***Emily***
Chcecie mnie zagłodzić, tak? O, nie, nie. Tak się bawić nie będziemy. W końcu jestem Emily nienormalny, jeszcze do niedawna żyjący w psychiatryku, nic nie znaczący człowieczek Payne. Radziłam sobie sama w gorszych momentach mojego, jakże cudownego życia, więc czemu teraz miałabym sobie nie poradzić? Nie umiem sobie jakiegoś żarełka skombinować? Co ja jakaś niepełnosprytna jestem? No dajcie spokój. To, że spędziłam ostatnie miesiące w izolatce, nie oznacza od razu, że zapomniałam jak się żyje. No przecież podkradało się w dzieciństwie wiśnie z drzewa sąsiadów. Potem pani Mariolka narzekała, jak to te "przebrzydłe wrony-srony" zjadały jej wszystkie owoce. "To jeno wykastrować takie urwipołcie. A gdybym ja złapała w swoje łapska tego kreta, co mi zajumał wszystkie forsycje, to bym mu chyba...". Na tym lepiej zakończę, bo jestem grzeczną dziewczynką i zawsze ładnie się wyrażam. Dobrze, że pani Mariolka nigdy nie znalazła tych wcale nie zwiędniętych kwiatów na półeczce w moim pokoju. Tyle się kiedyś robiło, a teraz nie załatwię jedzonka? Koń by się uśmiał. Oczywiście taki prawdziwy, jak i sztuczny stworzony z dwóch debili.
A tak wracając... Głodnaaa. Komputer za ileś tysięcy to mi załatwili, ale jedzenia mi nie przyniosą. A Danielle była taka miła i tak się o mnie troszczyła. I co? I gónwoo.* Nie uwierzę, że ich nie stać. Jako piosenkarze zarabiają miliony, a może nawet więcej. Nie wiem, nie znam się. Jestem tylko nic nieznaczącym, nienormalnym człowieczkiem. Zapomniałam jeszcze dodać, że głodzonym człowieczkiem. Dodatkowo ten laptop ma narysowane jabłko. Jabłko, którego nie mogę zjeść, bo nie jest prawdziwe. Co za ironia losu. To trochę tak, jakby powiedzieć do głuchego "E ty, słuchaj...". Ciekawe, który to śmieszek sprawił mi taki prezent. Brakuje mi tu ewentualnie sztucznych owoców na jakiejś kolorowej misie. Najlepiej postawionej na pustej półce. Może przynajmniej nie byłaby taka pusta, a ja katowałabym się patrzeniem na jedzenie, nie mogąc go spożyć.
Dobra, tak być, nie będzie. Zapewne gwiazdeczki, wielcy celebryci poszli gdzieś, więc mogę pobuszować w kuchni. Napewno mają tam pełno papu. Nie wytrzymaliby z Niallem, gdyby ten nie miał, co zjeść. Już widzę te bogate zapasy, które obecnie jedynie się marnują. Ja im chętnie znajdę zastosowanie, a pomoże mi w tym mój brzuszek.
Nie ma co odwlekać tego w nieskończoność. Idę do kuchni, żeby wreszcie się nażreć. Ahoj, przygodo!
Szybko zerwałam się z łóżka, zanim zdążyłabym się rozmyślić. W jedną sekundę pokonałam całą odległość, dzielącą mnie od wyjścia z pomieszczenia i z bijącym sercem delikatnie wysunęłam rękę w stronę klamki.
Naprawdę, Emily? Naprawdę? Co jest z tobą nie tak? Akurat kiedy się zdecydowałaś, to zaczęłaś się tego obawiać? To jest jakiś żart.
Jednak głód bardziej mi doskwierał, dlatego drżącą dłonią otworzyłam drzwi i powoli wynurzyłam się z "mojego" królestwa. Nasłuchiwałam chwilę, żeby mieć pewność, że jestem w domu sama. Nie słyszałam żadnych dźwięków, więc musiało to oznaczać, że po raz kolejny mnie opuścili, zostawiając na pastwę losu. Teraz, gdy miałam już stu procentową pewność, że nikogo nie spotkam na swojej drodze, ruszyłam swobodnym krokiem do schodów. Zeszłam, przeskakując co dwa, trzy stopnie i znalazłam się w salonie.
