karę, tak samo jak jego koledzy...
    Jak on w ogóle mógł, zrobić coś takiego własnej dziewczynie? 😫😣😕
    Dobrze, że Emily przynamniej może liczyć na wsparcie brata. Oby udało mu się odzyskać dawną siostrę.
    Zauważyłam, że wszyscy poza Zaynem są do niej przyjaźnie nastawieni. Ciekawi mnie tylko, dlaczego on nagle zmienił swoje nastawienie.
    Oby z każdym dniem, było tylko lepiej. A nastawienie Emily zaczęło się zmieniać i dała sobie pomóc.
    Czekam na następny rozdział, życząc dużo weny. 😉😊😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że Em zaczyna się nieco łamać i może uda jej się nawiązać bliższe relacje - na tę chwilę przynajmniej z dziewczynami. Ale wydaje mi się, że to co zrobiła, to już ogromny krok naprzód. :)
    Co do Zayna... Nie rozumiem jego zachowania. Wydaje się, że nie lubi naszej bohaterki, ale z drugiej strony coś innego musi się za tym kryć. Może jakaś sprawa z przeszłości? Wydarzenie, o którym nie może zapomnieć? Nie mam pojęcia, lecz czekam na next.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Twoim rozdziale udało mi się coś napisać, więc zapraszam :) https://loca-como-yo.blogspot.com/2018/03/xviii-pideme-el-cielo-y-te-lo-doy-la.html
      http://amigos-con-derecho-a-roce.blogspot.com/2018/03/jedenasty.html

      Usuń
  4. Jak zwykle świetny!!
    Emily zaczyna się coraz bardziej otwierać do ludzi, probuje przełamać się, oby jej sie udalo.
    Co do Zee to pewnie nie uklada mu sie z Gigi i dlatego tak sie zachowuje i nie dlugo z nią zerwie i beda sie z Emy wzajemnie wspierać ^^
    Czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłam na twojego bloga przez przypadek i choć nie jestem wielką fanką One Direction, to stwierdziłam, że sobie poczytam, tak dla przyjemności.
    Nie żałuję. Twoje opowiadanie jest naprawdę, przyjemnie się je czyta. Emily wydaje się być barwną postacią, bardzo ciekawi mnie jak dalej pociągniesz wątek jej traumy oraz jaką rolę odegra w tym wszystkim odegra Zayn. Dobrze, że chłopaki zdecydowali się na ściągnięcie siostry Liama do Londynu, na pewno będzie jej tam lepiej niż w psychiatryku.
    W każdym razie, czekam na nexta i weny życzę.
    Violin
    PS W Wolnej chwili zapraszam do siebie https://neverbeluckyone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. https://allein-freunde.blogspot.com/ zapraszam serdecznie na ósmy rozdział ;* - nie wiem, czy mogę zostawić powiadomienie pod rozdziałem, ale obiecuję wszystko nadrobić! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Autorko (bo nie wiem, jak mam się zwrócić), wiesz, że kocham Emily. Nie ważne, jak zły byłby rozdział, jeżeli pokazana byłaby jej perspektywa, mi by się podobał. Poza tym rozdział świetny!
    I pytanie dnia - Co jeśli Emily tak oszalała, że popadła w schizofrenię i jej się tylko wydaje, że jest w Londynie, a tak naprawdę dalej siedzi w izolatce?...
    PS. Motywuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pojawiam się i ja. Troszeczkę mi zeszło, ale miałam do przeczytania wszystkie rozdziały :)
    Muszę się przyznać, że nigdy nie byłam fanką One Direction. Nie wpływa to jednak na moją ocenę opowiadania. Wręcz przeciwnie czytało mi się przyjemnie.
    Nie jestem jednak w stanie zdecydować kto jest moją ulubioną postacią...Lubię Emily, która zapewne przejdzie metamorfozę. W sensie psychicznym. Tyle przeżyła, że nawet nie chcę o tym myśleć, bo serce mi się kraja. Dobrze, że chłopcy zabrali ją ze sobą do Londynu. Oby ta zmiana pomogła jej w odzyskaniu równowagi psychicznej.
    Waham się też prze Zeynie. Jego postać też przypadła mi do gustu. Chociaż na razie zachowuje się jakby nie lubią Emily, to wyczuwam, że coś się za tym kryje. Ciekawi mnie też jaką odegra w tym wszystkim rolę?
    Chciałam na koniec zhejtować matkę, która wysłała córkę do psychiatryka. Żałosne. Co to wgl za matka, że nie wysłuchała córki? Tylko pozbyła się jej jak śmiecia?
    Czekam na next i mam nadzieję, że komentarzem przesłałam motywację.
    N