- Poszli sobie gdzieś, a mnie mają w dupie. Najpierw mnie tu wywożą, a potem co? Zapominają o Emily. No, bo po co pamiętać, prawda? Po co dać jeść? Niee, lepiej zagłodzić na śmierć. Kanibale. Emily jest nieważna, dlatego, po cholerę, o niej pamiętać? E tam. Takie gówno to nawet nie zasługuje na to, by żyć.
Wypowiadałam podniesionym głosem taki monolog, przemieszczając się w kierunku kuchni.
Wszystko byłoby dobrze, ale... Jakoś tak nudno się zrobiło, dlatego przystanęłam.
- Hmm... Co by tu...? - zadałam sama sobie pytanie. - No jasne!
Zaczęłam skradać się tak, jak robili to zawsze złoczyńcy w bajkach - przeskakiwałam z jednej nogi na drugą. Wyglądałam chyba trochę jak surykatka. Nie można pominąć też faktu, że znowu byłam jak ninja. No w końcu jestem w tym boska. Po chwili jednak zaczęłam wydawać także dźwięki, brzmiące podobnie do odgłosów godowych waleni. No, bo czemu nie? Kto mi zabroni?
Gdy wreszcie docieram do celu, rozglądam się i natychmiast zabieram się do pracy. Podbiegam do lodówki, z której wyjmuję jogurty, mleko i kabanosy. Następnie z szafek zabieram paczkę chipsów i płatków, dwa opakowania ciastek oraz worek jabłek. Kocham jabłka. Mogłabym ich jeść po kilka dziennie. Rzecz jasna nie te, które znajdują się na komputerach!
W porządku, jak na razie tyle powinno mi wystarczyć.
Nagle do moich uszu dotarły odgłosy jakiejś rozmowy.
O, nie. Tylko nie to. Wrócili. Jesteśmy zgubieni!
Szybko złapałam za przygotowane przez siebie zapasy i biegiem skierowałam się spowrotem tam, skąd przybyłam. Udało mi się dobiec do salonu, kiedy na drodze pojawiła się przeszkoda. Mój wróg. Tak, dokładnie. Właśnie ona. Wpadłam z impetem na kanapę, która pojawiła się przede mną niewiadomo skąd.
No ja mówię serio. Nie wiem, co oni z nią robią. Przestawiają ją co chwilę, czy co? Wcześniej jej tu nie było!
- Emily? - Czy to Liam? - Co ty tu robisz? - Tak, to Liam.
Odwróciłam głowę w prawą stronę i zastałam całe One Direction, Danielle, Eleanor i... jakąś dziewczynę. Bardzo ładną dziewczynę, ale nie miałam pojęcia, kim mogłaby być.
Nastała cisza. Głucha, ciągnąca się w nieskończoność cisza. Nie byłam w stanie ani się odezwać, ani się ruszyć. Ta sytuacja kompletnie mnie sparaliżowała i odebrała zdolność logicznego myślenia. Po prostu przyglądałam się każdej osobie po kolei, prześwietlając ich milimetr po milimetrze. Gdy natrafiłam na pierwszego przedstawiciela płci męskiej, ogarnęła mnie panika. Ta sama panika, nawiedzająca mnie za każdym razem, jeśli znajdowałam się w pobliżu mężczyzn. Ta sama panika, która powodowała powrót wspomnień. Wspomnień z najgorszego dnia w moim życiu. Wspomnień, jakie w całości zalały mój umysł, przenosząc do tamtego wydarzenia. A ja się temu bezwiednie poddałam, bo nie potrafiłam tego powstrzymać.
Przede mną ponownie pojawił się Christopher wraz ze swoimi kumplami, zbliżając się do mnie w zastraszającym tempie. Rozprzestrzeniał się po mnie coraz większy strach, pomieszany z bólem, smutkiem i obrzydzeniem do samej siebie. Cichutko płakałam, zasłaniając się rękoma, lecz nic to nie dawało i wystarczył moment, abym poczuła palący dotyk na skórze ramion. Tylko... Tym razem było inaczej. Czułam to intensywniej. Tak jakby działo się to naprawdę. Nie zwracałam jednak na to większej uwagi, ponieważ przerażenie zawładnęło każdym skrawkiem mojego umysłu.
W pewnym momencie doszło do czegoś niemożliwego. W oddali usłyszałam czyjś głos i zauważyłam sylwetkę... Zayna? Zayna, który wyrwał mnie z rąk Chrisa. Przez przypadek lekko musnął mój łokieć swoją dłonią, wywołując wewnątrz mnie burzę. Wiele sprzecznych uczuć napłynęło mi do mózgu, a miejsce, którego dotknął, zaczęło pulsować. Nie wiedziałam, dlaczego zareagowałam akurat w ten sposób. Powinnam się przestraszyć, tak jak robiłam to w ostatnim czasie, ale przez moje ciało przeszła jedynie fala spokoju. Natychmiast przestałam wierzgać nogami i wydawać jakiekolwiek odgłosy, jak gdyby ktoś wziął pilota, nakierował go na mnie i wcisnął pauzę.
Wydawało mi się, że nic dziwniejszego wydarzyć się nie może. Byłam w błędzie.
Mimowolnie rzuciłam się w ramiona Zayna, a moim ciałem wstrząsnął niepohamowany szloch. Najbardziej w tym wszystkim zdziwiło mnie to, że dzięki temu poczułam się bezpieczna. Wreszcie, po raz pierwszy od momentu gwałtu poczułam się bezpieczna.
***Liam***
Do pokoju weszła... a raczej wbiegła Emily. Przechadzała się powolutku, takim odrobinę tanecznym krokiem.
Ale moment... Jak to możliwe? Przecież to nie może być Emily. Tyle się tu dzieje, że chyba zaczynam mieć jakieś halucynacje albo coś. A może Harry dosypał mi czegoś do zapiekanki? Tak, napewno tak właśnie było. Moja siostra jest w fatalnym stanie, więc nie uwierzę, że to ona. W końcu ani razu jeszcze nie przekroczyła progu swojego pokoju. Nie, nie, nie. To nie ona. Ogarnij się, Liam.
- Poszli sobie gdzieś, a mnie mają w dupie. Najpierw mnie tu wywożą, a potem co? Zapominają o Emily. No, bo po co pamiętać, prawda? Po co dać jeść? Niee, lepiej zagłodzić na śmierć. Kanibale. - Kanibale? Że co? - Emily jest nieważna, dlatego, po cholerę, o niej pamiętać? E tam. Takie gówno to nawet nie zasługuje na to, by żyć - wygłosiła swoją przemowę.
Miałem wrażenie, że była lekko poirytowana. Na wszelki wypadek rozejrzałem się po innych, aby sprawdzić, czy oni również ją widzą, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni. Jednak miny reszty wyrażały więcej niż tysiąc słów i już wiedziałem, że to wszystko prawda.
Nagle po prostu przystanęła i zaczęła o czymś intensywnie myśleć.
- Hmm... Co by tu...? - zapytała samą siebie. - No jasne!
To co zrobiła później, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Zaczęła skakać z jednej nogi na drugą, tak jakby chciała się skradać. Wyglądało to tak zabawnie, że ledwo się powstrzymywałem, by nie parsknąć głośno śmiechem i nie przestraszyć dziewczyny. Na sam koniec jeszcze zaczęła wydawać z siebie jakieś dziwne odgłosy godowe, po czym zniknęła w kuchni.
- Co... To... Było? - wydukał Harry.
Cała reszta jedynie stała z szeroko otwartymi ustami, próbując zrozumieć, co się tak właściwie stało.