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej ;-) Przede wszystkim chcę Ci powiedzieć, że historia, którą tu tworzyć, bardzo mnie wciągnęła, mimo, że przeczytałam tylko ten rozdział. Całość natomiast nadrobię w ciągu weekendu ;-) Tak czy inaczej historia mnie wciągnęła i czekam na następny rozdział z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejka! :)
    Przepraszam za spóźnienie, ale ostatnio miałam drobne problemy ze sprzętem. Zalałam laptopa, wcześniej się nie włączał a teraz ledwo żyje, pewnie pojdzie do naprawy.
    A przechodząc do teamtu... Nie mów, że rozdział był nijaki i nieciekawy. Też tak często myślę, jak coś opublikuję. No coż, jako autorki jesteśmy chyba bardziej krytyczne wobec swojej pracy ;) Ale był ciekawy. W końcu coś z perspektywy Emily i powoli odkrywamy jej przeszłość. Współczuję jej po takich przeżyciach, to musi być trauma na całe życie.
    Musi odczuwać ulgę, że w końcu się wydostała ze szpitala. Ale byłam trochę zdziwiona, że tak łagodnie reaguje na obecność ludzi, a tam wpadła w panikę, szarpała się i w ogóle. Chyba jej stan zdrowia się poprawia :)
    Pozdrawiam i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdy tylko przeczytałam twój komentarz pod moim rozdziałem, obiecałam sobie, że jak tylko znajdę chwile czasu w moim napiętym grafiku, to natychmiast przeczytam wszystkie posty :)

    Przyznam szczerze że nie jestem fanką One Direction mimo że rozróżniam chłopaków (wiem, szczyt możliwości haha) i znam kilka piosenek ... i to także pierwsza historia o nich, którą miałam przyjemność odwiedzić :)
    To co się przydarzyło Emily to ... aż brak odpowiedniego słowa. Nie rozumiem jakim człowiekiem (o ile tak można kogoś nazwać) trzeba być, aby tak skrzywdzić drugą osobę. Ja zawsze powtarzam że wszystkich gwałcicieli i pedofilów wysłałabym na gilotynę ... niekoniecznie z głową w roli głównej! #IfYouKnowWhatIMean . Na dodatek jej matka wcale nie jest lepsza. Od tak wysłała sobir córkę do psychiatryka zamiast starać się jej pomóc, zrozumieć i wesprzeć. Gdyby Liam nie był gwiazdą to pewnie traktowałaby go tak samo oschle.
    No właśnie ... Liam. Cieszę się że wyciągnął Emily z psychiatryka. On i chłopaki są wspaniałymi przyjaciółmi, którzy wspierają się w trudnych chwilach. Bo przecież mogli powiedzieć "NIE" i nie przyjąć teoretycznie chorej psychicznie pod swój dach. A tutaj jaka akcja :)

    Dziękuję Ci za miłe słowa na moim opowiadaniu, jak i za to że zostawiłaś link do siebie. Lubię poznawać moje czytelniczki poprzez ich twórczość, bez względu na to "o czym" piszą :) Każda jest dla mnie tak samo ważna! Także zapisuję Cię na mojej liście i obiecuje wpadać czytać kolejne części :)

    Życzę weny i pozdrawiam! :*

    (nordyckie-spojrzenie.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń

Rozdział 24

***Zayn*** Chwila... Co? Co tu się tak właściwie wydarzyło? To się nie mogło wydarzyć naprawdę. W rzeczywistości albo to tylko mój umy...