- Co tu się odjebało? - Jako pierwszy doszedł do siebie Zayn, dlatego przerwał panującą ciszę.
- Sam chciałbym to wiedzieć - odpowiedziałem.
- Muszę wam przyznać, że odwaliliście kawał dobrej roboty. Nie myślałem, że w tak krótkim czasie uda wam się doprowadzić ją do normalności. Zapomniałem was pochwalić już ostatnim razem, kiedy ją spotkałem w salonie - kontynuował Malik, a mnie znowu zatkało.
- Spotkałeś ją w salonie? - powtórzyłem, bo te słowa do mnie nie docierały.
- No tak. Nie wiedzieliście, że ona wychodzi z pokoju? - zdziwił się.
- Jak na ciebie zareagowała? - zapytałem, ignorując jego pytanie.
- W sumie to nijak. Stała i się gapiła, a ja poszedłem do kuchni i tyle ją widziałem. Jak wróciłem, już jej nie było.
Tylko kiwnąłem głową, ponieważ nie było mnie stać na nic więcej.
Po chwili z kuchni wybiegła Emily obładowana przeróżnym jedzeniem. Miała jakieś chipsy, jogurty, jabłka i wiele innych produktów. Biegła tak szybko, jakby ktoś ją gonił, ale wpadła na kanapę, od której się odbiła i z hukiem upadła na podłogę. Jedzenie oczywiście również się rozsypało po całym salonie.
- Emily? Co ty tu robisz? - odezwałem się.
Moja siostra prędko się podniosła i zaczęła rozglądać. Stanęła jak wryta i zlustrowała uważnie każdego z nas. Gdy miałem już nadzieję, że rzeczywiście jej się poprawiło i sama się wyleczyła, wpadła w taką histerię jak przy pierwszej wizycie w psychiatryku. Momentalnie się rozpłakała, zaczęła krzyczeć i wierzgać nogami. Jej drobne ciało miotało się na wszystkie strony, a jej usta opuszczały wrzaski przerażenia i błaganie o pomoc. Nie mogłem patrzeć na nią w takim stanie. W końcu to moja młodsza siostrzyczka, którą niestety mocno zaniedbałem. Jeżeli nie uda mi się do niej dotrzeć i przywrócić do jej dawnej wersji, nie wybaczę sobie tego. Nigdy, przenigdy w życiu sobie tego nie wybaczę. Bez względu na wszystko muszę jej pomóc. Widok mojego kochanego maleństwa łamał mi serce. Nawet nie zauważyłem, w którym momencie zaszkliły mi się oczy. Zamrugałem szybko powiekami, aby powstrzymać wyciek łez. Nie mogłem się teraz rozkleić. Dla niej. Musiałem być silny. Za Zayna się wziąłem i mu pomogłem, teraz pora na Emily.
Nie zwracając na nic uwagi, podszedłem do spanikowanej brunetki i przytuliłem do siebie. Tak po prostu bez żadnych ceregieli przytuliłem. Chciałem ją tym uspokoić, pokazać, że jestem przy niej i nie ma się czego obawiać, bo się nią zajmę, ale niestety dało to odwrotny do zamierzonego skutek. Mój impulsywny ruch spowodował jedynie większy atak furii i donośniejszy płacz. Jej stan z każdą sekundą, którą spędzała w moich ramionach, się pogarszał. A było to tylko i wyłącznie moją winą.
- Zostaw ją, Liam - powiedział Zayn.
Chłopak zrobił kilka kroków w moją stronę i poklepał mnie po plecach.
- To nie ma sensu. Tylko pogarszasz sprawę - kontynuował spokojnym tonem. - Puść ją.
***Zayn***
- Puść ją - nakazałem.
Payne jednak nic sobie z tego nie zrobił, więc wziąłem sprawy w swoje ręce. Złapałem go od tyłu, lekko szarpnąłem i oderwałem od dziewczyny. Odciągając go, przez przypadek delikatnie musnąłem łokieć Emily. Pod wpływem mojego dotyku brunetka zadrżała, a przez moje ciało przeszła jakaś dziwna fala uczuć, których nie potrafiłem nazwać. Trwało to jednak sekundę i po chwili czułem się już normalnie. Natychmiast wrzaski, ryczenie i te wszystkie inne gówna ustały. W całym pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Wydawało mi się jednak, że to tylko cisza przed burzą. Nie pomyliłem się.
Emily rzuciła mi się na szyję, mocno do mnie przywierając. A ja automatycznie otuliłem ją ramionami i jeszcze bardziej przyciągnąłem do siebie. Był to dla mnie zupełnie naturalny odruch, dlatego nie zdziwiło mnie, że tak postąpiłem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobiłem. Przecież ona boi się mężczyzn, idioto.
Zaczęła ponownie wyć, dlatego lekko nią kołysałem i jedną ręką gładziłem po plecach. Przyczepiła się do mnie jak bluszcz i wypłakiwała w moją koszulkę. Świetnie, będę musiał dać ją do prania. A to moja ulubiona czarna! Japierdole, czemu ja?
No właśnie. To jest bardzo dobre pytanie. Dlaczego akurat ja? Przecież Liam to jej rodzina. Jest jej bliższy, a to, że nie mieli ostatnio kontaktu, nic w tym nie zmienia. Przestraszyła się brata, a mnie nie? Nie rozumiem tego. Ja jej nie lubiłem, a ona nie darzyła mnie sympatią, więc czemu? Coś czuję, że tylko sama Emily może odpowiedzieć mi na to pytanie. Oznacza to, że jak na razie pożyję w niewiedzy.
Mijały sekundy, minuty... A może godziny? W sumie to nawet nie wiem. Całkowicie straciłem poczucie czasu. Jest też opcja, że czas najzwyczajniej w świecie się zatrzymał. Gdy tak trzymałem ją w swoich objęciach, każda inna sprawa straciła sens. Dziwne to wszystko.
Sam jesteś dziwny.
No nieeee! Znowu ty? Wypierdalaj.
Myślałeś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? Przykro mi. Tak łatwo nie będzie.
Nie jesteś mi do niczego potrzebny.
Owszem jestem.
Tak, tak, a ja jestem królową Elżbietą.
No, no. Zmieniłeś płeć, Zayn?
Wkurzasz mnie.
Ty mnie też. Jesteś strasznie uparty.
Jesteś strasznie uparty - przedrzeźniłem.
Zamiast gadać sam ze sobą, może lepiej zainteresowałbyś się tym, co dzieje się w realu?
Nie rozkazuj mi! Tylko ja mogę sobie rozkazywać!
Ale ja jestem tobą.
I tak nie mam zamiaru cię słuchać.
Rozejrzałem się po zgromadzonych, którzy obserwowali mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Obróciłem głowę w kierunku drobnej osóbki przyklejonej do mojego ciała. Nie zauważyłem, kiedy przestała ryczeć i moczyć moją ulubioną koszulkę. Teraz jej oddech się unormował, a klatka piersiowa równomiernie podnosiła i opadała. Zwinęła się w kłębek i wtulała twarz w zagłębienie mojej szyi.
- Śpi - stwierdziłem na głos.
- Ale jak to? Dlaczego tak na mnie zareagowała? A ty...? Przecież... Ale... Co? - jąkał się Li. Chyba jeszcze nie przetrawił tej sytuacji.
Ja tylko wzruszyłem ramionami, ponieważ sam nie rozumiałem, co tu się właśnie odjebało.
- A czyli to z nią mnie zdradzałeś? Krzyczysz na mnie, a sam święty nie jesteś! Ty dupku!
To są jakieś żarty. Serio, Gigi? Serio? Romans z siostrą przyjaciela? Nigdy w życiu. A poza tym młoda Payne nie jest w moim typie. Nie wytrzymałbym z nią nawet pięciu minut.
A teraz trzymasz ją w ramionach i przytulasz.
Ugh, przymknij się wreszcie!
- No co to za zdzira? - kontynuowała. - Jakoś jej nie kojarzę, więc zbytnio dużej kariery nie zrobiła. Nie wiedziałam, że masz taki kiepski gust Zayn. - Tak, uwierz mi, że ja też nie wiedziałem. Dlatego sam się sobie dziwię, że byłem z kimś takim jak ty. - Jest brzydka!
- Uważasz, że moja siostra jest brzydka? - wtrącił się Liam.
- Twoja... Co?
- Siostra - odpowiedziałem za niego.
- No tak. Jest śliczna! Tak sobie żartowałam. To co, kochani? Idziemy na tą sesję? Chyba nie chcecie się spóźnić?
- Pierdolę tą całą sesję. Nigdzie nie idę, a już na pewno nie z tobą.
- Ale, Zayniś, co ty mówisz? - zapytała słodkim głosikiem, trzepocząc rzęsami. Nie działało to na mnie. Już nie.
- Gigi, zerwałem z tobą. Z nami definitywny koniec. Zrozumiałaś? - Nie siliłem się ani trochę na bycie miłym. Miałem na to totalnie wyjebane.
- To nie może się tak skończyć, kochanie. Porozmawiajmy na spokojnie. Najlepiej w sypialni. - Spojrzała na mnie znacząco. Okej, była dobra w łóżku, ale bez przesady.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Znikaj z mojego życia.
- Ale...
- Tam są drzwi. - Wskazałem ręką przedpokój.
- Pożałujesz tego. Jeszcze za mną zatęsknisz - fuknęła i wybiegła z domu.
W końcu podjąłeś dobrą decyzję.
Po raz pierwszy zgodzę się z tobą. Kimkolwiek jesteś rzecz jasna.
- Zayn... - zaczął niepewnie Niall. - Ale ona miała rację... - Co? - Musimy iść na tą sesję. W przeciwnym razie Paul nas ukatrupi.
- Już powiedziałem. Mam powtórzyć? W porządku. Nigdzie nie idę. Zadzwońcie do niego i powiedzcie o zaistniałej sytuacji. Ja idę zanieść Emily.
Nie czekałem na odpowiedź, tylko łagodnie wziąłem dziewczynę "na pannę młodą" i wyruszyłem do sypialni nowej lokatorki. Gdy doszedłem do celu, położyłem brunetkę na łóżku i odkryłem kołdrą.
Tak na nią patrzyłem i uświadomiłem sobie, że... Ona wcale nie jest taka brzydka jak mi się zawsze wydawało. Pogłaskałem czule jej policzek, a przez moją dłoń przebiegł jakiś dziwny prąd. Natychmiast odskoczyłem od niej i czym prędzej opuściłem pomieszczenie.
Puściłem się biegiem do mojego królestwa. Wyszedłem na balkon, w między czasie łapiąc za paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Odpaliłem jednego papierosa i zaciągnąłem się. Tego mi trzeba było. Powolnie wypuściłem dym, usadawiając się na chłodnych kafelkach.
Nie wiem, co to było, ale podobało mi się i tego się najbardziej obawiam...
* Gónwo - błąd zrobiony specjalnie. To po prostu "powiedzonko" Emily
———————————————————
Witam! :)
Dzisiaj krótko i w sumie nic ciekawego się nie dzieje. Coś ostatnio wena i kreatywność mnie opuściły. A to są właśnie tego efekty. W przyszłym tygodniu obiecuję poprawę. ;)
Co teraz będzie z sesją? Co myślicie o zachowaniu Zayna i Emily? Czekam na wasze opinie!
Ciągle walczę z długością moich rozdziałów, ale niestety chyba przegrywam tą walkę. :/
Przeczytałeś? Zostaw po sobie jakiś ślad! To bardzo motywuje :)
Życzę wszystkim miłego tygodnia!
Pozdrawiam💋